Sex, Prochy, Gangsterzy i MMA: Wspominając PRIDE

Olos

-=PRIDE FC=-
UFC stało się synonimem MMA. Organizacja z Las Vegas jest domem dla wielu topowych zawodników, a jej eventy dominują krajobraz sztuk walki.

Ale nie zawsze tak było.

Zanim stało się ono sportem w którym obraca się miliardami dolarów, MMA było domem dla odszczepieńców, wyrzutków i fanatyków szukających odrobiny niebezpieczeństwa. Sport ten miał swoje miejsce na Wschodzie i przez niemal dekadę nazywał Tokio swoim domem.

Gdy UFC walczyło z regulacjami, politykami oraz operatorami telewizji kablowych na swoim podwórku, Pride Fighting Championships było dominującym graczem, który organizował wydarzenia tak samo wyniosłe co dziwaczne.

"Pride było nocną randką - fajną rzeczą do pojawienia się na niej - ludzie byli odstrojeni jak na bal, i dostawali sporą dawkę wrażeń, wizualnych i nie tylko" mówi komentator Mauro Ranallo. "To był Cirque du Soleil plus Super Bowl plus WrestleMania i koncert Twojej ulubionej kapeli rockowej w jednym."

"To była mieszanka wszystkiego co na prawdę kochałem. Momentalnie pochłonął mnie ten spektakl. Od razu jak wszedłeś do budynku, atakowane były wszystkie Twoje zmysły."

Celebryci, freaki i pro-wrestlerzy dzielili scenę z najlepszymi zawodnikami na świecie, a rezultatem było coś co nigdy się już nie powtórzy. To była orgia, napędzana mafijnymi pieniędzmi i legalnymi sterydami, spektakl niemal wulgarny w swojej wielkości.



"To trudne do zrozumienia dla Amerykanów, ponieważ UFC jest tak duże teraz, ale w tamtym okresie, PRIDE było organizacją," opowiada zawodnik wagi ciężkiej UFC i PRIDE, Heath Herring. "UFC działało, ale to było nic w porównaniu do PRIDE gdy przychodziło do oglądalności i zgromadzanych wpływów.

"PRIDE było ogromnym show, wyżynami sportu w tamtym czasie."

W tym roku wypada 20 rocznica powstania organizacji. Mimo, że to już dekada od momentu jej zamknięcia, pamięć o niej nigdy nie zginie dla tych którzy przezywali dzikie noce i jeszcze dziksze poranki.

Opowiedziana przez wojowników, producentów i dziennikarzy, którzy tam byli, jest to historia świetności i upadku, oraz o śmierci, intrygach i wspaniałościach pomiędzy.

Jak mawiają hardcorowcy, Pride Never Die.



Walką dzięki której Pride się urodziło, miała miejsce daleko od ogromnego Tokyo Dome które później było wypełnione po brzegi. Późniejsze walki były transmitowane do dziesiatek milionów ludzi, ale wąskie grono obejrzało pilnie strzeżoną kasetę VHS ze wspomnianą walką.

To był 7 grudzień 1994 roku, gdy pro wrestlingowy twardziel Yoji Anjo uknął sprytny plan dzięki któremu miał stać się gwiazdą w przeciągu jednej nocy. Okazało się to największym błędem w jego życiu.

Nazwisko Gracie było dobrze znane w świecie sztuk walki. Royce Gracie wygrał dwa turnieje UFC, a dziewięć dni później dołożył triumf w trzecim. W Japonii, jego starszy brat Rickson odprawił trzech przeciwników w przeciągu sześciu minut i wygrał turniej Vale Tudo Japan, a jego jiu-jitsu stanowiło zagadkę nawet dla doświadczonych zawodników.

"Rickson był czempionem naszej rodziny," legenda UFC i PRIDE, Renzo Gracie powiedział w wywiadzie z 2010 roku. "Nigdy nie widziałem kogoś takiego jak on, w całym moim życiu. Był doskonałym atletą z doskonałą sztuką, jiu-jitsu. Każdy przeciwnik był jak masło, a on był jak rozgrzane żelazo."

Rickson i Royce szybko stawali się elitą sportów walki, a społeczność pro wrestlingu w Japonii wyczuła dobrze znany zapach pieniędzy.

Dwie dekady wcześniej, Antonio Inoki stał się ikoną dzięki wyzywaniu do walki i wygrywania z prawdziwymi zawodnikami sztuk walki w rzeczywistych - lecz definitywnie ustawionych walkach. Nobuhiko Takada, popularny zawodnik z wyglądem idola i świetnymi kopniakami, szedł podobną ścieżką i prawdopodobnie uznał Graciego za swojego Muhammada Aliego.

Gdy Rickson odrzucił kilka propozycji wzięcia udziału w pro wrestlingowym meczu z Takadą, Japończycy zaczęli publicznie rzucać wyzwanie na które wiedzieli, ze Gracie nie odpowiedzą, taktyka którą często używali do zawstydzania innych zapaśników, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z Union of Wrestling Forces International.

