Newsy MMA Userów

15178997_343355469362196_3664772864467981876_n.jpg


Matt i Jayson chyba zostają u nas na stałe. Zabrali im wizy albo cuś
 
Jason "Mayhem" Miller (23-10, 1 NC MMA, 0-0 PLMMA) szykuje się do swojej kolejnej walki. Tym razem jednak - i to prawdziwy hit - była gwiazda UFC wystąpi w Polsce. "Mayhem", który swój ostatni bój (po czteroletniej przerwie) stoczył w maju tego roku, pojawi się na jednej z pierwszych gal PLMMA w 2017 roku, w lutym lub w marcu - poinformował nas Mirosław Okniński, szef PLMMA i główny trener w Nastula & Okniński Team.

Niedawno pisaliśmy o tym, że Miller oraz Matt Horwich (28-25-1 MMA, 0-1 PLMMA), z którym "Mayhem" przyjechał do Polski na walkę z Marcinem Naruszczką na PLMMA 70, postanowli pozostać w naszym kraju na dłużej. Obaj trenują teraz w Nastula & Okniński Team i snują konkretne plany na przyszlość.

O kolejnej walce Horwicha - jak zapewnia Mirosław Okniński - usłyszeć mamy już niebawem. Co do Millera natomiast jest pewność, że na początku 2017 roku zadebiutuje w PLMMA, której ma być twarzą, ekspertem oraz zawodnikiem.
 
Jason "Mayhem" Miller (23-10, 1 NC MMA, 0-0 PLMMA) szykuje się do swojej kolejnej walki. Tym razem jednak - i to prawdziwy hit - była gwiazda UFC wystąpi w Polsce. "Mayhem", który swój ostatni bój (po czteroletniej przerwie) stoczył w maju tego roku, pojawi się na jednej z pierwszych gal PLMMA w 2017 roku, w lutym lub w marcu - poinformował nas Mirosław Okniński, szef PLMMA i główny trener w Nastula & Okniński Team.

Niedawno pisaliśmy o tym, że Miller oraz Matt Horwich (28-25-1 MMA, 0-1 PLMMA), z którym "Mayhem" przyjechał do Polski na walkę z Marcinem Naruszczką na PLMMA 70, postanowli pozostać w naszym kraju na dłużej. Obaj trenują teraz w Nastula & Okniński Team i snują konkretne plany na przyszlość.

O kolejnej walce Horwicha - jak zapewnia Mirosław Okniński - usłyszeć mamy już niebawem. Co do Millera natomiast jest pewność, że na początku 2017 roku zadebiutuje w PLMMA, której ma być twarzą, ekspertem oraz zawodnikiem.
O kurde. Mayhem z Mirkiem?!
 
Jason "Mayhem" Miller (23-10, 1 NC MMA, 0-0 PLMMA) szykuje się do swojej kolejnej walki. Tym razem jednak - i to prawdziwy hit - była gwiazda UFC wystąpi w Polsce. "Mayhem", który swój ostatni bój (po czteroletniej przerwie) stoczył w maju tego roku, pojawi się na jednej z pierwszych gal PLMMA w 2017 roku, w lutym lub w marcu - poinformował nas Mirosław Okniński, szef PLMMA i główny trener w Nastula & Okniński Team.

Niedawno pisaliśmy o tym, że Miller oraz Matt Horwich (28-25-1 MMA, 0-1 PLMMA), z którym "Mayhem" przyjechał do Polski na walkę z Marcinem Naruszczką na PLMMA 70, postanowli pozostać w naszym kraju na dłużej. Obaj trenują teraz w Nastula & Okniński Team i snują konkretne plany na przyszlość.

O kolejnej walce Horwicha - jak zapewnia Mirosław Okniński - usłyszeć mamy już niebawem. Co do Millera natomiast jest pewność, że na początku 2017 roku zadebiutuje w PLMMA, której ma być twarzą, ekspertem oraz zawodnikiem.
To jakieś jaja, prawda? :no no:
 
Mamed Chalidow: "Wróciła chemia do tego sportu"


Potrzebowałem tej przerwy, musiałem się odciąć od pewnych spraw, ale to już poza mną. Niedługo wracam i... jest super - mówi 36-letni olsztynianin Mamed Chalidow. Najbardziej rozpoznawalny polski zawodnik MMA w marcu wraca do klatki.
— Niedawno poinformowano, że wraca pan do MMA. Czyli wrócił głód walk, którego pół roku temu już nie było?

— Tak, wszystko wróciło na swoje miejsce, więc zacząłem powoli przygotowywać się do walki, którą mam zaplanowaną na 9 albo 10 marca. Jestem pełen dobrych myśli, bo dobrze się czuję i fizycznie, i psychicznie. A do tego dochodzą kibice, których głosy poparcia słyszę cały czas. Chcą mnie jeszcze zobaczyć w klatce... Jedno zebrało się z drugim i to mnie zmotywowało do tego, żebym z nowymi siłami wrócił. No więc wracam (uśmiech).

