Podwieszony Ballada o synu Irlandii

koper

Maximum FC
Bantamweight
https://www.mmafighting.com/2017/8/...owen-roddy-floyd-mayweather-vs-conor-mcgregor

Bardzo interesujący esej, rzucający nieco światła na wszelakie zagadnienia, związane z irlandzkim "przejęciem" UFC. Czyli z Conorem:)


Ballada o Synu Irlandii
Shaun Al-Shatti

Kuksaniec w żebra i bardziej żądanie, niż prośba: „ Musita pogadać z Roddym!”. Chłopakowi brakuje tchu, twarz ma czerwoną, jego włosy lepią się od potu. Ostatnie pół godziny spędził w zadymie, wrzeszcząc, kołysząc się i wykrzykując irlandzkie pieśni wraz z tłumem swoich rodaków. Tym się można zachwycić. To jest szaleństwo. Chłopak trąca mnie ponownie i wskazuje małą grupkę Irlandczyków, znikających za kurtyną podczas ważenia przed galą UFC, podążającą za człowiekiem, którego wszyscy przyszli zobaczyć. Powtarza, niemal skrzecząc: „Musita pogadać z Roddym!! Tam, obok Conora! Gość jest jebanom legendom!!!”.

Jest głośno, atmosfera jest nabuzowana, chłopak wypił parę głębszych, więc uśmiecham się i potakuję. Usatysfakcjonowany, wtapia się w tłum, dołączając do trójkolorowego morza, trzęsącego pomieszczeniem. Kilkuset obecnych brzmi, jakby było ich kilka tysięcy, szczyt podekscytowania osiągają przy windach MGM Grand, jeżdżąc w górę i w dół, w górę i w dół, tańcząc i śpiewając. Irlandzkie ballady wprawiają w osłupienie ochroniarzy, niepewnych, czy powinni interweniować, czy wyciągać telefony i nagrywać. Przyczyna chaosu, zawodnik dywizji piórkowej UFC udowadnia, że wart jest całego zamieszania następnego wieczora, nokautując Dustina Poirera w niecałe dwie minuty. Opuszczając halę napotykam znajomą twarz: „Jebany, zrobił to! W pierwszej rundzie! Tak, jak obiecał!” – brak oddechu – „Musita pogadać z Roddym!! Wom godom! Gość jest jebanom legendom!! Przejmujemy te zawody!!!”.

Radosne okrzyki. Słyszycie je? Wciąż wybrzmiewają w Tallaght, niesione przez wiatry z południa Dublinu, od czasu pamiętnej nocy, kiedy „Rowdy” (zaczepny, zacietrzewiony, nieokiełznany) podbił świat.

Troszkę to wszystko zwariowane. Daleko to zaszło. Nie spodziewał się tego. Kiedy zaczynał przed laty, szukał jedynie przyzwoitego zarobku. Wygrać parę walk, zarobić 100 tys. dolarów i kupić dom – to były jego cele. Wystarczające, żeby prowadzić proste życie. Zawsze myślał w tradycyjny sposób. Spróbować swoich sił, radośnie „wziąć udział”; może się uda, może nie, warto spróbować. Tradycyjna, irlandzka metoda. „Tradycjna” – bo wiele się zmieniło. Wiele się zmieniło w przeciągu ostatnich czterech lat. Dzisiejsza młodzież dorasta, oglądając rewolucję. Żywi nadzieję na podbój świata.

Oczywiście wciąż jest rozpoznawany na ulicy. Minęło pięć lat, ale wciąż pamiętają ludowego bohatera z bloku, który wstrząsnął niewielką halą w Tymon Park i pomógł wszystkim uwierzyć.

„Jesteś dumą Ballymun” – mówią, kiedy otaczają go na rogu ulicy, przybijając piątki, podekscytowani niczym nastolatki. „Wszyscy jesteśmy z Ciebie dumni!”. Nawet jeśli wydaje się mu, że wszystkich zawiódł, nawet, jeśli wydaje się mu, że nie dokończył tego, co zaczął - bez wyjaśnienia – wciąż go kochają. I wciąż wydaje się to surrealistyczne.

