Nienawidzę sztuk walki - czyli co się zmieniło odkąd trenuję/ogladam MMA

Cloud

UFC
Light Heavyweight
MMARocks
pol4thxy.jpg




Czym jest fascynacja MMA? Czy człowiek po obejrzeniu kilku walk wsiąka w temat czy może proces ten jest dłuższy i bardziej skomplikowany? Na swoim przykładzie opiszę jak kreowało się zamiłowanie do tego sportu i jakie zmiany zaszły w miarę pogłębiania się w tematykę MMA. Nie mam pewności, czy ktokolwiek może się z nim utożsamić, lub czy istnieje jednostka, której MMA wypaczyło podobnie jak u mnie idee sztuk walk.


Na samym wstępie zaznaczmy, że człowiek trenuje dla różnych powodów. Dla ducha, ciała, filozofii, relaksu, samej walki i dla setki innych powodów. Dlatego nie wolno generalizować, a i sama motywacja mnie nie interesuje, jest to osobista sprawa każdego adepta. Opowiem jedynie o własnych odczuciach, które mogą mieć mało/nic wspólnego z prawdziwym osądem sytuacji. Swoista własna historia do luźnego komentowania:


W młodzieńczych latach liznąłem wiele sztuk walk. Poszukiwałem swojego miejsca. Rzeczy wybijającej mnie poza codzienność. Sztuki walki dały mi tę alternatywę której szukałem. Te wszystkie pokłony, medytacje przed treningiem, czy dymki z kadzideł • jakże piękne to były rzeczy! Jako nastolatek chłonąłem te elementy, które wydawały mi się czymś wyjątkowym. Odskocznią od komputera i szkoły. Szanowałem swoich senseiów, uczyłem się ich • kata • , trenowałem do oporu techniki, które mi pokazywali. Wszystko było idealne w swoim zamkniętym kameralnym gronie. Sekcja sekcją, sztuka sztuką, a świat zewnętrzny, to było nic innego jak kolejne zamknięte grupy trenujące swój system i techniki. Jak planety oddalone od siebie i nie mające ze sobą nic wspólnego. Chciałem coś zmienić, to wsiadałem w statek kosmiczny i lądowałem w innym świecie trenując nowe rzeczy, będąc znowu odizolowany od tego co wcześniej się nauczyłem.


Z czasem, gdy człowiek nabierał doświadczenia, zacząłem preferować coraz bardziej czystą walkę. Bez zbędnych rozproszeń. Wtedy właśnie w Polsce zaczynała się fascynacja walkami PRIDE. Serce me biło mocniej za każdym razem, kiedy widziałem pojedynki w japońskiej organizacji czy pierwsze gale UFC, które wtedy krążyły na płytach CD wśród kolegów. Mało kto w kraju wiedział co to jest MMA, nawet wśród aktywnie trenujących. Dlatego nie dziwota, że gale UFC z końca lat 90 były u nas popularne długo po tym jak rok 2000 już minął. Do dziś pamiętam walkę Garego Goodridge'a z Paulem Herrerą, którą pokazał mi kolega u siebie na komputerze. To właśnie te brutalne łokcie mocno mnie zainspirowały i zasiały ekscytację tymi "brutalnymi" walkami.


Lata mijały, a MMA stawało się coraz bardziej spójne i coraz więcej rzeczy zaczęło się łączyć ze sobą zamiast konfrontować. I podczas tej konsolidacji, pojąłem, że brakuje mi kompletnego systemu. Wtedy byłem rozbity na dwie płaszczyzny, które mogłem, lecz nie musiałem łączyć ze sobą. Brakowało mi systematyki treningowej, która w założeniu miałaby ową spójność. Zacząłem również zauważać blokady, których nie byłem w stanie przeskoczyć trenując dane sztuki walki. Pierwszą rzeczą, która zaczęła mi przeszkadzać, to kimona.

