[Reedycja] PRIDE 1: Pierwsze promienie wschodzącego Słońca MMA

Olos

-=PRIDE FC=-
CLEeQcn.jpg

R0zKEfF.jpg
lugP96J.jpg
2qc4Px3.jpg

Zgodnie z postanowieniem o którym pisałem tutaj:
http://cohones.mmarocks.pl/threads/daijiro-matsui-pechowy-wojownik.33160/

Otwieram szereg swego rodzaju recenzji gal organizacji PRIDE. Będą to luźne przemyślenia na temat organizacji, opisy przebiegu walk oraz zawodników. Postaram się zwrócić uwagę osób które nie miały okazji oglądać PRIDE podczas jej świetności na zawodników tam występujących którzy są teraz legendami sportu. Także co lepsze pojedynki zostaną przeze mnie okraszone komentarzem.

Punktem wyjściowym do mojego (mam nadzieję, ze starczy mi weny) cyklu będzie artykuł który napisał @Jacek Okniński:
http://cohones.mmarocks.pl/threads/upadek-japońskiej-dumy.22698/#post-963215
Serdecznie polecam zapoznanie się z nim i innymi artykułami Jacka na temat japońskiego MMA. Moje "artykuły" nie będą tak bogate, ale postaram się wypełnić niejako lukę na materiały związane ze starym japońskim MMA która się wytworzyła.


Pierwszą galę PRIDE, która odbyła się 11-ego października 1997 roku w Tokyo Dome otworzyło starcie japońskiego judoki Kazunari Murakami i brawlera z USA Johna Dixsona. Od początku walki szybszy i bardziej mobilny Murakami ruszył do ataku szukając klinczu z potrafiącym mocno uderzyć Amerykaninem. Po krótkiej zabawie w ganianego Dixson przechwycił nogę Japończyka i go obalił. Po dłuższej chwili lay'n pray, Murakamiemu udało się zepchnąć z siebie Amerykanina. Walka wróciła do stójki i znowu doszło do zwarcia, lecz to co wydarza chwilę później może być pokazywane w początkujących grupach judo jako poradnik: "Jak radzić sobie w barowych bójkach z przeciwnikiem który nie zna sztuk walki". Japończyk pięknym rzutem przez biodro obala cięższego Dixsona i po chwili rozbijania go ciosami z góry wyciąga mu klasyczną balachę. Akcja szybka, zwarta i wykonana bezbłędnie. Sam pojedynek nie jest niczym szczególnym, ale jeśli ktoś chce zobaczyć pierwszą walkę organizacji PRIDE to zapraszam do obejrzenia jej na youtube.





Kolejna walka to zestawienie dwóch nazwisk, które w tamtym okresie były bardzo mocne. Gary "Big Daddy" Goodridge vs Oleg Taktarov. Walka którą w tamtym okresie można by prędzej zobaczyć w UFC niż w Japonii, ale w tamtym czasie nikt nie słyszał o klauzulach na wyłączność które dziś sa normą dla największej organizacji MMA na świecie. Gary Goodridge to chyba jedyny zawodnik MMA na świecie, który w rubryce "styl bazowy" miał wpisane "armwrestling". Taktarov z kolei to można by powiedzieć klasyczny przykład faceta z ZSSR - cichy, chłodny i lakoniczny. Twórca dźwigni prostej na staw skokowy, skąd wzięła swoją nazwę - taktarow. Po rozpoczęciu pojedynku, przez około 2 minuty jesteśmy świadkami badania się zawodników na środku białego ringu. Znany ze swojego stoickiego stylu walki Taktarov czekał na ruch "Big Daddy'ego", ale oprócz paru ciosów w powietrze nic się nie wydarzyło. W końcu Goodridge zadaje niskie kopnięcie, które zostaje idealnie skontrowane przez Olega, który trafia w szczękę potężnego Kanadyjczyka. Po tym uderzeniu Goodridge przysiada i traci balans. Taktarow wybudzony z trybu uśpienia szarżuje, ale Gary w porę wstaje i obaj wymieniają się ciosami przy linach. Oleg się wycofuje i wracamy do punktu wyjścia. Parę pojedynczych ciosów i uników ze strony obu zawodników. W końcu Taktarow rusza do przodu i zostaje poczęstowany ciosem który sadza go na macie. Goodridge nie chcący testować swojego parteru ze świetnym sambistą okopuje Rosjanina. Oleg wstaje, walka trafia znowu do stójki. Taktarow naciera i ... BAM! Zostaje uderzony, a następnie pada jak zabity, twarzą na mate.



