Powiem tak: Jeden lubi bratki, drugi woli bzy
Ja się już NA SZCZĘSCIE nie bawię w żadne miłości i - mam nadzieję oraz przekonanie graniczące z pewnością- że już nigdy nie będę bawił. Z ostatnią dziewczyną skończyło się 8 lat temu i teraz oddycham z ulgą każdego dnia, że nam nie wyszło. Nie potrzebuję dziewczyny, dla której byłbym "tym jedynym, ukochanym i wspaniałym". Nie potrzebuję syna, który miałby mnie podziwiać i mówić: "Patrz tatusiu, mam podobną gębę do twojej!" Tak samo jak nie potrzebuję zasadzić drzewa ani zbudować domu- mogę zamieszkać w kempingu i radować się każdym dniem. No problem. Samotność? Jakie to uczucie? Bo nie pamiętam... tak samo jak nie pamiętam, co to znaczy się nudzić. Ja nigdy nie jestem samotny i nigdy się nie nudzę. Żyję dokładnie tak jak chcę. Nigdy nie pozwolę kobiecie- czy też również jakiemuś mężczyźnie- mieć wpływ na moje działania i ingerować w moje zamierzenia. No chyba, że się zgodzę z jakąś myślą, to mogę i podziękować za radę. Lubię przebywać wśród ludzi, ale nie muszę. Mogę zorganizować wypad w góry dla pięciu osób, mogę też wybrać się sam na całodniową wędrówkę. Moja szklanka jest zawsze w połowie pełna a nie pusta (hmm, a nie lubiłem zbytnio tego powiedzenia...)
Nie chcę być ani za daleko, ani za blisko innych. Związek z kobietą by to przekreślił. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałbym kiedykolwiek założyć rodzinę, skoro mi to niepotrzebne.
Miłość? Hehe... Ja wiem, wiem, że zauroczenie jest na początku takie cudowne i wspaniałe, oh! oh!- "Ona chce żyć dla mnie a ja dla niej!", "Milion komplementów dałem i milion otrzymałem!"
Mi zadurzenie się już raczej nie grozi, bo utwardziłem się jak niklowy superstop.
@Mort ma rację, prawdziwa miłość istnieje, ale w naszym świecie jest bardzo rzadka/szybko wygasa. Mija raptem 10 lat i standardem jest mniej lub bardziej patologiczne przywiązanie, o ile związek jeszcze trwa. Tego, co się często dzieje wewnątrz 4 ścian, to nawet nie chcę wiedzieć. Syf, kiła i mogiła, tudzież bród, smród i ubóstwo
Dla mnie to gra niewarta świeczki i zupełnie zbędna. Jeśli ktoś rzeczywiście ma wspaniałą rodzinę, gdzie wszyscy się kochają a nie obrzucają błotem i zdradzają, to szczerze gratuluję- może byłbym nawet skłonny powiedzieć, że jest to bardziej wartościowe i głębsze życie niż to, które ja prowadzę. Ale często widzę, że to życie zdeka *ujowe dla każdego. Ja mam inny pomysł na siebie. A jak bym chciał komuś pomóc, to mogę sobie wybrać komu, a nie np. swojemu dziecku, które przykładowo okazało się być z*ebaną osobą, no ale jest moje
.
Poruszam temat, bo ja rozumiem innych, i nic mi do ich życia, ale mam wrażenie, że większość nie potrafi sobie wyobrazić, że można też inaczej.
Nie pasuję do tego tematu, ale wchodzę tu z ciekawości
A skoro już ciebie wywołałem Morcie:
"Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili,
żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, 39 i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. "