Daijiro Matsui: Pechowy Wojownik

Olos

-=PRIDE FC=-
9da4f8c273daijiromatsui.jpg




“Daijiro Matsui: Pechowy Wojownik” Keith Vargo tłum. Olos

Jest wczesny wieczór w Tokio, 29 sierpień 2002. Gdy przybywam do Takada Dojo, widze Daijiro Matsui stojącego przy wieży stereo wybierającego jakąś muzyke do ćwiczeń. Jego twarz jest poobijana i ma rozcięcie pod jednym z oczu. Gdy witam się wchodząc do szatni, Matsui wita mnie krótkim, ale uprzejmym „Konnici-wa”. Następnie wsadza do odtwarzacza płytę zespołu „Quiet Riot” i zaczyna rozgrzewkę która przerodzi się pewnie w setkę przysiadów.

To obraz Matsui do którego przywykłem. W mniej niż 24 godziny po przegranej przez niejednogłośną decyzję na Pride “Schockwave” z holenderskim kickbokserem Jerrel’em Venetiaan’em, Matsui jest z powrotem na sali ostro trenując. Niektórzy zawodnicy pewnie daliby sobie trochę luzu przez kilka dni. Niektórzy pewnie w ogóle daliby sobie spokój po swojej 10-tej porażce. Ale Matsui jest znowu na treningu, przygotowuje się do kolejnej niezwykle trudnej walki jaką zaoferuje mu Pride.

Ten etos pracy wywołuje mieszane reakcje pomiędzy dziennikarzami i fanami sportów walki. Gdy Matsui wchodzi do ringu, to daje z siebie wszystko. Non stop próbuje obalać za jedną noge, wymienia ciosy z lepszymi strikerami i szuka sposobu na poddanie przeciwnika. Cały czas jest aktywny. Nieważne wygrana czy przegrana, ludzie uwielbiają oglądać Matsui w walce.

Niektórzy nie są pod wrażeniem uporu Japończyka, ponieważ przegrywa większość tych walk. Pewnie, trenuje ciężko, ale gdzie go to zaprowadzi? Gdy jego styl: „cały czas do przodu z maksymalnym wysiłkiem” nie działa, Matsui kończy zbierając sromotne lanie.

Ale nawet jego krytycy pałają dziwną sympatią do “worka treningowego organizacji Pride”. Ciężko tego nie robić. Matsui jest wiecznym underdogiem który został pobłogosławiony (lub przeklęty, patrząc na to z drugiej strony) żelazną szczęką. Jest gościem, który zdołał przetrwać ze świetnymi strikerami takimi jak Wanderlei Silva czy Vitor Belfort do decyzji, ale srogo za to zapłacił. To jego hart ducha wywołuje sympatię i szacunek nawet wśród największych jego krytyków. Nawet jeśli nie jesteś jego fanem, łączysz się z nim emocjonalnie Matsui tak samo jak z ofiarą jakiegoś kataklizmu.

Jednakże, jego styl polegajacy na nieustającym dążeniu do wygrania czasami zdaje egzamin. Jego największym osiągnięciem dotychczas jest wygrana przez decyzję nad Jose „Pele” Landi-Jons’em. Poza swoim nieustępliwym podejściem, Japończyk używał drop kicków, miażdżył „Pelego” przy linach łapiąc głowę Brazylijczyka oburącz i uderzał nią o matę ringu. Lecz nawet w tej walce Matsui został niemal poddany w ciągu kilku pierwszych minut i zjadł kilka potężnych kolan. Więc co takiego sprawia, że reprezentant Takada Dojo ciągle balansuje na krawędzi porażki? Uważam, że to jego etos pracy.

Moja interpretacja jest taka, że Matsui próbuje zbyt bardzo dostarczyć emocji widzom. W jednym z wywiadów które z nim przeprowadziłem, powiedział: „W przeszłości myślałem, że lepiej dać ekscytującą walkę i przegrać, niż wygrać po nudnej”. Można zobaczyć to nastawienie w większości jego walk. Wybierając pomiędzy rozegraniem tego na spokojnie, a zrobieniem czegoś ryzykownego, zawsze wybierze to drugie, aby walka nie była nudna. Dobrym przykładem jest jego przegrana z Murilo „Nijna” Rua. W pierwszej rundzie ta walka była jak rollercoaster prób poddań i ucieczek. Ale w dalszej części, gdy walka toczyła się w stójce, Matsui spróbował ryzykownego rzutu rodem z Judo na zawodniku muay thai i nie poszło to po jego myśli. Skończył leżąc na ziemi zbierając stompy od starszego z braci Rua. Japończyk mógł to rozegrać spokojniej. Mógł nawet wygrać to decyzją tak jak z „Pele”. Chciał jednak dać fanom to za co zapłacili i skończył to przegrywając przez TKO.

Być może to się zmienia. Walka Matsui na Schockwave z zawodnikiem K-1 Jerrel’em Venetiaan’em była jedną z jego najbardziej przemyślanych walk. Większość czasu próbował obalać poprzez chwytanie jednej z nóg i kontrolować pozycję z góry. Oczywiście było w tej walce kilka pro-wrestlingowych akrobacji jak np. drop-kicki i stompy z wyskoku, i jak zwykle Matsui zebrał pare razów. Jednak przez większą część trzymał się podstawowego planu i kontrolował większość akcji w pojedynku z Venetiaanem. Spora część widowni czuła że reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni wygrał, lecz dwóch sędziów myślało inaczej i Matsui przegrał niejednogłośną decyzją.