Pojedynek który polecam obejrzeć chociażby żeby zobaczyć ten nokaut okraszony komentarzem Stephena Quadrosa i Basa Ruttena.


Trzecia walka na karcie to pierwsze z licznych starcie Brazylia vs Japonia. Akira Shoji kontra Renzo Gracie. Shoji judoka i przyjaciel Kazunari Murakiamiego który wciągnął go do MMA. Zaskarbił sobie uznanie fanów przez swoją nieustępliwość i wolę walki, dorobił się przydomku "Mr. Pride". Shoji to moim zdaniem jeden z ostatnich prawdziwych japońskich fighterów którzy wchodzili do ringu z nastawieniem wygraj lub zgiń. Stephen Quadros (wieloletni komentator gal PRIDE) i John Hyams (reżyser filmu dokumentalnego "The Smashing Machine") twierdzą że Shoji przed każdą walką dokładnie sprzątał dom i spisywał ostatnią wolę na wypadek gdyby zginął w walce. Nie wiem czy obecnie jest na swiecie zawodnik który z podobnym nastawieniem wchodzi do walki. Renzo Gracie natomiast to pierwszy przedstawiciel znanego na całym świecie rodu, który rozsławił używanie BJJ w MMA występujący w PRIDE. Od początku walki wiadomo było, ze Gracie bedzie szukać parteru. Po pierwszej minucie gdzie Akira trzymał się lin i uniemożliwiał to zadanie, Renzo przy pomocy sędziego w końcu sprowadził walkę na dół. Po serii zmian pozycji, Shoji oddał plecy co w pojedynku z mistrzem BJJ nie jest mądrym posunięciem. Jednakże Shoji wstał z wpiętym za plecami Brazylijczykiem i wykorzystując liny do pomocy starał się aby Gracie ześlizgnął się z jego pleców. Ostatecznie obaj lądują poza ringiem i walka zostaje wznowiona w stójce! Po krótkiej wymianie ciosów, znowu obserwujemy pracę w klinczu. Cała walka będzie miała podobny przebieg. Gracie próbujacy poddać Japończyka, któremu będzie udawać się uciekać z tych prób.
gracie-arm-bar.jpg

Walka skończyła się remisem po upływie regulaminowych 30 minut, ponieważ nie było żadnych sędziów. Po pojedynku Shoji który zostanie z tego znany, wziął mikrofon i podgrzał trwającą od czasów pojedynku Kimura vs (Helio) Gracie rywalizację Japonia kontra Brazylia, krzycząc: "Co Wy na to Gracie? Kto powiedział, że Japończycy są najsłabsi?!". Shoji zyskał wielu fanów tego dnia i był on uczestnikiem każdej kolejnej gali PRIDE, aż do PRIDE 7 oraz wielu kolejnych, a więc jego sylwetkę będę jeszcze przybliżać w dalszych częściach.


Następnie przechodzimy do czegoś co dziś zostałoby nazwane "freak fight'em". Australijski aktor i wrestlingowiec - Nathan Jones, znany również jako Megaman. W tamtym czasie bardziej rozpoznawany z odpadnięcia w brutalny sposób z konkursu WSM (World's Strongest Man który tak świetnie znamy dzięki naszemu Pudzianowi). Późniejszy mistrz świata strongman Magnus Samuelsson w eliminacjach podczas siłowania na rękę złamał Jonesowi kość przedramienia (dla zainteresowanych link: ).
Naprzeciw niego stanął reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni - Koji Kitao. Japończyk to sumoka i to nie byle jaki. Dorobił się rangi yokozuny, ale po wydaleniu z sali swojego mistrza został zawodnikiem "Puro-resu" w 1990 roku. Łącznie w ringu starło się ponad 333 kilo żywej masy! Walka była krótka i chyba nikt nie spodziewałby się jej rezultatu patrząc na sylwetki obu zawodników. Po pokazie paru ekwiblirystycznych kopnięć ze strony Jonesa obaj zawodnicy zwarli się w klinczu. Po próbie uderzenia kolanem Kitao przeniósł walkę do parteru gdzie wylądował na Australijczyku. Jones który prychając i warcząc w panice próbował zepchnać z siebie sumokę lecz wpakował się w Americane, którą momentalnie odklepał. Walkę można obejrzeć bo jest króciutka, ale nic specjalnego w niej nie zobaczymy.




