Ostatnio zmarł Chuck Berry, który zrobił między innymi ukochany kawałek wszystkich fanów Pulp Fiction. Dobry kawałek! Ale jeszcze bardziej podoba mi się on w wykonaniu Bruce'a Springsteena, zdecydowanie posłużyła mu wyższa tonacja. Pod koniec trochę już za dużo kombinacji, muzycznie mi się to jakoś do końca nie zgadza, ale myślę, że i tak warto rzucić okiem i uchem na ten występ. Jest po prostu... "cool", jakkolwiek głupio to brzmi. Bawią się tam wybornie i to jest piękne. I lepiej pominąć początkowe pierdolenie i włączyć od 2:21