Olos
-=PRIDE FC=-
Witam w kolejnej części mojego cyklu. Część trzecia była przez jakiś czas niedostępna, więc wszystkich tych, którzy ją przegapili, zapraszam tu: http://cohones.mmarocks.pl/threads/pride-3-sztuka-sztuk-walki.33443/
PRIDE 4 odbyło się w rocznicę pierwszej gali, 11 października 1998 roku. Miejscem zmagań zawodników było, podobnie jak rok wcześniej, Tokio Dome. Walką wieczoru był rewanż bohaterów main eventu PRIDE 1 - Ricksona Gracie i Nobuhiko Takady. Oprócz nich, na gali tej powrócili też: Japończycy, Daijiro Matsui i Akira Shoji, którzy zremisowali ze sobą na PRIDE 3, Gary Goodridge po zwycięstwie przez KO z Amirem Rahnavardi. "King of the Streets" Marco Ruas, który wygrał na PRIDE 2 z Goodridge'm. Amerykanin - Mark Kerr po pokonaniu Pedro Otavio na poprzednim evencie. Naoki Sano i Sanae Kikuta, którzy musieli uznać wyższość odpowiednio Roylera i Renzo Gracie na drugiej gali. Oraz "IQ Wrestler" Kazushi Sakuraba, który po pięknej grapplerskiej wojnie, poddał Carlosa Newtona.
Debiutantami w organizacji byli m.in. Alexander (a, właściwie Takashi) Otsuka. dwóch uczniów Carlosa Gracie: Allan Goes i Wallid Ismail, słynący z przeszywającego spojrzenia i barwnych wywiadów. Oraz mocno bijący finalista 10-ciu, a zwycięzca 8-miu! ośmio-osobowych turniejów MMA - "Ice Cold" Igor Vovchanchyn z Ukrainy.
Galę otworzyło starcie Goodridge vs Vovchanchyn. Igor przyszedł do PRIDE z imponującym rekordem 34 wygranych i tylko z dwiema porażkami. Zdecydowana większość jego zwycięstw była efektem nokautu, a więc publika zgromadzona w Tokio Dome liczyła na prawdziwą wojnę w stójce. Goodridge nie miał jednak zamiaru wdawać się w szermierkę na pięści z utytułowanym kickbokserem. Gdy obaj zawodnicy znaleźli się w klinczu, Kanadyjczyk rzucił Ukraińcem jak workiem ziemniaków, 106-kilogramowym workiem ziemniaków. Goodridge znalazł się z góry, a na prawym łuku brwiowym Igora pojawiło się rozcięcie. Vovchanchyn od razu przykleił się do "Big Daddy'ego", wykluczając mu możliwość zadania ciosu. Po wyswobodzeniu obu rąk, Goodridge spróbował założyć dźwignię na staw skokowy, ale Igor umiejętnie ją obronił.
Ukrainiec następnie znalazł się w dosiadzie, lecz nim zdążył zagrozić w jakikolwiek sposób Kanadyjczykowi, ten oddał plecy by następnie zrzucić z siebie Vovchanchyna i na nowo zdobyć pozycję dominującą. Po paru minutach parterowego patu, walka trafia na chwilę do stójki, gdzie obaj zawodnicy zwierają się w klinczu. Goodridge ponownie obala, ale nie ma już wystarczająco dużo siły aby utrzymać pod sobą Ukraińca. Po otrzymaniu od Igora kilku ciosów, "Big Daddy" wstaje i dwukrotnie pyta sędziego: "Can I kick face?". Vovchanchyn wstaje i przejmuje inicjatywę zadając kilka ciosów. Kanadyjczyk znowu klinczuje, ale jest już wyraźnie zmęczony. Teraz to "Ice Cold" rzuca swoim rywalem i atakuje serią ciosów, po której Goodridge odwraca się do niego plecami, zmuszając sędziego do przerwania pojedynku.