— Jakimś zaskoczeniem może być to, że ten powrót nastąpi za granicą i wcale nie w KSW (Konfrontacja Sztuk Walki, dla której od lat walczy Mamed Chalidow — red.).
— Zgadza się: jedną walkę „biorę” poza Polską. A dopiero po niej będę miał prawdopodobnie walkę o obronę pasa KSW, choć na razie nie jest pewne, kiedy to nastąpi i na której gali (Chalidow jest mistrzem KSW w wadze średniej — red.). Marcową walkę stoczę za granicą, a konkretnie w Manchesterze. Z kim będę walczył? Jeszcze nie wiem.

— Wybór prężnie rozwijającej się organizacji ACB (Absolute Championship Berkut — red.) pewnie nie jest przypadkowy. W końcu nie raz i nie dwa pojawiał się pan jako kibic na ich galach...
— Współpracujemy z nimi: jakiś czas temu połączyliśmy swoje siły z klubem Berkut i nazywamy się Berkut Arrachion Olsztyn. I tak naprawdę m.in. w ramach tej współpracy obserwuję też gale ACB. Bardzo mocno idą — walki stoją tam na bardzo wysokim poziomie, robi się dużo gal, bo dwie, trzy w miesiącu... No i nie ukrywam, że to są też moje korzenie, bo przecież pochodzę z Czeczenii (siedzibą ACB jest czeczeńska stolica Grozny — red.). Takie rozmowy z KSW były już trochę wcześniej: że jedyna inna gala, na której bym chciał zawalczyć poza granicami Polski, to ACB. No i KSW daje mi teraz taką możliwość.

— ACB nie narzeka na brak kibiców, ale pozyskanie pana na galę w marcu to strzał w dziesiątkę. Pana nazwisko napędzi im jeszcze więcej fanów...
— Zobaczymy, zobaczymy (śmiech). A że na Wyspach żyje dużo Polaków? Nawet bardzo dużo, więc mam nadzieję, że kibice przyjdą na galę w Manchesterze i będą mnie wspierać.

— Wróćmy do majowej gali KSW w Ergo Arenie, a właściwie do tego, co nastąpiło po niej. Zawsze pan podkreślał, że MMA to jest pana życie, a tymczasem po walce z Azizem Karaoglu (wygranej na punkty, choć niektórzy widzieli ten werdykt inaczej — red.) ogłosił pan rozbrat ze sportem. Dlaczego?
— Po prostu potrzebowałem tej przerwy. Tak jak mówiłem we wcześniejszych wywiadach: przez 13 lat w MMA szedłem na najwyższych obrotach. Na początku dawałem nawet i pięć walk w roku, ale stopniowo zszedłem przez cztery i trzy walki rocznie do dwóch. Zawsze dawałem z siebie wszystko, toczyłem pojedynki na najwyższym poziomie, wygrywałem i wygrywałem, aż w końcu przyszło zmęczenie psychiczne. Już w tej ostatniej walce było to widać, bo ja się bardzo źle czułem. Także dlatego, że ostatni rok nie był dla mnie przyjemny — niektórzy na siłę próbowali mi przykleić jakieś dziwne łatki i wmanewrować w różne afery (chodzi o rzekome powiązania Chalidowa ze światkiem przestępczym — red.). A to mnie bardzo zmęczyło psychicznie... Potrzebowałem odpoczynku i chciałem odciąć się od tego wszystkiego, żeby znów poczuć „chemię” do tego sportu. Bo mimo że robię to, co kocham, to zdarzyły się w tym roku poboczne historie, które to zakłóciły.

— I co, przydał się ten reset?
— Nawet bardzo, ale już niedługo wracam. I to wracam bardziej doświadczony, bo ten rok nauczył mnie wielu nowych rzeczy o życiu. Na przykład takich, że nawet jak oddajesz temu, co robisz, całe serce, to i tak musisz mieć twardą dupę. Bo nawet się nie obejrzysz, jak bez żadnego powodu niektórzy spróbują ci przykleić coś, o czym nie masz pojęcia. Na szczęście bez szans powodzenia... Jestem mocniejszy o kolejne doświadczenie i mam inne nastawienie do pewnych spraw.

— Czyli to prawda, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie?
— Oczywiście! To wszystko oczyściło moje otoczenie: przyjaciele, którzy są ze mną od początku — czyli od czasów, kiedy jeszcze nie byłem znanym sportowcem — byli zawsze, no i zostali ze mną. A ci nowi „przyjaciele” jakoś poodpadali (uśmiech)... Prawdziwych kibiców też się poznaje w chwilach słabości. Na szczęście takich kibiców jest o 99,9 procent więcej niż tych, którzy próbują coś mi doczepić, ale im nie wychodzi. Jest takie powiedzenie, że psy szczekają, a karawana idzie dalej, więc my idziemy dalej.