Anjo, uważany za najtwardszego z ekipy Takady w prawdziwej walce, zwołał konferencję prasową aby wyzwać Ricksona oraz oświadczyć światu, że pokonałby asa jiu-jitsu w mniej niż minutę. Rickson obejrzał nagranie z niej w swoim domu w Kalifornii, ale nie miał na nią odpowiedzi. Wydawało się, że to po prostu jedna z zagrywek, które dodawały koloru wrestlingowi.

Następnie Anjo poszedł o krok za daleko.

Wysiadł z samolotu na Miedzynarodowym Lotnisku w Los Angeles i pojechał z tłumem dziennikarzy do sali treningowej Gracie na Pico Boulevard w Santa Monica. Siedząc w domu z przeziębieniem, Gracie dostał telefon, że przy sali jest jakieś zamieszanie. Bandażując swoje dłonie podczas gdy on i jego 11-letni syn Rockson jechali do jego akademii, Rickson był gotów na cokolwiek mogłoby się wydarzyć.



Anjo uważał, że Gracie pomyśli dwa razy zanim zaakceptuje walkę. Był od niego 16 kg cięższy i był kompletną enigmą. Ale Rickson był z innej epoki, nowoczesny gladiator urodzony w walczącej rodzinie. Był biznesmenem, który był ostrożny w budowaniu rodzinnego imperium, ale człowiek który nazwał go tchórzem przy jego żonie, synu i uczniach nie mógł nie zostać ukarany.

Ściagajac koszulkę, Rickson poprosił Anjo o podpisanie umowy, a dziennikarzy o wyjście. Mogli wrócić po wszystkim, gdy będzie po wszystkim. Anjo zapytał czy Gracie potrzebuje czasu na przygotowanie.

"Urodziłem się gotowy, skur**elu," miał powiedzieć Rickson.

W uczciwej walce, Rickson był gotów przestać gdy sędzia mu to nakazał. W ulicznej bijatyce, przestałby gdy miał na to ochotę, zniszczył twarz swojego przeciwnika i nie przyjął jego poddania się.

"Rickson był legendą Vale Tudo, walki bez zasad która przerodziła się w nowoczesne MMA. Był to czas ulicznej rywalizacji i rywalizacji pomiędzy różnymi klubami. Niemal jak strzelaniny pomiędzy gangami" mówi komentator PRIDE Stephen Quadros. "Yoji Anjo był prawdziwym twardzielem w japońskim pro wrestlingu. Nic mu to jednak nie dało. Rickson nie pozwolił mu odklepać; bez ustanku go męczył"

Przez lata, pro wrestlerzy ciężko pracowali nad ugruntowaniem swojej pozycji na szczycie sztuk walki w Japonii. Przegrana Anjo zachwiała ta pozycją i opinią o tym, że zapaśnicy poradzą sobie z każdym.

"Dawali ogłoszenia do gazet, które mówiły że zawodowe zapasy są najlepszą ze wszystkich sztuk walki," powiedział były mistrz UFC Josh Barnett w wywiadzie z 2012 roku. "Goście od karate i judo przychodziliby do ich dojo mówiąc, 'Nie wierzymy w to. Myślimy, że to ściema. Przyjdziemy, pobijemy was i pokażemy, że jest inaczej.' [Legenda zapasów Karl] Gotch lub Inoki mówili 'Osamu Kido, idź posiłuj się z tym gościem i rozerwij go na części.' Nigdy nie przegrali. Pobili każdego kto pojawił się na ich sali."

anjo.jpg


Historia znalazła się w dziale sportowym gazet w całej Japonii i budowała presję do pomszczenia Anjo oraz ratowania honoru swojej organizacji na Takadzie. Po nieudanym starcie na polityczne stanowisko, powolnym rozkładzie prawdziwych zapasów w obliczu realnej walki prezentowanej przez UFC i innych, Takada nie miał innego wyboru jak podjąć to wyzwanie.

Z 50-cioma milionami jenów od zreformowanego gangstera Hiromichi Momose i wsparciem Telewizji Fuji, narodziło się Pride, które miało posłużyć jako scena dla walki która wyglądała lepiej na papierze niż w ringu. Takada został zdeklasowany przy 50,000 widzach zgromadzonych w Tokyo Dome, potem rok później na czwartym evencie organizacji.

Zamiast zostać jako wyzwanie dla kolejnych japońskich gwiazd, Gracie odszedł ze sportu, gdy jego syn Rockson został znaleziony martwy w 2001 roku.

Pride mogło utonąć w obliczu tych porażek. Pierwsze gale były finansową klapą, a gwiazda wieczoru okazała się oszustem. Naoto Morishita przejął lejce i szybko przekształcił Pride w coś więcej niż tylko kolejną, nową organizację.

"Gdyby Naoto Morishita nie zrekonstruował PRIDE po pierwszych czterech galach, organizacja nie przetrwałaby zbyt długo," mówi dziennikarz Zach Arnold, który zajmuje się japońską sceną MMA dla Fight Opinion. "Gdyby nie zdobył władzy, kto wie jak długo Pride by przetrwało. Może 18-24 miesiące."

