Co Ci się śniło?

Dijaz

KSW
Lightweight
Temat, w którym opisujemy swoje sny.

Moje są ostatnio tak pojebane, że czuję potrzebę podzielenia się tym. Może @Gienek podeśle receptę na jakiś lek, żeby to powstrzymać.

A mianowicie... Kilka dni temu śniło mi się, że moim dziadkiem okazał się DJ Quicksilver. Pewnie większość z Was nie wiek kto to jest. Gdy zaczynałem swoją przygodę z muzyką, słuchałem właśnie jego.
Wchodzę do domku na wsi gdzie mieszka moja babcia ( już nie żyje), a tam Quciksilver, tylko już odpowiednio stary, łysy i pomarszczony. Gadka szmatka, okazuje się, że jest moim prawdziwym dziadkiem.
Mówię mu:
- Stary, ale ty kiedyś byłeś wielką gwiazdą. Ale niespodzianka. Jestem taki dumny!
- O, nawet nie wiedziałem. To fajnie.
Pomyślałem, że ma Alzheimera i po prostu nie pamięta.
Zdrowo pojebane...

Innym razem, inny sen...

Budzę się nad ranem, podnoszę głowę, a tam sąsiadka chodzi nago po pokoju! Myślę sobie, co jest kurwa?! Jak się żona obudzi będzie dym! A sąsiadka nie była taka jak myślicie. Kobieta ok. 55 lat, wątpliwej urody, chodzi po pokoju, cycki je się bujają, a ja nie wiem co jest grane. Tak się zestresowałem, aż się obudziłem. Co gorsza, ze wzwodem. Żenująca sytuacja.

Teraz tak sobie myślę, że to chyba przez zieloną herbatę, którą ostatnio zacząłem pić :zakręcony:
 
Teraz tak sobie myślę, że to chyba przez zieloną herbatę, którą ostatnio zacząłem pić :zakręcony:
Myślę że chodzi po prostu o to że dużo myślisz/myślałeś o osobach które Ci się śniły. To że intensywnie myślałeś o Quicksilverze siłą rzeczy sam przyznałeś gdy wspomniałeś o tym że gdy zaczynałeś przygodę z muzyką był on pierwszym którym się zainteresowałeś czyli można powiedzieć że poniekąd był on Twoim autorytetem. Z sąsiadeczką natomiast bardzo możliwe że miałeś jakieś fantazje erotyczne (:deniro:) i stąd sen z nią w roli głównej.

Ogólnie są to sny zwyczajne, nic szczególnego. Największa jazda to sny prorocze.
 
Myślę że chodzi po prostu o to że dużo myślisz/myślałeś o osobach które Ci się śniły. To że intensywnie myślałeś o Quicksilverze siłą rzeczy sam przyznałeś gdy wspomniałeś o tym że gdy zaczynałeś przygodę z muzyką był on pierwszym którym się zainteresowałeś czyli można powiedzieć że poniekąd był on Twoim autorytetem. Z sąsiadeczką natomiast bardzo możliwe że miałeś jakieś fantazje erotyczne (:deniro:) i stąd sen z nią w roli głównej.

Ogólnie są to sny zwyczajne, nic szczególnego. Największa jazda to sny prorocze.
Nie koniecznie... bo czasami mi się śnią takie rzeczy o których w życiu nie myślałem, a o tych co dużo myślę się nie śnią w ogóle...
 
Temat, w którym opisujemy swoje sny.

Moje są ostatnio tak pojebane, że czuję potrzebę podzielenia się tym. Może @Gienek podeśle receptę na jakiś lek, żeby to powstrzymać.

A mianowicie... Kilka dni temu śniło mi się, że moim dziadkiem okazał się DJ Quicksilver. Pewnie większość z Was nie wiek kto to jest. Gdy zaczynałem swoją przygodę z muzyką, słuchałem właśnie jego.
Wchodzę do domku na wsi gdzie mieszka moja babcia ( już nie żyje), a tam Quciksilver, tylko już odpowiednio stary, łysy i pomarszczony. Gadka szmatka, okazuje się, że jest moim prawdziwym dziadkiem.
Mówię mu:
- Stary, ale ty kiedyś byłeś wielką gwiazdą. Ale niespodzianka. Jestem taki dumny!
- O, nawet nie wiedziałem. To fajnie.
Pomyślałem, że ma Alzheimera i po prostu nie pamięta.
Zdrowo pojebane...

Innym razem, inny sen...

Budzę się nad ranem, podnoszę głowę, a tam sąsiadka chodzi nago po pokoju! Myślę sobie, co jest kurwa?! Jak się żona obudzi będzie dym! A sąsiadka nie była taka jak myślicie. Kobieta ok. 55 lat, wątpliwej urody, chodzi po pokoju, cycki je się bujają, a ja nie wiem co jest grane. Tak się zestresowałem, aż się obudziłem. Co gorsza, ze wzwodem. Żenująca sytuacja.

Teraz tak sobie myślę, że to chyba przez zieloną herbatę, którą ostatnio zacząłem pić :zakręcony:
kuuurła tylko na tym forum :juanlaugh:
 
Nie koniecznie... bo czasami mi się śnią takie rzeczy o których w życiu nie myślałem, a o tych co dużo myślę się nie śnią w ogóle...
Wiadomo że nie wszystkie sytuacje/rzeczy/osoby o których myślimy śnią się nam bo nie starczyłoby na to ilości nocy w życiu, coś nieodkrytego decyduje o tym że przyśni nam się akurat to a nie coś innego. To czemu nam się śni to a nie coś innego to wciąż w dużej mierze zagadka natomiast w przypadku kolegi @Dijaz myślę że właśnie intensywne myślenie lub związanie emocjonalne z danymi osobami sprawiło że to właśnie one się przyśniły.

Ciekawy rodzaj snów to też taki gdzie identyczne sny śnią się wielu osobom np. spadanie z wysokości gdzie sen urywa się w locie lub sytuacja kiedy chce się uciekać/biec a nogi odmawiają posłuszeństwa.
 
