Przeszedłem przed chwilą The Last of Us. Wbiło mnie totalnie w fotel. Ale z nieco innych powodów niż czyni to normalnie gra wideo. TLoU nie było jakieś wybitnie dobre gameplay'owo. Było bardzo dobre i nic poza tym. Fabuła również nie była zbyt odkrywcza, bo podobne rzeczy już mieliśmy serwowane wiele razy, a raz nawet DOKŁADNIE w takiej samej konwencji. Polecam książkę "Fungus" Harry'ego A. Knighta, która nie jest wysokich lotów (jest średnio-słaba), ale opisuje dokładnie taki sam świat w którym grzyby zaczęły się asymilować z ludźmi. Także to wszystko już było. Jednak to co zasługuje na uwagę to "prowadzenie fabuły", ta - jak już ustaliliśmy odkrywcza nie jest - ale na Boga! styl jej prowadzenia jest mistrzowski. Zupełnie jakby człowiek książkę czytał. Scenariusz napisany jest naprawdę świetnie i Neil Druckmann powinien dostać podwyżkę. Wszystko jest po prostu przemyślane. Wiadomo - jak w każdej grze - i tu znajdują się "fillery, żeby za szybko gry nie przejść, ale i tak wszystko wydaje się logicznie połączone. Tzw. gra drogi, w której bohaterowie spędzają życie poszukując celu. Ja to kupuję, bo lubię tego typu motywy.
SPOJLOWANIE:
Druga rzecz, która mnie urzekła do cna to proces degeneracyjny Joela. Jego osobowość, to jakim był człowiekiem na początku a jakim się stał pod koniec. Kolejny raz gra ta ukazuje aspekt zmiany bohatera w najlepszy możliwy sposób. Joel w trakcie podróży staje się - nie bójmy się użyć tego słowa - psychopatą. Lekkim bo lekkim, ale mimo wszystko psychopatą. Wiadomo, życie w tak niebezpiecznym świecie, gdzie o gwałt, morderstwo łatwo i gdzie pożywienia prawie nie ma - hamuje ludzką empatię i wzmacnia egoizm oraz pierwotne instynkty, to jest normalne. Jednak Joel się całkowicie pogrążył w ochronie małej Ellie, do tego stopnia, że stał się zupełnie innym człowiekiem niż gdy zaczynał przygodę. Ellie zaczęła przypominać mu córkę i dlatego nie chciał drugi raz stracić dziecka, którego pokochał. Stąd jego psychopatyczne zachowania w stylu kłamstw o Świetlikach czy zabiciu Marleny tylko dlatego, że istniała szansa, że Marlena będzie szukać Ellie. Zabił dwóch ludzi, dopytując ich gdzie jest Ellie, choć nie musiał tego robić. Zrobił to w naprawdę "zimnym" stylu. Ogólnie odniosłem wrażenie, że Joel wielokrotnie niepotrzebnie zabijał. Ellie na początku potrzebowała Joela, ale pod koniec to Joel bardziej potrzebował Ellie niż ona jego. Była wszystkim czym miał i stąd te kłamstwa końcowe byle tylko już zaznać spokoju z adoptowaną córką. Po raz kolejny Druckmann powinien zostać wynagrodzony za tak interesującą metamorfozę głównego bohatera, której możemy być świadkami wraz z upływem gry. Naprwadę tym elementem jestem zachwycony. W ostatniej scenie, w sali operacyjnej, po prostu zabiłem z zimną krwią Bogu ducha winnego chirurga oraz dwie pielęgniarki, bo po prostu wczułem się w psychikę Joela, która ogarnięta była chorą obsesją ochrony "córki".
Zresztą to jak bardzo Joel pod koniec gry całkowicie się zatracił we własnym egoizmie tłumaczy znaleziony dyktafon. Doktor mówi na taśmie, że są już bardzo blisko przełomu i że Ellie jest szczególna, i że w końcu z nią się uda szczepionka. Joel to ignoruje. Ignoruje możliwość znalezienia szczepionki dla całego świata w imię własnego szczęścia w drugą córeczką. Tu już nie liczy się lekarstwo (które może mogłoby powstać z tkanek Ellie - bo i kto wie?), tu liczy się już tylko więź, która ta dwójka wytworzyła między sobą.
Zawsze mi tego w grach brakowało: odcieni szarości. Wszystko było białe lub czarne, a tutaj mamy szarość czyli ani dobro ani zło - po prostu człowiek reagujący tak jak na sytuację apokalipsy przystało: bez sentymentów i skrupułów. Ja chcę oglądać w filmach czy grać w gry bohaterami, którzy nie są do końca dobrzy, ale i też nie do końca źli.
Po początkowym rozczarowaniu (bo średnio podeszło mi pierwsze kilka godzin gry) wreszcie złapałem haczyk i wciągnąłem się mocno w historię Ellie i Joela. Bardzo chciałbym, żeby powstała książka w uniwersum The Last of Us i żeby była nieco bardziej ambitna niż "Fungus" z lesbijskim seksem:). Daję grze solidną piątkę w skali szkolnej.
NIC mnie nie zaskoczyło, nie wbiło w fotel. Tym bardziej etap z zimą.To był najczęściej powielany schemat filmów o zombie jaki widziałem.
Miszon to znaczy co jest powielanym schematem? Odcięta od świata wioska w której w czasach apokalipsy dorośli mieszkańcy płodzą dzieci oraz porywają je z innych wiosek a później zabijają i jedzą? Bo ja tak zrozumiałem ten fragment. W pewnym momencie odnaleźliśmy listę z wagą nowonarodzonych dzieci, które miały dopiski z boku w stylu (dobra waga, to lubię!), później gdy wyszliśmy na zewnątrz było słychać krzyk kobiet "schowamy dzieci do piwnic!". Tak samo później napis na ścianie coś chyba było w stylu "Kiedy jesteśmy w potrzebie - Bóg nas ofiarowuje". W ogóle cała ta wioska osnuta była pedofilską, sekciarską tajemnicą i bardzo mi się to podobało. Więc nie mam pojęcia gdzie Ty widziałeś w filmach zombie tego typu schemat:). Etap w zimie wymiatał.