Pontus
Jungle Fight Light Heavyweight
Po main evencie z ostatniej gali ostatecznie uświadomiłem sobie słabość kategorii półciężkiej. Rumble to mój ulubiony zawodnik z LHW, nigdy nie lubiłem Badera, a już totalną awersję miałem do niego po walce z Daviesem, którą widziałem na żywo w Sztokholmie. Z drugiej strony, trochę szkoda, że tak się to wszystko potoczyło. W LHW doszło do sytuacji, w której występuje w zasadzie czterech liczących się zawodników - Jones, Gustafsson, Cormier, Johnson. Nie oszukujmy się, pomijając tych fantastycznych fighterów, na których walki czeka zapewne każdy z Was, reszta dywizji pozostaje lata świetlne za nimi.
Wymieniona czwórka jest na tyle dominująca od dłuższego czasu, że już w zeszłym roku dochodziło do absurdalnych rankingowo starć, takich jak to pomiędzy Gustafssonem a Cormierem o pas. Po wygranej Rumble'a z Baderem i poprzedzającej to starcie wygranej Badera z Evansem w zasadzie trudno liczyć na inne rozwiązanie, niż to, które męczy wszystkich od dłuższego czasu i nawiedza praktycznie każdą dywizję - ciągłych, nieuzasadnionych rewanżów. W LHW ta sytuacja jest o tyle groźna, że może przyblokować całą kategorię na parę dobrych lat, znacznie bardziej niż wszystkie inne.
Najgorzej obsadzona ze wszystkich dywizji, czyli ciężka, ma przynajmniej swego rodzaju efekt nieprzewidywalności. Tam każdy jest w stanie pokonać każdego (pomijając Werduma i być może, Velasqueza) i szybko wybić się na głównego pretendenta do walki o tytuł. Nawet Miocic, który obecnie najbardziej zasługuje na title shota, kilka lat temu po paru dobrych walkach sromotnie przegrał z naprawdę przeciętnym Struvem! Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie, że Cummins dominuje Gustaffsona? Texeira Cormiera, czy Shogun Jonesa? Bo ja nie.
Dlatego chciałbym Was prosić o opinię. Jeżeli bylibyście matchmakerami UFC, jak rozwiązalibyście tę sytuację? W zeszłym roku bardzo liczyłem na zwycięstwo OSP z Texeirą i w nim cicho szukałem nadziei na ratunek dla dywizji. Nie udało się. Powracający Evans przegrał, Shogun i Nogueira to emeryci, Manuwa nie ten poziom, o reszcie kategorii nie ma w zasadzie nic ciekawego do powiedzenia. Najbardziej rokujący okazuje się być wyśmiewany niegdyś Krylov. Co robić albo ogólnie - co o tym wszystkim myślicie?
Wymieniona czwórka jest na tyle dominująca od dłuższego czasu, że już w zeszłym roku dochodziło do absurdalnych rankingowo starć, takich jak to pomiędzy Gustafssonem a Cormierem o pas. Po wygranej Rumble'a z Baderem i poprzedzającej to starcie wygranej Badera z Evansem w zasadzie trudno liczyć na inne rozwiązanie, niż to, które męczy wszystkich od dłuższego czasu i nawiedza praktycznie każdą dywizję - ciągłych, nieuzasadnionych rewanżów. W LHW ta sytuacja jest o tyle groźna, że może przyblokować całą kategorię na parę dobrych lat, znacznie bardziej niż wszystkie inne.
Najgorzej obsadzona ze wszystkich dywizji, czyli ciężka, ma przynajmniej swego rodzaju efekt nieprzewidywalności. Tam każdy jest w stanie pokonać każdego (pomijając Werduma i być może, Velasqueza) i szybko wybić się na głównego pretendenta do walki o tytuł. Nawet Miocic, który obecnie najbardziej zasługuje na title shota, kilka lat temu po paru dobrych walkach sromotnie przegrał z naprawdę przeciętnym Struvem! Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie, że Cummins dominuje Gustaffsona? Texeira Cormiera, czy Shogun Jonesa? Bo ja nie.
Dlatego chciałbym Was prosić o opinię. Jeżeli bylibyście matchmakerami UFC, jak rozwiązalibyście tę sytuację? W zeszłym roku bardzo liczyłem na zwycięstwo OSP z Texeirą i w nim cicho szukałem nadziei na ratunek dla dywizji. Nie udało się. Powracający Evans przegrał, Shogun i Nogueira to emeryci, Manuwa nie ten poziom, o reszcie kategorii nie ma w zasadzie nic ciekawego do powiedzenia. Najbardziej rokujący okazuje się być wyśmiewany niegdyś Krylov. Co robić albo ogólnie - co o tym wszystkim myślicie?