Mi ostatnio się śniło, że byłem naukowcem w watykańskim programie atomowym. Wszystko szło spoko, ale w pewnym momencie papież się wkurwił, Gwardia Szwajcarska przywiązała mnie do pocisku balistycznego mojego projektu i wystrzeliła prosto w Indie. Papież uargumentował to koniecznością przetestowania rakiety i walki ze wzrostem populacji niewiernych w Azji :juanlaugh:
 
Mi ostatnio się śniło, że byłem naukowcem w watykańskim programie atomowym. Wszystko szło spoko, ale w pewnym momencie papież się wkurwił, Gwardia Szwajcarska przywiązała mnie do pocisku balistycznego mojego projektu i wystrzeliła prosto w Indie. Papież uargumentował to koniecznością przetestowania rakiety i walki ze wzrostem populacji niewiernych w Azji :juanlaugh:
Why not bangladesh???
:jimcarrey:
 
Mi ostatnio się śniło, że byłem naukowcem w watykańskim programie atomowym. Wszystko szło spoko, ale w pewnym momencie papież się wkurwił, Gwardia Szwajcarska przywiązała mnie do pocisku balistycznego mojego projektu i wystrzeliła prosto w Indie. Papież uargumentował to koniecznością przetestowania rakiety i walki ze wzrostem populacji niewiernych w Azji :juanlaugh:
Z tą sytuacją z bieganiem to udało mi się opanować metodę biegu na tygrysa. Nie wiem kiedy i jak na to wpadł mój mózg# ale kiedyś w czasie snu jak był opisany przez Ciebie problem z bieganiem to zacząłem biec jak tygrys na 4 łapach i się okazało że wtedy zapierdalam normalnie hehe. Od tamtego czasu (już kilka lat) jak mam problem z biegiem to udaje mi się w jakiś sposób we śnie przypomnieć że mam knifa na tygrysa. No i tak biegam/spierdalam w snach.

Ogólnie kiedyś miałem zajawke, że bawiłem się snami. Jak przed zaśnięciem o czymś się intensywnie myśli to jest spora szansa, że się to przyśni. A jak się do tego będzie myślało o tym żeby w czasie snu kapnąć się że to sen to też jest szansa że w śnie kapniemy się że jestśmy we śnie. Tylko że jeżeli się to uda to trzeba szybko reagować i coś robić bo po zakumaniu że jest się we śnie szybko się z niego budzimy. Miałem kilka takich sutuacji. Raz jak się kapłem to skoczyłem z okna odrazu hehe co ciekawe wylądowałem i nic mi się nie stało ale odrazu się obudziłem.

Da się też wracać do snu po przebudzeniu ale trzeba szybko próbować zasypiać i myśleć o tym śnie.

Miałem też raz w życiu taką sytuację w śnie która się zdarzyła następnego dnia identycznie jak we śnie. Dziwne uczucie.

Obecnie mało kiedy mi się coś śni bo o 5 wstaję i chyba za mało snu. Zauważyłem że najwięcej snów mam w godzinach porannych od 8 wzwyż.
Jedyne co ostatnio mi się śniło to pare razy koleżanka z podstawówki :jjsmile:.

Ogólnie sny to ciekawa sprawa. Wiem że to nasz mózg wytwarza te obrazy ale zawsze się zastanawiam który obraz jest prawdziwy... a może wszystkie się kiedyś wydarzyły. Ciekawy temat.
 
Z tą sytuacją z bieganiem to udało mi się opanować metodę biegu na tygrysa. Nie wiem kiedy i jak na to wpadł mój mózg# ale kiedyś w czasie snu jak był opisany przez Ciebie problem z bieganiem to zacząłem biec jak tygrys na 4 łapach i się okazało że wtedy zapierdalam normalnie hehe. Od tamtego czasu (już kilka lat) jak mam problem z biegiem to udaje mi się w jakiś sposób we śnie przypomnieć że mam knifa na tygrysa. No i tak biegam/spierdalam w snach.

Ogólnie kiedyś miałem zajawke, że bawiłem się snami. Jak przed zaśnięciem o czymś się intensywnie myśli to jest spora szansa, że się to przyśni. A jak się do tego będzie myślało o tym żeby w czasie snu kapnąć się że to sen to też jest szansa że w śnie kapniemy się że jestśmy we śnie. Tylko że jeżeli się to uda to trzeba szybko reagować i coś robić bo po zakumaniu że jest się we śnie szybko się z niego budzimy. Miałem kilka takich sutuacji. Raz jak się kapłem to skoczyłem z okna odrazu hehe co ciekawe wylądowałem i nic mi się nie stało ale odrazu się obudziłem.

Da się też wracać do snu po przebudzeniu ale trzeba szybko próbować zasypiać i myśleć o tym śnie.

Miałem też raz w życiu taką sytuację w śnie która się zdarzyła następnego dnia identycznie jak we śnie. Dziwne uczucie.

Obecnie mało kiedy mi się coś śni bo o 5 wstaję i chyba za mało snu. Zauważyłem że najwięcej snów mam w godzinach porannych od 8 wzwyż.
Jedyne co ostatnio mi się śniło to pare razy koleżanka z podstawówki :jjsmile:.

Ogólnie sny to ciekawa sprawa. Wiem że to nasz mózg wytwarza te obrazy ale zawsze się zastanawiam który obraz jest prawdziwy... a może wszystkie się kiedyś wydarzyły. Ciekawy temat.
:brainoverload::roberteyeblinking::lol:
 
Kobieta ok. 55 lat, wątpliwej urody, chodzi po pokoju, cycki je się bujają, a ja nie wiem co jest grane.

Tak się zestresowałem, aż się obudziłem. Co gorsza, ze wzwodem. Żenująca sytuacja.

Teraz tak sobie myślę, że to chyba przez zieloną herbatę, którą ostatnio zacząłem pić :zakręcony:


Tak kurwa to zdecydowanie przez zieloną herbatę. :boystop:
 
Jestem właśnie po dwugodzinnej-nie do końca udanej drzemce, przerwanej nietypowym snem. Z ostatnim zdaniem przyszedł mi nawet na myśl tytuł tej przygody.

"MASAKRA W CHIŃSKIEJ STODOLE"

Scena z rodziny zastępczej. Zośka z Elizą na świeczniku. Afera przedstawia się następująco - Romek cały dzień usługuje dziewczynom. Nosi im plecaki, przejął obowiązki sprzątania w domu, robi herbaty, zatem zarzut jest prosty - mała Eliza musiała bawić się czarami. Obie ciotki (Anka z Ulką) utrzymują, że nie. Romek był wczoraj wredny wobec dziewczyn, to pewnie dziś go ruszyło sumienie i w taki sposób przeprasza, co nie Romek? Romek kiwa, że tak, ale Pan Jacek jest nieugięty. Podchodzi do Elizy i rzuca jej takie spojrzenie, że stare gity we Wronkach pękają i nawet nie pyta o to czy to zrobiła, tylko od razu przechodzi do sedna "ELIZA, CZY PO ZA ROMKIEM, RZUCAŁAŚ JESZCZE NA KOGOŚ JAKIEŚ CZARY?" Mała coś się kręci, wierci, ale tego wzroku nie da się za długo znieść bez puszczenia pary z gęby. "Miałyśmy jeszcze rzucić na Filipa jak wróci ze szkoły, ale wtedy to już wujek na pewno by się zorientował, dlatego najpierw rzuciłyśmy czar, żeby wcześniej policja wujka zabrała na dobę z domu..." Pan Jacek nawet nie wie co na to powiedzieć, robi więc tylko wielkie oczy i wtem rozlega się walenie do drzwi, wchodzi posterunkowy z kilkoma krawężnikami, kują Pana Jacka i w niezbyt przyjemnej atmosferze kobiecych wrzasków i paniki wyciągają go z chaty.

