Polityka

Ukraina płaci za to, że zmarnowała 20lat swojej historii, za dziadostwo, korupcję, złodziejstwo, za brak reform, za to, że ich deputowani nie potrafili zadbać o swoje Państwo. Ukraina jest w takiej sytuacji bo jest słabym państwem, z rozbitym i podzielonym społeczeństwem, bez poważnych sojuszy, bez armii itd.. Litwa, Łotwa, Estonia, Polska to przykłady państw, które po upadku obozu zwanego "chórem bratnich państw i całej postępowej ludzkości" znalazły pomysł na swoją przyszłość, przeszły kosztowne reformy, znajdują się w innej rzeczywistości.
 
@Jakub Bijan Obecne straty z VAT wynikają z samej natury podatku (zwrot VAT). Komisja Europejska szacuje, że straty z tytułu oszustw na podatku VAT to 1 bilion EURO rocznie na terenie UE.

Jest taka teoria, że po wprowadzeniu podatku obrotowego handlowcy kompensują koszt podatku wysokością cen co powoduje w skali makro inflację.
 
@Karateka@ sam wzrost cen nie oznacza od razu inflacji, przynajmniej w tym klasycznym rozumieniu, gdzie wiąże się on zawsze ze wzrostem ilości pieniądza w obiegu. Ale mniejsza o to. Druga kwestia jest taka, że wprowadzenie obrotowego wcale nie musi oznaczać dla spółek większych kosztów. Może (choć oczywiście nie musi) się okazać, że choć dziś spółki CIT nie płacą, to kwota jaką wydają na optymalizacje podatkową może być większa niż np. 0,5% lub 0,75% podatku obrotowego o którym mówi Gwiazdowski. To oczywiście gdybanie, bo nie mam danych w tym zakresie. Niemniej tak jak piszesz, to twierdzenie jest wątpliwe.

Co do VAT, to można porównać dane - nie chce mi się szukać bardziej aktualnych, proporcje zapewne niewiele się zmieniły.
Według ustawy budżetowej na 2011 rok dochody podatkowe państwa sięgnęły 247,5 mld zł. Wpływy z tytułu podatku PIT za ten sam okres wyniosły 38,7 mld zł, co stanowiło 15 proc. dochodów podatkowych. Budżet państwa więcej uzyskuje z podatku akcyzowego, z którego wpływy wyniosły 58,7 mld zł. Dla porównania kwota uzyskiwana z podatku od towarów i usług sięgnęła 123,7 mld zł, czyli 50 proc. dochodów podatkowych.
Aż 2 mld zł rocznie przeznaczamy na pensje urzędników zajmujących się rozliczaniem podatku PIT – wynika z szacunków Fundacji Republikańskiej. Poborem, kontrolą i całą obsługą podatku dochodowego od osób fizycznych zajmuje się blisko 80 proc. całego aparatu skarbowego[...] Armia pracowników skarbówki zajmuje się podatkiem, który jest jednym z mniej ważnych źródeł dochodów budżetu.
http://www.bankier.pl/wiadomosc/5-razy-tak-dla-likwidacji-PIT-u-2648213.html

Tak na marginesie, gdybyśmy nie mieli długu publicznego na którego obsługę wydajemy już ponad 50 mld złotych, to moglibyśmy całkowicie zrezygnować z PIT-u bez żadnych konsekwencji:)) To tak obrazowo odnośnie długu.
 
@Jakub Bijan

Co do podatku obrotowego - pełna zgoda.

