Wybrałem się w tym roku po dłuższej rozłące (ostatni raz w 2009 r.) z polskim morzem do Karwii. To co się dzieje nad polskim morzem to jest jakiś festiwal żenady. Słyszałem o zjawisku parawaningu ale to co zobaczyłem na żywo przerosło moje wyobrażenie. Janusze z Grażynami wytyczają szmatami na patykach swoje królewstwa, jak myśle na kształt swoich własnych m2. Głowa rodziny zamienia się w kierownika budowy rozdzielając pozostałym członkom rodziny zadania dotyczące postawienia konstrukcji. Rozstaw, trzymaj, wal, podsyp... i tłuką tak młotkami w te kije wbijająć je w piasek, odgłosy jak na placu budowy. Ludzie leżąc nie widzą dookoła morza i plaży tylko parawany sąsiadów. Ogradzają się tak szczelnie, że człowiek nie jest w stanie poruszać się pomiędzy nimi. Zdecydowałem się na bałtyk ponieważ miałem w pamięci piękne, piaszczyste, szerokie i niezatłoczone plaże. Z drugiej strony już trochę przejadły mi się wakacje u dzikusów. Wynik jest taki, że starczy mi polskiego morza na kolejne kilka lat.