Wewiur
Bellator Light Heavyweight
Tak.Czy naprawde w rosyjskich mongolo-slowianach nie ma krzty rozumu?
Follow along with the video below to see how to install our site as a web app on your home screen.
Note: This feature may not be available in some browsers.
Tak.Czy naprawde w rosyjskich mongolo-slowianach nie ma krzty rozumu?
Według ustawy budżetowej na 2011 rok dochody podatkowe państwa sięgnęły 247,5 mld zł. Wpływy z tytułu podatku PIT za ten sam okres wyniosły 38,7 mld zł, co stanowiło 15 proc. dochodów podatkowych. Budżet państwa więcej uzyskuje z podatku akcyzowego, z którego wpływy wyniosły 58,7 mld zł. Dla porównania kwota uzyskiwana z podatku od towarów i usług sięgnęła 123,7 mld zł, czyli 50 proc. dochodów podatkowych.
http://www.bankier.pl/wiadomosc/5-razy-tak-dla-likwidacji-PIT-u-2648213.htmlAż 2 mld zł rocznie przeznaczamy na pensje urzędników zajmujących się rozliczaniem podatku PIT – wynika z szacunków Fundacji Republikańskiej. Poborem, kontrolą i całą obsługą podatku dochodowego od osób fizycznych zajmuje się blisko 80 proc. całego aparatu skarbowego[...] Armia pracowników skarbówki zajmuje się podatkiem, który jest jednym z mniej ważnych źródeł dochodów budżetu.
by zylo sie lepiej...
no wiesz,pewnie,ze wiadomo ale moim zdaniem nie powinno tak byc.Zamiast kompetentnych ludzi siedza tam glaby z nadania partyjnego,ktorych jedynym celem jest dojenie kasy z naszych podatkow,nic wiecej.Spółki skarbu państwa to wiadomo ze ludzie z partii tam siedzą.
Zależy co rozumieć przez oszczędzanie. Jeśli ludzie podczas inflacji "inwestują" pieniądze w rzeczy co najmniej zachowujące swoją cenę skorygowaną o inflację, to dla mnie też jest oszczędzanie np.: kupowanie gruntów, nieruchomości, złota, innych walut etc., które po zakupie leżą odłogiem i nabierają wartości w stosunku do pieniądza (częściej było to nazywane spekulacją ;) ). Jest to tylko wymiana pieniądza na inny nośnik wartości. Inflacja wpływa na wydawanie pieniędzy, co nie musi się równać inwestowaniu (w moim rozumieniu: rozkręcanie biznesu). Można sobie wyobrazić, że służy ona gospodarce, bo ludzie więcej będą kupować, ale co to za dobroć jeżeli kupujemy rzeczy nam niepotrzebne tylko dlatego, żeby mieć jakiś zamiennik pieniądza, który szybko traci na wartości. Poza tym kiedy już pieniądz w drodze inflacji straci dostatecznie dużo, ludzie już nawet nie będą mogli kupować tych niepotrzebnych im rzeczy, bo po zaspokojeniu podstawowych potrzeb nie będzie ich stać na resztę. Już skrajnością będzie, że ludzie będą woleli dostawać wypłaty w naturze i rozkwitnie handel wymienny. Może trochę się zapędziłem, ekonomistom raczej chodzi o tą małą, dającą się kontrolować inflację ;).Ciekawa koncepcja. Mam jeszcze jeden argument. Bo zauważ, że jak masz inflację to zwyczajnie NIE OPŁACA SIĘ oszczędzać. Bo trzeba być głupkiem, a nie jak sam powiedziałeś ogarniętym człowiekiem, żeby odkładać pieniądze, które kurczą się przez sam fakt że są odłożone. Ogarnięty człowiek będzie inwestował, czyli wydawał te pieniądze. Zainwestuje je w coś co w przyszłości da mu możliwość większych zarobków, przez co nie będzie tracił przez sam fakt bezczynności. Natomiast w dekadzie deflacji nie ma takiego problemu, bo pieniądz odłożony nie traci, a zyskuje na wartości.
