Co mnie wku*wia

Wkurwia mnie, że w tym temacie była taka fajna dyskusja o grubasce nękającej @kamerling a i oczywiście znowu @kaczka41 wpierdolił się ze swoim (w zasadzie dosłownie) gównem.....
1) moje forum - więc robię co chce
2) napisałem co mnie wkurwia, ale inni pociągnęli dyskusję dalej.
3) temat o grubasce powinien znaleźć się w Pogotowiu sercowym, a nie tu.

Także ogarnij bajerę, jeśli chcesz nadal tu pisywać ze swojego konta.
:kis:
 
1) moje forum - więc robię co chce
2) napisałem co mnie wkurwia, ale inni pociągnęli dyskusję dalej.
3) temat o grubasce powinien znaleźć się w Pogotowiu sercowym, a nie tu.

Także ogarnij bajerę, jeśli chcesz nadal tu pisywać ze swojego konta.
:kis:
Naślę na Ciebie gościa z tego gifa i się skończy hulanie po forum :boystop:
 
Jebana nie do zdarcia jest. Prawdziwy TERMINATOR. :no no:

Że jej to się jeszcze kurwa nie znudziło, to nie mogę uwierzyć. Dzisiaj to samo co zawsze (nadmienię iż trwa to chyba parę tygodni tak ogólnie). Tyle tylko, że zauważyłem :

a) jest zdecydowanie bardziej pobudzona i nerwowa (czyżby stopniowa utrata kontroli nad sobą ? :mamed: )
b) jest coraz bardziej bezczelna :crazy:

Gdyż zamiast przeprowadzić ze mną standardowy dialog [po zajęciach] mieszczący się w pewnych ramach 'kultury' , to ... podeszła i wydała jakiś dziwny dźwięk, coś w stylu EKHM. Ja patrzę na nią - pytam się "tak ? " , a ona "czy naprawdę mam się pytać? " . Ja normalnie się zakrztusiłem tak duchowo. :DC: Ale chuj - zero odpowiedzi. Po paru sekundach - "AUTOBUSEM CZY NA PIESZO ! ? " zdecydowanie głośniejszym tonem. :irish:

- "Na pieszo, ale nie wracam jeszcze do domu"

Obróciła się na pięcie i sobie poszła. HAHAHAHAHAHAH. No nie mogę. Nie mieści mi się w umyśle to, co się odpierdala. To przekracza jakieś logiczne rozumowanie.

Co do zarzutów, że ten wątek powinien być pisany w innym temacie - spokojnie. To już końcówka praktycznie mojego problemu. Czuję, że dosłownie za parę dni - będzie koniec. Nigdy nie widziałem jej tak poddenerwowanej jak dzisiaj. Coś mi się wydaje, że albo jutro albo w poniedziałek CHCICA ją rozerwie od środka i wypali do mnie tekstem "ZERŻNIJ MNIE W KOŃCU, TY CHUJU JEBANY !!! " :DC::DC::DC: A ja wtedy odpowiem lakonicznie - "NIE".

Rozpierdala mi to autentycznie umysł panowie. Sam cisnę z tego taką bekę, że aż brak porównania, mimo iż początkowo - faktycznie mnie to wkurwiało niebotycznie. Ale zmieniłem swoje nastawienie. Bo inaczej ja bym chyba zwariował. :corn:
 
Jebana nie do zdarcia jest. Prawdziwy TERMINATOR. :no no:

Że jej to się jeszcze kurwa nie znudziło, to nie mogę uwierzyć. Dzisiaj to samo co zawsze (nadmienię iż trwa to chyba parę tygodni tak ogólnie). Tyle tylko, że zauważyłem :

a) jest zdecydowanie bardziej pobudzona i nerwowa (czyżby stopniowa utrata kontroli nad sobą ? :mamed: )
b) jest coraz bardziej bezczelna :crazy:

Gdyż zamiast przeprowadzić ze mną standardowy dialog [po zajęciach] mieszczący się w pewnych ramach 'kultury' , to ... podeszła i wydała jakiś dziwny dźwięk, coś w stylu EKHM. Ja patrzę na nią - pytam się "tak ? " , a ona "czy naprawdę mam się pytać? " . Ja normalnie się zakrztusiłem tak duchowo. :DC: Ale chuj - zero odpowiedzi. Po paru sekundach - "AUTOBUSEM CZY NA PIESZO ! ? " zdecydowanie głośniejszym tonem. :irish:

- "Na pieszo, ale nie wracam jeszcze do domu"

Obróciła się na pięcie i sobie poszła. HAHAHAHAHAHAH. No nie mogę. Nie mieści mi się w umyśle to, co się odpierdala. To przekracza jakieś logiczne rozumowanie.