Współpracując blisko z Kunio Kiyoharą z Fuji TV, Morishita przyjął podwójną ścieżkę w prowadzeniu organizacji. Dodatkiem do pokazywania walk najlepszych zawodników na świecie, dążył do znajdywania nowych, japońskich gwiazd i zestawiania ich z intrygującymi przeciwnikami. Pride World Grand Prix w 2000 roku, turniej jakiego wcześniej nie było w MMA, zdołał zrobić obydwie te rzeczy w spektakularny sposób.

Topowe nazwiska tego sportu spotkały się w Tokio na parę wydarzeń które zawierały miksturę pro wrestlerów, doświadczonych weteranów i jednopłaszczyznowych specjalistów. Mark Coleman, Olimpijczyk który miał sukcesy podczas wczesnych gal UFC, wrócił do formy i zwyciężył w 16-sto osobowym turnieju pokonując w finale przy użyciu brutalnych kolan spuszczanych na głowę ukraińskiego kickboksera Igora Vovchanchyna.

"Uderzyłem go 15 albo 16 razy pod rząd," wspomina Coleman w wywiadzie z 2009 roku. "Zacząłem myśleć, że nic go nie powstrzyma. Nie wiedziałem co jeszcze mogę zrobić. Nawet gdy już odklepał, od razu się podniósł i chodził po ringu jak gdyby nic się nie stało. Był twardym gościem."



Zwycięstwo Colemana zapewniło mu miejsce w UFC Hall of Fame, ale to walka w drugiej rundzie turnieju stała się legendarna. Gdy nie mógł już dłużej polegać na Ricksonie i Takadzie aby zwabić publikę, Morishita wiedział, że Pride zainwestowało miliony w rywalizację Brazylia - Japonia i że publika czeka na jej ciąg dalszy.

Sprytnie umieścił podopiecznego Takady, Kazushiego Sakurabę oraz brata Ricksona, Royce'a w rolach głównych. W odróżnieniu od Takady, Sakuraba był uzdolnionym grapplerem, który mógł mierzyć się z Gracie na ich własnych zasadach. I, w odróżnieniu do Ricksona, Royce wyrażał chęć do walki.

Rezultat był magiczny.

Przed walką, Gracie zażądał (i je dostał) specjalnych reguł, między innymi nieograniczonej ilości 15-minutowych rund. Podkusiło to Sakurabę, jak wspomina Quadros, do przyjścia na konferencję prasową w pampersie, tłumacząc to tym, że musi być przygotowany gdyby walka ciagnęła się godzinami, a jemu zachciałoby się skorzystać z łazienki. Lecz gdy Gracie nie pojawił się na spotkaniu organizacyjnym przed walką, uśmiech znikł z twarzy Sakuraby i czas na żarty się skończył.



"Sakuraba, który na co dzień był uprzejmym, zabawnym dowcipnisiem na prawdę się wkurzył," opowiada Quadros. "Krzyczał. Był gotowy do walki już wtedy. To było coś więcej niż dwóch zawodników sztuk walki w ringu. To była bitwa ideologii. Royce był tradycjonalistą, poważnym sportowcem. Sakuraba był palacym papierosy, imprezującym, pijącym kawalarzem. Był przeciętnym gościem."

Bili się ponad 90 minut. W czasach przed fotografią cyfrową, ci zajmujący się dokumentowaniem potyczek musieli wysyłać asystentów po kolejne rolki filmu gdy strzelali zdjęcie za zdjęciem. W końcu, nogi Graciego po otrzymaniu niezliczonej liczby kopnięć poddały się, jego brat Rorion wrzucił ręcznik. Po raz pierwszy w swojej karierze, Royce Gracie przegrał w pojedynku MMA.

"On był nieznanym gościem z Japonii, a oni byli największym nazwiskiem w MMA," wspomina ze śmiechem Don Frye. "Nie mogli się z nim mierzyć. To było świetne. Nie dla rodziny Gracie, oczywiście. Ale było to elektryzujące dla pozostałych."

Z Sakurabą jako japońską twarzą organizacji, firma była w dobrej pozycji do budowania kolejnych gwiazd na jego plecach. Ale Pride nie było ksenofobiczne, nastawione na promowanie japońskich zawodników kosztem pozostałych. Idąc za wzorem stworzonym przez organizację kickboxingu, K-1, Morishita zgromadził kolekcję międzynarodowych gwiazd które cieszyły się uwielbieniem fanów.

"Byliśmy dla nich wielkimi Pokemonami," mówi Herring. "Nie mówię tego w negatywnym tonie. Ale byliśmy żywymi kreskówkami czy cyrkowcami. To było niesamowite. Najbliższe byciu gwiazdą rocka. Oni wręcz oczekiwali tego od Ciebie. Gdziekolwiek poszedłeś, słyszałeś, 'Oo, nadchodzą ci szaleni wojownicy. Co wyprawią teraz?' A my mówiliśmy 'Ok, będziemy zachowywać się jak idioci dla Was'. To było na prawdę świetne."

susumu02.jpg


Fani szturmowali Tokyo Hilton, gdzie przebywali zawodnicy, a sceny rodem z koncertów Beatelsów w latach 60. były na porządku dziennym.