W najśmielszych snach sobie tego nie wyobrażał. Chłopcy z Irlandii osiągnęli coś, czego nikt wcześniej nie osiągnął. Stoją na scenie w Brooklynie. Popatrzcie na gościa, opierającego się o gwiazdę wieczoru, nieco na prawo i w cieniu. Stalowoniebieskie oczy utkwione w bokserze przy mikrofonie, wyczekujące, obserwujące. Zawsze unikał skupiania na sobie uwagi, ale teraz, na scenie światowej, to nieuniknione. I ciągle jest ostry, nie ma wątpliwości. Co się stało, kiedy Floyd podjudził w końcu swoją ekipę przeciwko Conorowi, kto pierwszy skoczył w młyn? Najchudszy ze wszystkich, ale najbardziej zdeterminowany, żeby bronić swoich. Można zabrać chłopaka z Ballymun, ale ulica pozostaje we krwi.

Owen Roddy potrząsa głową. Wydaje się to być snem, mówi, jakby nic z tego nie było prawdziwe. Jest teraz trenerem stójki gwiazdora – a raczej, trenerem boksu; dziwne czasy nastały – ale nie taki był plan. Kiedy zaczynał, nic podobnego nie było możliwe w Irlandii. Nie było nawet marzeń. Mieszane sztuki walki były fikcją i myśl o Irlandczyku, zyskującym szacunek na scenie światowej wydawałą się niedorzeczna. Irlandczycy nie zwyciężali w UFC ani raz, w zasadzie nie osiągnęli ani krzty wymierzalnego sukcesu.

Ale Roddy był wybrańcem. To on miał wybić się w górę.

Ilu zaczęło przygodę ze sportami walki dzięki ustanowionemu przez niego przykładowi?

„Czułem się uprzywilejowany, bo ćwiczylismy na tej samej sali, używaliśmy tej samej maty. Był numerem jeden, na samym szczycie w Irlandii. Wszyscy się nim inspirowali.”

„Kiedy pojawiłem się na treningu po raz pierwszy, czułem się, jakbym ćwiczył z królewską osobistością świata MMA,” mówi Cathal Pendred, Dublińczyk, który stoczył sześć walk w UFC. Cathal był amatorem, kiedy spotkał Roddyego. „Czułem się uprzywilejowany, bo ćwiczylismy na tej samej Sali, używaliśmy tej samej maty. Był numerem jeden, na samym szczycie w Irlandii. Wszyscy się nim inspirowali. Conor stoczył dopiero kilka pojedynków i to nazwisko Roddyego było wtedy największe. Podróżował, walczył w dużych halach, na dużych kartach. Oglądałem jego walki na YouTube, jego walki to były wojny i uznawany był za najlepszego zawodnika w kraju.

Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama osoba, gość, o którym wszyscy dyskutowali w Internecie, zabójca, filmy z którym oglądałem. Znalazłem się w miejscu, w którym chciałem być, w miejscu, gdzie chciał również być Conor. Ilu z nas dzięki temu wybiło się, dostało się do UFC, odniosło sukces? Wszystko za sprawą Owena Roddyego. Nic z tego mogłoby się nie wydarzyć, gdyby nie Owen. Ilu ludzi pociągnął za sobą, dzięki czemu dostali się do UFC?”.

Cathal śmieje się, bo zdaje sobie sprawę, że Roddy nigdy w pełni nie przyjmie tego do wiadomości. Zabawne, że gość w tej kwestii nic a nic się nie zmienił. Wciąż odwraca wzrok w obliczu komplementów i kieruje rozmową tak, żeby pochwały otrzymał ktoś inny. „Wyobraź go sobie w jednym z garniturów Conora” – mówi Cathal, śmiejąc się ponownie – „Byłby jak ryba wyjęta z wody. Ale wszyscy inni zawyliby z radości.”