Co do zarzutów, że ten wątek powinien być pisany w innym temacie - spokojnie. To już końcówka praktycznie mojego problemu. Czuję, że dosłownie za parę dni - będzie koniec. Nigdy nie widziałem jej tak poddenerwowanej jak dzisiaj. Coś mi się wydaje, że albo jutro albo w poniedziałek CHCICA ją rozerwie od środka i wypali do mnie tekstem "ZERŻNIJ MNIE W KOŃCU, TY CHUJU JEBANY !!! " :DC::DC::DC: A ja wtedy odpowiem lakonicznie - "NIE".

Rozpierdala mi to autentycznie umysł panowie. Sam cisnę z tego taką bekę, że aż brak porównania, mimo iż początkowo - faktycznie mnie to wkurwiało niebotycznie. Ale zmieniłem swoje nastawienie. Bo inaczej ja bym chyba zwariował. :corn:
Czekamy z niecierpliwością na rozwój sytuacji i liczymy na błyskawiczną relację z wydarzeń.
 
Jebana nie do zdarcia jest. Prawdziwy TERMINATOR. :no no:

Że jej to się jeszcze kurwa nie znudziło, to nie mogę uwierzyć. Dzisiaj to samo co zawsze (nadmienię iż trwa to chyba parę tygodni tak ogólnie). Tyle tylko, że zauważyłem :

a) jest zdecydowanie bardziej pobudzona i nerwowa (czyżby stopniowa utrata kontroli nad sobą ? :mamed: )
b) jest coraz bardziej bezczelna :crazy:

Gdyż zamiast przeprowadzić ze mną standardowy dialog [po zajęciach] mieszczący się w pewnych ramach 'kultury' , to ... podeszła i wydała jakiś dziwny dźwięk, coś w stylu EKHM. Ja patrzę na nią - pytam się "tak ? " , a ona "czy naprawdę mam się pytać? " . Ja normalnie się zakrztusiłem tak duchowo. :DC: Ale chuj - zero odpowiedzi. Po paru sekundach - "AUTOBUSEM CZY NA PIESZO ! ? " zdecydowanie głośniejszym tonem. :irish:

- "Na pieszo, ale nie wracam jeszcze do domu"

Obróciła się na pięcie i sobie poszła. HAHAHAHAHAHAH. No nie mogę. Nie mieści mi się w umyśle to, co się odpierdala. To przekracza jakieś logiczne rozumowanie.

Co do zarzutów, że ten wątek powinien być pisany w innym temacie - spokojnie. To już końcówka praktycznie mojego problemu. Czuję, że dosłownie za parę dni - będzie koniec. Nigdy nie widziałem jej tak poddenerwowanej jak dzisiaj. Coś mi się wydaje, że albo jutro albo w poniedziałek CHCICA ją rozerwie od środka i wypali do mnie tekstem "ZERŻNIJ MNIE W KOŃCU, TY CHUJU JEBANY !!! " :DC::DC::DC: A ja wtedy odpowiem lakonicznie - "NIE".

Rozpierdala mi to autentycznie umysł panowie. Sam cisnę z tego taką bekę, że aż brak porównania, mimo iż początkowo - faktycznie mnie to wkurwiało niebotycznie. Ale zmieniłem swoje nastawienie. Bo inaczej ja bym chyba zwariował. :corn:
Coś czuję, ze ta historia sie skończy tak
 
Jebana nie do zdarcia jest. Prawdziwy TERMINATOR. :no no:

Że jej to się jeszcze kurwa nie znudziło, to nie mogę uwierzyć. Dzisiaj to samo co zawsze (nadmienię iż trwa to chyba parę tygodni tak ogólnie). Tyle tylko, że zauważyłem :

a) jest zdecydowanie bardziej pobudzona i nerwowa (czyżby stopniowa utrata kontroli nad sobą ? :mamed: )
b) jest coraz bardziej bezczelna :crazy:

