Olos
-=PRIDE FC=-

Witam, przedstawiam drugi artykuł z cyklu "Gale PRIDE". Tych którzy nie czytali części pierwszej odsyłam
tutaj: http://cohones.mmarocks.pl/threads/pride-1-pierwsze-promienie-wschodzącego-słońca-mma.33172/
Druga gala japońskiej organizacji odbyła się 15 marca 1998 roku, a więc trochę ponad 5 miesięcy po pierwszym wydarzeniu.
Na karcie walk zobaczyliśmy powrót części zawodników, którzy wystąpili na pierwszym evencie oraz nowe twarze które przyłożyły rękę (oraz nogę) do popularyzacji organizacji PRIDE. Powracające nazwiska to: Ralph White (ten od wielkiego krwiaka na głowie z pierwszej gali), Renzo Gracie, Mocno bijący Gary "Big Daddy" Goodridge, nieczysto walczący kickbokser z Chorwacji, Branko Cikatic oraz "Mr.Pride" - Akira Shoji. Wśród nowych twarzy pojawiło się kilku znakomitych zawodników którzy pomagali kształtować MMA w jego wczesnej fazie rozwoju takich jak: wrestler z USA - Mark Kerr, kolejny cżłonek rodu Gracie, syn Helio - Royler, brazylijski mistrz sztuki luta livre - Marco Ruas, oraz człowiek który miał ogromny wkład w budowaniu rangi PRIDE w Japonii i na świecie - Kazushi Sakuraba (zawodnik którego uwielbiam, a którego zdjęcie widnieje w moim avatarze).
Galę otworzył pojedynek brata Ricksona i Royce'a - Roylera Gracie z japońskim wrestlerem i wychowankiem Nobuhiko Takady - Naoki Sano. W narożnikach swoich podopiecznych odpowiednio stali Rickson Gracie i Nobuhiko Takada. Takada chciał udowodnić, że jego przegrana na PRIDE 1 to wypadek przy pracy i, że japońska szkoła submission fighting jest lepsza od BJJ. Rickson z kolei chciał podtrzymać opinię o supremacji brazylijskiego jiu jitsu w MMA. Pojedynek nie posiadał limitu czasowego, ani sędziów. Wygrać walkę można było jedynie przez KO lub poddanie przeciwnika. Sano cięższy o dobre 20 kg od Roylera już na samym początku walki dał się wciągnąć we wspaniałą dwuosobową grę zwaną grapplingiem, w którą rodzina Gracie w ówczesnym czasie była mistrzem świata i okolic. Ciosów w tej walce za dużo nie zobaczymy, o kopnięciach nie wspominając. Starcia w takim stylu dziś można obejrzeć w organizacji Metamoris, którą stworzył bratanek Roylera - Ralek.
Końcówka walki:
Walka sama w sobie nie jest zbyt ciekawa nawet dla koneserów jakże pięknej sztuki jaką są sporty chwytane. Jednak pokazuje ona co najmniej dwie wartości z których znane będzie PRIDE i japońskie MMA w ogóle. Pierwsza z nich to "duma japońskiego wojownika". Sano jako reprezentant sztuki japońskiego wrestlingu chciał za wszelką cenę udowodnić wyższość swojej szkoły w starciu z BJJ. Uparcie do tego dążył, głównie poprzez bronienie się i bardzo pasywno-defensywny styl. Druga z nich to szacunek japońskich kibiców. W tamtym czasie (w obecnym pewnie również) taki pojedynek w USA zostałby wygwizdany i wybuczany, a w stronę oktagonu mogłyby polecieć puszki i butelki po piwie. Japońska publika natomiast szanowała każdego zawodnika który stawiał stopę w białym ringu i zachowywała absolutną ciszę. Stephen Quadros podczas tego pojedynku powiedział, że atmosfera na hali jest jak tytuł utworu duetu Simon & Garfunkel - "Sound of Silence". Momentami wydawało się, że na hali oprócz zawodników, narożników i sędziego nie ma nikogo innego. W końcu po około 30 minutach pojedynku i około 15 w których Royler leżał na Sano, dochodzi do zmiany pozycji i to Japończyk jest z góry. Royler leżący na plecach okłada Japończyka, który wydaje mi się, nigdy w życiu nie zadał ciosu. Końcówka pojedynku to małe ożywienie i lekkie przemodelowanie twarzy Sano oraz wyciągnięcie balachy przez reprezentanta Brazylii. Uff, zmęczyłem się samym oglądaniem niemniej jak pokonany Naoki Sano.
