Co mnie wku*wia

Pisz felietony-obrażaj się bo jesteś komentowany
Już wiem jak będzie od dzisiaj wyglądała moja rozmowa z kimkolwiek, kto będzie próbował ocenić wyniki mojej pracy.
- Twój projekt jest jakiś wybrakowany, nic z tego nie wynika.
- Lol w ogóle weź się ziomek, o co ci chodzi, żyjesz w swoim świecie chyba.
- Eee...?
- Żałosne, do wszystkiego potrafisz się przyczepić, robię to co lubię, idę, bo pilates na 19, nara.
 
Już wiem jak będzie od dzisiaj wyglądała moja rozmowa z kimkolwiek, kto będzie próbował ocenić wyniki mojej pracy.
- Twój projekt jest jakiś wybrakowany, nic z tego nie wynika.
- Lol w ogóle weź się ziomek, o co ci chodzi, żyjesz w swoim świecie chyba.
- Eee...?
- Żałosne, do wszystkiego potrafisz się przyczepić, robię to co lubię, idę, bo pilates na 19, nara.
Piszę właśnie felieton. Wiadomo, że będzie chujowy
 
Już wiem jak będzie od dzisiaj wyglądała moja rozmowa z kimkolwiek, kto będzie próbował ocenić wyniki mojej pracy.
- Twój projekt jest jakiś wybrakowany, nic z tego nie wynika.
- Lol w ogóle weź się ziomek, o co ci chodzi, żyjesz w swoim świecie chyba.
- Eee...?
- Żałosne, do wszystkiego potrafisz się przyczepić, robię to co lubię, idę, bo pilates na 19, nara.

Potem jeszcze
^^ przeczytaj komentarz z konstruktywną krytyką
^^ hahahaha, ale to głupie - odpowiem po 23, jak wrócę do domu
^^ nie odpowiadaj na niego nigdy, zamiast tego wyśmiej szyderczo mniej znaczące komentarze
^^ wygrywaj dyskusje w necie like a pro
 
Wiem, że sporo ludzi może się obruszyć, ale wkurwiają mnie małe dzieci w sklepach.

Ja wchodzę do sklepu w 99% przypadków po konkretne produkty, które mam kupić. I cała rundka dookoła półek trwa ekspresowo, ale uszy mnie bolą jak słyszę płacz albo jakieś pseudomówienie paroletniego dzieciaka. :evil:Ile to się człowiek naogląda scen, albo słyszy, jak się zachowują dzieci i rodzice w sklepach. Jest taka nerwowa atmosfera, że mam ochotę wypierdolić stamtąd od razu. Albo też jak się stoi w kolejce do kasy i trzeba słyszeć te terroryzujące dźwięki...

Przykładowo ostatnio w biedrze - > jakiś szczyl paroletni, nie jestem w stanie rozróżnić ile mógł mieć lat podbiega do cukierków, bierze Mentosa i zaczyna go wpierdalać. Matka krzyczy, żeby to zostawił, on swoje. Schował do kieszeni, matka się z nim szarpie, wyciąga tego Mentosa, odkłada na półkę. :confused: Wrzasków i pisków co nie miara.

Ja to jak byłem małym brzdącem to wiedziałem, że jak idę na zakupy z dziadkiem/babcią/rodzicami to jestem jedynie osobą towarzyszącą. Oni sobie robili zakupy i w pewnym momencie pytali, co bym chciał. Wtedy tę 1 rzecz kulturalnie się brało z półki, bez żadnych ekscesów. I oczywiście rozumiałem jak coś jest za drogie, a nie , że zażyczę sobie zabawkę za 300 zł i mają kupić i chuj. :crazy:

Nawet dzisiaj słyszę od rodziców, czy babci - że ja to byłem idealnym dzieckiem na zakupy. :crazy:
 
Wiem, że sporo ludzi może się obruszyć, ale wkurwiają mnie małe dzieci w sklepach.

