Brawler098
Legacy FC Light Heavyweight
Witajcie,
Postaram się w kilku słowach opisać metody treningowe, którymi parali się zawodnicy kiedyś a jak to wygląda dziś. Znakiem dzisiejszych czasów z całą pewnością jest to, że co rusz potrafią wymyślać różne narzędzia, które mają na celu usprawnić nasze działania. Jednak jak cofniemy się latami jeszcze do okresu przed 1 wojną światową i dalej w mig zobaczymy, że herosi tamtych czasów nie zakładali sobie czepków na głowę by trenować mózg, nie podpinali się pod różne zaawansowane maszynerie by odczytywać tętno, nie robili treningów jak robią to kulturyści, nie zdobywali masy mięśniowej w sposób "siłowniany" a do dziś uchodzą za mistrzów w swoich dziedzinach i również dziś możemy od nich czerpać ogrom wiedzy, jeśli się wie co na patrzeć i z czego wyciągać wnioski.
Dziś zawodnicy uwielbiają sobie utrudniać życie poprzez różne skompilowane i skomplikowane plany treningowe, dzieląc to na mikro i makrocykle w domyśle, że najpierw zawodnik będzie budował siłę, potem wytrzymałość itp i tu na chwilę przystanę : dużo kilogramów na klatę najczęściej nie sprawi, że jesteśmy w stanie odepchnąć żywego, aktywnego przeciwnika w klinczu, podobnież 50pow unoszenia bokiem sztangielkami nie sprawia, że będziemy w stanie kontrolować w górze cały czas ręce przeciwnika i swoje jako kontrujące. Wręcz bym napisał, że jest to praca kontrskuteczna, która niweluje nasze postępy zamiast nas rozwijać jako zawodników.
Dzieje się tak dlatego, że pracą na siłowni w sposób statyczny rozwijamy głównie brzusiec mięśnia i takie też budujemy połączenie mięśnie-mózg. Pięściarz, który namiętnie robi bicepsy sztangą czy sztangielkami potrafi zerwać sobie ten mięsień w momencie, kiedy przestrzeli cios. Włożył odpowiednią siłę mięśniową dla danego kierunku, mięsień nauczony reakcji oporu szykuje się na jeszcze mocniejsze spięcie, jednak cios nie trafia i cała "para" idzie w powietrze. Tak przygotowany mięsień ulega uszkodzeniu, bo nie jest w stanie w milisekundzie się rozluźnić, nasze ciało tego nie zna, nie jest to wytrenowane, więc kontuzja jest tylko wynikiem tych głupich działań.
I teraz się cofniemy do odległych czasów, czyli jak robili to najlepsi. Nikt nie trenował w taki sposób. Intuicyjnie jakby wiedzieli, że żeby być wytrzymałym w walce to trzeba imitować ruchy, które zachodzą w walce. Banalne, a jakże skuteczne !
I tak dla przykładu : pięściarze potrafili godzinami rąbać drewno czy bić ciężkim młotem w głazy czy też kijem baseballowym w ten sposób imitowali skręt ciała, który jest niezbędny do tego by zadać nockoutujący cios, rozluźniali ręce - uczyli swoje ciała tego by respektować je jako całość, niczego nie izolować i nie skupiać się na określonym brzuśćcu tylko traktować całą kończynę jako potężną broń , nabywali niezbędnej wytrzymałości siłowej rąk,brzucha,nóg,pleców pod wpływem długotrwałej pracy i ostatecznie uczyli ciało przyjmować amortyzację na cios/opór po wyprowadzeniu swojej siły. Wiemy z fizyki, że jeśli włożymy w dany punkt określoną siłę to siła zwrotna będzie wprost proporcjonalna. Tak właśnie dzieje się w walce. Uderzenie ciosem sierpowym na barki przeciwnika powoduje iż doświadczamy siły zwrotnej.
Dziś zawodnicy trenują na gumie skręt ciała albo na rączce wyciągu dolnego lub górnego - typowo siłowniane podejście, które ma się nijak do późniejszego wykorzystania tego w pojedynku. Uczy ciało pchać ciosy a nie je wypuszczać na pełnym skręcie i pełnym luzie niczym z katapulty totalnie niszcząc oponenta. To dlatego dzisiejsi zawodnicy są świetnie zbudowani, mają spore brzuśćce mięśniowe z których jednak nie płynie żadna siła użytkowa, a nawet jak wypłynie to jest dziełem przypadku a nie świadomego uderzenia.
