szkoda, że noodles, nie potrafi / nie chce przedstawić argumentów dlaczego ganja jest taka zła.
dla mnie cały temat rozbija się nie o szkodliwość samej trawy, ale o prawdopodobny lobbing grup zainteresowanych pozostaniem marychy nielegalną. wyjście z szarej strefy, opodatkowanie i kontrola mogłyby pomóc 10 x bardziej niż ściganie dzieciaków za połówkę i straszenie sankcjami. Kto chce to i tak kupi, kto chce to i tak zapali. I jak wszyscy (poza noodlesem) wiedzą, blej nikogo nie zabije. Bo nie takie jest jego działanie. Trawa luzuje, uspokaja, w przeciwieństwie do %, których najcząstszym widocznym efektem jest konieczność zniszczenia czegoś, bądź przypie*dolenia komuś.
Od miesiąca mieszkam pod Amsterdamem i obserwuję wpływ skrętów na ludzi. Niestety nie zauważyłem by społeczeństwo było spaczone, ze względu na obecność kofików. Wręcz przeciwie, jest tu dużo spokojniej. Zresztą, jeśli można było w Czechach stworzyć coffe shopy to dlaczego nagle Polakom miało by to jakoś niezwykle zaszkodzić? Wszystko i tak zawsze będzie zależało od człowieka i od jego podatności na używki.
btw, dla ścisłości ja nie jestem wielkim fanem palenia, ale wydaje mi się, że każdy rozsądny czowiek powinien widzieć problem właśnie w ten sposób. Jedyna droga to droga legalizacji. Nie dość, że da to wpływy do budżetu, poprzez licencje, prawdopodobną akcyzę itp, to jeszcze pozwoli kontrolować to tak jak w Holandii. Dla przykładu, tutaj też jest szara strefa, są nielegalne konopie (bez licencji można mieć tylko do 5 roślin), ale przez to, że są kofiki jest ona dużo mniejsza. Tym bardziej, że każda niezarejestrowana trawa jest mieszana z włosami (a chyba każdy domyśla się oc to oznacza :) ) Polskie władze chyba sobie nie zdają sprawy, że stają na straconej pozycji w walce w konopią. Niemcy już jakiś czas temu dali sobie spokój z restrykcyjym prawem. Inaczej, ono jest, ale jest martwe. Niemiecka policja, generalnie nie robi nic do 5 gramów, nie wiem czy zwyczajnie nie chce im się, czy może po prostu są mądrzejsi od polskiej, która się spier*oli o połówkę nawet, a kiedy w centrum miasta w Kielcach był napad na jubilera, to pokonanie 150 metrów (może 200) z komisariatu zajęło im pół godziny. :)