W weekend wybrałem się na jeden ze szczytów Beskidu Wyspowego i tak idąc szlakiem nagle jedzie jakiś Seba ciśnie Renault Espace. To nic że pokonuje w iście rajdowy sposób drogę, która średnio nadaje się do poruszania samochodem innym niż terenowy, trochę mi się zrobiło żal tego samochodu. Przy końcu szlaku, który wieńczy wieża widokowa, z której rozpościera się piękny widok na Tatry, Seba próbuje wyjechać jak najbliżej się da, to nic, że istny pion... z daleka już widziałem, że zawiesił się na moment i nie wiedział jak z tego wybrnąć. Nawracał z 10 razy, żeby nie wysiadając z samochodu jego Karyna pijąc piwo z puszki miała najlepszy widok na okolicę i krowy na łące, które okazały się większą atrakcją niż widok na Tatry. Z nimi był jeszcze mały Brajan, pewnie brat Karyny. I tak romantycznie przy zachodzie słońca siedzieli w tym samochodzie. Docierając na sam szczyt wieży widokowej zauważyłem, że Seba odjeżdża pozostawiając za sobą ślad węża w postaci uciekającego oleju... już wiedziałem co to znaczy i co Seba zrobi z tym samochodem. Wracając cały czas wzdłuż śladu, po około 3 km, widzę Sebę, Karynę i Brajanka na poboczu z nieszczególnie zmartwionymi minami oglądających... Blok Ekipę. Rejestracja wskazywała na to, że są dość daleko od domu i czekają na pomoc, więc włączyli Brajankowi odpowiednią bajkę. Pewnie się dzisiaj cieszą, że szczytowali... samochodem. Dawno nie widziałem tak leniwych ludzi. Na koniec tej historii, pamiętajcie żeby szanować górskie szlaki. Jeżeli ktoś stracił czas czytając tą poruszającą i pouczającą historię... cieszę się. Pozdrawiam