Gdyż zamiast przeprowadzić ze mną standardowy dialog [po zajęciach] mieszczący się w pewnych ramach 'kultury' , to ... podeszła i wydała jakiś dziwny dźwięk, coś w stylu EKHM. Ja patrzę na nią - pytam się "tak ? " , a ona "czy naprawdę mam się pytać? " . Ja normalnie się zakrztusiłem tak duchowo. :DC: Ale chuj - zero odpowiedzi. Po paru sekundach - "AUTOBUSEM CZY NA PIESZO ! ? " zdecydowanie głośniejszym tonem. :irish:

- "Na pieszo, ale nie wracam jeszcze do domu"

Obróciła się na pięcie i sobie poszła. HAHAHAHAHAHAH. No nie mogę. Nie mieści mi się w umyśle to, co się odpierdala. To przekracza jakieś logiczne rozumowanie.

Co do zarzutów, że ten wątek powinien być pisany w innym temacie - spokojnie. To już końcówka praktycznie mojego problemu. Czuję, że dosłownie za parę dni - będzie koniec. Nigdy nie widziałem jej tak poddenerwowanej jak dzisiaj. Coś mi się wydaje, że albo jutro albo w poniedziałek CHCICA ją rozerwie od środka i wypali do mnie tekstem "ZERŻNIJ MNIE W KOŃCU, TY CHUJU JEBANY !!! " :DC::DC::DC: A ja wtedy odpowiem lakonicznie - "NIE".

Rozpierdala mi to autentycznie umysł panowie. Sam cisnę z tego taką bekę, że aż brak porównania, mimo iż początkowo - faktycznie mnie to wkurwiało niebotycznie. Ale zmieniłem swoje nastawienie. Bo inaczej ja bym chyba zwariował. :corn:
Dopiero teraz sobie uświadamiam jaki ze mnie skurwiel, skoro dobrzy ludzie postępują tak jak ty.
 
Panowie wybaczą, żem lekko napjerdolony - jednakże trudno nie być w piątek ,oraz po takich przejściach jak ja eheheh.

KONIEC. Nie chce ze mną typiara już gadać. W zasadzie to jestem traktowany jak powietrze. No i fajnie. :fly:Dzisiaj zachowywała się tak, jakbym nie istniał. I oby kurwa tak było już zawsze <trzyma kciuki>

Aha i jej psiapsióły lekko siadły na mnie, że niby JA nie chcę z nią gadać. :crazy: Na co ja udzieliłem im odpowiedzi jakże dyplomatycznej z podtekstem ironicznym "Zaprzeczam kategorycznie, jakoby coś takiego miało mieć miejsce" . I wyjebane...
 
Panowie wybaczą, żem lekko napjerdolony - jednakże trudno nie być w piątek ,oraz po takich przejściach jak ja eheheh.

KONIEC. Nie chce ze mną typiara już gadać. W zasadzie to jestem traktowany jak powietrze. No i fajnie. :fly:Dzisiaj zachowywała się tak, jakbym nie istniał. I oby kurwa tak było już zawsze <trzyma kciuki>

Aha i jej psiapsióły lekko siadły na mnie, że niby JA nie chcę z nią gadać. :crazy: Na co ja udzieliłem im odpowiedzi jakże dyplomatycznej z podtekstem ironicznym "Zaprzeczam kategorycznie, jakoby coś takiego miało mieć miejsce" . I wyjebane...
W sumie trochę szkoda bo lubiłem twoje wpisy.
 
Panowie wybaczą, żem lekko napjerdolony - jednakże trudno nie być w piątek ,oraz po takich przejściach jak ja eheheh.

