Studia to jedno, życie swoją drogą.
Ogromną wadą studiów jest brak praktyki. Zdrowy system studiowania to 2 dni na uczelni, 3 dni w pracy. Wtedy są to studia przygotowujące do pracy w zawodzie. W przypadku 5 dni na uczelni i żadnego w pracy studia mają charakter hobbystyczny i oderwany od rzeczywistości.
Przykład ze stolarzem jest zły, bo nie można w obecnym systemie wykształcić magistra w stolarstwie (a szkoda). Byłoby to możliwe przy wprowadzeniu praktyk na studia w wymiarze rzeczywistym, a nie śmiesznym jak obecnie. I to moim zdaniem powinien być ogólny cel reformowania studiów. Milion godzin przesiedzianych na sali audytoryjnych nie zastąpi godziny w rzeczywistej pracy. Student bez doświadczenia (i choćby rozeznania) jest warty mniej niż 1 zł/h.
Wybór filozofii jako studiów jest sensowny, jeśli jest podyktowany hobby i zainteresowaniami, a nie oczekiwaniami względem przygotowania do pracy. Sam jakbym miał nadmiar czasu poszedłbym na filozofię. Jeśli ktoś wybiera zarządzanie czy filozofię z nadzieją na znalezienie pracy dzięki tym studiom, to raczej trzeba szukać luk w socjologicznych sprawach. Taka osoba może jest nieświadoma swoich wyborów, albo chce sobie przedłużyć dzieciństwo. Dopóki finansowanie od rodziców się zgadza, dopóty można bujać w chmurach.
Niemniej jak wspomniałem, każdy po studiach startuje z tego samego śmieciowego poziomu, niezależnie od kierunku (dlatego, że studia do niczego w praktyce nie przygotowują). Jedyną zaletą studiów jest teoretyczne opanowanie jakiejś wiedzy, która czasami bywa niezbędna (jak we wspomnianym budownictwie, czy budowie maszyn). Jednak teoria nigdy nie zastąpi praktyki i widać to dobrze po studentach, którzy na uczelni mieli same 5.0, a w życiu błąkają się między rozlewaniem kawy, a roznoszeniem listów w korpo.