Aisling Daly miała zaledwie piętnaście lat, kiedy spotkała Roddyego. Młoda dziewczyna kochała Karate i chciała podążać śladami chłopców. Urosła do rangi pionierki kobiecego MMAw Irlandii, zyskała miano pierwszej kobiety z Zielonych Wysp, która walczyła w Oktagonie. Mówi, że kiedy ich drogi przecięły się, Roddy był już czczony jako ‘ten kościsty gość z Ballymunn, który podniósł poprzeczkę’. „Owen był najlepszy z nas wszystkich”, mówi. „Pod względem techniki, przekrojowości nie miał sobie równych. Na serio, o kim tam nie myślisz, Conorze czy kimkolwiek, Roddy był najbardziej kompletnym zawodnikiem. W każdej płaszczyźnie mógł pochwalić się umiejętnościami.” Aisling mówi, że dzięki Roddyemu została przy sporcie. Wsparcie, jakie od niego otrzymała sprawiło, że nie rzuciła ręcznika w czasach, kiedy walki kobiet uznawane były za tabu i nie wybrała innej drogi. Mówiła mu o tym, ale Roddy, jak to Roddy – spuścił oczy i odpowiedział komplementem.

„Młodsze pokolenie nie zdaje sobie sprawy z jego osiągnięć” –mówi Aisling. „Ostatnimi czasy zaczęła otaczać go sława z racji obowiązków jako trenera Conora oraz dzięki wideoblogowi, który prowadzi – i młodziaki myślą sobie, spoko, gość prowadzi blog, Conor zatrudnił go jako trenera więc musi być dobry. Ale nie doceniają tego, co osiągnął i co pomógł stworzyć. Owen jest niezwykle skromny i nie przyjmuje do wiadomości – o czym mówiłam mu osobiście wiele razy – jak wielką rolę odegrał w procesie tworzenia irlandzkiego MMA. Nie wydaje mu się, że przyczynił się do tego wszystkiego. Jest zbyt pokorny, by przyznać, że wielu z nas dał powód do kontynuowania występów.

Dwa lata temy Paddy Holohan zrealizował swoje marzenie, kiedy wystąpił w walce wieczoru podczas gali UFC w Dublinie. Paddy przekonuje (z ciężkim akcentem z Tallaght), że spośród grupy pionierów, którzy wybili się na większe areny, Roddy był zawsze pewniakiem. Jego walki były jak rockowe festiwale. Tłumy maniaków, którzy czepiają się teraz nóg Conora w Las Vegas, Toronto i Nowym Jorku, podążały kiedyś za Roddym. Owen był jak Frank Shamrock pod trójkolorową flagą, pierwszy kompletny zawodnik MMA w kraju, w czasach, kiedy samo to pojęcie nie zaistniało jeszcze w powszechnej świadomości. Cała irlandzka scena MMA formowała się na kartach wstępnych jego walk, obserwując każdy jego krok w zachwycie. Fakt, że chłopak z ulicy, taki sam jak oni, robił coś tak nowatorskiego wprawiał w osłupienie.

„Widzieli Roddyego jako światło w tunelu” – mówi Paddy – „Wszystkim pokazał, że wiele rzeczy jest możliwych. Tutaj to bardzo ważne. Ludzie potrafią się z tym utożsamić.”

Wiele tego typu świadectw usłyszeć można podczas rozmów z zawodnikami pierwszej fali irlandzkiego MMA. Kiedy Conor po raz pierwszy wchodził od niechcenia do sali ćwiczeń przy Harold’s Cross, przepełniony pewnością siebie, chłopak z Ballymun był juz królem na macie. Honorowy kapitan zespołu, łamiący sobie głowę nad szczegółowymi zagadnieniami MMA, przewodził poprzez ustanawianie cichego przykładu. Pamiętnej nocy, gdy Conor rzucał pierwsze koty za płoty w formule amatorskiej, Roddy pojawił się u szczytu karty walk. Relacje różnią się szczegółami, ale sedno jest to samo: zanim zaczęły się marzenia o UFC, zawodnicy SBG chcieli być jak Roddy.

„Sądzę, że jest to dla niego twardy orzech do zgryzienia” – mówi dziennikarz Peter Carroll – „On nie zdaje sobie sprawy z faktu, jak ważną jest postacią. Mogę mu powiedzieć: „Roddy, cała ta sytuacja, mimo, iż już nie walczysz, wyniknęła z faktu, że pokazałeś chłopakom jak to się robi, bez czego nie osiągnęliby tego, co osiągnęli.” On na to: „Nie, nie, nie. Co ja takiego zrobiłem?”. I wszyscy próbują mu wytłumaczyć: „ Człowieku, nikt z nas nie zajmowałby się tym, czym się zajmujemy, gdyby nie twoje walki. Roddy jest liderem na swój własny sposób. W Irlandii otacza go ogromny szacunek. Conor wciąż postrzega go jako idola, to jest niesamowite.”