KONIEC. Nie chce ze mną typiara już gadać. W zasadzie to jestem traktowany jak powietrze. No i fajnie. :fly:Dzisiaj zachowywała się tak, jakbym nie istniał. I oby kurwa tak było już zawsze <trzyma kciuki>

Aha i jej psiapsióły lekko siadły na mnie, że niby JA nie chcę z nią gadać. :crazy: Na co ja udzieliłem im odpowiedzi jakże dyplomatycznej z podtekstem ironicznym "Zaprzeczam kategorycznie, jakoby coś takiego miało mieć miejsce" . I wyjebane...
przeczytałem tę historię od początku, jesteś człowiekiem o złotym sercu
 
Że po ponad sześciu latach po operacji kolana, kontuzja wróciła. Żeby to jebnęło w drugim kolanie, w którym zostało mi jeszcze kilka miesięcy rehabilitacji to bym zrozumiał. No bo przecież jeszcze do pełni formy to kolano nie doszło, to jest szansa na uraz. Ale nie kurwa po 6 latach. Na kilka miesięcy przed perspektywą powrotu do sportu bez zamartwiania się o te kolana. Już witałem się z gąską, już byłem tak blisko, żeby móc trenować i wrócić do życia które kocham... Jednak nigdy mi to już nie będzie dane. Żadna operacja już tego nie naprawi skoro tamta tego nie zrobiła, chociaż przez tyle lat myślałem, że było dobrze.. Tyle wyrzeczeń, tyle ciężkiej pracy. Jeszcze jako czternastoletni gówniak spędziłem ponad miesiąc w szpitalu na rehabilitacji jakieś 180km od rodzinnego domu, co dla młodej persony było dość ciężkie. Potem pół roku rehabilitacji w domu po dwie godziny codziennie. Ale przecież warto było, w końcu przynajmniej jedno kolano zdrowe było... Potem druga operacja, zmarnowane wakacje, bo ani się dobrze nie mogłem bawić ani zarobić grosza aby nie brać środków od rodziców na studia, bo operacja i rehabilitacja. Od sierpnia do stycznia codziennie ćwiczenia, aby kolano było w dobrym stanie. Od stycznia 3-4 razy w tygodniu już tylko, co za ulga. 1 sierpnia będę zdrów już prawie, będę ćwiczył! Taki chuj. Na początek kwietnia chciałem się ustawić z przyjacielem na tarczowanie, jakiś lekki rozruch. Żeby poczuć, że już jest blisko i jest dobrze... Niestety, nigdy nie będzie. Do tego mam wrażenie, że prócz rzepki i więzadeł mogłem załatwić łąkotkę, bo czuję momentami ogromny dyskomfort w miejscu gdzie ona się znajduje.
 
Że po ponad sześciu latach po operacji kolana, kontuzja wróciła. Żeby to jebnęło w drugim kolanie, w którym zostało mi jeszcze kilka miesięcy rehabilitacji to bym zrozumiał. No bo przecież jeszcze do pełni formy to kolano nie doszło, to jest szansa na uraz. Ale nie kurwa po 6 latach. Na kilka miesięcy przed perspektywą powrotu do sportu bez zamartwiania się o te kolana. Już witałem się z gąską, już byłem tak blisko, żeby móc trenować i wrócić do życia które kocham... Jednak nigdy mi to już nie będzie dane. Żadna operacja już tego nie naprawi skoro tamta tego nie zrobiła, chociaż przez tyle lat myślałem, że było dobrze.. Tyle wyrzeczeń, tyle ciężkiej pracy. Jeszcze jako czternastoletni gówniak spędziłem ponad miesiąc w szpitalu na rehabilitacji jakieś 180km od rodzinnego domu, co dla młodej persony było dość ciężkie. Potem pół roku rehabilitacji w domu po dwie godziny codziennie. Ale przecież warto było, w końcu przynajmniej jedno kolano zdrowe było... Potem druga operacja, zmarnowane wakacje, bo ani się dobrze nie mogłem bawić ani zarobić grosza aby nie brać środków od rodziców na studia, bo operacja i rehabilitacja. Od sierpnia do stycznia codziennie ćwiczenia, aby kolano było w dobrym stanie. Od stycznia 3-4 razy w tygodniu już tylko, co za ulga. 1 sierpnia będę zdrów już prawie, będę ćwiczył! Taki chuj. Na początek kwietnia chciałem się ustawić z przyjacielem na tarczowanie, jakiś lekki rozruch. Żeby poczuć, że już jest blisko i jest dobrze... Niestety, nigdy nie będzie. Do tego mam wrażenie, że prócz rzepki i więzadeł mogłem załatwić łąkotkę, bo czuję momentami ogromny dyskomfort w miejscu gdzie ona się znajduje.
Jak ?
 