Kolejnym ultraciekawym elementem tamtych czasów treningu pięściarzy jest uczenie kłębu dłoni oraz palców do długotrwałego utrzymywania obciążenia bitego z luzu. Mianowicie: ciosy proste małymi odważnikami typu 0,5-1kg wyprowadzane przez kilkadziesiąt minut do godziny czasu. To ćwiczenie miało na celu profilowanie pięściarza pod brak zmęczenia podczas wyprowadzania ciosów, sprawdzano w ten sposób swoją siłę wytrzymałościową oraz to czy ciosy są pchane czy wyrzucane. W przypadku ciosów pchanych tlen kończył się szybko, w przypadku ciosów wyrzucanych mogli to robić bardzo, bardzo długo.
Idąc dalej : kiedyś pięściarze wierzyli w to by podpatrywać trochę naturę. W naturze bowiem wszystko jest żmudne, cierpliwe, konsekwentne. Wierzyli w to, że trenując swoje ciosy czyniąc z niektórych ciosami firmowymi doprowadzając je do perfekcji w luzie, punkcie oraz timingu są w stanie pokonywać każdego. I rzeczywiście tak się działo. Trening ten był nudny, nie było kilkunastu stacji po 30 sekund, nie było przeskakiwania z maszyny na maszynę, ale właśnie tak to powinno wyglądać. Ciężkie rzemiosło. Tak przygotowany pięściarz nawet jak nie trafił po kilkanaście razy na rundę swoim ciosem to dalej atakował niestrudzony i nie zmęczony. Kiedy jednak w końcu trafił - kończył pojedynek ciężkim KO i sędzia mógłby przeciwnika odliczyć nawet i do 60....
Potrafili najprostsze kombinacje ćwiczyć po niezliczoną ilość razy. Aż do osiągnięcia pełnego spektrum potencjału swojej akcji.
Dziś tego nie widujemy. Dziś pięściarze biją po 100 różnych ciosów i 100 różnych akcji, a w żadnej się nie specjalizują. Odwiedziłem wiele klubów w swoim życiu i z ręką na sercu mogę przyznać, że we wszystkich było wszystko robione na jedną modłę - programowanie zawodnika na akcje, które są łatwe do odczytania i cholernie przewidywalne. Określone sekwencje ciosów. Brak elementu zaskoczenia.
Kolejnym elementem układanki jest walka klinczem. Dziś zawodnicy w ogóle nie są tego uczeni. Pięściarz, który nie potrafi luźno i płynnie operować klinczem i z ciasnych pozycji zadawać ciosów, powiedzmy sobie to wprost : nie zna połowy bokserskiej profesji. Praca głową, praca łokciami, praca barkami, praca biodrami, kontrolowanie bicepsów przeciwnika, ściąganie mu głowy czy pchanie rękawic na twarz - nie jest jak się dziś śmie mówić "faulami" a jest skutecznością w walce i użytecznym pięściarstwem. Prawdziwym pięściarstwem. Zrobione to w sposób inteligentny i płynny sprawia iż sędzia nawet nie zauważy takich zagrywek a nawet jak zauważy to i tak musi puścić walkę dalej, gdyż klincz jest aktywny i istnieje pojęcie "afektu walki" czyli ciosów nieregulaminowych ale wykonywanych pod wpływem emocji, które są ignorowane, a które być muszą bo napędzają każdą imprezę sportową. A najbardziej w tym wszystkim przecież chodzi o widowisko.
Biorąc pod uwagę wszystkie te elementy mamy jasną odpowiedź co do tego dlaczego nasze pięściarstwo leży i nie bardzo jest osoba, która mogłaby je podnieść. Dziś kluby uczą imitacji walki co sprawia złudne wrażenie, że jak zawodnik zawalczy na Mistrzostwach Polski na ultraniskim poziomie to ego rozpycha się w nim na boki i myśli, że jest drugim Foremanem czy Marciano.... tymczasem jest to osoba, która nawet nie liznęła prawdziwego pięściarstwa począwszy od metod treningowych na silnym ciosie kończąc.