"Jedną z największych walk w mojej karierze był pojedynek w Tokio przy prawie 80-ciu tysiącach osób," wspomina były mistrz wagi ciężkiej UFC i PRIDE, Antonio Rodrigo Nogueira. "Pamiętam, że pomachałem do fanów przez szybę autobusu, a oni biegli za nim przez trzy przecznice.

"W tamtym okresie w Japonii, braliśmy udział w serialach, programach telewizyjnych oraz reklamach. Dziwnie było wrócić do domu i nie być tak samo rozpoznawanym. Wiele razy gdy wracałem z Japonii do Brazylii z trofeami cały poobijany, ludzie patrzyli na mnie jak na obcego, jakby zawodnicy byli zwierzętami z innej planety."



Pierwszą po Gracie, zagraniczną przeszkodą był Wanderlei Silva, brazylijska kula burząca która rozbiła Sakurabę. Po nim przyszli Nugeira, Mirko "Cro Cop" Filipovic i Fedor Emelianenko, których trójstronna rywalizacja zmieniła wagę ciężką w MMA.

Szybko sprawiając, że Coleman i jego generacja zaczęła wyglądać jak zamierzchłe relikty, ta trójca uświetniła wiele historycznych eventów.

"Gdy w końcu się spotkali to było dla mnie jak Olimpiada," mówi Quadros. "To byli najlepsi zawodnicy w tym sporcie. Nie gadali bzdur. Wszystko opierało się o sport i o szukanie odpowiedzi na proste pytanie - kto jest najlepszym wojownikiem?"

Emelianenko, który nie zaznał porażki w ringu Pride, było światowej klasy sambistą, który łączył niezwykle mocne ciosy z umiejetnosciami grapplerskimi. Od 2002 do 2006 pobił wszystkich, od Olimpijczyków po byłych mistrzów UFC, gigantów i pro-wrestlerów.

"[Fedor] jest jednym z najlepszych zawodników wszech czasów," mówi Nogueira. "Bardzo skromny człowiek, który niewiele mówił, ale wiele robił. Był nieprzewidywalny w swoich akcjach, uważam, że to mu bardzo pomagało."

Tak jak wszyscy wielcy wojownicy, Emelianenko zdefiniowali jego oponenci. Nogueira był bezsprzecznie najlepszym grapplerem w wadze ciężkiej. Cro Cop prezentował mistrzowski poziom w kick-boxingu. Ale zamiast starać się walczyć w ich słabszej płaszczyźnie, Fedor podejmował walkę w domenie swoich rywali. Rezultatem były walki, które będą pamiętane przez lata.

"Musiałem nauczyć się nowych technik podczas treningu, nowego podejścia, szczególnie przeciwko nim," mówi Emelianenko. "Musiałem pozbyć się wszystkiego i skoncentrować tylko na obozie przygotowawczym. Mierzyłem się ze świetnymi zawodnikami, zwłaszcza z nimi, oni powodowali, że stawałem się lepszym wojownikiem."



Unikalne reguły, w których przewidziana była żółta kartka i kara finansowa dla każdego zawodnika, który według sędziego był zbyt pasywny powstrzymywała przed grą na zwłokę lub ucieczką po narożnikach. W erze przed komisjami sportowymi czy zmartwieniami o CTE (ang. Chronic traumatic encephalopathy - encefalopatia bokserska), w kulturze czczącej ducha walki, akcja często zakrawała o ledwo kontrolowany chaos.

"To była anarchia, piękna i brutalna," wspomina Ranallo. "Nigdy już nie będzie czegoś takiego. Niektóre z walk były zbyt brutalne, nieraz żałuje że byłem ich częścią. Wanderlei Silva próbujący rozbić głowę Yukiego Kondo kolejnymi stompami, trzymając za liny co było nielegalne? Komentowałem to z przyjemnością, ale może to wiek, może mądrość, ale dziś to oglądam i czuję się nieswojo."



Brutalność w ringu niosła za sobą konsekwencje, przynosiła urazy, ograniczała zawodników i sprawiała, że byli podatni na kontuzje. Jeszcze przed walką z Yoshihiro Takayamą, Frye, amerykański zapaśnik odtwarzający rolę złego gościa w meczach pro-wrestlingu miał problem z chodzeniem, a co dopiero walką na światowym poziomie.

"Moje plecy były w zły stanie. Mój bark był rozwalony," wymienia Frye. "Byłem naszprycowany Vicodinem wchodząc do tej walki. Cholernie mnie to bolało. Stanie w ringu to jedyne do czego byłem zdolny. Nie mogłem obracać ramieniem i dokręcić ciosu. Nie mogłem podnieść ręki w bok. Walczyłem ze wszystkim czym tylko mogłem tamtej nocy. Zapłaciłem za to później.

"Gdy jesteś młody i głupi, nie myślisz o tym. Żałuję tego, ale jednocześnie jestem szczęśliwy, że to zrobiłem."

00011.jpg


Frye nie był jedyny, ale show musiało trwać. Co robili zawodnicy to była ich sprawa, nie było tajemnicą, że organizacja przymykała oko, a nawet zachęcała do zażywania środków poprawiających wydolność, siłę i dynamikę zawodników.