Że po ponad sześciu latach po operacji kolana, kontuzja wróciła. Żeby to jebnęło w drugim kolanie, w którym zostało mi jeszcze kilka miesięcy rehabilitacji to bym zrozumiał. No bo przecież jeszcze do pełni formy to kolano nie doszło, to jest szansa na uraz. Ale nie kurwa po 6 latach. Na kilka miesięcy przed perspektywą powrotu do sportu bez zamartwiania się o te kolana. Już witałem się z gąską, już byłem tak blisko, żeby móc trenować i wrócić do życia które kocham... Jednak nigdy mi to już nie będzie dane. Żadna operacja już tego nie naprawi skoro tamta tego nie zrobiła, chociaż przez tyle lat myślałem, że było dobrze.. Tyle wyrzeczeń, tyle ciężkiej pracy. Jeszcze jako czternastoletni gówniak spędziłem ponad miesiąc w szpitalu na rehabilitacji jakieś 180km od rodzinnego domu, co dla młodej persony było dość ciężkie. Potem pół roku rehabilitacji w domu po dwie godziny codziennie. Ale przecież warto było, w końcu przynajmniej jedno kolano zdrowe było... Potem druga operacja, zmarnowane wakacje, bo ani się dobrze nie mogłem bawić ani zarobić grosza aby nie brać środków od rodziców na studia, bo operacja i rehabilitacja. Od sierpnia do stycznia codziennie ćwiczenia, aby kolano było w dobrym stanie. Od stycznia 3-4 razy w tygodniu już tylko, co za ulga. 1 sierpnia będę zdrów już prawie, będę ćwiczył! Taki chuj. Na początek kwietnia chciałem się ustawić z przyjacielem na tarczowanie, jakiś lekki rozruch. Żeby poczuć, że już jest blisko i jest dobrze... Niestety, nigdy nie będzie. Do tego mam wrażenie, że prócz rzepki i więzadeł mogłem załatwić łąkotkę, bo czuję momentami ogromny dyskomfort w miejscu gdzie ona się znajduje.
nic dziwnego, ze jeblo jak cie operowali w takim wieku. kolana sa przejebane
 

Przeskoczyłem przez 30 cm płotek pod blokiem. A było ślisko i nierówno i poszło.

nic dziwnego, ze jeblo jak cie operowali w takim wieku. kolana sa przejebane

Tamta operacja miała usunąć naturalną wadę, którą spowodowane były moje problemy z kolanami. Urodziłem się z koślawością, przez co więzadła są poluzowane i rzepka nie jest stabilna. Przesunięte troczki/więzadła i wzmocnienie przyczepów miało pomóc. Wystarczyło na kilka lat.
 
Że po ponad sześciu latach po operacji kolana, kontuzja wróciła. Żeby to jebnęło w drugim kolanie, w którym zostało mi jeszcze kilka miesięcy rehabilitacji to bym zrozumiał. No bo przecież jeszcze do pełni formy to kolano nie doszło, to jest szansa na uraz. Ale nie kurwa po 6 latach. Na kilka miesięcy przed perspektywą powrotu do sportu bez zamartwiania się o te kolana. Już witałem się z gąską, już byłem tak blisko, żeby móc trenować i wrócić do życia które kocham... Jednak nigdy mi to już nie będzie dane. Żadna operacja już tego nie naprawi skoro tamta tego nie zrobiła, chociaż przez tyle lat myślałem, że było dobrze.. Tyle wyrzeczeń, tyle ciężkiej pracy. Jeszcze jako czternastoletni gówniak spędziłem ponad miesiąc w szpitalu na rehabilitacji jakieś 180km od rodzinnego domu, co dla młodej persony było dość ciężkie. Potem pół roku rehabilitacji w domu po dwie godziny codziennie. Ale przecież warto było, w końcu przynajmniej jedno kolano zdrowe było... Potem druga operacja, zmarnowane wakacje, bo ani się dobrze nie mogłem bawić ani zarobić grosza aby nie brać środków od rodziców na studia, bo operacja i rehabilitacja. Od sierpnia do stycznia codziennie ćwiczenia, aby kolano było w dobrym stanie. Od stycznia 3-4 razy w tygodniu już tylko, co za ulga. 1 sierpnia będę zdrów już prawie, będę ćwiczył! Taki chuj. Na początek kwietnia chciałem się ustawić z przyjacielem na tarczowanie, jakiś lekki rozruch. Żeby poczuć, że już jest blisko i jest dobrze... Niestety, nigdy nie będzie. Do tego mam wrażenie, że prócz rzepki i więzadeł mogłem załatwić łąkotkę, bo czuję momentami ogromny dyskomfort w miejscu gdzie ona się znajduje.