Walka numer dwa to Wallid Ismail kontra Akira Shoji. Pojedynek rozpoczął się serią "tupnięć" ze strony Brazylijczyka, który chyba chciał przenieść walkę do parteru poprzez przestraszenie Japończyka. Akira niewzruszony tymi podrygami, poczęstował Wallida soczystym low kickiem i serią ciosów. Ismail w akcie desperacji przykleił się do Japończyka i próbował go obalić. Udało mu się to dopiero po dłuższej chwili, podczas której zebrał kilka kolejnych ciosów. Brazylijczyk będąc w półgardzie Shojiego zadał kilka ciosów, ale Japończykowi udaje się wydostać spod Ismaila. Wallid ponownie, za wszelką cenę próbuje obalić, ale zostaje w piękny sposób skontrowany. Podczas czwartej próby obalenia, zawodnikowi z Kraju Kawy udaje się uczepić nogi Japończyka i go przewrócić. Motyw ten powtarza się jeszcze kilka razy i runda pierwsza kończy się pod znakiem gimnastyki artystycznej. Liczne próby obaleń i klinczu ze strony Wallida sprawiły, że wyszedł do drugiej rundy mocno zmęczony. Nie poruszał się tak sprawnie jak 10 minut wcześniej, a jego twarz nabrała czerwony odcień. Shoji za to nie dawał poznać po sobie trudów pierwszego starcia i rozpoczął od bardzo mocnego, niskiego kopnięcia, które zachwiało Brazylijczykiem. Ismail przeszedł w tryb autopilota i zbierał kolejne uderzenia na które nie odpowiadał. Sędzia był zmuszony przerwać pojedynek, a zwycięzcą został Akira Shoji.
Trzeci pojedynek to starcie Sanae Kikuty z Daijiro Matsui. Kikuta od pierwszych chwil dążył do obalenia rodaka. Po dłuższej chwili klinczu udaje mu się ta sztuka. Matsui broni się jednak na tyle skutecznie, że nie daje sobie wyrządzić krzywdy. Daijiro odwraca pozycję, zadaje parę ciosów i walka wraca do stójki. Kikuta zostaje trafiony paroma prawymi overhandami, a gong oznajmia koniec pierwszej rundy. Pozostałe dwie rundy wyglądały podobnie i walka zakończyła się remisem. Wspominałem już, że walki pomiędzy Japończykami mają w sobie to "coś"? Pojedynek Matsui vs Kikuta nie jest pokazem znakomitych technik bokserskich czy grapplerskich. Można jednak zobaczyć w nim mnóstwo woli walki, hartu ducha i wzajemnego szacunku.
Kolejna walka to Kazushi Sakuraba vs Allan Goes. Sakuraba w dwóch poprzednich walkach dał nam się poznać jako nieprzeciętny grappler. W każdej kolejnej walce pokazywał nieustannie poprawiane umiejętności kickbokserskie. Nie inaczej było i tym razem. Gdy Brazylijczyk z ramionami wyciągniętymi przed siebie, niczym zombie z filmu "Plan 9 z Kosmosu", został poczęstowany front kickiem.
Następnie Sakuraba nurkuje po nogę Allana i obala go. Sakuraba zostaje poczęstowany paroma ciosami, które spowodowały krwawienie z kalafiora na prawym uchu, a następnie postraszony gilotyną. Po uwolnieniu się z niej, Japończyk postanawia wstać i okopać trochę leżącego przeciwnika, co wydaje się dobrym pomysłem. Lecz Goes oprócz świetnych umiejętności w BJJ nabytych podczas treningów u Carlosa Gracie, dosyć długo trenował capoeirę. Dzięki temu, mimo bycia w gorszej pozycji, trafił Japończyka kilkoma kopnięciami w tym jednym na głowę. Sakuraba postanowił pokazać swoje umiejętności akrobatyczne.
Nie przyniosło to jednak skutku i Sakuraba postanowił klasycznego sposobu na dojście do przeciwnika. Nadział się przy tym na serię upkicków, które jednak go nie zatrzymały. Następnie "IQ Wrestler" próbował poddać swojego rywala skrętówką na stopę i kimurą, która została skontrowana przez Brazylijczyka duszeniem trójkątnym zza pleców. Pierwsza runda skończyła się próba wyciągnięcia kimury, ale tym razem przez Allana. Po gongu Sakuraba pomaga wstać Goesowi i obaj po ekscytującej, pierwszej odsłonie tej walki udają się do swoich narożników. Na początku drugiej rundy Sakuraba przeniósł walkę do parteru. Pierwsza runda mocno zmęczyła obu zawodników, przez co akcja zwolniła. Nadal jednak mogliśmy zaoobserwować próby poddań z obu stron. Goes ponownie postraszył duszeniem zza pleców, a Sakuraba próbował założyć kimurę, z której następnie chciał zamienić na balachę. Ostatnie 4 minuty drugiej rundy to powrót do wzajemnego okopywania się leżącego Allana i stojącego nad nim Sakuraby.