czyli co ? wg ciebie to obecna sytuacja jest w porzadku,tak wlasnie bylo w PRL,partia rzadzi,partia radzi,partia nigdy cie nie zdradzi. Niech zyje nepotyzm i kumoterstwo!Powinno byc narzucone rozwiazanie, ktore nakazuje grupom o roznych powiazaniach, czy to rodzinnych, towarzyskich, gospodarczych czy ideologicznych, na maksymalne rozproszenie na rynku, coś na wzór PRL-owskiego nakazu pracy, tylko oczywiście w nowoczesnej formie. Dodatkowo powinna być zarządzana okresowa rotacja ludzi, zeby sie za bardzo nie przyzwyczajali, poza tym niech lekarz popracuje troche na kopalni, a niech gornik troche posiedzi w zarzadzie, pelna rownosc.
Zależy co rozumieć przez oszczędzanie. Jeśli ludzie podczas inflacji "inwestują" pieniądze w rzeczy co najmniej zachowujące swoją cenę skorygowaną o inflację, to dla mnie też jest oszczędzanie np.: kupowanie gruntów, nieruchomości, złota, innych walut etc., które po zakupie leżą odłogiem i nabierają wartości w stosunku do pieniądza (częściej było to nazywane spekulacją ;) ). Jest to tylko wymiana pieniądza na inny nośnik wartości. Inflacja wpływa na wydawanie pieniędzy, co nie musi się równać inwestowaniu (w moim rozumieniu: rozkręcanie biznesu). Można sobie wyobrazić, że służy ona gospodarce, bo ludzie więcej będą kupować, ale co to za dobroć jeżeli kupujemy rzeczy nam niepotrzebne tylko dlatego, żeby mieć jakiś zamiennik pieniądza, który szybko traci na wartości. Poza tym kiedy już pieniądz w drodze inflacji straci dostatecznie dużo, ludzie już nawet nie będą mogli kupować tych niepotrzebnych im rzeczy, bo po zaspokojeniu podstawowych potrzeb nie będzie ich stać na resztę. Już skrajnością będzie, że ludzie będą woleli dostawać wypłaty w naturze i rozkwitnie handel wymienny. Może trochę się zapędziłem, ekonomistom raczej chodzi o tą małą, dającą się kontrolować inflację ;).
Inflacja pewnie dlatego jest tak ceniona przez ekonomistów, szczególnie tych od budżetu państwa, ponieważ zakładając, że skłania ona do wydawania pieniędzy, w ramach podatków (kupno-sprzedaż, VAT, akcyza etc.) będą odprowadzane większe kwoty. Jednak nie widzę w jaki sposób kupowanie rzeczy, których byśmy nie nabyli gdyby inflacji nie było, podnosi jakość życia.
Podejście popierających inflację jest to wg mnie analogiczne do ludzi którzy nawoływaliby do produkcji sprzętów kiepskiej jakości, które po okresie gwarancji się psują. Pewnie, należy popierać taką produkcję, tak żeby zakłady miały co produkować i sprzedawać. Jednak jest to leniwe podejście. Dla mnie rozsądniejszym byłoby zachęcanie producentów do innowacji tak by ludzie chcieli kupować nowe produkty, a nie musieli bo stare się popsuły.
Takie,ktore umoziliwialyby sprawiedliwa konkurencje oparta na prawdziwych kompetencjach danej osoby na dane stanowisko.Kluczem tu powinna byc prawdziwa jego przydatnosc dla firmy i jego tzw "skill" a nie,ze ma tak samo na nazwisko jak zastepca prezesa od spraw niewaznych czy inny wozny. Przeciez w Polsce od dluzszego juz czasu nie wazne sa Twoje umiejetnosci,tylko to kogo znasz badz z jakiego klanu pochodzisz.O ile w firmach prywatnych to niech sobie tam zatrudnia wlasciciel kogo chce,to jego sprawa,tak w firmach tzw panstwowych tak byc nie powinno.
obawiam sie,ze to jedyne wyjsciejedno słowo - prywatyzacja
Jak dla mnie to spore ograniczenie. Z tego co rozumiem to zawężasz się jeszcze bardziej schodząc z poziomu pieniądza na poziom waluty. Bo jeżeli natychmiast po wypłacie zakupimy za jej całą kwotę pieniądze w walucie, która się umacnia i je zostawimy bez użytku to też będziemy oszczędzać - przynajmniej wg mnie. Przetrzymywanie pieniądza jak i jego się pozbywanie są obarczone ryzykiem. Ryzykiem "stania w miejscu" jest np. inflacja ;).Przez oszczędzanie rozumiem zarabianie na tauryzacji pieniadza. Odkladasz kase do skarpety i czekasz az sie rozmnozy. Inwestowanie to inwestowanie :-) Większe ryzyko.
Stanie w miejscy gdy jest inflacja < Stanie w miejscu gdy nie ma inflacji,A może jest korzystna z prostego powodu. Gdy jest inflacja - stanie w miejscu bezproduktywnie przynosi straty, jesteś zmuszony do pracy. Gdy jest deflacja stanie w miejscu przynosi korzyści. Ludzie są leniwi z natury, jak nie muszą czegoś robić, to nie robią tego.
Może, źle się wyraziłem. Chodziło mi o kupowanie rzeczy, których nie kupilibyśmy gdyby inflacji nie było. (Może przesadzone przykłady) Jeśli nie ma inflacji nie kupię zapasu jedzenia na 10 lat bo później już go nie będę mógł tyle kupić. Nie kupię 100l bimbru jako środek wymienny na czarnym rynku. Myślę, że równie dobrze bogacz (i nie tylko), może być bardziej skłonny do wydania pieniądza jeśli wie, że deflacja wyrówna mu "stratę" poniesioną poprzez zakup naszyjnika dla żony czy lepszego auta (pod warunkiem, że nie wydał wszystkiego na naszyjnik i auto ). Na pewno nie chodziło mi o artykuły "obiektywnie" zbędne. Jeśli ktoś chce coś kupić niech kupuje, w opozycji do kupowania ponieważ sytuacja go do tego zmusza.W kupowaniu różnych rzeczy, nawet nie że niezbędnych a ułatwiających życie jest ogromna korzyść. Dajesz ludziom pracę! I to jest największy tego atut. Po co bogacz ma kupić sobie nowe auto co pół roku? Nie jest mu to potrzebne. Może sobie jeździć 1 przez 10 lat. Tylko, że jak jest rozrzutny to daje pracę ludziom, którzy robią to auto dla niego, ten naszyjnik dla jego żony itd itp.
Chcę zwrócić uwagę, że w Polsce konsumenci zwiększają zakupy w reakcji na to, że ceny są niskie. Konsumenci nie są tym przestraszeni tylko są zadowoleni. Mamy do czynienia z bardzo wysokimi przyrostami konsumpcji i spożycia indywidualnego
Jeszcze jedna myśl. Inflacja jest korzystna w erze kredytów. Niestety. Jeśli mamy deflację, a przedsiębiorca ma kredyt, to ten kredyt się zwiększa, a on dostaje mniej pieniędzy, bo ceny jego produktów maleją. Łatwa droga do bankructwa. W przypadku inflacji jest odwrotnie. Pieniądz traci na wartości, a ceny się zwiększają, więc sprzedajemy drożej, łatwiej spłacić kredyt.
Co do kredytów to w erze deflacji są one mniej pożądane, ale myślę że głównym czynnikiem jest tu, jak zauważyłeś, oszczędzanie. Jeśli można oszczędzając w miarę szybko (i bezpieczniej) osiągnąć to samo za pośrednictwem kredytu, to po co brać kredyt. Hmm... zaczynam myśleć, że promocja inflacji to sprawka lobbingu bankowego, by uatrakcyjnić zadłużanie się.
BTW: założyć też można, że inflacja zniechęca do pracy - jeśli pracownik z każdym miesiącem dostaje relatywnie mniej wykonując tą samą pracę, to może pomyśleć "po co się przemęczać".
BTW2: też lubię sobie czasami poteoretyzować :). Gdy wszyscy się ze sobą zgadzają i nie ma argumentów kontra, to nie ma pola do dyskusji...