I tu zrobimy akapit/przejście bo dopiero teraz zaczyna się prawdziwa akcja. W momencie przekroczenia progu domu zaczynam obserwować wszystko oczami Pana Jacka. To mnie policja prowadzi właśnie do auta. To za mną z tyłu lamentuje rodzina. Dziwne jest to, że mam ręce do tyłu skute kajdankami, ale te kajdanki to zarazem jedyne co mam na sobie - jestem bowiem nagi. Dlaczego? Nie wiem. Natomiast wiem jedno - jestem też szybki. Szybki jak błyskawica. A tych 4 czy 5 krawężników nie przebiegłoby razem tyle co ja sam, choćby od tego zależało ich życie. Także krótka odchyłka w prawo, szarpnięcie w lewo, żeby się wyrwać temu co mnie z tyłu trzyma za kajdanki i już jestem wolny. Spierdalam jak pojebany. To chyba sam Pan Bóg w swoim miłosierdziu zesłał mego ducha na Piotra Fronczewskiego bo nie mógł patrzeć jak ten wspaniały i niewinny wielki Polak miałby trafić za kratki. Lawiruje między samochodami, jakiś grubszy wyskakuje na mnie zza auta, to ja myk na maskę i po autach, hop, hop, hop, zeskakuje i zbiegam w prawo w jakąś alejkę, na przeciwko jakaś restauracja - z oddali widzę jak ludzie z wolna zaczynają pokazywać mnie sobie nawzajem palcami. Jestem gnany wyobraźnią, więc nie mogę sobie odmówić popisowego numeru. Biegnę w ich stronę i daje susa na panterę przez witrynę lokalu. Lądowanie trochę nieudane, ale zrób lepiej skuty kajdankami. W każdym razie miny ludzi dookoła bezcenne. Ale będą nagłówki w gazetach. Pościg jest niedaleko, ale zdaje się stracili mnie z oczu. Dalej zatem, w stronę jakichś straganów. Mijam kilka i w końcu wbiegam do jednego gdzie facet najwyraźniej handluje jakimiś ciuchami. Szkoda, że damskimi. Siadam na krzesełku w rogu, tam gdzie z zewnątrz mnie raczej nie widać. Wchodzi jakiś Chińczyk, musi właściciel. Nieco zbity z tropu jak mnie zobaczył, ale jak mu mówię "DAWAJ JAKIEŚ CIUCHY BO MNIE PSY GONIĄ" to się szybko zebrał w sobie. No swój chłop od razu widać. Narzucił mi przez górę jakąś sukienkę, na łeb nałożył kapelusz a jak obok biegli krawężniki to i ładną scenkę odegrał jak to mi pomaga mierzyć buty. "Te buty na pani stopa bardzo ładnie, bardzo ładnie". A jak się zrobiło spokojniej, to mi mówi:

"Ja mam stodoła obok, mogę przenocować, tylko musze najpierw iść i przygotować". "To leć mój chiński przyjacielu, a ja tu na Ciebie poczekam i tchu zaczerpnę". Także, Chińczyk poszedł ogarnąć stodołę na moje przybycie, a ja zostałem z własnymi myślami. No a jak człowiek jest sam w takiej sytuacji, to umysł wędruje w niezbadanych kierunkach. Mój powędrował w stronę Chińczyka. Co on tam kurwa niby przygotowuje w tej stodole? Sprząta? Wystawić mnie chce - albo gorzej - pociąć na jakieś organy. Myślę "trzeba stąd spierdalać, póki nie wróci", więc wychodzę ze straganu, a tu na przeciwko krawężniki, tylko już z posiłkami. Odwracam się w drugą stronę - tam też, ale widzę, że z końca następnej alejki macha do mnie nie kto inny jak Chińczyk właśnie, a że innych opcji jakby czasowo brak, to wybór jest prosty. Dobiegam do stodoły, Chińczyk zamyka za mną wrota i słyszę tylko jak zasuwając je przykłada usta do drewnianych drzwi i mówi: "nie wchodzi na lewa strona a coś się dzieje to rzuca piłeczka". Myślę, o czym on pierdoli? Odwracam się a przez stodołę faktycznie biegnie taka na szybko improwizowana ściana ze sznurka i prześcieradeł/worków, co jakby dzieli ją na dwie części lewa/prawa, prawa moja, ale co po lewej? Największy kurwa niedźwiedź jakiego wdziałem. A nawet "mecha"-niedźwiedź bo miś nie miał tylnych kończyn - musiał mu się przytrafić jakiś wypadek albo taki się urodził - w każdym razie Chińczyk najwyraźniej zatroskany stanem misia dospawał mu z tyłu przyczepę i to taką pokaźnych rozmiarów, że jak nakryć plandeką i stelażem to spokojnie idzie umeblowanie całego domu z Ikei przywieźć, albo nawet stragan z chińskimi ciuchami. I robiła wrażenie jakby była idealnie dopasowana - tak wielki to był skurwiel. Sam łeb miał może wielkości Fiata Tico. I ta na biegu zmontowana ze sznurka i kilku szmat zapora, która nie powstrzymałaby pierda miała stanowić o moim bezpieczeństwie w tej stodole.