Trzecia i ostatnia 10-cio minutowa runda to pokaz taktycznego myślenia obu zawodników. Kazushi wypalił dwa ładne kopnięcia, po których od razu poszedł po nogi Brazylijczyka. Goes skontrował tą próbę i to on znalazł się w pozycji dominującej. "IQ Wrestler" będąc z dołu nieustannie próbował skręcić się to w prawo, to w lewo aby zaatakować którąś z kończyn Allana. Jednak to reprezentant "Kraju Kawy" był bliżej poddania, gdy po zdobyciu pleców Japończyka, ciasno zapiął duszenie trójkątne. Nie miał jednak nóg zapiętych na Sakurabie, co pozwoliło Japończykowi na ucieczkę. Końcówka rundy to powrót do wojny na kopnięcia. Pojedynek ten jak i oba poprzednie, był bardzo wyrównanym widowiskiem i po trzech rundach zakończył się remisem.
Piąta walka to pojedynek Satoshi Honma vs Naoki Sano. Sano trenujący w Takada Dojo, który na PRIDE 2 został poddany przez Roylera Gracie szukał swojej wygranej z debiutującym w PRIDE karateką. Honma rozpoczął serią mocnych ciosów które zachiwały zapaśnikiem. Sano doszedł jednak do siebie i przeniósł walkę na ziemię. Nie potrafił jednak zagrozić w żaden sposób karatece i po powrocie do stójki zaczął zbierać kolejne razy od świetnego karateki (w narożniku Honma stał jeden z trenerów legendy K-1, Andy'ego Huga). Satoshi całkowicie dominował Sano i zrobił sobie z niego żywy worek bokserski. Podopieczny Takady próbował klinczować i przenieść walkę na ziemię, ale za każdym razem gdy zbliżał się do karateki, był niemiłosiernie karcony. Honma metodycznie rozbijał twarz Sano, aż w końcu sędzia musiał zatrzymać pojedynek i poprosić o interwencję lekarza. Po wznowieniu walki, Honma kontynuował swoje dzieło zniszczenia, rozbijając Sano niskimi kopnięciami i ciosami prostymi. Seria kolan i dwóch szybkich low kicków w końcu ścięła z nóg zapaśnika, a Satoshi ciosami w parterze zmusił sędziego do przerwania pojedynku. Nie ma w tej walce nic specjalnego, ale jest dynamiczna i przyjemna w odbiorze.
Pojedynek nr 6 to Marco Ruas kontra Alexander Otsuka. Japończyk to kolejny zawodnik "Puro-resu", który postanowił spróbować swoich sił w MMA. Nie mogło zatem nikogo dziwić to, ze już od pierwszych sekund próbował obalić mistrza luta livre z Brazylii. Udaje mu się to już po około minucie, ale będąc w dominującej pozycji przez około 5 minut, nie jest w stanie zagrozić Marco. "Król ulic" spycha z siebie Japończyka, który przez parę minut zabiera się do leżącego Brazylijczyka jak pies do jeża. Udaje mu się ponownie położyć na Ruas, ale tym razem Marco nie zamierza być pasywny i przetacza Otsukę. Japończyk przykleja się do niego jak magnes do lodówki, utrudniając zadanie czystego ciosu. Ostatnie dwie minuty to próba zakończenia pojedynku przez Brazylijczyka ciosami, a następnie próbą duszenia trójkątnego zza pleców.
Lecz gong ratuje Otsukę. Końcówka rundy kosztowała Marco wiele sił i do drugiej rundy wyszedł widocznie zmęczony. Bas Rutten usprawiedliwiał problemy z kondycją swojego zawodnika, przyjmowanymi lekami. Otsuka powtórzył swoją taktykę z pierwszej rundy i obalił Brazylijczyka. Ruas który tym razem nie miał już sił na skuteczną obronę, przez 10 minut zbierał pojedyncze ciosy. Ostatecznie w przerwie miedzy drugą, a trzecią rundą, wycieńczony Ruas był zmuszony się poddać.