Zapraszam fighterów do dyskusji.
Postaram się w kilku słowach opisać metody treningowe, którymi parali się zawodnicy kiedyś a jak to wygląda dziś. Znakiem dzisiejszych czasów z całą pewnością jest to, że co rusz potrafią wymyślać różne narzędzia, które mają na celu usprawnić nasze działania. Jednak jak cofniemy się latami jeszcze do okresu przed 1 wojną światową i dalej w mig zobaczymy, że herosi tamtych czasów nie zakładali sobie czepków na głowę by trenować mózg, nie podpinali się pod różne zaawansowane maszynerie by odczytywać tętno, nie robili treningów jak robią to kulturyści, nie zdobywali masy mięśniowej w sposób "siłowniany" a do dziś uchodzą za mistrzów w swoich dziedzinach i również dziś możemy od nich czerpać ogrom wiedzy, jeśli się wie co na patrzeć i z czego wyciągać wnioski.
Dziś zawodnicy uwielbiają sobie utrudniać życie poprzez różne skompilowane i skomplikowane plany treningowe, dzieląc to na mikro i makrocykle w domyśle, że najpierw zawodnik będzie budował siłę, potem wytrzymałość itp i tu na chwilę przystanę : dużo kilogramów na klatę najczęściej nie sprawi, że jesteśmy w stanie odepchnąć żywego, aktywnego przeciwnika w klinczu, podobnież 50pow unoszenia bokiem sztangielkami nie sprawia, że będziemy w stanie kontrolować w górze cały czas ręce przeciwnika i swoje jako kontrujące. Wręcz bym napisał, że jest to praca kontrskuteczna, która niweluje nasze postępy zamiast nas rozwijać jako zawodników.
Dzieje się tak dlatego, że pracą na siłowni w sposób statyczny rozwijamy głównie brzusiec mięśnia i takie też budujemy połączenie mięśnie-mózg. Pięściarz, który namiętnie robi bicepsy sztangą czy sztangielkami potrafi zerwać sobie ten mięsień w momencie, kiedy przestrzeli cios. Włożył odpowiednią siłę mięśniową dla danego kierunku, mięsień nauczony reakcji oporu szykuje się na jeszcze mocniejsze spięcie, jednak cios nie trafia i cała "para" idzie w powietrze. Tak przygotowany mięsień ulega uszkodzeniu, bo nie jest w stanie w milisekundzie się rozluźnić, nasze ciało tego nie zna, nie jest to wytrenowane, więc kontuzja jest tylko wynikiem tych głupich działań.
I teraz się cofniemy do odległych czasów, czyli jak robili to najlepsi. Nikt nie trenował w taki sposób. Intuicyjnie jakby wiedzieli, że żeby być wytrzymałym w walce to trzeba imitować ruchy, które zachodzą w walce. Banalne, a jakże skuteczne !
I tak dla przykładu : pięściarze potrafili godzinami rąbać drewno czy bić ciężkim młotem w głazy czy też kijem baseballowym w ten sposób imitowali skręt ciała, który jest niezbędny do tego by zadać nockoutujący cios, rozluźniali ręce - uczyli swoje ciała tego by respektować je jako całość, niczego nie izolować i nie skupiać się na określonym brzuśćcu tylko traktować całą kończynę jako potężną broń , nabywali niezbędnej wytrzymałości siłowej rąk,brzucha,nóg,pleców pod wpływem długotrwałej pracy i ostatecznie uczyli ciało przyjmować amortyzację na cios/opór po wyprowadzeniu swojej siły. Wiemy z fizyki, że jeśli włożymy w dany punkt określoną siłę to siła zwrotna będzie wprost proporcjonalna. Tak właśnie dzieje się w walce. Uderzenie ciosem sierpowym na barki przeciwnika powoduje iż doświadczamy siły zwrotnej.
Dziś zawodnicy trenują na gumie skręt ciała albo na rączce wyciągu dolnego lub górnego - typowo siłowniane podejście, które ma się nijak do późniejszego wykorzystania tego w pojedynku. Uczy ciało pchać ciosy a nie je wypuszczać na pełnym skręcie i pełnym luzie niczym z katapulty totalnie niszcząc oponenta. To dlatego dzisiejsi zawodnicy są świetnie zbudowani, mają spore brzuśćce mięśniowe z których jednak nie płynie żadna siła użytkowa, a nawet jak wypłynie to jest dziełem przypadku a nie świadomego uderzenia.
