halibut
UFC Middleweight
Morał z tej historii jest taki: pewność siebie wypracowana na treningach pozwala wygrywać bójki przed ich rozpoczęciem, bo każda bójka, której uniknęliśmy to bójka wygrana.
.
Z tym się bardzo zgodzę. Pisałem wcześniej - na Mariackiej codziennie, czasem kilka razy dziennie miałem sytuacje które powinny skończyć się bójka. A jednak biłem się tylko kilka razy, i dwa razy poganiałem siekierą(to także jest uniknięcie bójki).
Ale raz dałem się sprowokować chociaż nie musiałem. Serio - tolerowałem wyzwiska, itd. Nie znam gościa, nie zna mnie - wiec inwektywami nie jest w stanie mnie obrazić. Ale raz siedzie w Ministerstwie Śledzia i Wódki i podchodzi do mnie gośćiu. Zwierzać się ze swojego życia. Zaczyna być upierdliwy - przytula się do mnie opowiadając to. Ja mu mówie, że możemy rozmawiać ale niech mnie puści. - i to był jego sposób na prowokacje. Niby miły i serdeczny - ale zaczął się wkurwiać "każesz mi spierdalać? Dlaczego mnie odpychasz? Chce tylko NORMALNIE porozmawiać". Wiesz, prowokacja na zasadzie - że to ja zaczynam. Trwało to 2 h aż przestałem być grzeczny i zaczęliśmy się lać, a raczej szarpać, bo panicznie boje się wymiany pieńści, wiec biore za szmaty, kumpel pomógł i bez większych akcji go wyrzuciliśmy.
Czasami po prostu człowiek nie wyrzyma.
Innym razem, nie wiem jakim cudem uniknęliśmy. 8 rano. Jak zwykle Ministerstwo. Siedzę jak zwykle ja , przyujaciel i koleżanka za barem. Zamykają klub obok. Wbija 4 naćpanych koksów pełnych jeszcze energii. Dosłownie wypierdalają drzwi od kibla, rozsypują kreski. Koleżana wyjmuje z za baru nóż i każe im się wynosić. Ci jebneli ją tylko drzwiami i kazali spierdalać. Wychodzą. Podbijają do mnie i do kumpla. Koleżanka w tym czasie naciska przycisk wezwania ochrony. Wszyscy chowamy się za bar - to były naprawde wielkie bydlaki. Oni próbują też sie przedostać ale trzymamy mocno drzwi. Inni zaczynają szklankami i krzesłami rzucać za bar, koleżanka dostała szklanką w głowę.
W końcu uciekają bo wiedzą, że zaraz będzie ochrona.
Mija 20 min. Przychodzi ochrona. Gości już nie ma.
Mija kolejna godzina - oni przychodzą i robia to samo. Znowu spierdalają przed ochroną, ochrona już wkurzona ze na darmo ich wzywamy.
Ja z kolegą nie możemy iść do domów bo obstawili wyjścia z ulicy.
Dopiero o 14 , gdy koleżanka kończyła prace, wezwaliśmy prawdziwa ochronę od Żurka(kto ze Slaska ten wie kto tu trzyma władze w branży) i wyszlismy bezpiecnzie na przystanek.
Ale ja pierdole, strachu się najadłem. Chyba moja najwieksza przygoda z czasów chlania na Mariaciej.
I tak, bójki z nimi unikałem ze strachu, bo by mnie zabili jak szmatę.
A ja nie jestem chojrakiem.