Przedostatnim starciem był pojedynek Mark Kerr vs Hugo Duarte, jest to bardzo "dziwny" pojedynek. Kerr od razu rzucił się po nogi Brazylijczyka i obalił go. Amerykanin zaczął tłamsić Duarte w parterze, nie mogąc jednak przejść gardy zawodnika z Ameryki Płd. wstał i zaczął okopywać nogi Hugo. Mark postanawia jednak ponownie spróbować swoich sił w przejściu gardy Duarte, który po raz pierwszy ucieka za liny. Pojedynek zostaje zatrzymany, a obaj zawodnicy przesunięci przez trzech sędziów bliżej środka ringu. Nim wybije gong, akcja z wstawaniem, okopywanie nóg i ponownym nurkowaniem Amerykanina do gardy powtarza się jeszcze dwa razy.
Druga runda rozpoczęła się identycznie jak pierwsza. Kerr bez większych problemów obalił Brazylijczyka i wypalił kilka mocnych ciosów, które rozcięły skórę pod prawym okiem Duarte. Po interwencji lekarza i wznowieniu walki, "The Smashing Machine" wrócił do systematycznego rozbijania swojego rywala. W pewnym momencie Brazylijczyk zaczyna krzyczeć w kierunku sędziego po brazylijsku. Kerr dodaje od siebie coś po angielsku, a sędzia odpowiada obu po japońsku. Na migi dochodzą jednak do porozumienia. Palce Marka podczas zadawania ciosu utkwiły w rękawicy broniącego się Duarte, co zainicjowało cały ten kalambur. Po wyjaśnieniu, Mark wraca do obijania Brazylijczyka, ale znowu walka zostaje przerwana, ponieważ Duarte sygnalizuje sędziemu, że został uderzony głową. Hugo ewidentnie stracił już wolę walki, a trzecia runda jest tego kulminacją. Kerr obił zawodnika z "Kraju Kawy" tak mocno, że ten nie mając zamiaru dłużej walczyć, postanowił uciec z ringu, a następnie odmówił podjęcia dalszej walki! Cały ten cyrk zdenerwował zawodnika z USA, który zmusił sędziego do przerwania tej "walki".
Main event to pierwszy w historii organizacji PRIDE rewanż. Chcący zreperować swoją nadszarpniętą reputację, Nobuhiko Takada pragnął zrewanżować się Ricksonowi Gracie. Pierwsza walka pokazała, że japońska gwiazda "puro-resu" musi się wiele nauczyć jeśli chce wygrać ze specjalistą Brazylijskiego Jiu Jitsu. W narożniku swojego nauczyciela stanęli podopieczni, Kazushi Sakuraba i Daijiro Matsui. Takada niesiony niezwykłym dopingiem publiki zgromadzonej w Tokyo Dome ruszył do przodu i zwarł się z Ricksonem w klinczu. Obaj Panowie w tej pozycji wymieniali się kolanami i krótkimi ciosami na korpus, ale żaden z nich nie potrafił przekuć tego na swoją korzyść. Od tego momentu mam wrażenie, że już to gdzieś widziałem. Takada zdawał sobie sprawę jak bardzo niebezpieczny jest Brazylijczyk na ziemi, mimo tego z braku lepszego pomysłu postanowił przenieść walkę na ziemię. Mimo bycia w lepszej pozycji, zbierał kolejne ciosy Graciego. Postanowił więc spróbować założyć Ricksonowi dźwignię na nogę, co tak samo jak w pierwszej walce nie było dobrym pomysłem. Gracie znalazł się w pełnym dosiadzie i po chwili obijania Japończyka, wyciągnął balachę. Pokonany Takada szybko uciekł z ringu. A ja doświadczyłem odczucia, że już to gdzieś widziałem.
Takada robił wszystko co w jego mocy, aby zmazać swoją porażkę na PRIDE 1. Nie udała mu się jednak ta sztuka, a jego gwiazda nieco przygasła. Rozbłysła za to jaśniejszym blaskiem gwiazda jego podopiecznego, Kazushi Sakuraby. Akira Shoji, Mark Kerr i nowo przybyły do japońskiej organizacji Igor Vovchanchyn, swoją postawą w ringu zyskali w oczach japońskich kibiców wiele uznania. Gala ma słabsze walki, ale pojedynki: Sakuraba vs Goes, Shoji z Ismailem, Vovchanchyn konta Goodridge czy Honma vs Sano są warte obejrzenia.