„Niezbyt wygadany kolo z Ballymun wywoływał w publice dzikość za każdym razem, gdy walczył. Ludzie czekali na niego przez cały dzień, dopingując go, kiedy nie było go jeszcze w klatce. A kiedy się pojawiał... publicznośc była tak podekscytowana, że gdyby więcej ludzi mogło to wtedy oglądać, musieliby też zapałać miłością. Z powodu Roddyego. Dzięki niemu wiedziało się, że MMA rozkwitnie w Irlandii.”

Wydaje sie więc dość okrutne, że boom wydarzył się bez jego udziału.

Oczywiście, teraz ma w garści bilet pierwszej klasy, jako trener stójki gwiazdora. Ale podpinanie się pod czyjś sukces nigdy nie było częścią jego planu. Cathal i Paddy dostali swoje szanse. Podobnie Aisling i Artem Lobov, Chris Fields, Conor, cały zespół. Dwadzieście sześć walk oraz trzy występy w TUF stały się udziałem wyżej wymienionych w ciągu ostatnich czterech lat. Ale co z pionierem? Nie, Roddy tej szansy nigdy nie otrzymał. A powinien był, zasługiwał na nią. To najbardziej boli.

Jego marzenia zostały mu odebrane, jego pięć minut – skrócone.

I tak pokazał, na co stać Irlandię. Wciąż jest żyjącym dowodem, że niewielki kraj, zamieszkały przez cztery miliony ludzi zasługuje na szansę.

„Ogromna szkoda, że musi o tym słuchać, zamiast przeżywać to osobiście” – wypowiada się Ryan Curtis, wzdychając. Obiecujący zawodnik wagi muszej miał szesnaście lat, kiedy wybrał się w podróż do Kings Hall i oglądał Roddyego, który niemal wybił dziurę w klatce piersiowej jakiegoś Anglika. Ryan ma aspiracje, by zostać mistrzem UFC.

„Szkoda” – powtarza. „Gdyby cały ten boom wydarzył się dwa-trzy lata wcześniej, mielibyśmy z miejsca supergwiazdę.”

Prawda, że zaskakujące? Kolo jest całkiem inny, niż możnaby się spodziewać. Wydumane opowieści o ziejącym ogniem Irlandzczyku mogą człowieka zmylić. Może to efekt mijającego czasu. Ludzie miękną z wiekiem. Twarz ma wciąż poznaczoną bliznami, na jego nosie wypisane są historie przebytych pojedynków. Swego czasu wystarczyło puknięcie, żeby tama puściła i nos krwawił. Nienawidził tego, ale przynajmniej dostarczało to bodźca do przebudzenia; a kiedy Roddy sie przebudził, tłum zaczynał szaleć. Dlatego pseudonim pasował tak dobrze. Walka „Rowdyego” nie byłaby taka sama bez krwotoku.

Owen się śmieje. Wszystko wydaje się być dziwaczne. Przestał walczyć ledwie pięć lat temu, ale wydaje się, że minęły wieki. Byli młodzi i bez grosza przy duszy, dzieciaki, wypełniające lokalne karty walk, czasem po sześciu, ośmiu, dziesięciu zawodników z jednego obozu, nabijający sobie zwycięstwa przy dopingu publiczności w auli miejscowej szkoły średniej. Doping przeistaczał się w jazgot rodem z Ballymun, kiedy nadchodziła kolej Roddyego, żeby zagryźć ochraniacz na szczękę. Alkohol padał z deszczem, krzesła fruwały. Na szczęście obyło się bez pożarów.

Owen zawsze wierzył, że przebije szklany sufit, oddzielający Irlandię od UFC, ale i tak wyznaczał sobie skromne cele. Byle się wedrzeć, dostać jakiś bonus, założyć za dom i po zmartwieniach. Nigdy sobie nie wyobrażał, że weźmie udział w zjawisku na tyle znaczącym, że świat przyglądał się będzie z zapartym tchem. Trzenba oddać gwiazdorom, co im się należy: z Conorem nic nigdy nie było normalne. Jego pewność siebie zawsze ocierała się o poziomy nadludzkie. Owen pamięta znamienną noc, kiedy Conor debiutował. Nikt nie mógł się z nim skontaktować do ostatniej chwili. „W końcu się przyszwędał – pięć czy dziesięć minut przed ogłoszonym pojedynkiem.”