Interesujący fragment tej walki można zobaczyć tutaj:
Pojedynek numer dwa to powrót Akiry Shoji w starciu z przedstawicielem brazylijskiej szkoły Muay Thai - Juanem Mottą. Niewiele można powiedzieć o tym pojedynku. Akira w starciu ze stójkowiczem pokazał poprawione umiejętności bokserskie, głównie balans ciałem, ale nie miał ich ochoty bardziej testować i po około 30 sekundach sprowadził walkę na ziemię. Gdzie najpierw znalazł się w gardzie Motty. Następnie po nieudanej próbie ucieczki Juana, Shoji wpiął się za plecy i zmusił Brazylijczyka do odklepania.
Zakończenie:
Video z walki:
Kolejna walka to starcie na zasadach K-1. Ralph White vs William van Roosmalen z Holandii. Jeśli ktoś chce zobaczyć K-1 na światowym poziomie to polecam obejrzeć K-1 WGP z lat 90-tych, bo tutaj niestety zawodnicy nie pokazali klasy. Jedyną wartą obejrzenia akcją jest kolano na wątrobę które posłało White'a na deski i zakończyło pojedynek w 4-tej rundzie.
Zakończenie:
Cała walka od 14:42 :
Zestawienie numer 4 na tej gali to debiut dwóch zawodników, z których jeden będzie postacią kluczową dla japońskiej organizacji. Po jednej stronie białego ringu stanął weteran organizacji Pancrase, Amerykanin Vernon White (nie mylić z kickbokserem z poprzedniej walki) wchodzący do walki z niezbyt imponującym rekordem 11-21-1. Po drugiej zaś znalazł się kolejny podopieczny Nobuhiko Takady, zawodnik "puro-resu" oraz zwycięzca turnieju UFC Japan - Kazushi Sakuraba (1-1, 1 NC wchodząc do tej walki). Różnica w doświadczeniu obu zawodników była kolosalna, z korzyścią dla zawodnika z USA. Japończyk był enigmą zarówno dla widzów i komentatorów.
Swój debiut w MMA przegrał z wiele cięższym od siebie, znanym z PRIDE 1 - Kimo Leopoldo. Następnie reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni wziął udział w zorganizowanym w Japonii turnieju UFC. W pierwszej rundzie został zestawiony z walczącym w wadze ciężkiej, brazylijskim zawodnikiem - Marcusem Silvierą. Po przyjęciu paru ciosów od Silviery, Sakuraba zanurkował po nogę przeciwnika. John McCarthy (ten sam który sędziuje UFC obecnie) myślał, że Kazushi pada znokautowany i przerwał przedwcześnie walkę. Tym samym do finału awansował Marcus Silviera. W drugiej parze cztero-osobowego turnieju spotkali się Tank Abbott i Yoji Anjo. Pojedynek wygrał decyzją Tank, ale nie był zdolny do walki finałowej z powodu złamanej dłoni. Jego miejsce zajął Sakuraba, który odegrał się Brazylijczykowi wygrywając przez balachę.
Po minucie badania się zawodników, Vernon wypuścił lewy prosty który naruszył japońskiego zapaśnika. Sakuraba odruchowo jednak zanurkował po nogę White'a i obalił go.
Po przeniesieniu walki na ziemię, Sakuraba znalazł się w swoim żywiole i od razu zaczął szukać sposobu na poddanie rywala. Vernon jako zawodnik taekwondo pokazał jednak, że posiada umiejetności parterowe, które nabył trenując z Kenem Shamrockiem i po dwóch nieudanych próbach wyciągnięcia kimury przez Japończyka udało mu się zmienić pozycję na swoją korzyść. Nie potrafił jednak utrzymać jej zbyt długo i Sakuraba ponownie znalazł się w jego pół-gardzie, a po chwili już w pełnej. White ponownie udowodnił, że nie jest tylko strikerem i udało mu się uciec z parteru. Nie na długo jednak, bo po około 30 sekundach Sakuraba przenióśł walkę na ziemię i dał razem z Amerykaninem pokaz aktywnego grapplingu ze zmianami pozycji i kolejną próbą poddania.