Dalej wszystko się nieco rozmazuje. Nie wiem ile czasu spędziłem w stodole i dlaczego policja się tam po mnie nie fatygowała ale domyślam się, że powodem mógł być właśnie budzący się z drzemki sąsiad. Pamiętam tylko, że miś po przebudzeniu nie był do końca zadowolony z tego, że ma gościa i skrócono mu o połowę i tak nie dużych rozmiarów jak dla takiej bestii wybieg. W każdym razie zamiast mnie zjeść postanowił skorzystać z sytuacji i wykorzystać mnie do zabawy w rzucanie wcześniej wspomnianej przez Chińczyka piłeczki. W chuj to niezręcznie wyglądało, cała ta moja zabawa z misiem. Raz, że ręce nadal miałem skute kajdankami za plecami i musiałem wykonywać jakieś ekwilibrystyczne przysiady po piłkę za każdym razem jak miś mi ją przerzucał, dwa, że pierdolony strasznie się zdenerwował jak raz odkopałem piłkę w jego stronę - najwyraźniej w głowię misia dozwolone było tylko rzucanie, a trzy - mimo, że miś w jakiś sposób starał się nie uszkodzić teraz robiącej za "siatkę" zasłony to i tak za każdym razem to albo zrzucił jakieś prześcieradło, albo zerwał sznurek - a mnie, nawet jeśli nie satysfakcjonował rodzaj tej zapory, to dużo bezpieczniej czułem się z nią, niż bez niej. Więc gra wyglądała tak, że biegnę w miejsce, w którym miś mi przerzuca piłkę, podnoszę ją, staram się przerzucić na drugą stronę jak najdalej mogę i w czasie jak misiek robi swój "ruch" poprawiam to co wcześniej pozrzucał. I nie szło mi to dobrze, ale dopóki miś był w dobrym nastroju to i ja nie miałem prawa narzekać. Tylko, że zbyt długo nie był i w końcu za każdym razem jak przerzucał mi piłkę zaczął celowo coraz więcej niszczyć dookoła. W momencie jak chwycił w pysk kilka prześcieradeł i zaczął nimi szarpać, zdałem sobie sprawę, że za chwilę to mogę być ja, więc w panice wołam Chińczyka. "Co się dzieje? Mówiłem, że rzuca piłeczka". "Jakie kurwa rzuca piłeczka, ten potwór mnie tu zaraz rozszarpie" mówię, a Chińczyk nagle nieco bardziej poruszony "Och, ja zapomniał o pora karmienia".

Akurat dzisiaj jak nocuje mnie w stodole z kilkutonowym niedźwiedziem to zapomniał go kurwa nakarmić. Chińczyk pobiegł po rybę, a ja stoję przy wejściu i kombinuje jak tu stąd w razie czego spierdalać zanim miś swoją furię przeleje na mnie. Znalazłem jakiś hebel, ale od wewnątrz nie idzie. Za winklem znalazłem jakąś ciasną lukę, więc zaczynam się przeciskać i nagle ktoś mnie cap za habety. A to psy wiedząc, że Chińczyk będzie teraz karmił niedźwiedzia, weszły przez frontowe drzwi mając nadzieję, że będzie teraz zajęty i będą mogli mnie pojmać. Wpadamy razem z powrotem do środka, próbuje się wyrwać, ale trzyma mnie już ze trzech krawężników, wołam misia ale ten już zajęty kolacją ma wszystko w dupie. Udaję mi się w akcie rozpaczy kopnąć leżącą pod nogami piłeczkę a ta trafia misia w pysk/nos/oko/łososia-sam do końca nie wiem w co, ale misiek wpada w taką kurwicę jakiej świat nie widział. Obraca się w naszą stronę, wali łapą pierwszego krawężnika na jego drodze i jednym ciosem pozbawia go głowy. Dosłownie - zostaje tułów z kończynami ale głowa jest gdzieś po drugiej stronie stodoły. I tak idzie do przodu i napierdala każdego po kolei - jeden cios, to jeden ścięty łeb. Widzę, jak niektórzy próbują wyciągać spluwy, ale ostatnim razem robili to na szkoleniu w Szczytnie, a jeśli ktoś widział zawody sprawnościowe "czar par", to wie, że zanim któremukolwiek z nich się to udało ich żony były już wdowami. ich dzieci sierotami a ich głowy odbijały się właśnie od ścian stodoły Chińczyka. Misiek kosił tak wszystkich po kolei, a z chwilą jak doszedł do mnie i trzymającego mnie wciąż ostatniego krawężnika, zdecydowanie nie mając na myśli uniku, ale po prostu ze strachu, zamknąłem oczy i się skuliłem. Usłyszałem tylko świst nad głową, a jak nabrałem odwagi, żeby znowu otworzyć oczy, to misiek właśnie obracał się z przyczepą i zmierzał w kierunku kolacji, a ciało trzymającego mnie policjanta pozbawionego o głowę padało na ziemię.

Ciężko mi stwierdzić co nastąpiło później. Mogę tylko przypuszczać, że Pan Jacek czy jak kto woli Piotr Fronczewski wrócił do "siebie". Wierzę, że widok masakry w stodole Chińczyka, jakoś specjalnie go nie przejął, bo jako nasz Polski Clint Eastwood nie jedno już w życiu widział. Mam nadzieję, że wrócił do domu cały i zdrowy, a z powodu zaistniałej sytuacji nie przytrafią mu się żadne przykre konsekwencje prawne. Nie wiem czy posterunkowy przeżył, bo rzeczy w stodole działy się szybko, ale ten szczur zawsze znajdował drogę ucieczki z tonącego okrętu, więc i tym razem pewnie mu się to udało. Co do dziewczyn mam nadzieję, że zostaną stosownie ukarane, chociaż zarazem wolałbym, żeby się nie dowiedziały, że są pośrednio winne śmierci kilkunastu policjantów. Odnośnie wcielania się w Pana Jacka, jeśli będę potrzebny to oczywiście chętnie pomogę, chociaż nie wiem czy w tym przypadku nie narobiłem więcej biedy niż dobrego. Jeśli jutro w wiadomościach będą coś mówili o nagim Piotrze Fronczewskim uciekającym od policji ulicami Warszawy, czy "masakrze w Chińskiej stodole" proszę moderatora o usunięcie posta.
 
Jestem właśnie po dwugodzinnej-nie do końca udanej drzemce, przerwanej nietypowym snem. Z ostatnim zdaniem przyszedł mi nawet na myśl tytuł tej przygody.