„Jego pierwsza w życiu walka – pięć, dziesięć minut przed rozpoczęciem. Wszyscy mu jadą: Gdzieś ty był? A on na to: A, w domu, nie zdawałem sobie sprawy, która jest godzina. Wyszedł, znokautował przeciwnika i po sprawie. Od samego początku wykazywał punktualność ucznia hydraulika. „To jest szalone” śmieje się Owen. „Conor jest wariatem. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że on zawsze taki był”.

Kiedy Owen rozpoczynał treningi na początku lat dwutysięcznych jako siedemnastoletni chłopak, mieszane sztuki walki zarazem nie istniały i były potępiane w Irlandii. Sport odrzucany był przez kiszące się we własnym sosie media i określany mianem barbarzyństwa oraz piętnowany jako dowód wykolejenia młodzieży. Podczas gdy MMA rozkwitało w Ameryce, dziennikarze w rodzimym kraju odmawiali nawet używania właściwej nazwy. W zastępstwie pisano o „bójkach w klatce”, jako o czymś oślizgłym i obrzydliwym, używając sportu jako kolejnego przykładu w odwiecznej diatrybie o zepsuciu młodych pokoleń.

Teraz przynajmniej kiedy wypisują te bzdury, muszą ją zamieszczać obok tabeli wyników walk MMA. Zmusiło ich do tego pojawienie się Conora.

Zaczęło się od zbieraniny.

Andy Ryan był judoką, który prowadził demostracje samoobrony w szkolnej bibliotece. Spotkali się pamiętnego popołudnia, kiedy Owen rozpoczął przygodę ze sportem. John Kavanagh, mentor i ojciec chrzestny irlandzkiego MMA. Dwóch Dave’ów; Dave Jones oraz Dave Roche, pierwszy ze smykałką do jiu-jitsu, drugi - cieszący się podziemną sławą bokser na gołe pięści, wywodzący się z tej samej robotniczej dzielnicy, co Owen.

Wspólnie zbierali ilustracje ze starych magazynów i oglądali zakurzone taśmy, starając się dojść, co faktycznie działało w walce, niezbyt oczywista grupa przyszłych pionierów, zainspirowanych niemal ponadnaturalnym bohaterstwem Royce’a Gracie podczas pierwszej gali UFC. „Każdy funkcjonujący obecnie ośrodek treningowy MMA lub akademia jiu-jitsu w kraju są w jakimś stopniu powiązane z tą grupą” – twierdzi Aisling.

To był punkt startowy późniejszego ruchu. Owen był zachwycony samym faktem uczestnictwa.

John nie wiedział co myśleć pierwszego dnia, gdy Owen pojawił się na sali z polecenia Andy’ego. Było to w czasach, kiedy SGB Dublin nie było wcale „gymem”, a raczej zapuszczoną szopą w ogrodzie małego domu w Phibsborough. W środku doskwierało przejmujące zimno, nie było ogrzewania poza starym, gazowym piecykiem. W rogu niewielka ubikacja. Farba łuszczyła się ze ścian. Duszno i wilgotno. Troszkę spleśniała atmosfera. Mówili na to „Szopa”, bez niespodzianki, ale było coś mistycznego w tym miejscu. Nowy dzieciak z Ballymun nie miał grosza przy duszy, nie był w stanie się dokładać do czterech stów okresowych opłat. Miał jednak w sobie pasję, głód i wystarczające wiele uporu, żeby przymnkąć na to oko. To wystarczyło. Roche przekonał Johna, by pozwolił Owenowi trenować za darmo, na okrągło, codziennie, pod warunkiem, że naz na tydzień wyczyści maty. „To była moja przepustka” – mówi Owen. Stał się częstym bywalcem „Szopy”.