Po udanej obronie Vernon na krótko zdobył plecy Kazushiego, by po chwili je stracić i znaleźć się w pozycji północ-południe pod Sakurabą. Pierwsza 10-cio minutowa runda to pokaz bardzo aktywnego i technicznego grapplingu, którego mało kto się raczej spodziewał po White'cie.
Runda numer dwa to niemal kopia tego co zobaczyliśmy w rundzie pierwszej. Trzecie starcie obaj zawodnicy zaczęli na podobnym luzie, ale okazując szacunek do umiejętności rywala. Jedną z pierwszych akcji jest piękne zagranie Sakuraby z których Japończyk będzie znany i dzięki którym zyska przydomek "IQ Wrestler"

Po obaleniu White'a znowu jesteśmy świadkami pracy obu zawodników nad poddaniem. Jednakże zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać i akcja nieco zwolniła. W kolejnej serii zmian pozycji, Sakuraba w końcu udanie zastawił pułapkę na Amerykanina i zrobił to co nie udało mu się w pierwszej rundzie i wygrał przez balachę po ponad 26 minutach pojedynku. Walka ta, to "must see" dla fanów "kulanek".
Skrót walki:
W pojedynku tym zobaczyliśmy zajawkę świetnych umiejętności grapplerskich z których znany będzie Sakuraba. Oprócz tego Japończyk pokazał, że jest zawodnikiem myślącym i niezwykle pomysłowym.
Piąta walka to powrót Renzo Gracie w starciu z judoką i zawodnikiem shoot-wreslingu z Japonii - Sanae Kikutą. Obaj zawodnicy nie tracąc czasu na wymiany bokserskie zwarli się w klinczu. Po próbie podcięcia ze strony Japończyka, Gracie obraca przeciwnika i ląduje w jego gardzie. Pojedynek przez większość czasu będzie wyglądał tak samo. Gracie próbujący poddać Japończyka, który głównie ograniczy się do defensywy. Nie jest to starcie tak dynamiczne jak walka White vs Sakuraba. Oprócz okazjonalnych zrywów, przez większość walki oglądamy niezbyt przyjemny dla oka
parterowy pat. Po 50-ciu! minutach walki kończy się ona w 34-sekundzie rundy numer 6 i zwycięzcą przez duszenie gilotynowe zostaje Renzo Gracie. Pojedynek ten polecam jedynie osobom mającym problemy z zasypianiem.
odklepanie:
dla sadomasochistów:
Następnie przechodzimy do drugiego pojedynku na zasadach K-1. USA vs Australia, odpowiednio w postaciach George Randolph'a i Tasisa Petridisa. Nie za dużo jest tu do oglądania. Pojedynek nie jest porywający i kończy się po pięciu 3-minutowych rundach decyzją na korzyść "Big" George'a Randolph'a.
Walka:
Przedostanie starcie na tej karcie walk to pojedynek dwóch weteranów UFC. Powracający po zwycięstwie nad Olegiem Taktarovem na PRIDE 1, Gary Goodridge kontra "King of the Streets" Marco Ruas (ciekawostka: Ruas w j. portugalskim to "ulice"). Już od pierwszego gongu obserwujemy dosyć dynamiczny pojedynek w wadze ciężkiej. Jest to miła odmiana dla oka, po ponad godzinie niezbyt ciekawego widowiska którego doświadczyliśmy w dwóch poprzednich pojedynkach. Po paru wymienionych ciosach w stójce, Goodridge wpędza Ruas'a do narożnika i zaczyna atakować kombinacją uderzeń. Brazylijczyk przekonawszy się o sile ciosu "Big Daddy'ego" postanawia sprowadzić walkę na ziemię, ale zostaje skontrowany i to Gary jest z góry. Nawet w tej pozycji siła ciosu Kanadyjczyka jest na tyle duża, że udaje mu się rozciąć lewy łuk brwiowy zawodnika z Brazylii. Po chwili spokoju, Goodridge podnosi nieco pozycję i spuszcza na Marco potężne bomby.