"Popatrzyłeś na gościa i mogłeś powiedzieć, 'On coś bierze.' Nie trzeba być filozofem, żeby to stwierdzić," powiedział były mistrz UFC Kevin Randleman w 2010 roku. "Nie mogę wypowiedzieć się za kogoś innego, ale w mojej karierze było pełno świństwa, ale głównie przepisanego przez doktorów.

"Oczywiście, większość rzeczy które brałem były szkodliwe na dłuższą metę. Ale byłem pojebanym skur*ielem i nie chciałem odpuścić żadnej walki."

Kontrola antydopingowa jeśli w ogóle istniała była komedią, szczególnie dla zawodników przyzwyczajonych do spełniania norm olimpijskich lub komisji sportowych.

"Wchodzę na badanie moczu i ktoś wręcza mi kubeczek," wspomina były mistrz UFC Chuck Liddell. "Wychodzę na korytarz, idę w lewo, prawo i znowu lewo. Wchodzę do toalety całkowicie sam i sikam do pojemniczka. Wracam do pokoju, a tam nikogo nie ma, na stole stoi kilka innych kubeczków z imionami.

"W końcu ktoś przychodzi i mówi, 'Postaw to tutaj.' Zastanawiałem się, 'Co tu się wyprawia do cholery?' Jaki był tego cel? Nie ma mowy żeby testowali zawartość tych kubków. Mógłbym mieć ze sobą 15 innych osób, które napełniłyby ten kubek za mnie."

"Nie słyszałem żeby kiedykolwiek kogoś złapali," mówi Frye. "Chyba tylko na nie popatrzyli i wylewali zawartość. Albo wyciągali z nich nasze DNA i mieli zamiar stworzyć armię klonów."

W 2006 roku, MMAWeekly opublikowało kontrakt Pride z którego wynika, że testy na substancje niedozwolone nie będą przeprowadzane. Kontrakt mówi:

"Zawodnik zgadza się do przejścia testu bezpośrednio przed i po walce na każdej gali, aby stwierdzić zawartość marihuany, kokainy, leków odurzających i innych niedozwolonych substancji. Jeżeli wynik jest pozytywny, zawodnik musi zwrócić swoją gażę. Środki dopingujące bazujące na sterydach są wyłączone z testu."

Bob-Sapp-Tamura.jpg


Dodatkiem do dość luźnego podejścia do testów antydopingowych, podążanie za widzem powodowało zatarcie linii pomiędzy sportem, a rozrywką co dla purystów przywiązanych do UFC było trudne do przełknięcia. W Pride, zwycięstwo nie było najważniejszą rzeczą, przynajmniej dla promotorów. Regularnie występujący zawodnicy rozumieli, że porażka po ekscytującej walce jest lepsza niż wymęczone zwycięstwo i starali się mieć to na uwadze.

"Gdy tam wychodziłem, starałem się znokautować gościa przede mną. Zamierzałem nimi rzucać," powiedział Quinton "Rampage" Jackson w 2013 roku. "Zamierzałem ich zniszczyć. Ale jeśli dostawałem po dupie to liczyłem chociaż, że była to dobra walka. ... Pochodzę z generacji Pride, gdzie rozrywka jest na pierwszym miejscu. Czy miałbym tylu fanów ilu mam teraz gdybym był typem zawodnika, który wychodzi i walczy ostrożnie tak aby tylko wygrać? Stawiałeś to na szali. Co złego jest w przegranej, gdy wyszedłeś, zrobiłeś co mogłeś i zabawiłeś publikę? Co takiego złego jest w porażce?"

"Nie wychodziłem do ringu aby pokazać jak dobra mam technikę," mówi Frye. "Wychodziłem aby walczyć i dawać show. Na Boga, to własnie robiłem. To przeszło od walki do sportu, a od niego do telewizyjnego show."

Podczas gdy akcja w ringu była szaleńcza, wszelkie animozje po niej znikały. Obcy w obcym kraju zbierali się razem na wielkich imprezach po gali, potem przenosili się ze świętowaniem do Roppongi, sławnej dzielnicy Tokio z masą klubów nocnych.

"Miałem ostro w czubie, bez dwóch zdań," wspomina Frye. "Mieszałem alkohol z lekami przeciwbólowymi i dobrze się bawiłem. Mogłeś imprezować niczym gwiazda rocka, bo wszyscy byliśmy tam jak Elvis."

"Taki był zwyczaj," Herring potwierdza. "... Po nocy dobrych walk, [Współtwórca Pride, Sakakibara] przynosił Dom Perignon w skrzynce, a my piliśmy go prosto z gwinta niczym cholerni barbarzyńcy."

Roppongi było Dzikim Zachodem, a zawodnicy nie byli jedynymi kowbojami w okolicy. Czasami byli sprawdzani. Czasami kończyło się to kiepsko, tak jak wtedy gdy Frye i Brian Johnston kuśtykając oddalali się od miejsca bójki, gdy rozbite szkło pokiereszowało ich stopy osłonięte jedynie klapkami. Czasami, akcje rozgrywane poza ringiem mogły zawstydzić walki na gali.