Co do VAT, to możemy jednak podyskutować :)

Posiłkując się wykresem Fundacji Republikańskiej za omawiany przez Ciebie rok 2011... Mam tu jasno napisane, że wpływy z PIT wynoszą 67,5 mld. Akcyza natomiast 58 mld jak podajesz. Musiałeś pomylić Pit z Cit, ponieważ to z CIT wpływy wynoszą 31,7 mld. Połączmy Pit z Cit i mamy prawie 100 mld (99,2). Czy można tu mówić o małych wpływach do budżetu? Czym w obliczu tych 2 mld jest te prawie 100 mld? I czym w obliczu tych 2 mld jest szacowane 20-30 mld zł, które budżet traci na karuzelach omawianych przez Gwiazdowskiego ( źródło http://www.gazetapodatnika.pl/artykuly/luka_w_vat_kosztuje_budzet_20_30_mld_zl_rocznie-a_16479.htm)

Gdybyśmy nie mieli długu (50mld) to wciąż nie dałoby się bez dodatkowych cięć zlikwidować podatków dochodowych (99,2mld - brakowałoby 49,2mld)
 
Last edited:
@Karateka@ nie wiem co pisze w tabelce Republikanów, wiem co pisze w tabelce z ustawy budżetowej.
XYZ.jpg

PIT 38 mld
CIT 24 mld
Akcyza 58 mld

Ja nie pisałem o PIT + CIT tylko o PIT. Choć oczywiście odsetki rosną, i zapewne niedługo przewyższą wpływy z obu podatków łącznie.
 
Moje źródło (prawy dolny róg):
http://bi.gazeta.pl/im/8/12444/m12444198,MAPA-WYDATKOW.gif

PIT 67,6 mld
CIT 31,7 mld
Akcyza 58 mld

Poszukam innych źródeł dla porównania.

Wiem, że pisałeś tylko o PIT, ale w kontekście likwidacji dochodowych, to chyba nikt nie proponuje likwidacji PIT i zostawienie CIT?

EDIT: Raporty NIK potwierdzają Twoje źródła.
EDIT2: @Jakub Bijan Właśnie dokładnie tego PDFa dotyczył EDIT pierwszy ;-)
 
Last edited:
W takim razie te wpływy są znacznie mniejsze niż podawało moje źródło Fundacji Republikańskiej. 38 i 24 mld to wciąż sporo jakby się chciało to obciąć. Nie da się tego zrobić tak jak mówi JKM - "jeśli obniżanie podatków jest korzystne, to trzeba niezależnie od okoliczności obniżać". Trzeba albo znaleźć alternatywne źródło dochodów albo obciąć wydatki. Co dla rozsądnie myślącej osoby może być truizmem, ale dla piszących w internecie zwolenników KNP zupełnie nie ;-) Krzysztof Bosak w tej kwestii jest rozsądniejszy, bo zna tę oczywistą prawdę, że aby zlikwidować PIT trzeba znaleźć inne dochody albo obciąć wydatki. :)
 
by zylo sie lepiej...

Z tego co zdążyłem przeczytać to ta poprawka została pozytywnie rozpatrzona przez komisję ds energetyki gdzie połowa ludzi z PO. Znalazłem informacje dot ze PiS się wstrzymuje od głosu, PSL SLD TR przeciwko, a o PO nic.

@Scurvol uważasz że te 210% ceny rynkowej jako stała cena sprzedaży prądu z oze jest ok?

Głosowanie w piątek wiec jak ktoś chce to może sobie o gladnac ten moment posiedzenia.

Spadam będę wieczorem.
 
@cRe chodzi mi glownie o powiazania czlonkow platformy i ch rodzin ze spolkami energetycznymi,w reszte sie nie zaglebialem.
 
@cRe chodzi mi glownie o powiazania czlonkow platformy i ch rodzin ze spolkami energetycznymi,w reszte sie nie zaglebialem.
Spółki skarbu państwa to wiadomo ze ludzie z partii tam siedzą.

Dobra teraz już serio spadam. Miłego dnia.
 
Spółki skarbu państwa to wiadomo ze ludzie z partii tam siedzą.
no wiesz,pewnie,ze wiadomo ale moim zdaniem nie powinno tak byc.Zamiast kompetentnych ludzi siedza tam glaby z nadania partyjnego,ktorych jedynym celem jest dojenie kasy z naszych podatkow,nic wiecej.
 