"MASAKRA W CHIŃSKIEJ STODOLE"

Scena z rodziny zastępczej. Zośka z Elizą na świeczniku. Afera przedstawia się następująco - Romek cały dzień usługuje dziewczynom. Nosi im plecaki, przejął obowiązki sprzątania w domu, robi herbaty, zatem zarzut jest prosty - mała Eliza musiała bawić się czarami. Obie ciotki (Anka z Ulką) utrzymują, że nie. Romek był wczoraj wredny wobec dziewczyn, to pewnie dziś go ruszyło sumienie i w taki sposób przeprasza, co nie Romek? Romek kiwa, że tak, ale Pan Jacek jest nieugięty. Podchodzi do Elizy i rzuca jej takie spojrzenie, że stare gity we Wronkach pękają i nawet nie pyta o to czy to zrobiła, tylko od razu przechodzi do sedna "ELIZA, CZY PO ZA ROMKIEM, RZUCAŁAŚ JESZCZE NA KOGOŚ JAKIEŚ CZARY?" Mała coś się kręci, wierci, ale tego wzroku nie da się za długo znieść bez puszczenia pary z gęby. "Miałyśmy jeszcze rzucić na Filipa jak wróci ze szkoły, ale wtedy to już wujek na pewno by się zorientował, dlatego najpierw rzuciłyśmy czar, żeby wcześniej policja wujka zabrała na dobę z domu..." Pan Jacek nawet nie wie co na to powiedzieć, robi więc tylko wielkie oczy i wtem rozlega się walenie do drzwi, wchodzi posterunkowy z kilkoma krawężnikami, kują Pana Jacka i w niezbyt przyjemnej atmosferze kobiecych wrzasków i paniki wyciągają go z chaty.

I tu zrobimy akapit/przejście bo dopiero teraz zaczyna się prawdziwa akcja. W momencie przekroczenia progu domu zaczynam obserwować wszystko oczami Pana Jacka. To mnie policja prowadzi właśnie do auta. To za mną z tyłu lamentuje rodzina. Dziwne jest to, że mam ręce do tyłu skute kajdankami, ale te kajdanki to zarazem jedyne co mam na sobie - jestem bowiem nagi. Dlaczego? Nie wiem. Natomiast wiem jedno - jestem też szybki. Szybki jak błyskawica. A tych 4 czy 5 krawężników nie przebiegłoby razem tyle co ja sam, choćby od tego zależało ich życie. Także krótka odchyłka w prawo, szarpnięcie w lewo, żeby się wyrwać temu co mnie z tyłu trzyma za kajdanki i już jestem wolny. Spierdalam jak pojebany. To chyba sam Pan Bóg w swoim miłosierdziu zesłał mego ducha na Piotra Fronczewskiego bo nie mógł patrzeć jak ten wspaniały i niewinny wielki Polak miałby trafić za kratki. Lawiruje między samochodami, jakiś grubszy wyskakuje na mnie zza auta, to ja myk na maskę i po autach, hop, hop, hop, zeskakuje i zbiegam w prawo w jakąś alejkę, na przeciwko jakaś restauracja - z oddali widzę jak ludzie z wolna zaczynają pokazywać mnie sobie nawzajem palcami. Jestem gnany wyobraźnią, więc nie mogę sobie odmówić popisowego numeru. Biegnę w ich stronę i daje susa na panterę przez witrynę lokalu. Lądowanie trochę nieudane, ale zrób lepiej skuty kajdankami. W każdym razie miny ludzi dookoła bezcenne. Ale będą nagłówki w gazetach. Pościg jest niedaleko, ale zdaje się stracili mnie z oczu. Dalej zatem, w stronę jakichś straganów. Mijam kilka i w końcu wbiegam do jednego gdzie facet najwyraźniej handluje jakimiś ciuchami. Szkoda, że damskimi. Siadam na krzesełku w rogu, tam gdzie z zewnątrz mnie raczej nie widać. Wchodzi jakiś Chińczyk, musi właściciel. Nieco zbity z tropu jak mnie zobaczył, ale jak mu mówię "DAWAJ JAKIEŚ CIUCHY BO MNIE PSY GONIĄ" to się szybko zebrał w sobie. No swój chłop od razu widać. Narzucił mi przez górę jakąś sukienkę, na łeb nałożył kapelusz a jak obok biegli krawężniki to i ładną scenkę odegrał jak to mi pomaga mierzyć buty. "Te buty na pani stopa bardzo ładnie, bardzo ładnie". A jak się zrobiło spokojniej, to mi mówi:

"Ja mam stodoła obok, mogę przenocować, tylko musze najpierw iść i przygotować". "To leć mój chiński przyjacielu, a ja tu na Ciebie poczekam i tchu zaczerpnę". Także, Chińczyk poszedł ogarnąć stodołę na moje przybycie, a ja zostałem z własnymi myślami. No a jak człowiek jest sam w takiej sytuacji, to umysł wędruje w niezbadanych kierunkach. Mój powędrował w stronę Chińczyka. Co on tam kurwa niby przygotowuje w tej stodole? Sprząta? Wystawić mnie chce - albo gorzej - pociąć na jakieś organy. Myślę "trzeba stąd spierdalać, póki nie wróci", więc wychodzę ze straganu, a tu na przeciwko krawężniki, tylko już z posiłkami. Odwracam się w drugą stronę - tam też, ale widzę, że z końca następnej alejki macha do mnie nie kto inny jak Chińczyk właśnie, a że innych opcji jakby czasowo brak, to wybór jest prosty. Dobiegam do stodoły, Chińczyk zamyka za mną wrota i słyszę tylko jak zasuwając je przykłada usta do drewnianych drzwi i mówi: "nie wchodzi na lewa strona a coś się dzieje to rzuca piłeczka". Myślę, o czym on pierdoli? Odwracam się a przez stodołę faktycznie biegnie taka na szybko improwizowana ściana ze sznurka i prześcieradeł/worków, co jakby dzieli ją na dwie części lewa/prawa, prawa moja, ale co po lewej? Największy kurwa niedźwiedź jakiego wdziałem. A nawet "mecha"-niedźwiedź bo miś nie miał tylnych kończyn - musiał mu się przytrafić jakiś wypadek albo taki się urodził - w każdym razie Chińczyk najwyraźniej zatroskany stanem misia dospawał mu z tyłu przyczepę i to taką pokaźnych rozmiarów, że jak nakryć plandeką i stelażem to spokojnie idzie umeblowanie całego domu z Ikei przywieźć, albo nawet stragan z chińskimi ciuchami. I robiła wrażenie jakby była idealnie dopasowana - tak wielki to był skurwiel. Sam łeb miał może wielkości Fiata Tico. I ta na biegu zmontowana ze sznurka i kilku szmat zapora, która nie powstrzymałaby pierda miała stanowić o moim bezpieczeństwie w tej stodole.