Ja wchodzę do sklepu w 99% przypadków po konkretne produkty, które mam kupić. I cała rundka dookoła półek trwa ekspresowo, ale uszy mnie bolą jak słyszę płacz albo jakieś pseudomówienie paroletniego dzieciaka. :evil:Ile to się człowiek naogląda scen, albo słyszy, jak się zachowują dzieci i rodzice w sklepach. Jest taka nerwowa atmosfera, że mam ochotę wypierdolić stamtąd od razu. Albo też jak się stoi w kolejce do kasy i trzeba słyszeć te terroryzujące dźwięki...

Przykładowo ostatnio w biedrze - > jakiś szczyl paroletni, nie jestem w stanie rozróżnić ile mógł mieć lat podbiega do cukierków, bierze Mentosa i zaczyna go wpierdalać. Matka krzyczy, żeby to zostawił, on swoje. Schował do kieszeni, matka się z nim szarpie, wyciąga tego Mentosa, odkłada na półkę. :confused: Wrzasków i pisków co nie miara.

Ja to jak byłem małym brzdącem to wiedziałem, że jak idę na zakupy z dziadkiem/babcią/rodzicami to jestem jedynie osobą towarzyszącą. Oni sobie robili zakupy i w pewnym momencie pytali, co bym chciał. Wtedy tę 1 rzecz kulturalnie się brało z półki, bez żadnych ekscesów. I oczywiście rozumiałem jak coś jest za drogie, a nie , że zażyczę sobie zabawkę za 300 zł i mają kupić i chuj. :crazy:

Nawet dzisiaj słyszę od rodziców, czy babci - że ja to byłem idealnym dzieckiem na zakupy. :crazy:
Wszystko zależy od wychowania . cała tajemnica . chociaż czasem nawet najgrzeczniejsze dziecko może mieć zły dzień
 
Wiem, że sporo ludzi może się obruszyć, ale wkurwiają mnie małe dzieci w sklepach.

Ja wchodzę do sklepu w 99% przypadków po konkretne produkty, które mam kupić. I cała rundka dookoła półek trwa ekspresowo, ale uszy mnie bolą jak słyszę płacz albo jakieś pseudomówienie paroletniego dzieciaka. :evil:Ile to się człowiek naogląda scen, albo słyszy, jak się zachowują dzieci i rodzice w sklepach. Jest taka nerwowa atmosfera, że mam ochotę wypierdolić stamtąd od razu. Albo też jak się stoi w kolejce do kasy i trzeba słyszeć te terroryzujące dźwięki...

Przykładowo ostatnio w biedrze - > jakiś szczyl paroletni, nie jestem w stanie rozróżnić ile mógł mieć lat podbiega do cukierków, bierze Mentosa i zaczyna go wpierdalać. Matka krzyczy, żeby to zostawił, on swoje. Schował do kieszeni, matka się z nim szarpie, wyciąga tego Mentosa, odkłada na półkę. :confused: Wrzasków i pisków co nie miara.

Ja to jak byłem małym brzdącem to wiedziałem, że jak idę na zakupy z dziadkiem/babcią/rodzicami to jestem jedynie osobą towarzyszącą. Oni sobie robili zakupy i w pewnym momencie pytali, co bym chciał. Wtedy tę 1 rzecz kulturalnie się brało z półki, bez żadnych ekscesów. I oczywiście rozumiałem jak coś jest za drogie, a nie , że zażyczę sobie zabawkę za 300 zł i mają kupić i chuj. :crazy:

Nawet dzisiaj słyszę od rodziców, czy babci - że ja to byłem idealnym dzieckiem na zakupy. :crazy:
Czyli nie wkurzają Cię dzieci tylko rodzice.
 
