Korzystam z dwóch wolnych dni sesji na polibudzie (to prawie jak święto narodowe) i zabieram się za ściągane hurtowo filmy. Będę dokładał pozycje, może kogoś zainteresuję, a może oszczędzę czasu. Na pierwszy ogień idzie klasyka w postaci starego Robocopa i kino familijne (no właśnie...?!) Jack, pogomca olbrzymów.
Jack, the Giant Slayer (Jack, pogomca olbrzymów) - zacznijmy od tego, że tłumaczenie tytułu nie oddaje jego sensu. Główny bohater to zabójca Olbrzymów, z naciskiem na słowo zabójca (już mniejsza o to, że tego zabijania nauczył się w pięć minut :-) ). I właśnie tutaj jest pies pogrzebany, bo producenci nie mogli się chyba zdecydować, komu chcą ostatecznie zadedykować ten film. Z jednej strony nie ma w nim krwi, a z drugiej są odgryzane ludziom głowy (choć było to pokazane z oddali). No i co, mają na to iść dzieci z pierwszych klas podstawówki? Nie radzę. Ale nie będę jeździł po samym filmie, bo dostaliśmy kawałek dobrego fantasy bez przestojów akcji, znaną lecz nie oklepaną historię, efekty na porządnym poziomie i muzykę dobrze dobraną do klimatu filmu. Film ze sporym potencjałem, choć można było zrobić go lepiej. Dla miłośników baśni i legend pozycja obowiązkowa 6,5/10.
Robocop (-) - powód powrotu do klasyki jest banalny, otóż za chwilę do kin wchodzi (dokładnie weszła wczoraj) nowa odsłona historii policjanta-robota. Warto więc zrobić odniesienie do pierwowzoru. A jest na czym zawiesić oko - dużo krwi, brutalności, demolka pełną gębą. Nie można się przyczepić do muzyki ani gry aktorskiej. Jedynym minusem wg mnie są dość średnie (nawet jak na owe czasy) efekty specjalne. Wszystko wynagradza finałowa scena - prosta, ale niezwykle wymowna. Pozostaje sobie jedynie życzyć, aby nowy Robocop nie został stłamszony przez ograniczenia wiekowe. Pierwowzór dostaje mocne 8/10.