— W głosie słyszę, że rzeczywiście wróciły panu siły.
— Potrzebowałem tej przerwy. A teraz jest bardzo dobrze.

— W międzyczasie odwiedził pan też rodzinne strony...
— I to dość długo tam pobyłem, więc rodzice są zadowoleni (uśmiech). Niedługo znowu jadę tam na dwa tygodnie, a po powrocie zaczynam docelowe przygotowania. Jak mówię: jest super, bardzo dobrze się czuję. Dzięki moim przyjaciołom, rodzinie i prawdziwym kibicom, którym bardzo dziękuję, że są ze mną. Mam nadzieję, że będę ich cieszył kolejnymi walkami i kolejnymi zwycięstwami. Przy okazji proszę pozdrowić wszystkich czytelników „Gazety Olsztyńskiej.”

— Na koniec: co pan powie o kolejnej obronie pasa UFC przez olsztyniankę Joannę Jędrzejczyk.
— Wygrała, jest mistrzynią, ale Karolina Kowalkiewicz też pokazała wielkie serce. To była polska bitwa w Nowym Jorku i cieszy mnie to, że dziewczyny zaprezentowały wysoki poziom, potwierdzając, że kobiece MMA w Polsce jest bardzo mocne. Jeszcze raz chylę czoła przed Karoliną, tym bardziej że Asia swoje poprzednie rywalki po prostu lała. Bez litości je demolowała. A tu się okazało, że spotkały się dwie Polki i skończyła się ta masakrujące dominacja. Była cały czas delikatna przewaga, Asia była lepsza, ale o demolce nie było mowy.

http://sport.wm.pl/399724,Mamed-Chalidow-quotWrocila-chemia-do-tego-sportuquot.html#axzz4QoCcC6nZ

 
Mamed Chalidow: "Wróciła chemia do tego sportu"


Potrzebowałem tej przerwy, musiałem się odciąć od pewnych spraw, ale to już poza mną. Niedługo wracam i... jest super - mówi 36-letni olsztynianin Mamed Chalidow. Najbardziej rozpoznawalny polski zawodnik MMA w marcu wraca do klatki.
— Niedawno poinformowano, że wraca pan do MMA. Czyli wrócił głód walk, którego pół roku temu już nie było?

— Tak, wszystko wróciło na swoje miejsce, więc zacząłem powoli przygotowywać się do walki, którą mam zaplanowaną na 9 albo 10 marca. Jestem pełen dobrych myśli, bo dobrze się czuję i fizycznie, i psychicznie. A do tego dochodzą kibice, których głosy poparcia słyszę cały czas. Chcą mnie jeszcze zobaczyć w klatce... Jedno zebrało się z drugim i to mnie zmotywowało do tego, żebym z nowymi siłami wrócił. No więc wracam (uśmiech).

— Jakimś zaskoczeniem może być to, że ten powrót nastąpi za granicą i wcale nie w KSW (Konfrontacja Sztuk Walki, dla której od lat walczy Mamed Chalidow — red.).
— Zgadza się: jedną walkę „biorę” poza Polską. A dopiero po niej będę miał prawdopodobnie walkę o obronę pasa KSW, choć na razie nie jest pewne, kiedy to nastąpi i na której gali (Chalidow jest mistrzem KSW w wadze średniej — red.). Marcową walkę stoczę za granicą, a konkretnie w Manchesterze. Z kim będę walczył? Jeszcze nie wiem.

— Wybór prężnie rozwijającej się organizacji ACB (Absolute Championship Berkut — red.) pewnie nie jest przypadkowy. W końcu nie raz i nie dwa pojawiał się pan jako kibic na ich galach...
— Współpracujemy z nimi: jakiś czas temu połączyliśmy swoje siły z klubem Berkut i nazywamy się Berkut Arrachion Olsztyn. I tak naprawdę m.in. w ramach tej współpracy obserwuję też gale ACB. Bardzo mocno idą — walki stoją tam na bardzo wysokim poziomie, robi się dużo gal, bo dwie, trzy w miesiącu... No i nie ukrywam, że to są też moje korzenie, bo przecież pochodzę z Czeczenii (siedzibą ACB jest czeczeńska stolica Grozny — red.). Takie rozmowy z KSW były już trochę wcześniej: że jedyna inna gala, na której bym chciał zawalczyć poza granicami Polski, to ACB. No i KSW daje mi teraz taką możliwość.

— ACB nie narzeka na brak kibiców, ale pozyskanie pana na galę w marcu to strzał w dziesiątkę. Pana nazwisko napędzi im jeszcze więcej fanów...
— Zobaczymy, zobaczymy (śmiech). A że na Wyspach żyje dużo Polaków? Nawet bardzo dużo, więc mam nadzieję, że kibice przyjdą na galę w Manchesterze i będą mnie wspierać.

