Masu
UFC Light Heavyweight
Krytykuję felietony Jurasa, więc chyba wypada samemu złożyć głowę pod topór i zaczekać na decyzję kata. Uprzedzam, że tekst nie jest dla cyników. Wygrzebałem go z zakamarków mojej duszy, gdzie zostało trochę romantyzmu i chęci do walki z wiatrakami.
Nic tak bardzo nie wkurwia mnie w polskim świecie MMA, jak potulni dziennikarze. Piszę dziennikarze, ale to słowo nie opisuje dobrze fenomenu. Słowo karierowicze sprawdziłoby się o wiele lepiej.
Wiem, że to przypadłość całego dziennikarskiego światka, ale w MMA problem urósł do niespotykanych rozmiarów. Prawie każdy, kto łapie za mikrofon, czy klawiaturę, próbuje prędzej czy później zrobić karierę w: menagerce, KSW, bogatszych mediach. I prawie każdej z tych osób wydaje się, że jedyna droga do celu to uległość, lizusostwo i przede wszystkim ograniczenie nawet lekko kontrowersyjnych pytań, żeby się nikomu nie narazić.
Przez to, my kibice, dostajemy produkt, który zupełnie pozbawiony jest emocji i treści. Nikt nie pyta mistrzów KSW czy marzą o karierze w UFC, nikt nie pyta włodarzy KSW czy im nie wstyd za to, co Różal wypisuje na facebooku. Kto ostatnio zapytał o testy antydopingowe? Kto ośmielił się zapytać o poziom sędziowania? Ja wiem, że tego ostatniego każdy się boi, bo Wojsław Rysiewski każdemu zamydli oczy. Ale może jednak czasem warto zaznaczyć, że coś jest nie tak? Każdy się ogranicza do oczywistych pytań i jest szczęśliwy, że w ogóle ma, z kim rozmawiać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wysłuchałem/przeczytałem jakiś ciekawy wywiad. Koledzy dziennikarze, czy próbowaliście się kiedyś zainteresować, kto siedzi przy stolikach sędziowskich? A może są tam np. sędziowie boksu, którzy nigdy nie powąchali maty? To nie jest przypadkowe pytanie, sprawdźcie.
Osobną kategorią są „dziennikarze”, którzy jednocześnie zajmują się pracą, nawet fizyczną, dla różnych „federacji” a od których możemy oczekiwać jedynie przekazów marketingowych obliczonych na poprawę PR tychże. Moim zdaniem jakakolwiek współpraca z takimi osobami, przez szanowane przeze mnie portale, jest wstydem. Panowie, albo udajemy, że robimy dziennikarstwo, albo wykładamy plakaty za parę groszy.
To, co mnie najbardziej zastanawia to pytanie: czy ktoś w naszym pięknym światku wpadnie kiedyś na pomysł regularnego dostarczania kontrowersji? I nie chodzi mi o pokazanie dupy, czy wypłacenie liścia rozmówcy. Czy ktoś w końcu zrozumie, że kibice czekają na wyrazistą markę, kogoś, kto będzie zadawał prawdziwe pytania, na którego felietony/wywiady będzie się czekać. To jest prawdziwa nisza. Naprawdę, w dzisiejszym świecie można na tym zarobić a robiąc to z klasą można zachować godność i szacunek. Może warto spróbować wybić się w taki sposób i nieść za sobą stałe grono wiernych czytelników albo słuchaczy. Jeśli chcecie robić karierę w mediach łatwiej wam będzie, z pewnością, jeśli będziecie mogli pokazać setki komentarzy pod artykułami, tony followersów na twitterze, a nie tylko numery telefonów do Maćka i Martina.
I jeszcze jedno, nie dajcie się besztać na konferencjach jak małe dzieci. Macie naprzeciwko siebie naprawdę prostych chłopaków, dla których dobrym argumentem jest złośliwy rechot. Czy tak trudno odbić piłeczkę Karolowi Bedorfowi czy Mariuszowi Pudzianowskiemu? Jeśli to dla was za trudne, to zmieńcie branżę, źle trafiliście.