Mnie mama napierdała pasem za uwagi w dzienniczku i jestem dobrze wychowany
wspolczuje. akurat napierdalanie pasem jest pojebane. ja tam nawet klapsow nie daje, bo chuja daja, jeszcze bardziej sie dra. krzyknac czasem krzykne, ale na szczescie mam grzeczne i madre dzieci
 
Wiem, że sporo ludzi może się obruszyć, ale wkurwiają mnie małe dzieci w sklepach.

Ja wchodzę do sklepu w 99% przypadków po konkretne produkty, które mam kupić. I cała rundka dookoła półek trwa ekspresowo, ale uszy mnie bolą jak słyszę płacz albo jakieś pseudomówienie paroletniego dzieciaka. :evil:Ile to się człowiek naogląda scen, albo słyszy, jak się zachowują dzieci i rodzice w sklepach. Jest taka nerwowa atmosfera, że mam ochotę wypierdolić stamtąd od razu. Albo też jak się stoi w kolejce do kasy i trzeba słyszeć te terroryzujące dźwięki...

Przykładowo ostatnio w biedrze - > jakiś szczyl paroletni, nie jestem w stanie rozróżnić ile mógł mieć lat podbiega do cukierków, bierze Mentosa i zaczyna go wpierdalać. Matka krzyczy, żeby to zostawił, on swoje. Schował do kieszeni, matka się z nim szarpie, wyciąga tego Mentosa, odkłada na półkę. :confused: Wrzasków i pisków co nie miara.

Ja to jak byłem małym brzdącem to wiedziałem, że jak idę na zakupy z dziadkiem/babcią/rodzicami to jestem jedynie osobą towarzyszącą. Oni sobie robili zakupy i w pewnym momencie pytali, co bym chciał. Wtedy tę 1 rzecz kulturalnie się brało z półki, bez żadnych ekscesów. I oczywiście rozumiałem jak coś jest za drogie, a nie , że zażyczę sobie zabawkę za 300 zł i mają kupić i chuj. :crazy:

Nawet dzisiaj słyszę od rodziców, czy babci - że ja to byłem idealnym dzieckiem na zakupy. :crazy:

Dziecko ma prawo być dzieckiem i być żywiołowe. Dla mnie dziecko, które podskakuje, popiskuje czy lata i zagląda wszędzie, jest z pewnością zdrowsze, niż takie, które stoi koło nogi rodzica jak dobrze wychowany piesek i boi się wręcz oddychać - takie pewnie ganione jest za każdy nieco bardziej żywiołowy dźwięk czy ruch jaki wykona.

Oczywiście druga skrajność, czyli dziecko, które biega, ucieka rodzicowi i rozwala pół sklepu, to też patologia, ale za to są odpowiedzialni rodzice. Dziecko idealnie odbija nastroje dorosłego, jeśli ten jest wkurwiony, nerwowy, pospinany jak plecy Leszka Krakowskiego, to dziecko też takie będzie, a nawet bardziej, bo jego "system" nie jest w stanie sobie poradzić z taką dawką negatywnej energii. Ile razy widzieliście nabuzowane matki czy ojców, którzy warczeli na swoje dzieci o byle co, a na końcu kończyło się "uspokój się wreszcie!!", wysyczanym do dziecka z ledwo skrywaną furią. I skutkowało na moment, bo dziecko zwyczajnie zaczynało się bać swojego rodzica, a po chwili znowu odpierdalało manianę, bo nie było w stanie inaczej odreagować negatywnych emocji.

Jeśli rodzic jest stabilny i zrelaksowany, to dziecko też takie będzie, będzie sobie wesoło dokazywać, ale w dalszym ciągu będzie responsywne na spokojne prośby rodzica. Praca NAD sobą jako rodzic i praca Z dzieckiem. Proste jak jebanie.
 
Dziecko ma prawo być dzieckiem i być żywiołowe. Dla mnie dziecko, które podskakuje, popiskuje czy lata i zagląda wszędzie, jest z pewnością zdrowsze, niż takie, które stoi koło nogi rodzica jak dobrze wychowany piesek i boi się wręcz oddychać - takie pewnie ganione jest za każdy nieco bardziej żywiołowy dźwięk czy ruch jaki wykona.