"Pamiętam, że pewnego razu ktoś krzyknął z dołu, 'Chodźcie szybko! Chcą się bić z Randlemanem.' Pobiegliśmy na dół, ponieważ nie zostawimy go samego przeciwko grupie jakichś gości," wspomina Herring. "Zeszliśmy i widzimy grupę Nigeryjczyków, którzy otoczyli Kevina.

"Ten jeden koleś krzyczał na Kevina, 'Teraz masz przesrane.' Miał ze sobą tą grupę, która myślała, że są twardzi dopóki drużyna Pride All-Star nie wyszła zza rogu. Byłem tam ja, Brazilian Top Team i ekipa Quintona. Wszyscy doznali tego szoku i uświadomili sobie kim jesteśmy, wszyscy oprócz lidera, który nadal patrzył na Randlemana i wbijał paluch w jego klatkę piersiową, myśląc że ma wsparcie.

"Ale wszyscy oni uciekli. Wylecieli jak z procy. Ten gość się nie zorientował. I Kevin powiedział 'Odwróć się'. Jego kumple prysnęli, a w ich miejscu stała grupa zawodowych wojowników. Proporcje się odwróciły. Kevin tylko na niego warknął. Wyprawy do Japonii to była kupa śmiechu."



Nie każdy chciał rozluźnić się po pojedynku kolejną walką. Dla tych, którzy zostawali w hotelu czekały całe stada pięknych kobiet czekających aby poznać swoich ulubionych zawodników. Adrenalina z walki zmieszana z alkoholem prowadziła do miłosnych przygód.

"Chcesz pogadać o świetnie wyglądających kobietach? To było szalone," mówi Quadros. Prawdziwe wariactwo. Mieliśmy pewien status, a korzyści z niego płynące były świetne."

"Pewnego razu podszedł do nas ten koleś i powiedział, "Nie chcę żadnych kłopotów, ale ta dziewczyna z która całuje się wasz kolega to facet.' Takie rzeczy zdarzały się często," mówi Liddell. "Któreś nocy znalazłem się półtorej godziny drogi od hotelu w domu jakieś dziewczyny na totalnym odludziu. Musiałem wsiąść do pociągu i zastanowić się jak wrócić. To była świetna zabawa."



Podczas gdy zawodnicy cieszyli się z dobrych wypłat, a fani byli świadkami fightcardów, które przeszły do historii, ziarno rozkładu Pride zostało zasiane podczas pierwszego eventu pod skrzydłami "Widma Pride" Momose i jego własnoręcznie finansowanego przedsiębiorstwa.

Momose przeszedł odnowę podczas sześciu lat spędzonych w więzieniu, gdzie napisał tomik poezji i zaczął być rozpoznawany jako inteligentny gangster. Ale nie ważne jak wysoko znalazł się w społecznej drabinie, lub jak wielu oficjeli i polityków wmieszał w swoje interesy, nigdy do końca nie uciekł od swoich dni spędzonych na ulicy.

Jak relacjonuje dziennikarz Shu Hirata, Momose czytał po 7 godzin dziennie, ale jak tylko wyszedł zza krat, wrócił tam gdzie zaczął:

"Po wyjściu z mamra, zatrzymał się w Sendai aby zjeść głęboko smażony filet z wieprzowiny, a potem wrócił na kilka lat do 'brudnej roboty', poobijać trochę ludzi. Był tzw. 'zbieraczem', gangsterem, oprychem. W jego rozkładzie dnia znajdywały się rzeczy takie jak pościg za byłym pracownikiem rady nadzorczej, który zdefraudował ponad milion dolarów z projektu budowy pola golfowego, lub odwiedziny u biznesmena, który nie chciał płacić haraczu."

Niektórzy zawodnicy znali Momose tylko jako zabawnego, starszego gościa który siedział przy ringu obok Antonio Inokiego, a na głowie miał czapkę baseballówkę z napisem "Forever Young at Heart". To prowadziło do potencjalnych nieporozumień.

"Przychodził na wszystkie gale z czapką na głowie," wspomina Quadros. "I Quinton [Jackson] chciał podejśc i mu ją zabrać. Quinton zawsze był zawadiaką i robił tego typu rzeczy. Powiedziałem mu, 'Quinton, popatrz na mnie. Spójrz na mnie! Nie wiesz kim ten gość jest. Nie rób tego.' I dzięki Bogu tego nie zrobił."

Gdy Momose odszedł w cień podczas rządów Morishity, cały czas był ważną figurą poza kulisami. Kiedy Morishita zginął w podejrzanych okolicznościach w 2003 roku i Sakakibara zajął jego miejsce, rozgorzała prawdziwa wojna o kontrolę nad Pride.

W listopadzie tego roku, przed wypełnioną po brzegi halą Tokyo Dome, Silva bił się z "Rampage'm", a Cro Cop walczył z Nogueirą w hicie wagi cięzkiej. Ale prawdziwa bitwa, jak powiedział były manager Cro Copa, Miro Mijatovic w wywiadzie dla SpikeTV w 2012 roku rozegrała się pomiędzy Momose, a urodzonym w Korei gangsterze o nazwisku Ishizaka.

method=get&s=hiromichi-momose.jpg


"Było tam od 100 do 200 uzbrojonych członków yakuzy z dwóch różnych grup, którzy patrzyli na siebie złowrogo, gotowi otworzyć do siebie ogień," powiedział Mijatovic." ... Ishizaka [Kim Dok Soo] i jego pochodząca z Osaki ekipa miała jakieś zatargi z gangiem Momose i mało brakowało, a doszłoby do strzelaniny podczas tej gali. Za kulisami było całkiem niebezpiecznie."