Dalej wszystko się nieco rozmazuje. Nie wiem ile czasu spędziłem w stodole i dlaczego policja się tam po mnie nie fatygowała ale domyślam się, że powodem mógł być właśnie budzący się z drzemki sąsiad. Pamiętam tylko, że miś po przebudzeniu nie był do końca zadowolony z tego, że ma gościa i skrócono mu o połowę i tak nie dużych rozmiarów jak dla takiej bestii wybieg. W każdym razie zamiast mnie zjeść postanowił skorzystać z sytuacji i wykorzystać mnie do zabawy w rzucanie wcześniej wspomnianej przez Chińczyka piłeczki. W chuj to niezręcznie wyglądało, cała ta moja zabawa z misiem. Raz, że ręce nadal miałem skute kajdankami za plecami i musiałem wykonywać jakieś ekwilibrystyczne przysiady po piłkę za każdym razem jak miś mi ją przerzucał, dwa, że pierdolony strasznie się zdenerwował jak raz odkopałem piłkę w jego stronę - najwyraźniej w głowię misia dozwolone było tylko rzucanie, a trzy - mimo, że miś w jakiś sposób starał się nie uszkodzić teraz robiącej za "siatkę" zasłony to i tak za każdym razem to albo zrzucił jakieś prześcieradło, albo zerwał sznurek - a mnie, nawet jeśli nie satysfakcjonował rodzaj tej zapory, to dużo bezpieczniej czułem się z nią, niż bez niej. Więc gra wyglądała tak, że biegnę w miejsce, w którym miś mi przerzuca piłkę, podnoszę ją, staram się przerzucić na drugą stronę jak najdalej mogę i w czasie jak misiek robi swój "ruch" poprawiam to co wcześniej pozrzucał. I nie szło mi to dobrze, ale dopóki miś był w dobrym nastroju to i ja nie miałem prawa narzekać. Tylko, że zbyt długo nie był i w końcu za każdym razem jak przerzucał mi piłkę zaczął celowo coraz więcej niszczyć dookoła. W momencie jak chwycił w pysk kilka prześcieradeł i zaczął nimi szarpać, zdałem sobie sprawę, że za chwilę to mogę być ja, więc w panice wołam Chińczyka. "Co się dzieje? Mówiłem, że rzuca piłeczka". "Jakie kurwa rzuca piłeczka, ten potwór mnie tu zaraz rozszarpie" mówię, a Chińczyk nagle nieco bardziej poruszony "Och, ja zapomniał o pora karmienia".

Akurat dzisiaj jak nocuje mnie w stodole z kilkutonowym niedźwiedziem to zapomniał go kurwa nakarmić. Chińczyk pobiegł po rybę, a ja stoję przy wejściu i kombinuje jak tu stąd w razie czego spierdalać zanim miś swoją furię przeleje na mnie. Znalazłem jakiś hebel, ale od wewnątrz nie idzie. Za winklem znalazłem jakąś ciasną lukę, więc zaczynam się przeciskać i nagle ktoś mnie cap za habety. A to psy wiedząc, że Chińczyk będzie teraz karmił niedźwiedzia, weszły przez frontowe drzwi mając nadzieję, że będzie teraz zajęty i będą mogli mnie pojmać. Wpadamy razem z powrotem do środka, próbuje się wyrwać, ale trzyma mnie już ze trzech krawężników, wołam misia ale ten już zajęty kolacją ma wszystko w dupie. Udaję mi się w akcie rozpaczy kopnąć leżącą pod nogami piłeczkę a ta trafia misia w pysk/nos/oko/łososia-sam do końca nie wiem w co, ale misiek wpada w taką kurwicę jakiej świat nie widział. Obraca się w naszą stronę, wali łapą pierwszego krawężnika na jego drodze i jednym ciosem pozbawia go głowy. Dosłownie - zostaje tułów z kończynami ale głowa jest gdzieś po drugiej stronie stodoły. I tak idzie do przodu i napierdala każdego po kolei - jeden cios, to jeden ścięty łeb. Widzę, jak niektórzy próbują wyciągać spluwy, ale ostatnim razem robili to na szkoleniu w Szczytnie, a jeśli ktoś widział zawody sprawnościowe "czar par", to wie, że zanim któremukolwiek z nich się to udało ich żony były już wdowami. ich dzieci sierotami a ich głowy odbijały się właśnie od ścian stodoły Chińczyka. Misiek kosił tak wszystkich po kolei, a z chwilą jak doszedł do mnie i trzymającego mnie wciąż ostatniego krawężnika, zdecydowanie nie mając na myśli uniku, ale po prostu ze strachu, zamknąłem oczy i się skuliłem. Usłyszałem tylko świst nad głową, a jak nabrałem odwagi, żeby znowu otworzyć oczy, to misiek właśnie obracał się z przyczepą i zmierzał w kierunku kolacji, a ciało trzymającego mnie policjanta pozbawionego o głowę padało na ziemię.

Ciężko mi stwierdzić co nastąpiło później. Mogę tylko przypuszczać, że Pan Jacek czy jak kto woli Piotr Fronczewski wrócił do "siebie". Wierzę, że widok masakry w stodole Chińczyka, jakoś specjalnie go nie przejął, bo jako nasz Polski Clint Eastwood nie jedno już w życiu widział. Mam nadzieję, że wrócił do domu cały i zdrowy, a z powodu zaistniałej sytuacji nie przytrafią mu się żadne przykre konsekwencje prawne. Nie wiem czy posterunkowy przeżył, bo rzeczy w stodole działy się szybko, ale ten szczur zawsze znajdował drogę ucieczki z tonącego okrętu, więc i tym razem pewnie mu się to udało. Co do dziewczyn mam nadzieję, że zostaną stosownie ukarane, chociaż zarazem wolałbym, żeby się nie dowiedziały, że są pośrednio winne śmierci kilkunastu policjantów. Odnośnie wcielania się w Pana Jacka, jeśli będę potrzebny to oczywiście chętnie pomogę, chociaż nie wiem czy w tym przypadku nie narobiłem więcej biedy niż dobrego. Jeśli jutro w wiadomościach będą coś mówili o nagim Piotrze Fronczewskim uciekającym od policji ulicami Warszawy, czy "masakrze w Chińskiej stodole" proszę moderatora o usunięcie posta.
1729239002789.png
 
Jestem właśnie po dwugodzinnej-nie do końca udanej drzemce, przerwanej nietypowym snem. Z ostatnim zdaniem przyszedł mi nawet na myśl tytuł tej przygody.