Powinno byc narzucone rozwiazanie, ktore nakazuje grupom o roznych powiazaniach, czy to rodzinnych, towarzyskich, gospodarczych czy ideologicznych, na maksymalne rozproszenie na rynku, coś na wzór PRL-owskiego nakazu pracy, tylko oczywiście w nowoczesnej formie. Dodatkowo powinna być zarządzana okresowa rotacja ludzi, zeby sie za bardzo nie przyzwyczajali, poza tym niech lekarz popracuje troche na kopalni, a niech gornik troche posiedzi w zarzadzie, pelna rownosc.

A na powazniej:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Indie-znosza-zakaz-importu-zlota-7238275.html
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Niemcy-policja-wzmacnia-patrole-na-granicy-z-Polska-3291515.html (ruski sabotaz? ok ok, biore tabletke)
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Hindusi-chca-jesc-po-polsku-3291575.html
http://biznesalert.pl/kalan-rosja-wymierza-policzek-unii-europejskiej/
 
Last edited:
Ciekawa koncepcja. Mam jeszcze jeden argument. Bo zauważ, że jak masz inflację to zwyczajnie NIE OPŁACA SIĘ oszczędzać. Bo trzeba być głupkiem, a nie jak sam powiedziałeś ogarniętym człowiekiem, żeby odkładać pieniądze, które kurczą się przez sam fakt że są odłożone. Ogarnięty człowiek będzie inwestował, czyli wydawał te pieniądze. Zainwestuje je w coś co w przyszłości da mu możliwość większych zarobków, przez co nie będzie tracił przez sam fakt bezczynności. Natomiast w dekadzie deflacji nie ma takiego problemu, bo pieniądz odłożony nie traci, a zyskuje na wartości.
Zależy co rozumieć przez oszczędzanie. Jeśli ludzie podczas inflacji "inwestują" pieniądze w rzeczy co najmniej zachowujące swoją cenę skorygowaną o inflację, to dla mnie też jest oszczędzanie np.: kupowanie gruntów, nieruchomości, złota, innych walut etc., które po zakupie leżą odłogiem i nabierają wartości w stosunku do pieniądza (częściej było to nazywane spekulacją ;) ). Jest to tylko wymiana pieniądza na inny nośnik wartości. Inflacja wpływa na wydawanie pieniędzy, co nie musi się równać inwestowaniu (w moim rozumieniu: rozkręcanie biznesu). Można sobie wyobrazić, że służy ona gospodarce, bo ludzie więcej będą kupować, ale co to za dobroć jeżeli kupujemy rzeczy nam niepotrzebne tylko dlatego, żeby mieć jakiś zamiennik pieniądza, który szybko traci na wartości. Poza tym kiedy już pieniądz w drodze inflacji straci dostatecznie dużo, ludzie już nawet nie będą mogli kupować tych niepotrzebnych im rzeczy, bo po zaspokojeniu podstawowych potrzeb nie będzie ich stać na resztę. Już skrajnością będzie, że ludzie będą woleli dostawać wypłaty w naturze i rozkwitnie handel wymienny. Może trochę się zapędziłem, ekonomistom raczej chodzi o tą małą, dającą się kontrolować inflację ;).

Inflacja pewnie dlatego jest tak ceniona przez ekonomistów, szczególnie tych od budżetu państwa, ponieważ zakładając, że skłania ona do wydawania pieniędzy, w ramach podatków (kupno-sprzedaż, VAT, akcyza etc.) będą odprowadzane większe kwoty. Jednak nie widzę w jaki sposób kupowanie rzeczy, których byśmy nie nabyli gdyby inflacji nie było, podnosi jakość życia.

Podejście popierających inflację jest to wg mnie analogiczne do ludzi którzy nawoływaliby do produkcji sprzętów kiepskiej jakości, które po okresie gwarancji się psują. Pewnie, należy popierać taką produkcję, tak żeby zakłady miały co produkować i sprzedawać. Jednak jest to leniwe podejście. Dla mnie rozsądniejszym byłoby zachęcanie producentów do innowacji tak by ludzie chcieli kupować nowe produkty, a nie musieli bo stare się popsuły.
 
