Tanio skóry nie sprzedam

1659634140555.png
 
I to jest powód, a nie jakies gówno, typu zapomniałem, byłem na wakacjach, rozstałem się z żoną.
Jakieś 20 lat temu w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu często dochodziło do zgromadzeń i spożywania różnych substancji. No i naszło nas na pizzę. W mieszkaniu była kuchnia na wprost wejścia, korytarz, pokój po prawej i kolejny pokój na końcu korytarza. W tym dużym pokoju na końcu siedziało pewnie z 10 osób z jakimś alko a oprócz tego wysypane 50 gie na stole. Domofon i po chwili dzwonek do drzwi z dostawą. Sprawy zawsze się ogarniało w drzwiach albo prosiło się dostawcę do kuchni. Jako dostawca w tym przypadku wszedł jakiś dziadek koło 60 i bez skrępowania udał się prosto do pokoju gdzie wszyscy siedzieli. Konsternacja jak skurwysyn i ktoś tam przytomnie zaczął obrus zwijać. A dziadek zaczął się tylko śmiać i powiedział "nie chowajcie, nie chowajcie". Ten tekst na długo wszedł do naszego słownika.
 
Jakieś 20 lat temu w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu często dochodziło do zgromadzeń i spożywania różnych substancji. No i naszło nas na pizzę. W mieszkaniu była kuchnia na wprost wejścia, korytarz, pokój po prawej i kolejny pokój na końcu korytarza. W tym dużym pokoju na końcu siedziało pewnie z 10 osób z jakimś alko a oprócz tego wysypane 50 gie na stole. Domofon i po chwili dzwonek do drzwi z dostawą. Sprawy zawsze się ogarniało w drzwiach albo prosiło się dostawcę do kuchni. Jako dostawca w tym przypadku wszedł jakiś dziadek koło 60 i bez skrępowania udał się prosto do pokoju gdzie wszyscy siedzieli. Konsternacja jak skurwysyn i ktoś tam przytomnie zaczął obrus zwijać. A dziadek zaczął się tylko śmiać i powiedział "nie chowajcie, nie chowajcie". Ten tekst na długo wszedł do naszego słownika.
Za godzinkę ten sam dziadek stał w dole z łopatą i łkającym głosem błagał „nie chowajcie, nie chowajcie…”

Śmiechom nie było końca.
 
Jakieś 20 lat temu w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu często dochodziło do zgromadzeń i spożywania różnych substancji. No i naszło nas na pizzę. W mieszkaniu była kuchnia na wprost wejścia, korytarz, pokój po prawej i kolejny pokój na końcu korytarza. W tym dużym pokoju na końcu siedziało pewnie z 10 osób z jakimś alko a oprócz tego wysypane 50 gie na stole. Domofon i po chwili dzwonek do drzwi z dostawą. Sprawy zawsze się ogarniało w drzwiach albo prosiło się dostawcę do kuchni. Jako dostawca w tym przypadku wszedł jakiś dziadek koło 60 i bez skrępowania udał się prosto do pokoju gdzie wszyscy siedzieli. Konsternacja jak skurwysyn i ktoś tam przytomnie zaczął obrus zwijać. A dziadek zaczął się tylko śmiać i powiedział "nie chowajcie, nie chowajcie". Ten tekst na długo wszedł do naszego słownika.
A wtedy sąsiedzi wstali i zaczęli bić brawo!
 
A wtedy sąsiedzi wstali i zaczęli bić brawo!
Z sąsiadami to tam też miałem przypał. To był czas gdy wielu znajomych parało się trudnym biznesem, więc i palenie miałem dość tanie. Poryte czasy gdyż kopciłem wtedy jak pojebion. Przez 2 lata nie było dnia abym nie zapalił. Któregoś razu słyszę hałas pod drzwiami. Zerkam przez judasza a tam typy z pogotowia gazowego i mój sąsiad z góry (sąsiedzi z góry to było młode małżeństwo typowych pizdusiów z dwójką małych dzieci). Ci z gazowni łażą koło moich drzwi z czujnikami na pałąku (obok moich drzwi były gazomierze) i mówią, że nic nie wykrywają. A ten ciamajda z góry im nadaje że tu często czuć unoszący się dziwny zapach. :lol:
 
Z sąsiadami to tam też miałem przypał. To był czas gdy wielu znajomych parało się trudnym biznesem, więc i palenie miałem dość tanie. Poryte czasy gdyż kopciłem wtedy jak pojebion. Przez 2 lata nie było dnia abym nie zapalił. Któregoś razu słyszę hałas pod drzwiami. Zerkam przez judasza a tam typy z pogotowia gazowego i mój sąsiad z góry (sąsiedzi z góry to było młode małżeństwo typowych pizdusiów z dwójką małych dzieci). Ci z gazowni łażą koło moich drzwi z czujnikami na pałąku (obok moich drzwi były gazomierze) i mówią, że nic nie wykrywają. A ten ciamajda z góry im nadaje że tu często czuć unoszący się dziwny zapach. :lol:
:nono:
 
Back
Top