"MASAKRA W CHIŃSKIEJ STODOLE"

Scena z rodziny zastępczej. Zośka z Elizą na świeczniku. Afera przedstawia się następująco - Romek cały dzień usługuje dziewczynom. Nosi im plecaki, przejął obowiązki sprzątania w domu, robi herbaty, zatem zarzut jest prosty - mała Eliza musiała bawić się czarami. Obie ciotki (Anka z Ulką) utrzymują, że nie. Romek był wczoraj wredny wobec dziewczyn, to pewnie dziś go ruszyło sumienie i w taki sposób przeprasza, co nie Romek? Romek kiwa, że tak, ale Pan Jacek jest nieugięty. Podchodzi do Elizy i rzuca jej takie spojrzenie, że stare gity we Wronkach pękają i nawet nie pyta o to czy to zrobiła, tylko od razu przechodzi do sedna "ELIZA, CZY PO ZA ROMKIEM, RZUCAŁAŚ JESZCZE NA KOGOŚ JAKIEŚ CZARY?" Mała coś się kręci, wierci, ale tego wzroku nie da się za długo znieść bez puszczenia pary z gęby. "Miałyśmy jeszcze rzucić na Filipa jak wróci ze szkoły, ale wtedy to już wujek na pewno by się zorientował, dlatego najpierw rzuciłyśmy czar, żeby wcześniej policja wujka zabrała na dobę z domu..." Pan Jacek nawet nie wie co na to powiedzieć, robi więc tylko wielkie oczy i wtem rozlega się walenie do drzwi, wchodzi posterunkowy z kilkoma krawężnikami, kują Pana Jacka i w niezbyt przyjemnej atmosferze kobiecych wrzasków i paniki wyciągają go z chaty.

I tu zrobimy akapit/przejście bo dopiero teraz zaczyna się prawdziwa akcja. W momencie przekroczenia progu domu zaczynam obserwować wszystko oczami Pana Jacka. To mnie policja prowadzi właśnie do auta. To za mną z tyłu lamentuje rodzina. Dziwne jest to, że mam ręce do tyłu skute kajdankami, ale te kajdanki to zarazem jedyne co mam na sobie - jestem bowiem nagi. Dlaczego? Nie wiem. Natomiast wiem jedno - jestem też szybki. Szybki jak błyskawica. A tych 4 czy 5 krawężników nie przebiegłoby razem tyle co ja sam, choćby od tego zależało ich życie. Także krótka odchyłka w prawo, szarpnięcie w lewo, żeby się wyrwać temu co mnie z tyłu trzyma za kajdanki i już jestem wolny. Spierdalam jak pojebany. To chyba sam Pan Bóg w swoim miłosierdziu zesłał mego ducha na Piotra Fronczewskiego bo nie mógł patrzeć jak ten wspaniały i niewinny wielki Polak miałby trafić za kratki. Lawiruje między samochodami, jakiś grubszy wyskakuje na mnie zza auta, to ja myk na maskę i po autach, hop, hop, hop, zeskakuje i zbiegam w prawo w jakąś alejkę, na przeciwko jakaś restauracja - z oddali widzę jak ludzie z wolna zaczynają pokazywać mnie sobie nawzajem palcami. Jestem gnany wyobraźnią, więc nie mogę sobie odmówić popisowego numeru. Biegnę w ich stronę i daje susa na panterę przez witrynę lokalu. Lądowanie trochę nieudane, ale zrób lepiej skuty kajdankami. W każdym razie miny ludzi dookoła bezcenne. Ale będą nagłówki w gazetach. Pościg jest niedaleko, ale zdaje się stracili mnie z oczu. Dalej zatem, w stronę jakichś straganów. Mijam kilka i w końcu wbiegam do jednego gdzie facet najwyraźniej handluje jakimiś ciuchami. Szkoda, że damskimi. Siadam na krzesełku w rogu, tam gdzie z zewnątrz mnie raczej nie widać. Wchodzi jakiś Chińczyk, musi właściciel. Nieco zbity z tropu jak mnie zobaczył, ale jak mu mówię "DAWAJ JAKIEŚ CIUCHY BO MNIE PSY GONIĄ" to się szybko zebrał w sobie. No swój chłop od razu widać. Narzucił mi przez górę jakąś sukienkę, na łeb nałożył kapelusz a jak obok biegli krawężniki to i ładną scenkę odegrał jak to mi pomaga mierzyć buty. "Te buty na pani stopa bardzo ładnie, bardzo ładnie". A jak się zrobiło spokojniej, to mi mówi:

"Ja mam stodoła obok, mogę przenocować, tylko musze najpierw iść i przygotować". "To leć mój chiński przyjacielu, a ja tu na Ciebie poczekam i tchu zaczerpnę". Także, Chińczyk poszedł ogarnąć stodołę na moje przybycie, a ja zostałem z własnymi myślami. No a jak człowiek jest sam w takiej sytuacji, to umysł wędruje w niezbadanych kierunkach. Mój powędrował w stronę Chińczyka. Co on tam kurwa niby przygotowuje w tej stodole? Sprząta? Wystawić mnie chce - albo gorzej - pociąć na jakieś organy. Myślę "trzeba stąd spierdalać, póki nie wróci", więc wychodzę ze straganu, a tu na przeciwko krawężniki, tylko już z posiłkami. Odwracam się w drugą stronę - tam też, ale widzę, że z końca następnej alejki macha do mnie nie kto inny jak Chińczyk właśnie, a że innych opcji jakby czasowo brak, to wybór jest prosty. Dobiegam do stodoły, Chińczyk zamyka za mną wrota i słyszę tylko jak zasuwając je przykłada usta do drewnianych drzwi i mówi: "nie wchodzi na lewa strona a coś się dzieje to rzuca piłeczka". Myślę, o czym on pierdoli? Odwracam się a przez stodołę faktycznie biegnie taka na szybko improwizowana ściana ze sznurka i prześcieradeł/worków, co jakby dzieli ją na dwie części lewa/prawa, prawa moja, ale co po lewej? Największy kurwa niedźwiedź jakiego wdziałem. A nawet "mecha"-niedźwiedź bo miś nie miał tylnych kończyn - musiał mu się przytrafić jakiś wypadek albo taki się urodził - w każdym razie Chińczyk najwyraźniej zatroskany stanem misia dospawał mu z tyłu przyczepę i to taką pokaźnych rozmiarów, że jak nakryć plandeką i stelażem to spokojnie idzie umeblowanie całego domu z Ikei przywieźć, albo nawet stragan z chińskimi ciuchami. I robiła wrażenie jakby była idealnie dopasowana - tak wielki to był skurwiel. Sam łeb miał może wielkości Fiata Tico. I ta na biegu zmontowana ze sznurka i kilku szmat zapora, która nie powstrzymałaby pierda miała stanowić o moim bezpieczeństwie w tej stodole.

