Wspomnienia z dzieciństwa, czyli kiedy Buka straszna była

To są dorośli ludzie, jak się nie nadają do zawodu to mogą iść pracować gdzie indziej.
 
Za kasę z Komunii pamiętam dostałem podobny ;-)







wigry.jpg
 
Nie no, wiadomo, ale za gówniarza , o korki nie było łatwo, dopiero , gdy troche starszy. Jebnięcie miały konkret! (choć w porównaniu z dzisiejszym arsenałem petard - cichutko ich huk brzmi ).



A pierwszą fote kojarzysz? (na focie, nakretka jeszcze brzegów nie miała dogiętych)
 
te korkowce u mnie jak miałem ok 8-10 lat tak przy koncu lat 90 to na kazdym festynie były, nie to co teraz same kapiszony.
 
Dokładnie, bączek. Pamietam, jak wujo mi i bratu saletrę kupował w chemicznym, bo gówniarzom normalnie nie chcieli tego sprzedawać.



Gimby, jak sie nudzą, zamiast ślepić w TV/kompa, mogliby pokombinować z saletrą i cukrem - fajnie się to jara
 
Kaczy a obieraliscie te korki jak prawdziwe samce alfa ? Potem ta siarke jakiej babie pod nogi i juz sie dzialo.
Co do saletry to jak wchodzilem do jednego ze sklepow to baba zamiast dzien dobry tylko sie pytala ile ?
Karbid byl cwiczony ale bardzo rzadko dostepny( przynajmniej u nas).Pucha od farby,dwie dziury, mela do srodka i osiedle pobudzone.
#dorastaniebezinternetu
 
A jak! Czasem skubałem - ale ja rzadko akurat - może lękliwym zdeczka :-)



Z karbidu, to jeszczemój stary strzelał, w moich czasach (na moich podworkach) nie bylo to tak bardzo popularne. Karbid znajdowaliśmy w rejonach budów. Ale jego woń do dziś pamiętam :)
 
U nas szly rurki ze starego namiotu - ciete byly na kawalki ok 25 cm i wypelniane saletra, a odpalalismy za pomoca zapalnikow z wolframu, kabla i baterii takiej duzej, plaskiej co to ich teraz juz nie znajo. Dobrze, ze nikt nie zginal, bo odlamkow rurek juz znalezc nie szlo ;)
 
My z sąsiadem z góry zawsze napierdalalismy z balkonu bomby. Na przyczajce, bo nie było nas widać a konunikowalismy się za pomocą dwóch kubków połączonych żyłka czy innym chujstwem
 
moj był cały niebieski, nie pamietam jaki mial kolor opon ale raczej nie zółte, moze niebieskie ? hmmmm
 
Plastikowa butelka zwrotna (Pamieta ktos?) z grubszego materialu byla.Karbid z wodo do srodka ,ogolnie po kilku minutach cala perforacja butelki znikala tylko taki wielki przezroczysty pecherz sie robil-zamiast wolframu jak u Chosena dwie szpilki na wylot w korku, ze spiralka ukrecona z uzwojenia jakiegos silniczka-kabel,akumulator od komara,motoru-robilo spustoszenie i mase huku to ustrojstwo.

Pamietam jeszcze jak przynieslismy do piaskownicy troche kaszanki aby poczestowac kumpli (dzieci Swiadkow Jehowy).Chcielismy sprawdzic czy [strike]umro[/strike] umrą...
Nic im nie bylo ale ich mama nie byla zachwycona co obwiescila mojej mamie.
Ale czlowiek byl madry.....fiu fiu
 
Nigdy nie miałem dostepu do karbidu, ale historia z kaszanką rządzi :D



Tak BTW umierania, to ja sie dziwie, że dożyłem swojego wieku patrząc wstecz jakie głupoty sie robiło. Nie wiem czy nie wolałbym aby moje dziecko nie siedziałow domu i grało na PS10 ;)



Czerninę ktoś jadł?
 
Z tymi zbawami za mlodu faktycznie bylo slabo z bezpiecznstwem, z takich co mi na szybko przychodza do glowy:



1) dwie piaskowncie na podworku oddalone o jakies 20 metrow od siebie, wykopalismy caly piasek z jednej i z drugiej, zrobilsmy dach z desek i zasypalismy - powastaly 2 bunkry, rodzice szczesliwy ze dzieckai calymi dniami bawia sie w wojne w "bunkrach" a my w tymczasie przekopalismy tunel na glebokosci okolo 2 metrow pomiedzy piaskonicami :P cud ze to sie nie zwalilo



2) skoki z nowobudowanego bloku na kupke piachu - moj rekord 2. piero ; starsi skakali z 3.



3) hustawka rozpieta miedzy dwoma topolami , zaczepiona na okolo 20 metrach wysokosci, przy dobrym rozbujaniu wychylenie bylo masakryczne , oczywscie najwieksza frajda byly zawody kto wyskoczy dalej



4) cos w czym nigdy nie mialem odwagi brac udzialu - wskakiwanie pod jadaca ciezarowke i polozenie sie na drodze



5) domowej roboty kusze miotajace zaostrzonymi bełtami na kilkadziesiat metrow



6) roznego rodzaju domowej produkcji materialy wybuchowe
 
Pamiętam jak wkładało się korki w zamki na ostatnich godzinach i czekało na dole aż woźnia zacznie zamykać, łubudu łubudu łubudu. Po miesiącu już się przyzwyczaiła i zostawiało się pod nogą z krzesła ósmoklasistą, ojcem to z pasem nie wyrabiał ale było warto :D
 
Back
Top