Pojedynek numer 5 to starcie na zasadach K-1. Branko Cikatic - zwycięzca pierwszego turnieju World GP w K-1 w 1993 roku i przez pewien czas mentor oraz trener Mirko Cro Cop'a na początku jego kariery. Po drugiej stronie ringu stanął Ralph White - kickbokser z USA. Mimo iż walka odbywała się na zasadach K-1 to zawodnicy mieli rękawiczki MMA. Już na starcie pojedynku mamy pokaz brudnego stylu Cikatica który atakuje obrotówką moment po dotknięciu rękawic. Po paru wymianach pojedynczych ciosów pomiędzy zawodnikami, Chorwat z impetem wchodzi w White'a który się przewraca. Następnie Branko kopie leżącego już Amerykanina prosto w głowę co skutkuje jednym z największych krwiaków jakie było dane mi widzieć w sportach walki. Pojedynek zostaje przerwany niecałe 2 minuty po pierwszym gongu, a do Cikatica zostaje przylepiona łatka zawodnika walczącego nie fair.





Co-Main Event to kolejne starcie które w tamtym czasie równie dobrze mogłoby odbyć się w UFC. Kimo Leopoldo vs Dan Severn. Początkowo przeciwnikiem Kimo miał być Tank Abbott, ale powody jego absencji opisuje w swoim artykule, który podlinkowałem na samym początku Jacek. Nie będę przepisywał jego słów. Był to jedyny występ na galach PRIDE dla obu Panów, jeśli obejrzymy ich walkę może zrozumiemy dlaczego. Większość pojedynku to krążenie obu zawodników po ringu i "badanie się" ze sporadycznymi przeniesieniami do parteru gdzie Dan obijał Leopoldo z góry. Po 30 minutach tak jak w pojedynku Shoji vs Gracie ogłoszono remis.

Walka wieczoru to pojedynek Nobuhiko Takada z Ricksonem Gracie. Starcie to było promowane i budowane dosyć długi czas. Takada był gwiazdą "puro-resu" i magnesem przyciągającym kibiców do nowopowstałej organizacji i był to jego debiut w MMA. Rickson (syn legendarnego Helio, o którym wspomniałem wcześniej) wchodził do tej walki jako doświadczony zawodnik MMA z rekordem 8-0 w walkach sankcjonowanych przez organizacje i pewnie ze 100 razy większym rekordem z potyczek pomiędzy klubami sztuk walki w Brazylii. Co do samej genezy tego starcia to po raz trzeci odsyłam do artykułu Jacka, tam wszystko jest opisane najlepiej jak tylko się da. Obaj zawodnicy już na starcie zwarli się w klinczu na środku ringu. Oprócz pojedynczych ciosów za wiele w tym zwarciu Panowie nie pokazali. Trochę pochodzili, pokręcili się w tym klinczu, aż w końcu Takada przerzucił Gracie'go na matę i znalazł się w gardzie Brazylijczyka. Takada zbierając ciosy od leżącego pod nim zawodnika spróbował wyciągnąć mistrzowi BJJ dźwignię na nogę co skończyło się dla niego fatalnie. Został przygnieciony przez Gracie, który zdobył po chwili pełny dosiad i ostatecznie niemal wyrwał Takadzie ramię z barku wygrywając przez balachę.




Gala mimo porażki narodowego herosa była wielkim sukcesem i pozwoliła wepchnąć PRIDE do świadomości kibiców w Japonii. PRIDE 1 to swego rodzaju pierwsze promienie wschodzącego słońca w nomen omen Kraju Wschodzącego Słońca. W mojej opinii gala ta to jedno z przełomowych wydarzeń w krótkiej historii MMA. Kolejne gale to zauważalna ewolucja sportu i zawodników. Mimo że pierwsza gala o tym nie świadczy, na ringach PRIDE przewinęło się bardzo dużo talentu i mam zamiar napisać o nich i walkach w których brali udział oczywiście jeśli znajdą się osoby które chcą to przeczytać.
 
11-ego października 1997 roku. Dokładnie 20 lat temu odbyła się pierwsza gala organizacji PRIDE. 8-ego października 2016 roku rozpocząłem od recenzji tej własnie gali swój cykl opracowań kolejnych wydarzeń spod szyldu japońskiej organizacji. Pierwszy materiał był napisany szybko i wręcz "na kolanie". Postanowiłem go troszkę podszlifować, ale nie chciałem robić w nim zbyt wielu edycji, aby widoczne było jak duży ( w mojej ocenie ;D) zrobiłem progres w pisaniu tych materiałów. PRIDE Never Die!

@defthomas mógłbyś podmienić linki w "Kartce z kalendarza"?
 
Back
Top