Byłem 3 razy. Za każdym razem w namiocie. Nie jestem wybredny jeśli chodzi o takie warunki,a zawsze blisko do miejsca gdzie odbywa się festiwal. No i zawsze można kogoś poznać, strzelić grilla przy namiocie i się dobrze pobawić, słysząc w oddali dźwięki koncertów na które brakło już sił :) Wg. mnie połowa frajdy na festiwalach to pole namiotowe. I nie mówie tu o chlanu i ćpaniu. Vipowskich namiotów nie ma co brać - jak spadł deszcz, to połowa z nich przeniosła się na miejsca nie vipowskie:) W tym roku odpuszczam, dopada mnie już okres "przed 30stką" i zwyczajnie nie myślę już o koncertach ;) kapcie na nogi i umierać.
Co do pola namiotowego, to pamiętam jedną sytuację, akurat nie za miło. Najebany Polak notorycznie niszczył namioty, nasze, naszych sąsiadów(Słowenia albo Słowacja, nie pamiętam już). W końcu wyszedł z namiotu koleś z kategorii open i zaczął masakrować Polaka z kategorii ok półśredniej. Tylko ja się temu nie przyglądałem ze wszystkich gapiów i udało mi się byka uspokoić. Polak złamany nos i kości policzkowe, wyprowadziłem go dalej, zeby nie wiedział jak wrócić a przy okazji miałem mroczną koszulkę, bo całą we krwii :D
Pamiętam też jedną smieszną już sytuację nad ranem, gdy jakiś niedobitek z nocy ciągle chodził niedaleko namiotów i darł morde aby pobudzić ludzi. Zabawnie wyglądało, gdy z jednego z namiotów wyszedł koleś, zajebał bombkę męczydupie i wrócił spać:D więcej gościa nie słyszeliśmy:D
A tak ogólnie to jest tam bardzo sympatycznie, nie ma brudu(wymienne kufle, worki na smieci na wstepie się dostaje, bambusowe talerzyki), pijaństwa też jakoś nie widać za dużo. Najlepszy festiwal na jakim byłem, bardzo polecam. Jak by ktoś chciał jakiś wskazówek jak łatwo się dostać z Kudowy to Jaromera, gdzie w Jaromerze się obkupić i takie tam - walić do mnie.