Mam nadzieję, że Matsui jeszcze się odgryzie. Uważam, że może wygrać z kilkoma zawodnikami K-1 którzy przejda do MMA i zdobyć kilka zwycięstw. Sądzę, ze nie jestem osamotniony w tym przekonaniu. Po 13 pojedynkach w PRIDE ( w większości porażkach), Daijiro Matsui stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w MMA.

Stał się swego rodzaju Rocky’m Balboa, gościem skazanym na porażkę, zestawianym z zawodnikami lepszymi o parę klas od niego. Nikt nie spodziewa się że zwycięży. Ale czasem chcemy zobaczyć jak ciężka praca wygrywa z naturalnym talentem. Czasem chcemy zobaczyć jak zwycięża gość który jest trochę podobny do nas.

Tymczasem wracamy do sali treningowej i przygotowań. Podczas gdy Kevin Dubrow (wokalista zespołu „Quiet Riot”) krzyczy „Cum on Feel the Noize” z głośników, Matsui dalej robi przysiady. Gala PRIDE 22 odbędzie się za kilka tygodni i nie byłbym zdziwiony gdyby Matsui wystąpiłby jako zastępstwo za zawodnika który wypadł w ostatniej chwili. Jeśli tak się stanie to mam nadzieję, że wygra. W tej chwili jednak, mam nadzieje że załatwi sobie jakieś nowe płyty z muzyką.
 
Dosyć długo się zbierałem żeby przetłumaczyć ten artykuł, ale w końcu usiadłem i machnąłem. W oryginale było sporo powtórzeń i porównań które nie bardzo dają się przenieść do naszego języka wiec trochę wprowadziłem własnej inwencji twórczej. Z pisaniem czegokolwiek nie miałem już stycznosci dobrych pare lat więc moze miejscami gramatyka lezy, ale mam nadzieje że jest to w miarę spójne tłumaczenie. Ten artykuł to w zależności od odbioru przez cohones niejako wstęp do dalszej mojej zabawy, ale już w trochę własną publicystykę.

Mianowicie chciałem jako hardcorowy fan PRIDE przybliżyć tą organizację osobom które MMA oglądają od niedawna. Poczynając od początku każdą z gal. Byłaby to swego rodzaju recenzja, z zaznaczeniem ciekawszych walk, lub takich które pomagały kształtować MMA w tamtym okresie. Chcecie, nie chcecie? Opinie mile widziane.
 
Dosyć długo się zbierałem żeby przetłumaczyć ten artykuł, ale w końcu usiadłem i machnąłem. W oryginale było sporo powtórzeń i porównań które nie bardzo dają się przenieść do naszego języka wiec trochę wprowadziłem własnej inwencji twórczej. Z pisaniem czegokolwiek nie miałem już stycznosci dobrych pare lat więc moze miejscami gramatyka lezy, ale mam nadzieje że jest to w miarę spójne tłumaczenie. Ten artykuł to w zależności od odbioru przez cohones niejako wstęp do dalszej mojej zabawy, ale już w trochę własną publicystykę.

Mianowicie chciałem jako hardcorowy fan PRIDE przybliżyć tą organizację osobom które MMA oglądają od niedawna. Poczynając od początku każdą z gal. Byłaby to swego rodzaju recenzja, z zaznaczeniem ciekawszych walk, lub takich które pomagały kształtować MMA w tamtym okresie. Chcecie, nie chcecie? Opinie mile widziane.
Jeszcze nie przeczytałem tego, ale tak chce.
Z jakiego języka to tłumaczyłeś?
 
Jeszcze nie przeczytałem tego, ale tak chce.
Z jakiego języka to tłumaczyłeś?
Z angielskiego. Ten autor spłodził troche artykułow dotyczących MMA i nie tylko. Może jeszcze coś od niego kiedyś przetłumacze i wrzuce. Co do tych recenzji to planowałem sobie zrobić re-run po wszystkich galach i poprzypominać. Pomyślałem czemu by przy okazji nie wrzucać własnych wrażeń na forum i zachęcić do zapoznania się z legendami tego sportu ludzi którzy oglądają MMA od niedawna, postarałbym się wrzucac recenzję z jednej-dwóch gal na weekend w zalezności ile ciekawych walk było na danej gali/galach.
 
Dobra robota. Brakuje (moim zdaniem, ogólnie w portalach branżonych) przynajmniej krótkich notek o początkach mma. Nie mówiąc o większych opracowaniach lub ciekawostkach. MMA śledzę od pierwszych gal PRIDE, więc jak najbardziej jestem na tak i czekam dalszych części.
 
Lubię ten japoński etos wojownika. Fajnie, że ten artykuł były pisany praktycznie "na żywo", a nie z dzisiejszej perspektywy, co pozwala się wczuć w tamten klimat. Jak jest tego więcej to tłumacz w wolnej chwili, bo chętnie poczytam coś jeszcze.
 
Back
Top