Last edited:
Powinno byc narzucone rozwiazanie, ktore nakazuje grupom o roznych powiazaniach, czy to rodzinnych, towarzyskich, gospodarczych czy ideologicznych, na maksymalne rozproszenie na rynku, coś na wzór PRL-owskiego nakazu pracy, tylko oczywiście w nowoczesnej formie. Dodatkowo powinna być zarządzana okresowa rotacja ludzi, zeby sie za bardzo nie przyzwyczajali, poza tym niech lekarz popracuje troche na kopalni, a niech gornik troche posiedzi w zarzadzie, pelna rownosc.
czyli co ? wg ciebie to obecna sytuacja jest w porzadku,tak wlasnie bylo w PRL,partia rzadzi,partia radzi,partia nigdy cie nie zdradzi. Niech zyje nepotyzm i kumoterstwo!
 
Czy powinnismy dazyc do tej asymptoty? Oczywiscie.

Natomiast nigdy nie bylo, nie ma i nie bedzie rownosci. Nie bardzo wiem czego oczekujesz ty.

Zreszta esencja jest w moim poprzednim komentarzu.
 
Mozliwe,ze jestem idealista ale chcialbym aby przy obsadzaniu etatow w tzw spolkach panstwowych glownym wyznacznikiem byly kompetencje a nie to czy jest sie z danej parti albo kogo jest sie synem badz ciotecznym kuzynem.Wiem,ze tak nie jest ale to nie znaczy,ze musze sie z tym godzic bo tak jest i koniec.Nie mam pojecia skad wytrzasnales te "rownosc",znowu jakies wnioski nie wiadomo skad. Ogolnie w dzisiejszej Polsce czlowiek bez znajomosci i kontaktow jest,troche na straconej pozycji i to nie w porzadku,ze mimo to,iz ma jakies tam kompetencje przegrywa na tzw rynku pracy z synusiem badz innym znajomkiem krolika,tyle.
 
Takie,ktore umoziliwialyby sprawiedliwa konkurencje oparta na prawdziwych kompetencjach danej osoby na dane stanowisko.Kluczem tu powinna byc prawdziwa jego przydatnosc dla firmy i jego tzw "skill" a nie,ze ma tak samo na nazwisko jak zastepca prezesa od spraw niewaznych czy inny wozny. Przeciez w Polsce od dluzszego juz czasu nie wazne sa Twoje umiejetnosci,tylko to kogo znasz badz z jakiego klanu pochodzisz.O ile w firmach prywatnych to niech sobie tam zatrudnia wlasciciel kogo chce,to jego sprawa,tak w firmach tzw panstwowych tak byc nie powinno.
 
Zależy co rozumieć przez oszczędzanie. Jeśli ludzie podczas inflacji "inwestują" pieniądze w rzeczy co najmniej zachowujące swoją cenę skorygowaną o inflację, to dla mnie też jest oszczędzanie np.: kupowanie gruntów, nieruchomości, złota, innych walut etc., które po zakupie leżą odłogiem i nabierają wartości w stosunku do pieniądza (częściej było to nazywane spekulacją ;) ). Jest to tylko wymiana pieniądza na inny nośnik wartości. Inflacja wpływa na wydawanie pieniędzy, co nie musi się równać inwestowaniu (w moim rozumieniu: rozkręcanie biznesu). Można sobie wyobrazić, że służy ona gospodarce, bo ludzie więcej będą kupować, ale co to za dobroć jeżeli kupujemy rzeczy nam niepotrzebne tylko dlatego, żeby mieć jakiś zamiennik pieniądza, który szybko traci na wartości. Poza tym kiedy już pieniądz w drodze inflacji straci dostatecznie dużo, ludzie już nawet nie będą mogli kupować tych niepotrzebnych im rzeczy, bo po zaspokojeniu podstawowych potrzeb nie będzie ich stać na resztę. Już skrajnością będzie, że ludzie będą woleli dostawać wypłaty w naturze i rozkwitnie handel wymienny. Może trochę się zapędziłem, ekonomistom raczej chodzi o tą małą, dającą się kontrolować inflację ;).