Końcowym rezultatem było usunięcie Momose z hierarchii i umocnienie pozycji Sakakibary oraz Ishizaki. Jeden gang yakuzy był poza grą, inny wszedł w jej miejsce. Dla tych zaznajomionych ze sceną pro-wrestlingu w Japonii to nie było nic nadzwyczajnego.

"Gangi kontrolowały teren przy ważnych miejscach i zbierały z nich haracze, w zamian przeganiali inne gangi, które mogłyby chcieć zrujnować gale," mówi Arnold. "Chcieli coś na tym ugrać. Używali dużych gali, promowanych mocno w mediach. Kupowali wszystkie bilety z danego sektora, a potem zmuszali innych do ich kupna po zawyżonej cenie, tworząc tym samym piramidę finansową."

Podobna historia krąży w świecie rozrywki, według śledztwa dziennikarza CNN, Jake'a Adelsteina:

"W Japonii, yakuza w jakimś stopniu kontroluje branżę rozrywkową - wiele agencji talentów ma powiązania z yakuzą, Szef Narodowej Agencji Policji 31 sierpnia 2011 roku publicznie stwierdził: 'Zrobimy co w naszej mocy, aby odciąć branżę rozrywkową od jej kontaktów z zorganizowaną przestępczością.'

"Yamaguchi-gumi został powiązany z finansowaniem wszędobylskiej grupy muzycznej składającej się z nastolatek. Manager grupy nie skomentował tego doniesienia, co zostało odnotowane w japońskich gazetach."

"Yakuza rządzi tam wszystkim," mówi Frye. "Zamykają metro po północy i nie otwierają do 7 rano. Robią to dlatego, że mają pod sobą korporacje taksówkarskie. Nikt o tym nie mówi."

Rozpoczęcie organizowania walk MMA przez K-1 oraz wzrost aktywności Antonio Inokiego jako promotora zwiększyło udział gangów i prowadziła do nerwowych negocjacji pomiędzy Japończykami, a menadżerami zawodników, próbujących ugrać jak najwięcej pieniędzy dla swoich podopiecznych. Rozwiązaniem w tym przypadku, było często przyprowadzenie własnej grupy yakuza, którzy pomagali w negocjacjach. To była gra o wielkie stawki, ale nie znaczyło to, że nie można było mieć przy tym trochę zabawy.

"Grozili, że go (Basa Boona, menadżera wielu europejskich zawodników) zabiją, i pamiętam, że żartując mówiłem mu, 'Nie stój tak blisko mnie Bas. Idź kawałek dalej," mówi Herring, który ostatecznie odszedł z PRIDE do K-1. "Mogą być tu ninja, a ja nie chcę mieć Twojej krwi na sobie.' Czy kiedykolwiek czułem się zagrożony? Nie. Czy lubiłem sobie robić z tego jaja? Tak."

W grudniu tego samego roku nastąpiła eskalacja problemów, gdy Inoki podpisał kontrakt z mistrzem Pride, Emelianenko na Sylwestrową galę. Rosjanin pracował na zasadzie walka-po-walce, co dawało możliwość występów w innych organizacjach. Nie oznaczało to jednak, że Pride było z tego zadowolone, o czym przekonał się promotor Inoki Bom-Ba-Ye, Seiya Kawamata w hotelu Akasaka Tokyu.

"Pan I [Ishizaka] i Sakakibara weszli razem do mojego pokoju," powiedział Kawamata tygodnikowi Shukan Gendai. "Zaczęli na mnie krzyczeć, 'Nie masz do czynienia tylko z Sakakibarą. Rządzimy Pride. Co Ty wyrabiasz podbierając naszych zawodników? Kiyohara z FujiTV powiedział, że nie mozemy pozwolić walczyć Fedorowi na antenie Nippon TV.

"Kiyohara powiedział, że jeżeli Fedor zawalczy na tej gali to zerwą kontrakt z DSE. ... Byłem w szoku, że Sakakibara był obecny na tego typu spotkaniu. Jego nastawienie było całkowicie odmienne od codziennego. Rzucił we mnie magazynem o sztukach walki i zapytał, 'Co to do cholery jest?'"



Doniesienia, mimo że już kilkuletnie gdy ujrzały światło dzienne, nie były szokujące, ale ich publikacja w tak renomowanym piśmie, zmusiła Fuji TV do podjęcia akcji. Pride zostało zamknięte w 2006 roku, mniej niż rok po walce Hidehiko Yoshidy i Naoyi Ogawy, najwyżej opłaconej walki w historii MMA (Obaj dostali po 2 miliony $).

Był do śmiertelny cios dla napędzanej głównie przez pieniądze od telewizji organizacji PRIDE, ale i dla całej sceny japońskiego MMA. W marcu 2007 roku, wkroczyło UFC, wykupiło Pride i obiecało stworzyć odpowiednik Super Bowl w świecie Mieszanych Sztuk Walki. Światowa dominacja była ostatecznym celem, a ten ruch był jedynie rozszerzeniem wpływów ZUFFY.