Kolejnym ultraciekawym elementem tamtych czasów treningu pięściarzy jest uczenie kłębu dłoni oraz palców do długotrwałego utrzymywania obciążenia bitego z luzu. Mianowicie: ciosy proste małymi odważnikami typu 0,5-1kg wyprowadzane przez kilkadziesiąt minut do godziny czasu. To ćwiczenie miało na celu profilowanie pięściarza pod brak zmęczenia podczas wyprowadzania ciosów, sprawdzano w ten sposób swoją siłę wytrzymałościową oraz to czy ciosy są pchane czy wyrzucane. W przypadku ciosów pchanych tlen kończył się szybko, w przypadku ciosów wyrzucanych mogli to robić bardzo, bardzo długo.
Idąc dalej : kiedyś pięściarze wierzyli w to by podpatrywać trochę naturę. W naturze bowiem wszystko jest żmudne, cierpliwe, konsekwentne. Wierzyli w to, że trenując swoje ciosy czyniąc z niektórych ciosami firmowymi doprowadzając je do perfekcji w luzie, punkcie oraz timingu są w stanie pokonywać każdego. I rzeczywiście tak się działo. Trening ten był nudny, nie było kilkunastu stacji po 30 sekund, nie było przeskakiwania z maszyny na maszynę, ale właśnie tak to powinno wyglądać. Ciężkie rzemiosło. Tak przygotowany pięściarz nawet jak nie trafił po kilkanaście razy na rundę swoim ciosem to dalej atakował niestrudzony i nie zmęczony. Kiedy jednak w końcu trafił - kończył pojedynek ciężkim KO i sędzia mógłby przeciwnika odliczyć nawet i do 60....
Potrafili najprostsze kombinacje ćwiczyć po niezliczoną ilość razy. Aż do osiągnięcia pełnego spektrum potencjału swojej akcji.
Dziś tego nie widujemy. Dziś pięściarze biją po 100 różnych ciosów i 100 różnych akcji, a w żadnej się nie specjalizują. Odwiedziłem wiele klubów w swoim życiu i z ręką na sercu mogę przyznać, że we wszystkich było wszystko robione na jedną modłę - programowanie zawodnika na akcje, które są łatwe do odczytania i cholernie przewidywalne. Określone sekwencje ciosów. Brak elementu zaskoczenia.
Kolejnym elementem układanki jest walka klinczem. Dziś zawodnicy w ogóle nie są tego uczeni. Pięściarz, który nie potrafi luźno i płynnie operować klinczem i z ciasnych pozycji zadawać ciosów, powiedzmy sobie to wprost : nie zna połowy bokserskiej profesji. Praca głową, praca łokciami, praca barkami, praca biodrami, kontrolowanie bicepsów przeciwnika, ściąganie mu głowy czy pchanie rękawic na twarz - nie jest jak się dziś śmie mówić "faulami" a jest skutecznością w walce i użytecznym pięściarstwem. Prawdziwym pięściarstwem. Zrobione to w sposób inteligentny i płynny sprawia iż sędzia nawet nie zauważy takich zagrywek a nawet jak zauważy to i tak musi puścić walkę dalej, gdyż klincz jest aktywny i istnieje pojęcie "afektu walki" czyli ciosów nieregulaminowych ale wykonywanych pod wpływem emocji, które są ignorowane, a które być muszą bo napędzają każdą imprezę sportową. A najbardziej w tym wszystkim przecież chodzi o widowisko.
Biorąc pod uwagę wszystkie te elementy mamy jasną odpowiedź co do tego dlaczego nasze pięściarstwo leży i nie bardzo jest osoba, która mogłaby je podnieść. Dziś kluby uczą imitacji walki co sprawia złudne wrażenie, że jak zawodnik zawalczy na Mistrzostwach Polski na ultraniskim poziomie to ego rozpycha się w nim na boki i myśli, że jest drugim Foremanem czy Marciano.... tymczasem jest to osoba, która nawet nie liznęła prawdziwego pięściarstwa począwszy od metod treningowych na silnym ciosie kończąc.
Zapraszam fighterów do dyskusji.