Dalej wszystko się nieco rozmazuje. Nie wiem ile czasu spędziłem w stodole i dlaczego policja się tam po mnie nie fatygowała ale domyślam się, że powodem mógł być właśnie budzący się z drzemki sąsiad. Pamiętam tylko, że miś po przebudzeniu nie był do końca zadowolony z tego, że ma gościa i skrócono mu o połowę i tak nie dużych rozmiarów jak dla takiej bestii wybieg. W każdym razie zamiast mnie zjeść postanowił skorzystać z sytuacji i wykorzystać mnie do zabawy w rzucanie wcześniej wspomnianej przez Chińczyka piłeczki. W chuj to niezręcznie wyglądało, cała ta moja zabawa z misiem. Raz, że ręce nadal miałem skute kajdankami za plecami i musiałem wykonywać jakieś ekwilibrystyczne przysiady po piłkę za każdym razem jak miś mi ją przerzucał, dwa, że pierdolony strasznie się zdenerwował jak raz odkopałem piłkę w jego stronę - najwyraźniej w głowię misia dozwolone było tylko rzucanie, a trzy - mimo, że miś w jakiś sposób starał się nie uszkodzić teraz robiącej za "siatkę" zasłony to i tak za każdym razem to albo zrzucił jakieś prześcieradło, albo zerwał sznurek - a mnie, nawet jeśli nie satysfakcjonował rodzaj tej zapory, to dużo bezpieczniej czułem się z nią, niż bez niej. Więc gra wyglądała tak, że biegnę w miejsce, w którym miś mi przerzuca piłkę, podnoszę ją, staram się przerzucić na drugą stronę jak najdalej mogę i w czasie jak misiek robi swój "ruch" poprawiam to co wcześniej pozrzucał. I nie szło mi to dobrze, ale dopóki miś był w dobrym nastroju to i ja nie miałem prawa narzekać. Tylko, że zbyt długo nie był i w końcu za każdym razem jak przerzucał mi piłkę zaczął celowo coraz więcej niszczyć dookoła. W momencie jak chwycił w pysk kilka prześcieradeł i zaczął nimi szarpać, zdałem sobie sprawę, że za chwilę to mogę być ja, więc w panice wołam Chińczyka. "Co się dzieje? Mówiłem, że rzuca piłeczka". "Jakie kurwa rzuca piłeczka, ten potwór mnie tu zaraz rozszarpie" mówię, a Chińczyk nagle nieco bardziej poruszony "Och, ja zapomniał o pora karmienia".

Akurat dzisiaj jak nocuje mnie w stodole z kilkutonowym niedźwiedziem to zapomniał go kurwa nakarmić. Chińczyk pobiegł po rybę, a ja stoję przy wejściu i kombinuje jak tu stąd w razie czego spierdalać zanim miś swoją furię przeleje na mnie. Znalazłem jakiś hebel, ale od wewnątrz nie idzie. Za winklem znalazłem jakąś ciasną lukę, więc zaczynam się przeciskać i nagle ktoś mnie cap za habety. A to psy wiedząc, że Chińczyk będzie teraz karmił niedźwiedzia, weszły przez frontowe drzwi mając nadzieję, że będzie teraz zajęty i będą mogli mnie pojmać. Wpadamy razem z powrotem do środka, próbuje się wyrwać, ale trzyma mnie już ze trzech krawężników, wołam misia ale ten już zajęty kolacją ma wszystko w dupie. Udaję mi się w akcie rozpaczy kopnąć leżącą pod nogami piłeczkę a ta trafia misia w pysk/nos/oko/łososia-sam do końca nie wiem w co, ale misiek wpada w taką kurwicę jakiej świat nie widział. Obraca się w naszą stronę, wali łapą pierwszego krawężnika na jego drodze i jednym ciosem pozbawia go głowy. Dosłownie - zostaje tułów z kończynami ale głowa jest gdzieś po drugiej stronie stodoły. I tak idzie do przodu i napierdala każdego po kolei - jeden cios, to jeden ścięty łeb. Widzę, jak niektórzy próbują wyciągać spluwy, ale ostatnim razem robili to na szkoleniu w Szczytnie, a jeśli ktoś widział zawody sprawnościowe "czar par", to wie, że zanim któremukolwiek z nich się to udało ich żony były już wdowami. ich dzieci sierotami a ich głowy odbijały się właśnie od ścian stodoły Chińczyka. Misiek kosił tak wszystkich po kolei, a z chwilą jak doszedł do mnie i trzymającego mnie wciąż ostatniego krawężnika, zdecydowanie nie mając na myśli uniku, ale po prostu ze strachu, zamknąłem oczy i się skuliłem. Usłyszałem tylko świst nad głową, a jak nabrałem odwagi, żeby znowu otworzyć oczy, to misiek właśnie obracał się z przyczepą i zmierzał w kierunku kolacji, a ciało trzymającego mnie policjanta pozbawionego o głowę padało na ziemię.

Ciężko mi stwierdzić co nastąpiło później. Mogę tylko przypuszczać, że Pan Jacek czy jak kto woli Piotr Fronczewski wrócił do "siebie". Wierzę, że widok masakry w stodole Chińczyka, jakoś specjalnie go nie przejął, bo jako nasz Polski Clint Eastwood nie jedno już w życiu widział. Mam nadzieję, że wrócił do domu cały i zdrowy, a z powodu zaistniałej sytuacji nie przytrafią mu się żadne przykre konsekwencje prawne. Nie wiem czy posterunkowy przeżył, bo rzeczy w stodole działy się szybko, ale ten szczur zawsze znajdował drogę ucieczki z tonącego okrętu, więc i tym razem pewnie mu się to udało. Co do dziewczyn mam nadzieję, że zostaną stosownie ukarane, chociaż zarazem wolałbym, żeby się nie dowiedziały, że są pośrednio winne śmierci kilkunastu policjantów. Odnośnie wcielania się w Pana Jacka, jeśli będę potrzebny to oczywiście chętnie pomogę, chociaż nie wiem czy w tym przypadku nie narobiłem więcej biedy niż dobrego. Jeśli jutro w wiadomościach będą coś mówili o nagim Piotrze Fronczewskim uciekającym od policji ulicami Warszawy, czy "masakrze w Chińskiej stodole" proszę moderatora o usunięcie posta.
:benny: :brainoverload::lsdtrip::ponymindfuck:
Ja czasami mam odjechane sny, ale żebym tyle z nich zapamiętał i tak je opisał to głowa mała...
:roberteyeblinking::frankapprove:
PS. jakbym tam był... :wink::lol:
 
Back
Top