Dobra, pisałem to chyba z godzinę i zorientowałem się że chyba nawet nie jestem w połowie więc usunąłem wszystko i wrzucam taką wersje :D
TLDR:
- leki + psychoterapia to skuteczność rzędu 50%. i jest to panujący konsensu zarówno wśród psychiatrów jak i psychoterapeutów
- leki nie "leczą", tylko usuwają objawy. Chyba, że należysz do tego grona 10% osób u których to chemia mózgu. Za leczenie bardziej odpowiada psychoterapia
- na zachodzie od kilku lat coraz częściej pojawiają się głosy o niskiej skuteczności SSRI/SRNI. Osobiście nie polecam - zmiany są trwałe i leczenie opiera się na hipotezie dot. niskiego poziomu serotoniny. Dobre wyniki daje ketamina. Jest już w Polsce, ale niestety trochę kosztuje
- psychiatrzy wiedzą jak działają leki, ale nie wiedzą czy zadziałają konkretnie na twój przypadek. Stąd ich odpowiedni dobór może trwać i kilka lat.
- po wyeliminowaniu objawów za pomocą SSRI/SRNI choroba w większości wypadków wraca i to nierzadko ze zdwojoną mocą
- dlatego przede wszystkim warto iść na psychoterapie, ale może ona pomóc w inny sposób niż ci się wydaje(mój kejs) Tylko wybierz mądrze. Gross psychoterapeutów, to ładne dziewczynki z dobrych domów, które po prostu wybrały sobie taką ścieżkę kariery. Normalnym będzie to, że nie będziesz się czuł rozumiany. Nikt poza tobą nie wie i nie będzie wiedział jak się czujesz, bo każda depresja jest inna, tak jak każdy człowiek jest inny. Psychoterapeuta ma ci dać odpowiednie narzędzia. Są książki, które dadzą ci dokładnie to samo, ale nadal zalecam kontakt z żywą istotą. Chyba, że naprawdę nie masz kasy to:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/222...ie-poradzic-sobie-z-depresja-stresem-i-lekiem
- według badań psylocybina jeśli już to może pomóc tylko i wyłącznie w normalnych lub tzw heroicznych dawkach. Mikrodozowanie nie działa. W moim przypadku obie opcje nic nie dały(poza wstrętem do grzybów :P). Jeśli chcesz się w to bawić, to bądź bardzo ostrożny, gdyż może to pogorszyć twój stan, lub np. wywołać u ciebie psychozę, jeśli masz ku temu skłonności. Jeśli chcesz samemu hodować, to jest to banalne. Zaopatrz się koniecznie w kapsułkownice oraz suszarkę do grzybów i owoców.
- nootroopy, ashwaghanda, maca, bacopa, nooptept, racetamy itd itp. Nie działają. Tzn niektóre działają, ale bardzo krótko i jest tzw. honey moon. Imho nie warto
- jeśli jarasz zielsko to odstaw to gówno jak najszybciej. Jest bardzo silnie skorelowana z depresją. Medyczna marihuana i jej lecznicze właściwości na tysiące chorób to niestety mit. Po 20 latach palenia z różną częstotliwością, to widzę to sam po sobie jak bardzo mnie to zniszczyło. To samo zauważyłem po swoich znajomych. Dosłownie wszyscy jaracze których znam od czasów, gdy się biegało razem po osiedlu, to ludzie którzy zmarnowali swój potencjal. Żaden z nich nie rozwinął skrzydeł na polu zawodowym, czy prywatnym. I nie mam tu na myśli wielkich karier, ale po prostu jakiejś spoko w miarę pracy, a prywatnie to rodzina, lub choćby jakieś rozwijające hobby. O tym, że coraz częściej kolejna z tych osób wpada w jakieś epizody depresyjne, to nie wspomnę. Na wszelkiej maści forach również nie brakuje takich głosów. Nie ma co prawda badań, które by to potwierdziły ale każdy lekarz z którym rozmawiałem - nawet z młodymi ziomeczkami, którzy zalecali psylocybine - kręcił nosem, gdy słyszał o mj. U mnie na pewno bardzo pogarszała mój stan w ciągu tygodnia od sesji i utrzymywał się przez kolejne 2-3. Nie warto
- alko również nie pomaga
-sport bardzo pomaga. Są badania wskazujące, że sport - głównie cardio - ma co najmniej taką samą skuteczność jak SSRI/SNRI. Przynajmniej 2h w tygodniu. Czyli mem z bieganiem i depresją jest jak najbardziej prawdziwy ;) Mnie to naprawdę bardzo pomogło
- zbadaj sobie poziom witaminy D oraz testosteronu(całkowity oraz wolny) plus tarczyce. Jak coś nie gra, to napraw to
- sprawdź co u ciebie. Obecnie wszyscy żyjemy w jednym wielkim pierdolniku, naszprycowani dopaminą do tego stopnia, że zapomnieliśmy jak to jest się naprawdę nudzić i pobyć samemu ze sobą. To jedna najważniejszych u mnie rzeczy, która mi pomogła i to również sugeruje każdemu z was. Niekoniecznie tym z depresją. Wyjedzcie gdzieś sami na łono natury na tydzień lub dwa. Bez telefonu i żadnej elektroniki. Im bardziej na odludzie, tym lepiej. Pobądźcie sami ze sobą i poprowadźcie wewnętrzny dialog. Zapytajcie sami siebie o co wam do kurwy nędzy chodzi i jest spora szansa, że uzyskacie odpowiedź. Nie polecam tego nikomu, kto ma silne skłonności samobójcze, bo nie wiem jak na was to zadziała. Jeśli nie wiecie gdzie szukać takiego miejsca, to mogę wam zasugerować slowhop. To nie reklama, po prostu tylko tam coś sensownego udało mi się znaleźć, booking to głównie jakieś hotele, czy kwatery
- a propos przyrody, to również według badań ma zbawienny wpływ na zdrowie psychiczne, więc warto w tygodniu znaleźć chwile na jakiś wypad do lasu, nad morze, czy w góry
W moim przypadku takie dwie bardzo odczuwalne zmiany, to rzucenie jarania oraz powrót do regularnego uprawiania sportu. To były pierwsze kroki, dzięki którym objawy się zmniejszyły, a epizody zaczęły występować o wiele rzadziej. Tylko, że to bardziej było poradzenie sobie z objawami, bez poznania przyczyny. I tu mi bardzo pomógł samotny wyjazd w góry. Już wiem co za pierdolnik mam tam w głowie i w jakim kierunku zmierzać, by sobie z nim poradzić. Co jest sporą ulgą, gdy chorujesz na depresję, ale w sumie nie wiesz co jest powodem.