Inflacja pewnie dlatego jest tak ceniona przez ekonomistów, szczególnie tych od budżetu państwa, ponieważ zakładając, że skłania ona do wydawania pieniędzy, w ramach podatków (kupno-sprzedaż, VAT, akcyza etc.) będą odprowadzane większe kwoty. Jednak nie widzę w jaki sposób kupowanie rzeczy, których byśmy nie nabyli gdyby inflacji nie było, podnosi jakość życia.

Podejście popierających inflację jest to wg mnie analogiczne do ludzi którzy nawoływaliby do produkcji sprzętów kiepskiej jakości, które po okresie gwarancji się psują. Pewnie, należy popierać taką produkcję, tak żeby zakłady miały co produkować i sprzedawać. Jednak jest to leniwe podejście. Dla mnie rozsądniejszym byłoby zachęcanie producentów do innowacji tak by ludzie chcieli kupować nowe produkty, a nie musieli bo stare się popsuły.


Przez oszczędzanie rozumiem zarabianie na tauryzacji pieniadza. Odkladasz kase do skarpety i czekasz az sie rozmnozy. Inwestowanie to inwestowanie :-) Większe ryzyko.
A może jest korzystna z prostego powodu. Gdy jest inflacja - stanie w miejscu bezproduktywnie przynosi straty, jesteś zmuszony do pracy. Gdy jest deflacja stanie w miejscu przynosi korzyści. Ludzie są leniwi z natury, jak nie muszą czegoś robić, to nie robią tego.
W kupowaniu różnych rzeczy, nawet nie że niezbędnych a ułatwiających życie jest ogromna korzyść. Dajesz ludziom pracę! I to jest największy tego atut. Po co bogacz ma kupić sobie nowe auto co pół roku? Nie jest mu to potrzebne. Może sobie jeździć 1 przez 10 lat. Tylko, że jak jest rozrzutny to daje pracę ludziom, którzy robią to auto dla niego, ten naszyjnik dla jego żony itd itp.

Takie,ktore umoziliwialyby sprawiedliwa konkurencje oparta na prawdziwych kompetencjach danej osoby na dane stanowisko.Kluczem tu powinna byc prawdziwa jego przydatnosc dla firmy i jego tzw "skill" a nie,ze ma tak samo na nazwisko jak zastepca prezesa od spraw niewaznych czy inny wozny. Przeciez w Polsce od dluzszego juz czasu nie wazne sa Twoje umiejetnosci,tylko to kogo znasz badz z jakiego klanu pochodzisz.O ile w firmach prywatnych to niech sobie tam zatrudnia wlasciciel kogo chce,to jego sprawa,tak w firmach tzw panstwowych tak byc nie powinno.

jedno słowo - prywatyzacja
 
Przez oszczędzanie rozumiem zarabianie na tauryzacji pieniadza. Odkladasz kase do skarpety i czekasz az sie rozmnozy. Inwestowanie to inwestowanie :-) Większe ryzyko.
Jak dla mnie to spore ograniczenie. Z tego co rozumiem to zawężasz się jeszcze bardziej schodząc z poziomu pieniądza na poziom waluty. Bo jeżeli natychmiast po wypłacie zakupimy za jej całą kwotę pieniądze w walucie, która się umacnia i je zostawimy bez użytku to też będziemy oszczędzać - przynajmniej wg mnie. Przetrzymywanie pieniądza jak i jego się pozbywanie są obarczone ryzykiem. Ryzykiem "stania w miejscu" jest np. inflacja ;).
A może jest korzystna z prostego powodu. Gdy jest inflacja - stanie w miejscu bezproduktywnie przynosi straty, jesteś zmuszony do pracy. Gdy jest deflacja stanie w miejscu przynosi korzyści. Ludzie są leniwi z natury, jak nie muszą czegoś robić, to nie robią tego.
Stanie w miejscy gdy jest inflacja < Stanie w miejscu gdy nie ma inflacji,
Pracowanie gdy jest inflacja < Pracowanie gdy nie ma inflacji

Tak czy owak, inflacja gorzej wypada w zestawieniu 'stanie w miejscu', 'praca.

Co więcej pracownik w czasie inflacji z każdą kolejną pensją zarabia mniej (mniej może za wynagrodzenie nabyć). Tak więc mimo stymulowania przez inflację, ludziom będzie coraz ciężej nabywać nowe dobra.

Gdy panuje deflacja konsumenci mogą sobie pozwolić na rzeczy wcześniej im nie dostępne z powodu ich ceny. Często są to produkty lepsze. Inflacja niejako zmusza konsumentów do kupowania rzeczy tańszych i często gorszych.

W kupowaniu różnych rzeczy, nawet nie że niezbędnych a ułatwiających życie jest ogromna korzyść. Dajesz ludziom pracę! I to jest największy tego atut. Po co bogacz ma kupić sobie nowe auto co pół roku? Nie jest mu to potrzebne. Może sobie jeździć 1 przez 10 lat. Tylko, że jak jest rozrzutny to daje pracę ludziom, którzy robią to auto dla niego, ten naszyjnik dla jego żony itd itp.
Może, źle się wyraziłem. Chodziło mi o kupowanie rzeczy, których nie kupilibyśmy gdyby inflacji nie było. (Może przesadzone przykłady) Jeśli nie ma inflacji nie kupię zapasu jedzenia na 10 lat bo później już go nie będę mógł tyle kupić. Nie kupię 100l bimbru jako środek wymienny na czarnym rynku. Myślę, że równie dobrze bogacz (i nie tylko), może być bardziej skłonny do wydania pieniądza jeśli wie, że deflacja wyrówna mu "stratę" poniesioną poprzez zakup naszyjnika dla żony czy lepszego auta (pod warunkiem, że nie wydał wszystkiego na naszyjnik i auto :wink:). Na pewno nie chodziło mi o artykuły "obiektywnie" zbędne. Jeśli ktoś chce coś kupić niech kupuje, w opozycji do kupowania ponieważ sytuacja go do tego zmusza.
 
Last edited:
@poleaxe

Wszystko spoko, ale musisz założyć że wszyscy pracują podczas deflacji tak samo intensywnie jak gdy jest inflacja. Równie dobrze można założyć, że dając ludziom gigantyczne zasiłki gdy nie pracują, to oni i tak będą pracowali bardzo ostro mimo, że wcale nie muszą. Niestety tak ludzie się nie zachowują. Jakby tak było, to socjalizm byłby idealnym ustrojem.

Hausner natomiast ma całkiem wypośrodkowane zdanie na ten temat :) Mała deflacja i mała inflacja nie są szkodliwe jego zdaniem.

"Żeby deflacja stała się niebezpieczna dla gospodarki, musiałoby nastąpić zjawisko, które ogólnie nazywamy spiralą deflacyjną. Tak samo jak nie poziom inflacji jest niebezpieczny dla samej gospodarki, tylko pojawienie się efektów tego poziomu w postaci spirali inflacyjnej. A spirala deflacyjna działa na zasadzie, że konsumenci powstrzymują się od zakupów przypuszczając, że ceny będą jeszcze niższe. Chcę zwrócić uwagę, że w Polsce konsumenci zwiększają zakupy w reakcji na to, że ceny są niskie. Konsumenci nie są tym przestraszeni tylko są zadowoleni. Mamy do czynienia z bardzo wysokimi przyrostami konsumpcji i spożycia indywidualnego" - powiedział Hausner

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Hausner-Polska-gospodarka-raczej-korzysta-na-deflacji-3271758.html

EDIT:

Jeszcze jedna myśl. Inflacja jest korzystna w erze kredytów. Niestety. Jeśli mamy deflację, a przedsiębiorca ma kredyt, to ten kredyt się zwiększa, a on dostaje mniej pieniędzy, bo ceny jego produktów maleją. Łatwa droga do bankructwa. W przypadku inflacji jest odwrotnie. Pieniądz traci na wartości, a ceny się zwiększają, więc sprzedajemy drożej, łatwiej spłacić kredyt.
 