— Wróćmy do majowej gali KSW w Ergo Arenie, a właściwie do tego, co nastąpiło po niej. Zawsze pan podkreślał, że MMA to jest pana życie, a tymczasem po walce z Azizem Karaoglu (wygranej na punkty, choć niektórzy widzieli ten werdykt inaczej — red.) ogłosił pan rozbrat ze sportem. Dlaczego?
— Po prostu potrzebowałem tej przerwy. Tak jak mówiłem we wcześniejszych wywiadach: przez 13 lat w MMA szedłem na najwyższych obrotach. Na początku dawałem nawet i pięć walk w roku, ale stopniowo zszedłem przez cztery i trzy walki rocznie do dwóch. Zawsze dawałem z siebie wszystko, toczyłem pojedynki na najwyższym poziomie, wygrywałem i wygrywałem, aż w końcu przyszło zmęczenie psychiczne. Już w tej ostatniej walce było to widać, bo ja się bardzo źle czułem. Także dlatego, że ostatni rok nie był dla mnie przyjemny — niektórzy na siłę próbowali mi przykleić jakieś dziwne łatki i wmanewrować w różne afery (chodzi o rzekome powiązania Chalidowa ze światkiem przestępczym — red.). A to mnie bardzo zmęczyło psychicznie... Potrzebowałem odpoczynku i chciałem odciąć się od tego wszystkiego, żeby znów poczuć „chemię” do tego sportu. Bo mimo że robię to, co kocham, to zdarzyły się w tym roku poboczne historie, które to zakłóciły.

— I co, przydał się ten reset?
— Nawet bardzo, ale już niedługo wracam. I to wracam bardziej doświadczony, bo ten rok nauczył mnie wielu nowych rzeczy o życiu. Na przykład takich, że nawet jak oddajesz temu, co robisz, całe serce, to i tak musisz mieć twardą dupę. Bo nawet się nie obejrzysz, jak bez żadnego powodu niektórzy spróbują ci przykleić coś, o czym nie masz pojęcia. Na szczęście bez szans powodzenia... Jestem mocniejszy o kolejne doświadczenie i mam inne nastawienie do pewnych spraw.

— Czyli to prawda, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie?
— Oczywiście! To wszystko oczyściło moje otoczenie: przyjaciele, którzy są ze mną od początku — czyli od czasów, kiedy jeszcze nie byłem znanym sportowcem — byli zawsze, no i zostali ze mną. A ci nowi „przyjaciele” jakoś poodpadali (uśmiech)... Prawdziwych kibiców też się poznaje w chwilach słabości. Na szczęście takich kibiców jest o 99,9 procent więcej niż tych, którzy próbują coś mi doczepić, ale im nie wychodzi. Jest takie powiedzenie, że psy szczekają, a karawana idzie dalej, więc my idziemy dalej.

— W głosie słyszę, że rzeczywiście wróciły panu siły.
— Potrzebowałem tej przerwy. A teraz jest bardzo dobrze.

— W międzyczasie odwiedził pan też rodzinne strony...
— I to dość długo tam pobyłem, więc rodzice są zadowoleni (uśmiech). Niedługo znowu jadę tam na dwa tygodnie, a po powrocie zaczynam docelowe przygotowania. Jak mówię: jest super, bardzo dobrze się czuję. Dzięki moim przyjaciołom, rodzinie i prawdziwym kibicom, którym bardzo dziękuję, że są ze mną. Mam nadzieję, że będę ich cieszył kolejnymi walkami i kolejnymi zwycięstwami. Przy okazji proszę pozdrowić wszystkich czytelników „Gazety Olsztyńskiej.”

— Na koniec: co pan powie o kolejnej obronie pasa UFC przez olsztyniankę Joannę Jędrzejczyk.
— Wygrała, jest mistrzynią, ale Karolina Kowalkiewicz też pokazała wielkie serce. To była polska bitwa w Nowym Jorku i cieszy mnie to, że dziewczyny zaprezentowały wysoki poziom, potwierdzając, że kobiece MMA w Polsce jest bardzo mocne. Jeszcze raz chylę czoła przed Karoliną, tym bardziej że Asia swoje poprzednie rywalki po prostu lała. Bez litości je demolowała. A tu się okazało, że spotkały się dwie Polki i skończyła się ta masakrujące dominacja. Była cały czas delikatna przewaga, Asia była lepsza, ale o demolce nie było mowy.

http://sport.wm.pl/399724,Mamed-Chalidow-quotWrocila-chemia-do-tego-sportuquot.html#axzz4QoCcC6nZ

Chemia potrafi zmienić wiele rzeczy.
 
Back
Top