Urubko można powiedzieć, że też ma coś do udowodnienia, ale tak szczerze, taka sytuacja potrafi złamać nawet najtwardszego człowieka.
"Ostatnio rekreacyjnie powspinali się w Tatrach. Wcześniej nigdy razem nie szli w góry. Pierwszy raz spotkali się jesienią ubiegłego roku w Karpaczu. Urubko podobno spojrzał Adamowi w oczy i zobaczył w nich odbicie własnych oczu jak w lustrze. Obydwaj na pierwsze swoje szczyty weszli, gdy mieli po 17 lat. Obaj samotnie. Urubko ma jednak 10 lat więcej od Bieleckiego, 20 wejść na ośmiotysięczniki, mnóstwo doświadczeń. W tym jedno, które uważa za podobne do tego, co się zdarzyło Bieleckiemu na Broad Peaku. W Pamirze, podczas zimowego ataku na Szczyt Lenina (7134 m), szedł w czteroosobowym zespole, był najsilniejszy, więc ustalili, że on zaatakuje szczyt, a oni pomogą mu zejść. Gdy wracał, byli 400 metrów od wierzchołka, uznali, że skoro są już tak blisko, to wejdą. Prosili, żeby poczekał. Powiedział: „Wybaczcie, ale nie”. Wróciło tylko dwóch, trzeci zginął. Urubko opisał to w swojej najnowszej książce „Skazany na góry”, którą promował tej zimy w Polsce. Mówił, że to, co stało się w Pamirze, może było jego wielkim błędem, ale bał się, że czekając, odmrozi sobie palce. Ktoś mógłby nawet uznać – tłumaczył – że to nie jego, a ich postawa była egoistyczna, skoro prosili, żeby poczekał. I że można na to spojrzeć tak: to nie on zostawił ich, ale oni jego"