Oczywiście druga skrajność, czyli dziecko, które biega, ucieka rodzicowi i rozwala pół sklepu, to też patologia, ale za to są odpowiedzialni rodzice. Dziecko idealnie odbija nastroje dorosłego, jeśli ten jest wkurwiony, nerwowy, pospinany jak plecy Leszka Krakowskiego, to dziecko też takie będzie, a nawet bardziej, bo jego "system" nie jest w stanie sobie poradzić z taką dawką negatywnej energii. Ile razy widzieliście nabuzowane matki czy ojców, którzy warczeli na swoje dzieci o byle co, a na końcu kończyło się "uspokój się wreszcie!!", wysyczanym do dziecka z ledwo skrywaną furią. I skutkowało na moment, bo dziecko zwyczajnie zaczynało się bać swojego rodzica, a po chwili znowu odpierdalało manianę, bo nie było w stanie inaczej odreagować negatywnych emocji.

Jeśli rodzic jest stabilny i zrelaksowany, to dziecko też takie będzie, będzie sobie wesoło dokazywać, ale w dalszym ciągu będzie responsywne na spokojne prośby rodzica. Praca NAD sobą jako rodzic i praca Z dzieckiem. Proste jak jebanie.
racja, ja tak meczylem mojego syna jak byl maly, chcialem z niego zolnierza zrobic. i zaluje tego jak niczego innego w zyciu, bo widze jak to sie na nim odbilo i jego uczuciach do mnie. strasznie skurwilem sprawe i bardzo ciezko sie to teraz naprawia
 
Dziecko ma prawo być dzieckiem i być żywiołowe. Dla mnie dziecko, które podskakuje, popiskuje czy lata i zagląda wszędzie, jest z pewnością zdrowsze, niż takie, które stoi koło nogi rodzica jak dobrze wychowany piesek i boi się wręcz oddychać - takie pewnie ganione jest za każdy nieco bardziej żywiołowy dźwięk czy ruch jaki wykona.

Oczywiście druga skrajność, czyli dziecko, które biega, ucieka rodzicowi i rozwala pół sklepu, to też patologia, ale za to są odpowiedzialni rodzice. Dziecko idealnie odbija nastroje dorosłego, jeśli ten jest wkurwiony, nerwowy, pospinany jak plecy Leszka Krakowskiego, to dziecko też takie będzie, a nawet bardziej, bo jego "system" nie jest w stanie sobie poradzić z taką dawką negatywnej energii. Ile razy widzieliście nabuzowane matki czy ojców, którzy warczeli na swoje dzieci o byle co, a na końcu kończyło się "uspokój się wreszcie!!", wysyczanym do dziecka z ledwo skrywaną furią. I skutkowało na moment, bo dziecko zwyczajnie zaczynało się bać swojego rodzica, a po chwili znowu odpierdalało manianę, bo nie było w stanie inaczej odreagować negatywnych emocji.

Jeśli rodzic jest stabilny i zrelaksowany, to dziecko też takie będzie, będzie sobie wesoło dokazywać, ale w dalszym ciągu będzie responsywne na spokojne prośby rodzica. Praca NAD sobą jako rodzic i praca Z dzieckiem. Proste jak jebanie.
Dobrze powiedziane. Na szczescie mam to jeszcze przed soba. Moja mala jak na razie jeszcze nie chodzi, dopiero zaczela raczkowac :mamed:
 
Hehe. Widzę rozkminę macie konkretną, a ja byłem na zebraniu w przedszkolu i najpierw odbył się spęd i pogadanko-wykład pani dyrektor ośrodka psychologii dzieci i rodziny (jakoś tak).
Temat: pajdokracja
 
Back
Top