Znajomi Owena uznali, że uczęszcza na zajęcia pro-wrestlingu, „wolnej amerykanki” uprawianej w Stanach przez „Stone Cold” Steva Austina i jemu podobnych, ale to było naprawdę – John i Roche podejmowali wyzwania do walki od niedowiarków, traktując to jak misję. Kontynuowali tym samym tradycję „Wyzwania Graciech” pośród Irlandczyków.

„Byliśmy niejako w awangardzie”, mówi Owen. „W tamtym okresie John i Dave bili się z ludźmi, którzy nie wierzyli, że MMA jest skuteczne. To się zdarzało codziennie. Po prostu regularne bójki. Ludzie mówili: A, sranie w banię, nabieracie gości, na co John odpowiadał: Przyjdźcie, zobaczymy co się stanie. To była w zasadzie część ich treningu, wydawało mi się to szalone. Nie pozwalali mi brać w tym udziału. Pozostałych zajęć jednak nie opuszczałem. Wkrótce okazało się, że dość szybko robię się dobry. Wracałem do domu z podbitymi oczami i rozwalonym nosem, z poczuciem, że brałem udział w czymś wspaniałym. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co robiliśmy, ale zabawa była przednia.”

„Na początku wszystko odbywało się z użyciem minimum środków, nie było ciała regulującego, nie było testów medycznych”, mówi Paddy. „Gotowość do walki opierała się to na dżentelmeńskiej umowie. W razie czego, nie było konsekwencji. Nikt nie szedł do więzienia. Współzawodnictwo w sztukach walki w pełnym kontakcie – Irlandzczycy to waleczny naród, zakochaliśmy się w tym wszystkim.”

Owen utrzymywał w sekrecie przed rodzicami charakter treningów, w których brał udział. Było to dla niego istotne. Kilka lat wcześniej, jako dziecko chciał dołączyć do klubu bokserskiego i mama wyraziła stanowczy sprzeciw. „Nie możesz bic ludzi i dostawać po twarzy, Owen, to zbyt niebezpieczne”. MMA cieszyło się jeszcze gorszą sławą, więc tym razem powiedział rodzicom, że zajmuje się tradycyjnymi, wschodnimi sztukami walki. Piżama, układy choreograficzne i machanie rękami w powietrzu – tak, jak jego starszy brat. Nie kłamał, naciągał nieco prawdę. Za każdym razem, gdy wracał do domu poobijany lub w nasiąkniętym krwią podkoszulku, mówił: „No wiesz, mamo, zostałem uderzony przez przypadek. Jako najmłodszy z siedmiorga rodzeństwa, wieczne dziecko, cieszył się zaufaniem rodziców. Dość często uderzano go „przypadkiem”.

Nie mogło być nudnej walki „Rowdy” Roddyego. Od chwili jego debiutu w roku 2005 tyle już było wiadomo. Żelazna wola i wojownicza mentalność czyniła z niego naturalnego ulubieńca rodzącej się sceny. Niebieskie oczy Kellie Rody iskrzą, kiedy wspomina moment, gdy zdała sobie sprawę, na co się pisze, pierwsze przeczucie hurakanu. Kilka tygodni npo pierwszym spotkaniu z Owenem na „randce w ciemno” wybrała się na drinka z przyjaciółmi i ktos zapytał, co u niej. „No cóż”, powiedziała, spotykam sie z chłopakiem z Ballymun. Nie wiem, czy go znacie, nazywa się Owen Roddy.” Kellie śmieje się, wciąż niedowierzająco. Są już ze sobą od dziewięciu lat, i wciąż będzie wspominać tę scenę, do końca swoich dni, słowo po słowie, zachwyty i okrzyki, jak gdyby umawiała się z samym Muhammadem Ali.

„Rowdy Roddy?! Umawiasz się z Rowdy kurwa Roddym?!?”

Prekursor sztormu, który pewnego dnia miał wedrzeć się do UFC.