Gary widząc okazję, przerywa obijanie Ruas i dwukrotnie próbuje założyć "Królowi ulic" chwyt na odcinek szyjny kręgosłupa, tzw. "neck crank". Jednak i to nie działa na twardego Brazylijczyka. Obaj Panowie lekko juz zmęczeni dosyć dynamiczną akcją, dają sobie chwilę przerwy. Po złapaniu oddechu Goodrige odpala kolejne bomby, ale nie ma w nich już tyle siły co na początku. Walka przeradza się w pojedynek na chwyty, jednak Kanadyjczyk postanawia wstać i spróbować swojego szczęścia w stójce. Ruchy obu zawodników już dwukrotnie wolniejsze, a ich oddechy cięższe. Ruas krążąc wokół Goodridge'a ponownie trafia do narożnika, gdzie udaje mu się uniknąć ciosu i znaleźć się za plecami Kanadyjczyka, który przy próbie ataku poślizgnął się tracąc balans. Goodridge wstaje łapiąc się za prawą nogę, ale Ruas na to nie zwraca uwagi i widząc swoją szansę atakuje. Walka trafia na ziemię, Marco czepia się nogi Goodridge'a i zaczyna nią kręcić. "Big Daddy" nie myśląc zbyt długo odklepuje skrętówkę i zwycięzcą na minutę przed końcem pierwszej rundy, zostaje Ruas.
finisz:
cała walka:
Walka wieczoru to debiut w organizacji PRIDE Marka Kerr'a z USA i toczącego swoją pierwszą walkę na zasadach MMA, Branko Cikatica, który stoczył pojedynek na zasadach K-1 podczas pierwszej gali PRIDE. Amerykanin przyszedł do PRIDE jako niepokonany zwycięzca turniejów: brazylijskiego World Vale Tudo Championship, UFC 14 oraz 15. "The Smashing Machine" był jednym z pierwszych zapaśników, którzy nabyli umiejętności kickbokserskie (w narożniku stanął jego trener stójki i jednocześnie komentator PRIDE - Bas Rutten). Pozwoliło mu to na dominowanie jednopłaszczyznowych przeciwników. Cikatic dał się nam poznać z niezbyt czystego stylu, który zaprezentował w walce z Vernonem White'm.
Pierwsza minuta pojedynku to wzajemne badanie się zawodników, po upływie której Kerr nurkuje po nogi Chorwata. To co się dzieje później mogłoby zostać wyemitowane w TV jako film dokumentalny pt. "Rekordowa liczba fauli na minutę w walce MMA". Cikatic lewą ręką złapał się liny, a prawym łokciem zaczął okładać Kerr'a w potylicę. Walka zostaje zatrzymana, a przy udziale sędziego bocznego i ringowego udaje się odczepić Chorwata od lin. Zawodnicy zostają odsunięci od siebie, a Cikatic dostaje ostrzeżenie. Pojedynek zostaje wznowiony i oglądamy idealną kopie akcji sprzed dosłownie 20 sekund. Nurkujący po nogi Kerr zostaje obijany licznymi łokciami w tył głowy przez trzymającego się kurczowo liny Branko! Tym razem Kerr nie jest już tak wyrozumiały i daje się nieco ponieść emocjom, obijając odwracającego się plecami przeciwnika w tył głowy i kopiąc go gdy ten przewrócił się na ziemię. Akcję przerywają sędzia ringowy i jeden z bocznych, który wskoczył do ringu. Obie strony mają zastrzeżenia co do tego kto jest winien całemu zamieszaniu i wymieniają się wulgaryzmami. Pojedynek kończy się w niemiłej atmosferze przy buczeniu tłumu. Zwycięzcą zostaje Mark Kerr przez dyskwalifikację Cikatica, który rozpoczął ten festiwal brudnych zagrań.
Cała walka:
Gala ta obfituje w mało ciekawe pojedynki, ale jest kilka smaczków na które warto zwrócić uwagę. Są nimi walki: Sakuraby z White'm, Ruas vs Goodridge, Shoji kontra Mott i kuriozalny pojedynek Kerr vs Cikatic. Nazwiska na które chciałbym zwrócić uwagę to Mark Kerr, który dosyć mocnym akcentem (niekoniecznie sportowym) zaznaczył swoje przybycie do PRIDE. Oraz Kazushi Sakuraba, który przebłyskiem swojego geniuszu pokazanym w walce, spowodował narodziny własnej legendy. Obaj Panowie będą ważnymi figurami w kolejnych edycjach gal japońskiej organizacji.
Last edited: