Wiadomo, że tzw. showbizness i edukacja grają tu pierwsze skrzypce. To było lekko hipotetyczne pytanie, bo na tych rozważaniach chyba nawet tu na forum zjedliśmy zęby, miałem na myśli bardziej co daje podatność na taką manipulację, jakiś deficyt pewnego hormonu? Gen bycia pizdą?
W usa są przecież także ludzie, którzy się z tym nie godzą i nie są to tylko tzw. hillbilly's a również ludzie wykształceni.
Przecież godzenie się na to, to jak plucie sobie w twarz, ucięcie kutasa razem z jajami, szczanie na groby swoich przodków.
Wielu moich znajomych mając po 16 lat (oczywiście mam na myśli mężczyzn) szybko się połapali co jest 5.
Kilku z nich było za łepka grać w kosza z zespołem juniorów w latach 90-tych kilka meczy we Francji i tam już się połapali od gówniarza, że zaraza afrykańska/islam to w większości coś roszczeniowego i niebezpiecznego, mieli noclegi w tych co ciekawszych dzielnicach Paryża.
Wyhodowali szybko w sobie rasizm naturalny "defensywny", nie polegający na jakiejś nienawiści do czarnych, bo przecież wciąż byli sympatykami koszykówki nba, słuchali czarnej muzyki, śmiali się na filmach z Eddie Murphy'm. Ale z zachowaniem jakiegoś takiego zdrowego dystansu. Polegającego choćby na tym, że nie puściliby córki na randkę z bambusem czy na wymianę kulturalną orgazmus.
Rasizm, który ja de facto wyhodowałem w sobie bardzo szybko, po urlopie w Egipcie i innych nieciekawych kulturowo państewkach, czy już najprościej po pierwszym dniu pobytu w Paryżu i spacerku z żoną po głównych ulicach i placach tego afrykańskiego miasta
a utwierdziłem się w nim po roku współpracy z osobnikami rasy czarnej bądź musli, tymi niby wykształconymi, którzy naprawdę mieli i mogli mieć wyjebane, nie do ruszenia, biali pracowali "trochę" za nich.
To zobacz jak łatwo mogą w sobie taki rasizm wyhodować biali czy żółci amerykanie, wystarczy jeden dokument o zabawie knockout przez czarnych bandziorów, chwilowy okres gnębienia w "kolorowej" szkole małego azjaty przez czarnych koleżków.
Mają blisko do tego, by poczuć te cudowne różnice kulturowe i nieciekawe poczucie w żołądku, wystarczy jeden spacer po dzielnicy Bronx czy Queens czy south-central LA.
Rozumiem, szwaby ze społecznością roju, o cechach poddaństwa i altruizmu, z poczuciem wstydu za nazizm (w poczucie winy nigdy nie uwierzę, szwaby się wstydzą nic więcej, tak jak pozują przed sąsiadami porządeczkiem i ogródkiem na tip top, nie chcą być pokazywani palcem, że "inni").
Im dość łatwo coś "państwowo" narzucić, kochanie araba itd.
Ale, że amerykanom to ja się po głowie drapię. Kiedyś ostoja wolności, teraz synonim upadku normalności. Te setki filmów z drażniącym nas Polaków, przesadnym amerykańskim patetyzmem, oglądanym od łebka, kultem bohatera, jednostki itd.
Niesamowite jak łatwo udało im się przez w sumie 40-50 lat, bo mniej więcej po wojnie w Wietnamie się to wszystko zaczęło, zniszczyć typowy amerykański sposób myślenia.