Last edited:
@Karateka@ To ja już nie chcę ani inflacji ani deflacji - niech ich poziom wynosi zero -- jest złoty środek ;).

Zakładać można w zasadzie wszystko. Np. dla mnie w miarę logicznym założeniem byłoby: jeśli mimo tego, że pracuję tak samo, dostaję mniej to będę pracował mniej. Czyli inflacja zniechęca do pracy ;).

Chcę zwrócić uwagę, że w Polsce konsumenci zwiększają zakupy w reakcji na to, że ceny są niskie. Konsumenci nie są tym przestraszeni tylko są zadowoleni. Mamy do czynienia z bardzo wysokimi przyrostami konsumpcji i spożycia indywidualnego

Hmm... Czyli wg Hausnera deflacja sprzyja konsumpcji? Nie będę się z tym kłócił :)
 
No tak, zdaniem Hausnera niewielka deflacja sprzyja konsumpcji :)

No cóż, ja się nie znam. Luźno tu sobie dywaguję, słucham różnych argumentów. Sam nie mam jasno sprecyzowanego zdania, mimo że przytaczam różne argumenty. To co mną kieruje to czysta ciekawość ;-)
 
Jeszcze jedna myśl. Inflacja jest korzystna w erze kredytów. Niestety. Jeśli mamy deflację, a przedsiębiorca ma kredyt, to ten kredyt się zwiększa, a on dostaje mniej pieniędzy, bo ceny jego produktów maleją. Łatwa droga do bankructwa. W przypadku inflacji jest odwrotnie. Pieniądz traci na wartości, a ceny się zwiększają, więc sprzedajemy drożej, łatwiej spłacić kredyt.

Co do kredytów to w erze deflacji są one mniej pożądane, ale myślę że głównym czynnikiem jest tu, jak zauważyłeś, oszczędzanie. Jeśli można oszczędzając w miarę szybko (i bezpieczniej) osiągnąć to samo co za pośrednictwem kredytu, to po co brać kredyt. Hmm... zaczynam myśleć, że promocja inflacji to sprawka lobbingu bankowego, by uatrakcyjnić zadłużanie się.

BTW: założyć też można, że inflacja zniechęca do pracy - jeśli pracownik z każdym miesiącem dostaje relatywnie mniej wykonując tą samą pracę, to może pomyśleć "po co się przemęczać".

BTW2: też lubię sobie czasami poteoretyzować :). Gdy wszyscy się ze sobą zgadzają i nie ma argumentów kontra, to nie ma pola do dyskusji...
 
Co do kredytów to w erze deflacji są one mniej pożądane, ale myślę że głównym czynnikiem jest tu, jak zauważyłeś, oszczędzanie. Jeśli można oszczędzając w miarę szybko (i bezpieczniej) osiągnąć to samo za pośrednictwem kredytu, to po co brać kredyt. Hmm... zaczynam myśleć, że promocja inflacji to sprawka lobbingu bankowego, by uatrakcyjnić zadłużanie się.

BTW: założyć też można, że inflacja zniechęca do pracy - jeśli pracownik z każdym miesiącem dostaje relatywnie mniej wykonując tą samą pracę, to może pomyśleć "po co się przemęczać".

BTW2: też lubię sobie czasami poteoretyzować :). Gdy wszyscy się ze sobą zgadzają i nie ma argumentów kontra, to nie ma pola do dyskusji...

Jeśli awansuje to dostanie więcej. Natomiast jeśli nie będzie się przemęczał, to będzie zarabiał coraz mniej. W erze deflacji bardziej racjonalna byłaby taktyka "po co się przemęczać, przecież i tak systematycznie zyskuję robiąc ciągle to samo na małej intensywności"
 
Back
Top