Zdrówka życzę!
Może nie jest tak źle , jak sądzisz , że jest.
:beer:
 
Zdrówka życzę!
Może nie jest tak źle , jak sądzisz , że jest.
:beer:

Ja i tak zakładam optymistyczny wariant, czyli po prostu standardowe zwichnięcie rzepki i ewentualne naderwanie więzadeł. Boję się, że będzie dużo gorzej i kolejna operacja będzie konieczna jeżeli chce się sprawnie poruszać, a nie jeżeli chcę wrócić do sportu. Bo do sportu nie wrócę już nigdy, zostanie mi siłownia.
 
Ja i tak zakładam optymistyczny wariant, czyli po prostu standardowe zwichnięcie rzepki i ewentualne naderwanie więzadeł. Boję się, że będzie dużo gorzej i kolejna operacja będzie konieczna jeżeli chce się sprawnie poruszać, a nie jeżeli chcę wrócić do sportu. Bo do sportu nie wrócę już nigdy, zostanie mi siłownia.
Do góry łeb, ja mam to samo, musiałem przerwać treningi daaaawno temu ze względu na kontuzję tzw. wieczną ;) Została praca, ruchanie żony i oczywiście przerzucanie żelastwa. Po czasie wkurw przejdzie.
 
Do góry łeb, ja mam to samo, musiałem przerwać treningi daaaawno temu ze względu na kontuzję tzw. wieczną ;) Została praca, ruchanie żony i oczywiście przerzucanie żelastwa. Po czasie wkurw przejdzie.

Ja nie mam żony niestety :cry:. A do tego zaraz po tej kontuzji powiedziałem parę głupich słów do kobiety która jest mi bliska, także takie rzeczy też u mnie odpadają póki co chyba, więc jedna terapia leczenia wkurwienia mniej.
 
Oho, być może zaczyna się kolejny kabaret. Ja to się kurwa mam z tymi babami. :no no:

Dostałem dzisiaj parę wiadomości od innej koleżanki z grupy, z emotkami w stylu " :-) :-)) :-D " i tak dalej. A dotyczyły one, czy miałbym dzisiaj czas wpaść do niej i pomóc w opracowaniu zagadnień do jutrzejszego kolosa z pewnego przedmiotu. :joe:

Generalnie wielu pomyśli, że to nic nadzwyczajnego i normalne.... Ale kuhwa - na ostatnim semestrze, po raz 1. taka akcja ? Poza tym - ona ma chłopaka. Jest zajęta. Koleś jest moim kumplem. Co tu się odkurwia to ja nie wiem. :joe:
 
Oho, być może zaczyna się kolejny kabaret. Ja to się kurwa mam z tymi babami. :no no:

Dostałem dzisiaj parę wiadomości od innej koleżanki z grupy, z emotkami w stylu " :-) :-)) :-D " i tak dalej. A dotyczyły one, czy miałbym dzisiaj czas wpaść do niej i pomóc w opracowaniu zagadnień do jutrzejszego kolosa z pewnego przedmiotu. :joe:

Generalnie wielu pomyśli, że to nic nadzwyczajnego i normalne.... Ale kuhwa - na ostatnim semestrze, po raz 1. taka akcja ? Poza tym - ona ma chłopaka. Jest zajęta. Koleś jest moim kumplem. Co tu się odkurwia to ja nie wiem. :joe:
Jak jest zajęta to może być tak że się przymila żeby znaleźć Jelenia co połowę roboty odjebie. Już jej się samej nie chce po tylu semestrach..
 
Jak jest zajęta to może być tak że się przymila żeby znaleźć Jelenia co połowę roboty odjebie. Już jej się samej nie chce po tylu semestrach..

Tak czy siak - nigdy bym się w coś takiego nie wpierdolił. Potem kolega miałby wielkie pretensje, że jeżdżę do niej do mieszkania pod pretekstem 'nauki'.

Wkurwia mnie to, że ogólnie nie mam spokoju.
 
Back
Top