"To zmieni wizerunek MMA," powiedział w wywiadzie dla Associated Press ówczesny właściciel UFC, Lorenzo Fertitta. "Stworzymy sport, który będzie tak popularny jak piłka nożna. Można to porównać do fuzji NFC i AFC, które połączone dały nam NFL."

giphy.gif


Ale w sierpniu UFC odpuściło pomysł prowadzenia dwóch dużych organizacji. Dzięki skandalowi z yakuzą, nazwa Pride była odstręczająca i nawiązanie umowy z nową telewizją było niewykonalne. Dodatkowo przeprowadzony przez zewnętrzną firmę audyt odkrył, że Sakakibara "nie jest odpowiednią osobą" do bycia partnerem dla UFC. W październiku światła w kwaterze głównej PRIDE w Tokio zostały wyłączone na zawsze.

Może to było najlepsze wyjście. Pride nie było tylko organizacją MMA - to był prawdziwy ruch.



"Myślę, że reguły i format były tym co czyniło Pride tak niezwykłą organizacją. Oraz jej otwartość. Czasem urządzali turnieje bez podziału na kategorie wagowe, mniejsi zawodnicy mogli walczyć z dużymi, to zostawało w pamięci widzów," mówi Antonio Rogerio Nogueira. "Stompy były dozwolone. Walki były w ringu, wiec widoczność była lepsza. Wymuszali akcję w każdej walce. Nie uświadczyło się zawodnika mającego kontrolę, który by tylko grał na czas. Zasady wpływały na większą płynność wakcji, a to prowadziło do większej ilości knockoutów i poddań."

Gale które byłyby Pride tylko z nazwy, zainfekowane zestawieniami typowo z UFC, ich etosem i wizją nie miałyby w sobie nic z Pride.

Tylko w śmierci, Pride nigdy nie zginie.


Jonathan Snowden dla Bleacher Report, 6 lipiec 2017. Tłumaczenie - Olos.





 
Miałem w niedziele opublikować materiał o PRIDE 21, ale rozjebal mi się komp i dopiero jutro go odbiorę, w miedzyczasie przetłumaczyłem moim zdaniem świetny artykuł z Bleacher Report. Część multimediów zmieniłem na moim zdaniem bardziej pasujące, trochę ze swoich zasobów, trochę z neta. Jesli ktoś chce mnie sprawdzić, lub woli przeczytać w oryginale to zostawiam link: http://bleacherreport.com/articles/...ma-remembering-pride-ufcs-wild-predecessorI'm . Jak dobrze pójdzie to w sobote/niedziele pojawi się wspomniany materiał o Pride 21.
 
Last edited:
Przesłuchałem. Brzmi to jak randomowe teksty z translatora.
Autor moim zdaniem za bardzo skakał po tematach, dużo wypowiedzi dziennikarzy, zawodników i komentatorów jest pocięta, więc nic dziwnego. Starałem się przetłumaczyć to jak najlepiej, czasami zmieniałem szyk zdania zeby bardziej odpowiadał naszej mowie potocznej. Jakby co to zawsze możesz poczytać oryginał ;D
 
Autor moim zdaniem za bardzo skakał po tematach, dużo wypowiedzi dziennikarzy, zawodników i komentatorów jest pocięta, więc nic dziwnego. Starałem się przetłumaczyć to jak najlepiej, czasami zmieniałem szyk zdania zeby bardziej odpowiadał naszej mowie potocznej. Jakby co to zawsze możesz poczytać oryginał ;D
Sorry, nie zauważyłem, że to tylko tłumaczenie. Chaotyczne to strasznie.
 
Sorry, nie zauważyłem, że to tylko tłumaczenie. Chaotyczne to strasznie.
Spoko. Gość chciał chyba poruszyć każdą z rzeczy która składała się na PRIDE, ale o tym można by napisać książkę. Może wywalał sporo treści dlatego tak to wygląda. Nie mniej jednak sam tekst ma kilka wartościowych informacji.
 
Duży lajk za artykuł o Pride! Wnosiłeś tam coś od siebie, czy to tylko tłumaczenie?
Miejscami wprowadzałem jakieś drobne zmiany, przekształcałem zdania lub je scalałem. Wybrałem wydaje mi się lepsze multimedia, ale poza tym starałem się żeby to było dosyć dokładne tłumaczenie.
 
Ciekawie się to czyta i ogląda.@Olos, Dobry czas wybrałeś na ten artykuł.W tej chwili mało się dzieje w mma a tematy o nadchodzącej walce bokserskiej wychodzą mi już bokiem.
 
Ciekawie się to czyta i ogląda.@Olos, Dobry czas wybrałeś na ten artykuł.W tej chwili mało się dzieje w mma a tematy o nadchodzącej walce bokserskiej wychodzą mi już bokiem.
Dzięki Darku, wydaje mi się, że temat walki wielu osobom się przejadł, ale jeszcze kilkanaście dni będziemy tym zasypywani.
 
Back
Top