Więcej odwagi Panowie i Panie
PS Felieton nie dotyczy @Dooży&Grooby – Dres dał mi wczoraj promyczek nadziei ;)
PS 2 @Mateusz Smoter nie składaj broni
Nic tak bardzo nie wkurwia mnie w polskim świecie MMA, jak potulni dziennikarze. Piszę dziennikarze, ale to słowo nie opisuje dobrze fenomenu. Słowo karierowicze sprawdziłoby się o wiele lepiej.
Wiem, że to przypadłość całego dziennikarskiego światka, ale w MMA problem urósł do niespotykanych rozmiarów. Prawie każdy, kto łapie za mikrofon, czy klawiaturę, próbuje prędzej czy później zrobić karierę w: menagerce, KSW, bogatszych mediach. I prawie każdej z tych osób wydaje się, że jedyna droga do celu to uległość, lizusostwo i przede wszystkim ograniczenie nawet lekko kontrowersyjnych pytań, żeby się nikomu nie narazić.
Przez to, my kibice, dostajemy produkt, który zupełnie pozbawiony jest emocji i treści. Nikt nie pyta mistrzów KSW czy marzą o karierze w UFC, nikt nie pyta włodarzy KSW czy im nie wstyd za to, co Różal wypisuje na facebooku. Kto ostatnio zapytał o testy antydopingowe? Kto ośmielił się zapytać o poziom sędziowania? Ja wiem, że tego ostatniego każdy się boi, bo Wojsław Rysiewski każdemu zamydli oczy. Ale może jednak czasem warto zaznaczyć, że coś jest nie tak? Każdy się ogranicza do oczywistych pytań i jest szczęśliwy, że w ogóle ma, z kim rozmawiać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wysłuchałem/przeczytałem jakiś ciekawy wywiad. Koledzy dziennikarze, czy próbowaliście się kiedyś zainteresować, kto siedzi przy stolikach sędziowskich? A może są tam np. sędziowie boksu, którzy nigdy nie powąchali maty? To nie jest przypadkowe pytanie, sprawdźcie.
Osobną kategorią są „dziennikarze”, którzy jednocześnie zajmują się pracą, nawet fizyczną, dla różnych „federacji” a od których możemy oczekiwać jedynie przekazów marketingowych obliczonych na poprawę PR tychże. Moim zdaniem jakakolwiek współpraca z takimi osobami, przez szanowane przeze mnie portale, jest wstydem. Panowie, albo udajemy, że robimy dziennikarstwo, albo wykładamy plakaty za parę groszy.
To, co mnie najbardziej zastanawia to pytanie: czy ktoś w naszym pięknym światku wpadnie kiedyś na pomysł regularnego dostarczania kontrowersji? I nie chodzi mi o pokazanie dupy, czy wypłacenie liścia rozmówcy. Czy ktoś w końcu zrozumie, że kibice czekają na wyrazistą markę, kogoś, kto będzie zadawał prawdziwe pytania, na którego felietony/wywiady będzie się czekać. To jest prawdziwa nisza. Naprawdę, w dzisiejszym świecie można na tym zarobić a robiąc to z klasą można zachować godność i szacunek. Może warto spróbować wybić się w taki sposób i nieść za sobą stałe grono wiernych czytelników albo słuchaczy. Jeśli chcecie robić karierę w mediach łatwiej wam będzie, z pewnością, jeśli będziecie mogli pokazać setki komentarzy pod artykułami, tony followersów na twitterze, a nie tylko numery telefonów do Maćka i Martina.
I jeszcze jedno, nie dajcie się besztać na konferencjach jak małe dzieci. Macie naprzeciwko siebie naprawdę prostych chłopaków, dla których dobrym argumentem jest złośliwy rechot. Czy tak trudno odbić piłeczkę Karolowi Bedorfowi czy Mariuszowi Pudzianowskiemu? Jeśli to dla was za trudne, to zmieńcie branżę, źle trafiliście.
Więcej odwagi Panowie i Panie
PS Felieton nie dotyczy @Dooży&Grooby – Dres dał mi wczoraj promyczek nadziei ;)
PS 2 @Mateusz Smoter nie składaj broni