Zacząłem zauważać ograniczenia, które ta gruba tkanina na mnie nakładała. Rozwiązywanie się pasów, czy rozkładanie się na boki bluzy sprawiło, że różnica jaką odczułem długo później, gdy do parteru przebranżowałem się na rashguardy była jak ziemia, a niebo. Zrozumiałem wtedy, że tradycyjne systemy z kimonami nie są już dla mnie. Analogicznie sytuacja wyglądała z Sandą, którą trenowałem. Sport ten bardzo przypominał tajski boks, z tą różnicą, że nacisk kładziony był na rzuty. Tu również zaczęła doskwierać mi pustka związana z poczuciem zmarnowanego rzutu. Przeciwnik leży, a we mnie krew wrze, aby pójść za ciosem do parteru. Również rękawice 12oz zaczęły wydawać się nadzwyczaj duże. Wyjście z tej sytuacji jest tylko jedno: mniejsze rękawice, brak kimon, stójka i parter połączony. Wszystko stało się nagle jasne jak słońce. To czego oczekuję i to czego chcę mogło zapewnić mi tylko MMA. Transformacja ta jednak trwała latami i fascynacja mieszanymi sztukami walki dojrzewała tak długo, aż w końcu coś we mnie pękło i porzuciłem wszystko co związane było ze sztukami i przeniosłem się na sporty, a dokładnie na MMA. Z tego powodu nigdy nie dokończyłem zdawania na czarny pas w jednym z trenowanych systemów, zatrzymałem się na brązie. Nie liczyło się to dla mnie. Nie było już sensu brnąć w coś, co nie sprawia radości człowiekowi. Nastąpiła nowa era w której zaczęły liczyć się tylko materiały związane ze wszechstylową walką wręcz*

*EDIT: Na czarny pas zdałem w 2015 roku, trzy lata po napisaniu tego tekstu - jakaś tam cząstka mojej dumy jednak postanowiła bym skończył to co zacząłem.

Porzuciłem również obiecującą współpracę z czasopismem • Sztuki Walki • , ponieważ o sztukach nie chciało mi się już pisać, a w MMA jeszcze nie byłem pewny gruntu. Zacząłem więc od portali w stylu MMAniacs.pl czy później MMArocks.pl. Mimo licznych wygranych turniejów, stopni czy choćby seminariów, które sam prowadziłem, dziś sztuki walki są jedynie wspomnieniem, do którego nawet już nie chcę wracać. Zamknięte systemy oparte na tradycji mnie odpychają swoją formą do tego stopnia, że już nawet nie chce mi się dyskutować o zawiłościach tej, czy tamtej sztuki. I dopiero dziś (czasy teraźniejsze) uświadomiłem sobie jak bardzo byłem oszukiwany przez senseiów, którzy tłumaczyli mi, że dzięki ich programowi nauczę się skutecznej walki, podczas gdy na sobie miałem grube kimono, a zasady zabraniały mi chociażby głupiego lowkicka. Zaiste skuteczna walka. O ile do dziś mam ogromny szacunek do ludzi trenujących tradycyjne style, bo każdy ma swoje powody i sama konfrontacja nie każdego musi pociągać - a już na pewno nie każdego pociągać będzie pełny kontakt • o tyle na temat sztuk walk patrzę dziś spode łba zważywszy na ewolucję, która we mnie zaszła. MMA nie tyle zniszczyło mi wizerunek sztuk walk, co dało alternatywę, której potrzebowałem. Dziś każdy wie, że Mieszane Sztuki Walki składają się z puzzli, których poszczególne części to: stójka, BJJ, zapasy i wiele innych pomniejszych. Większość zawodników przeszła ten sam zew krwi co ja. Przeszli z jednej dziedziny do drugiej, zabierając atuty z tych pierwszych (Cain Velasquez [zapasy], Lyoto Machida [karate], Wanderlei Silva [tajski boks] etc.) i dodając kolejne części puzzli, tworząc integralną całość w postaci MMA. I to jest ewolucja! Ewolucja, którą i ja sobie chwalę. To już nie są podróże międzyplanetarne, a budowanie mostów między jedną, a drugą planetą. Łącząc wszystko w całość. Biorę to co mi się przyda, a nie izoluję się niszcząc wiedzę, którą zdobyłem na innym ciele niebieskim.
 
Last edited:
uświadomiłem sobie jak bardzo byłem oszukiwany przez sensei'ów, którzy tłumaczyli mi, że dzięki ich programowi nauczę się skutecznej walki,(...)






E tam. Pierdolnąłbyś kogoś mieczem , czy halabardą i byś zobaczył, że jednak sensei miał rację ;-)
 
Co prawda nie było mi dane (jeszcze?) trenować MMA, ale mam za sobą małą przygodę z judo czy tkd, i trudno mi się z Tomaszem nie zgodzić. Przypuszczam że na pierwszym treningu MMA mimo jakichś tam podstaw latałbym jak przysłowiowa szmata po macie. Za dużo złych nawyków, za dużo ograniczeń.
 
Fajnie napisane :)



Ja z dziecinstwa jak dzis pamietam te spory niczym w temacie "pilka nozna", kto by wygral, czy Seagal trenujacy Aikido czy moze Van Damme kickboxer ( a dokladniej ktory styl jest skuteczniejszy).
 
Bardzo fajny tekst, ostatnio też wiele myślałem w tym temacie.



Wrzucałem już ten klip na forum już chyba ze 2 razy, ale uważam, że to najrozsądniejszy głos w kwestii konfrontacji sztuk walki czy wyższości jednego stylu nad drugim,



klip długi, ale moim zdaniem warto posłuchać Lloyda Irvina,
 
Wiesz co wrzucałeś to rzeczywiście chyba ze 2 razy, ale myślę, że wielu userom nie chciało się tego oglądać. Wiesz, teraz w internecie jest moda na krótkie podsumowania, co by przy tym zalewie informacji nie zniechęcać się tak długim materiałem. Więc może streściłbyś takiemu leniowi jak ja krótko co mówi Lloyd, bo chętnie poznałbym jego zdanie?
 
FreeMan, no niestety masz racje :-)



Generalnie nie chce mi się streszczać dokładnie całości bo też jestem leniem:-) ale Lloyd opowiada jak +/- 15 lat temu na turnieju karate usłyszał od przeszło stu letniego mistrza z ponad 90 letnim stażem w sztukach walki, że każda sztuka walki jest dobra do tego do czego została stworzona (every martial arts style is good for what it was created for) - opowiada jak na to zareagował, jako fanatyk (groupie) BJJ/UFC i opisuje jak to zmieniło jego pogląd na sztuki walki.
 
Leń dziękuje i się zgadza z 90-letnim mistrzem :)



Poza tym i tak wierzy że na Seagala i tak nie ma mocnych! :)
 
@Evan <- fajny tekst bo całkowicie subiektywny i sensownie przekazany, logiczny jak ateizm choć nadal pozostanę wierzący dosłownie i metaforycznie bo bez względu na ograniczenia danego sportu walki to jego "ułomność" jest widoczna tylko wtedy gdy chcesz się przestawić na inny np. MMA choć nie zawsze bo zawodnik judo szybciej załapie BJJ niż bokser oraz na ulicy gdzie będąc zapaśnikiem możesz nie dać sobie rady z dobrze wyszkolonym zawodnikiem K-1 choć to czysty teoretyzm bo podobno wszyscy adepci SW stronią od ulicznych bójek.
 
Hehe, czyli pytanie, czy mi nie przeszkadzają zwykłe sztuki walki, było związane z tym artykułem :D?



A tak całkiem serio, to nie kusi Cię,żeby dokończyć ten czarny pasek? Zawsze to fajnie mieć "czarny pas". Ciekawy artykuł, w sumie miałem podobnie, bo w boksie brakowało mi kopnięc, w K1 te podcinki i nie robienie nic na ziemi było strasznie wkurzające i tak trafiłem na MMA :)
 
Nie, ponieważ jestem w trakcie rehabilitacji i trochę czasu minie znim wrócę do dynamicznego treningu.
 
Strasznie filozoficzny tekst. Nie doczytałem do końca. Autorowi trzeba jednak przyznać, że pisze bardzo ładnym językiem. Talent pierwsza klasa. Mam nadzieję, że następny tekst będzie o czymś a nie tak jak ten przypominający pamiętnik z wakacji.
 
Przeczytałem ten tekst i pomyślałem, że mam dla siebie diagnoze :D Bardzo trafne hasła, które doskonale docierają do ludzi, którzy przechodzili przez podobne bodź takie same etapy swojego życia, by trafić na wszystkie elementy układanki w jednym. Tekst zajebisty !
 
Rua-- Tobie ostatnio coś się podoba? :D bo w każdym temacie prawie do czegoś jakieś wąty masz haha :D
 
wracając do integrowania różnych sztuk walk w MMA oraz do popularnego u nas ostatnio na forum sumo :), krótkie pytanko do userów / ciekawostka:



kto wie który zawodnik (ze ścisłej czołówki UFC) podstawę do swoich zapasów (rzutów, obrony przed obaleniami) ma w sumo?



Raczej sporo userów powinno wiedzieć, ale dla niektórych może być niespodzianką, że w ogóle ktoś w MMA tego używa i to ktoś na najwyższym poziomie...
 
Mam podobne odczucia co Ty Evangelista, z tym, że nie czuję wstrętu do tradycyjnych sztuk walki. Wychodzę z założenia, że każda taka sztuka walki może nam coś dać, nawet aikido czy capoeira (którą sam się jarałem i trenowałem mając 12-14 lat), czy to technikę kończącą, kopnięcie, cios czy jakiś pogląd na metody treningowe. Sam np. z capoeiry pamiętam niewiele, ale jedno z kopnięć zapamiętałem dobrze i używam go z "normalnej" stójki w mma. Mówisz, że trening w kimoach czy gi nic nie daje i tu się zgodzę - niewiele daje w mma, dużo daje jeśli chodzi o samoobronę na ulicy, gdzie po prostu chwytasz typa za szmaty i rzucasz nim jak worem ziemniaków.


Podobnie jak Ty, po przygodach z kilkoma systemami stójkowymi, chwytanymi i mieszanymi, poszedłem w stronę uniwersalności. Podsumowujac bardzo fajny tekst :)
 
Hej, minęło prawie 7 lat od napisania tego tekstu. Powiem Wam, że to jest jednak nieuleczalne. Pogarda dla tradycyjnych systemów mi się tylko pogorszyła. Dziś zobaczyłem ten wpis:

https://sport.radiozet.pl/Sporty-wa...eniedzy.-Mistrzyni-swiata-walczy-o-Tokio-2020

Dostaje 40 tys. zł rocznie od sponsorów? Super! Prosi o państwowe pieniądze? Też spoko (bo jeśli jest związek i budżet Polski i tak daje kasę związkowi, to czemu miałaby nie dostać tych pieniędzy). Dorota Banaszczyk w wywiadzie sprzed kilku dni żaliła się, że nie dostaje żadnych pieniędzy od państwa, że musi pożyczać od rodziny by trenować i w ogóle tragedia bo nikt nie szanuje tego co osiągnęła, a ona to zrobiła dla Polski! Poniżej jednak mała dawka jej hejtu na inne style karate:

Natomiast ja trenuję kumite, które polega na walce z przeciwnikiem. To jest prawdziwe karate, które uznane jest na całym świecie. Niestety, w Polsce bardzo rozpoznawalne jest "karate tradycyjne", które tak naprawdę jest jakimś dziwnym bytem. Ta nazwa wywołuje u mnie negatywne emocje. Milion konkurencji, dzieci rywalizują z dorosłymi i zawody rangi mistrzostw świata, gdzie na 12 uczestników przypada dziewięciu Polaków? Przecież to śmieszne. Dziwię się, że ludzie, którzy to trenują, nie widzą w tym nic dziwnego. Jak jedziesz na MŚ, to powinno się rywalizować z całym światem, a nie z Polakami. To psuje nasz sport. Później jak komuś mówię, że zdobyłam historyczny złoty medal dla Polski w prawdziwym karate, to najczęściej dziwią się tylko i mówią: „Ale jak to? Przecież Ania Lewandowska była mistrzynią w karate”. Ręce mi opadają jak coś takiego słyszę. No właśnie nie, ona uprawiała karate tradycyjne i nie jest prawdziwą mistrzynią

No okej, to zobaczmy jak wyglądając walki naszej mistrzyni, jaki wspaniały poziom reprezentuje i jak wygląda ta prawdziwa W-A-L-K-A:



A może warto zobaczyć jak wyglądała ta medalowa walka w której zdobyła mistrzostwo ŚWIATA. Może tu będzie lepiej?



PRAWDZIWA WALKA, PRAWDZIWE KARATE, a jedyne co widzę to darcie mordy, idiotyczne podskakiwanie jak Kangurek Kao i mierzenie się przez minutę by wlecieć w rywalkę z wiatrakiem ciosów. No powiedzcie mi, czy mi odwaliło czy tego nie da się oglądać normalnie? Dorota Banaszczyk tak bardzo wzgardziła mistrzostwem Anny Lewandowskiej a sama ma medal w czymś, czego nawet nie umiem nazwać, bo "kumite" czy "walka" to to nie jest.

Jasne, że każdy styl ma swoje ograniczenia, reguły, tradycje i "tak trzeba" walczyć i się poruszać, ale to jest tak tragiczne wizualnie i tak chaotycznie losowe, że tylko mnie agresja łapie gdy patrzę na takie walki. Jasne też, że dziewczyny są super wysportowane i nogami ładnie operują, ale kolejny raz, zamknięcie tego w idiotyczne reguły całkowicie odbiera mi radość z oglądania tego. Muszę przechadzać się po pokoju by rozchodzić żenadę jaką mam po obejrzeniu "walk" Doroty w PRAWDZIWYM KARATE.

MMA tak wpłynęło na mnie, że w ogóle nie szanuję osiągnięć Doroty. Magdalena Czaban, która również nie ma pieniędzy na wyjazdy i musi robić zbiórki by wyjeżdżać na zawody ( https://zrzutka.pl/9nc6xt ) by ją zabiła w jakieś 30 sekund i tyle warty jest złoty medal mistrzostw świata w jakimś podrzędnym stylu karate - tak na to teraz patrzę. To wszystko brzmi super: Dotacje rządowe, Medale Mistrzostw Świata, reprezentowanie Polski, ale koniec końców wszystko sprowadza się do tego, że jakaś młoda dziewczyna zdobyła medal w zajebiście chujowym karate, w walce, której się nawet nie da oglądać, w której zaprezentowała się poniżej jakiegokolwiek komentarza skacząc przez 30 sekund i robią szarżę w stylu żula spod sklepu... a która z punktu widzenia sportowej walki, bawi się w jakiś cyrk i parodię walki.

Pytania do Was:
1) Co sądzicie o tych "walkach" Doroty? Szanujecie jej osiągnięcia?
2) Czy MMA Wam też zmieniło pogląd na zamknięte i ksenofobiczne sztuki walki?


(I żeby nikt nie wyleciał z tekstem, że tak mówię o walce a dziecko z nożem by pokonało zawodnika MMA - Nadal wszystko zamykam w kategorii sportowej, nie podciągam tego pod ulicę. Nadal mowa o walce w rękawicach, która jest jednak najbliżej prawdziwej ulicznej rywalizacji i właśnie dlatego MMA odebrało mi całkowicie przyjemność z oglądania walk w jakimś kangurkowatym karate).
 
Dawniej to było karate, teraz to nie ma karate.

W latach 70 w USA zorganizowano tirniej NHB, przed Graciemi jeszcze lata, z napierdalanka na gołe pięści i to była inicjatywa karateków. Zahabi w jednym podcascie podawał przykład turnieju karate vs. muay thai sprzed kilkudziesięciu lat gdzie karatecy wygrali 2 z 3 walk. Dziś karatecy na 10 walk przegrywają 10. Styl stał się popularny i zmiękczony, kids-friendly.
 
Dawniej to było karate, teraz to nie ma karate.

W latach 70 w USA zorganizowano tirniej NHB, przed Graciemi jeszcze lata, z napierdalanka na gołe pięści i to była inicjatywa karateków. Zahabi w jednym podcascie podawał przykład turnieju karate vs. muay thai sprzed kilkudziesięciu lat gdzie karatecy wygrali 2 z 3 walk. Dziś karatecy na 10 walk przegrywają 10. Styl stał się popularny i zmiękczony, kids-friendly.

