kubekk
Jungle Fight Lightweight
- Nadal się uczę, to jest dla mnie duża nauczka. Podjąłem ryzyko, ale jeszcze usłyszycie o mnie na pewno - powiedział Mariusz Pudzianowski, cytowany przez Eurosport.pl. po przegranej walce w MMA z Timem Sylvią.
Wiedziałem, że może mógłbym prowadzić tę walkę trochę dłużej, ale przez moją kondycję, albo raczej jej brak, zdecydowałem, że nie ma sensu, aby to robić. Właśnie kondycha była zdecydowanie kluczowa do podjęcia takiej decyzji i nie kontynuowania pojedynku - dodał.
Mariusz Pudzianowski zszedł z klatki w Worcester ze zwieszoną głową. Podziękował i pogratulował Sylwii i nie chcąc rozmawiać na miejscu porażki, poszedł do szatni. Usłyszał od Marcina Gortata, który urwał się nocą z hotelu Orlando Magic by dopingować "Pudziana", żeby się nie załamywał, a później, przy zamkniętych drzwiach odbyło się zebranie Teamu Pudzianowski.
Chwilę później udało mi się porozmawiać z człowiekiem, który nie przywykł do przegrywania.
Zdecydowałeś się poddać walkę. Jak trudna była to dla ciebie decyzja?
Mariusz Pudzianowski: - Trudno, ale wiedziałem, że zabrakło prądu, że nie jestem w stanie nic mu więcej zrobić. Nie było sensu dostawać dalej po łbie wiedząc, że mu nie oddam.
Krzywdy ci Sylvia nie zrobił...
- Nie zrobił, ale mnie pokonał, był lepszy. Miałem w zanadrzu kilka niespodzianek, ale jego doświadczenie przeważyło. Nie działały rzeczy, które na przykład sprawdzały się przeciwko Japończykowi.
Jak wielka była różnica między Kawaguchim, a Sylvią?
- Zupełnie inna klasa, to doświadczenie czuło się w ringu. Nie miałem szans nawet iść z nim na walenie w ciemno w drugiej rundzie, kiedy nie miałem już nic do stracenia. On trafiał, miał dłuższe ręce. To była lekcja tego, czego mi brakuje, będę się uczył i wrócę do zwyciężania. W MMA, a nie w Strongmanie, bo tam już nie ma powrotu. To jestem winien tym kibicom, którzy mnie dopingują.
Czy było błędem zrobienie walki z Sylvią, zawodnikiem o takiej klasie sportowej, tylko dwa tygodnie po walce w Polsce?
- Nie było, te dwa tygodnie przerwy nie zaważyły na tym, że przegrałem. Kondycja, kondycja i jeszcze raz kondycja.
Czym zaskoczył cię Sylvia?
- Przekonałem się co znaczy doświadczenie, ustawiał się tak, że nie mogłem go ani przewrócić, ani dobrze chwycić. Wiedziałem, że nie będzie dobrze jak były dwie próby i nic z nich nie wyszło. Teraz czas na dwa tygodnie wakacji, a później powrót do treningów, praca, może obozy w Stanach, gdzie będę miał lepszych, silniejszych sparingpartnerów. Jestem bardzo zawiedziony przegraną, ale najważniejsze jest to, żeby teraz nie poszła na marne.
Wiedziałem, że może mógłbym prowadzić tę walkę trochę dłużej, ale przez moją kondycję, albo raczej jej brak, zdecydowałem, że nie ma sensu, aby to robić. Właśnie kondycha była zdecydowanie kluczowa do podjęcia takiej decyzji i nie kontynuowania pojedynku - dodał.
Mariusz Pudzianowski zszedł z klatki w Worcester ze zwieszoną głową. Podziękował i pogratulował Sylwii i nie chcąc rozmawiać na miejscu porażki, poszedł do szatni. Usłyszał od Marcina Gortata, który urwał się nocą z hotelu Orlando Magic by dopingować "Pudziana", żeby się nie załamywał, a później, przy zamkniętych drzwiach odbyło się zebranie Teamu Pudzianowski.
Chwilę później udało mi się porozmawiać z człowiekiem, który nie przywykł do przegrywania.
Zdecydowałeś się poddać walkę. Jak trudna była to dla ciebie decyzja?
Mariusz Pudzianowski: - Trudno, ale wiedziałem, że zabrakło prądu, że nie jestem w stanie nic mu więcej zrobić. Nie było sensu dostawać dalej po łbie wiedząc, że mu nie oddam.
Krzywdy ci Sylvia nie zrobił...
- Nie zrobił, ale mnie pokonał, był lepszy. Miałem w zanadrzu kilka niespodzianek, ale jego doświadczenie przeważyło. Nie działały rzeczy, które na przykład sprawdzały się przeciwko Japończykowi.
Jak wielka była różnica między Kawaguchim, a Sylvią?
- Zupełnie inna klasa, to doświadczenie czuło się w ringu. Nie miałem szans nawet iść z nim na walenie w ciemno w drugiej rundzie, kiedy nie miałem już nic do stracenia. On trafiał, miał dłuższe ręce. To była lekcja tego, czego mi brakuje, będę się uczył i wrócę do zwyciężania. W MMA, a nie w Strongmanie, bo tam już nie ma powrotu. To jestem winien tym kibicom, którzy mnie dopingują.
Czy było błędem zrobienie walki z Sylvią, zawodnikiem o takiej klasie sportowej, tylko dwa tygodnie po walce w Polsce?
- Nie było, te dwa tygodnie przerwy nie zaważyły na tym, że przegrałem. Kondycja, kondycja i jeszcze raz kondycja.
Czym zaskoczył cię Sylvia?
- Przekonałem się co znaczy doświadczenie, ustawiał się tak, że nie mogłem go ani przewrócić, ani dobrze chwycić. Wiedziałem, że nie będzie dobrze jak były dwie próby i nic z nich nie wyszło. Teraz czas na dwa tygodnie wakacji, a później powrót do treningów, praca, może obozy w Stanach, gdzie będę miał lepszych, silniejszych sparingpartnerów. Jestem bardzo zawiedziony przegraną, ale najważniejsze jest to, żeby teraz nie poszła na marne.