Ale Ty jeszcze mówisz o karate, w którym naprawdę się biją (kij, że nie z ciosami na ryj, ale nadal jest twardo), a to co reprezentuje nasza mistrzyni to jest co? Przecież to jest jakaś błazenada. Szanuję tę Dorotę za pasję i osiągnięcia (same w sobie, ale MMA wpoiło we mnie jedynie pogardę do takiego czegoś jeśli chodzi stricte o pojęcie "walka".
 
Pytania do Was:
1) Co sądzicie o tych "walkach" Doroty? Szanujecie jej osiągnięcia?
2) Czy MMA Wam też zmieniło pogląd na zamknięte i ksenofobiczne sztuki walki?
1. Te walki wyglądają jakby dwie laski grały w Dance Dance Revolution w barze w Krynicy Morskiej. Mimo całej tej chujowości była w tej chujowości najlepsza, więc szanuję, ale lekko. Jest w chuj beznadziejnych sportów olimpijskich, które mają finansowanie.
2. Mi MMA poglądu nie zmieniło, bo oprócz MMA oglądam tylko boks, na resztę dyscyplin szkoda mi czasu. Oddzielną kwestią są kobiety w sportach walki. Ich nie da się oglądać w żadnej dyscyplinie, drastycznie odstają poziomem.

Cały komentarz to piękny hejt na zjebane karate. Jako forma aktywności fizycznej ok, jako sport walki mający ekscytować widza - nigdy w życiu!
Dorocie Banaszczyk spuściłaby wpieról Kamila Porczyk.
 
Ale Ty jeszcze mówisz o karate, w którym naprawdę się biją (kij, że nie z ciosami na ryj, ale nadal jest twardo), a to co reprezentuje nasza mistrzyni to jest co? Przecież to jest jakaś błazenada. Szanuję tę Dorotę za pasję i osiągnięcia (same w sobie, ale MMA wpoiło we mnie jedynie pogardę do takiego czegoś jeśli chodzi stricte o pojęcie "walka".
No ale co tu napisać. Takie umiejętności mogą się przydać w walce (semi kontakt czy light) jako narzędzie ćwiczenia dystansu np. ale są daleko niewystarczające.
Oddzielną kwestią są kobiety w sportach walki. Ich nie da się oglądać w żadnej dyscyplinie, drastycznie odstają poziomem.
W zapasach dupeczki są naprawdę, naprawdę mocne.
 
Kurła, ale kiedyś Cloud to pisał... Teraz już nie pisze.

Odpowiadam na pytania.
1. Szanuje osiągnięcia Doroty, bo szanuję każdego kto ma pasję i ją realizuje. Miliardy ludzi na świecie trenuje sobie różne sporty i ma różne hobby, a zarabia na tym może milion, licząc zawodników wszystkich dyscyplin. Ona się nie załapała do tej grupy, to smutne, ale w sumie chuj mnie to obchodzi.

2. Mi pogląd na sztuki walki zmieniło jak się kiedyś umówiłem na sparing z kolegą co trenował kilka lat karate czy tejkłondo, a ja miałem za sobą 3 miesiące boksu w sekcji dla amatorów. Sparing zakończył się po jednym zbiciu jego ciosu i wyprowadzaniem prawego prostego. Rozwalony nos kolegi i poszliśmy do szatni. Idź pan w chuj z tymi karatami, to już lepsze jest tajczi.
 
1. Fajnie że dziewczyna coś trenuje i cieszy się sukcesami, ale tak naprawdę nic mnie to nie obchodzi. Zresztą nikogo to nie obchodzi i dlatego musi żebrać o pieniądze. Słabe jest tylko, że szydzi z innych, kiedy sama hasa po macie jak sarenka i piłuje mordę.
2. Po tym jak zacząłem oglądać pride, to nawet boks w porównaniu do mma, jest jak soft porno na tv4 do internetu. A co dopiero mówić o takim pajacowaniu.
 
Back
Top