Kibice Owena z Ballymun byli maniakalni i niezachwianie entuzjastyczni. Istniała niewypowiedziana więź między fanami a zawodnikiem. Młodzi Irlandczycy oglądali gościa z ulicy, który kroczył do przodu, obity, zakrwawiony, z wiecznie zaciśniętymi zębami i czuli się zobowiązani do wyrażania swojego poparcia. Pierwszy pojedynek Owena, który Kellie widziała na żywo – walka z Shanem Thomasem, głównym trenerem gymu konkurencyjnego wobec SBG, miała miejsca podczas lokalnej gali Cage Contender. Przewodzona przez promotora Johna Fergusona organizacja była pierwszą w Irlandii, która zarabiała na wznoszącej się fali MMA. Gale odbywały się na Narodowym Stadionie Koszykówki w Tallagh, oprawa była z najwyższej półki. Organizacja szczyciła się umową telewizyjną w Zjednoczonym Królestwie. Owen był ich gwiazdą.

„To wciąż były czasy sprzed boomu”, mówi Artem Lobov, weteran pięciu walk w UFC, który tamtej nocy współzawodniczył jako amator. „Marzenie o UFC, oczywiście, było wtedy z rodzaju tych, co do których nie byliśmy pewni, czy mogą się ziścić, z naszego punktu widzenia najważniejszy wtedy tytuł to był pas Cage Contender.”

Irlandzkie fora internetowe gotowały się od plotek i spekulacji w ciągu miesięcy poprzedzających starcie pomiędzy dwoma najważniejszymi zespołami w kraju. „Chcieliśmy sobie nawzajem udowodnić, kto zasługiwał na miano najlepszego gymu na scenie, ta rywalizacja była faktem, ich główny trener miał walczyć z naszym najlepszym gościem. To było znaczące”, mówi Artem. Owen niemal rozpruł kolanem klatkę piersiową Shane’a i położył go w drugiej rundzie, to był czysty nokaut. „I hala wybuchła,” wspomina Artem. „Wszyscy oszaleli i cały wieczór był niewyobrażalny. Pierwszy, znaczący pas dla gymu. Były inne, pomniejsze, ale to był ten znaczący i to Owen go zdobył. To była wielka chwila.”

Artem potwierdza, że nie był to wcale pierwszy raz, gdy kolano Roddyego poszybowało w górę i wbiło się w klatkę piersiową jakiegoś pechowca. O tych kolanach śpiewano piosenki. Szczególnie o lewym. To był jego popisowy ruch, niszczący, opierający się na niewielkim skróceniu dystansu przez mańkuta. Pechowy dla zawodnikó wagi piórkowej w Europie. Wszyscy w SGP wyłapali to kolano raz czy dwa razy. Owen potrafił przygotować tę akcje na niezliczoną ilość sposobów, w zależności od kąta ustawienia czy podejścia. Paddy pamięta poranek podczas obozu przygotowawczego przed dużą kartą Cage Contender, kiedy zjadł pełną miske owsianki i udał się na salę ćwiczeń. Podczas sparringów przełknął śniadanie po raz drugi dzięki Owenowi. „Dosłownie poczułem krew i owsiankę w ustach,” mówi Paddy z grymasem na twarzy. „Zgięło mnie w pół i nie mogłem się podnieść. To był niszczący strzał. Istnieją highlighty Roddyego z tym kolanem.”

Christ Fields poznał Owena jeszcze w okresie „Szopy”, ale wiedział o istnieniu gwiazdy SGB już wcześniej. Zawodnik kategorii średniej, który toczył walki nawet w dywizji półciężkiej, Chris był zawsze największy spośród nich, ale nawet on odczuł potęgę Owena. Mówi: zacięty skurczybyk był tak kościsty, że miał ostrza zamiast kończyn. Do tego idealne wyczucie czasu, kiedy wyprowadzić cios i trafić w najbardziej czuły punkt. Te kolana wysysały z człowieka chęć do życia. „Jakby się urodził do wyprowadzania ciosów kolanami”, mówi Chris. Prowadzę teraz własny team i pokazuję ten ruch każdemu zawodnikowi. I wciąż, kiedy uczę, nazywam to ‘kolanem Roddyego’. Kiedy moi podopieczni pozakładają własne kluby i zaczną trenować studentów, będą mówić o ‘kolanie Roddyego’.

„To pozostanie po nim na zawsze.”

To były szalone wieczory. Zanim nastał rok 2011, Owen uważany był za zawodnika, który wybije się ponad scenę krajową. Hale wypełniały coraz większe tłumy, poczta pantoflowa robiła swoje. Kilkutysięczne zgromadzenia ryczały z radości, podczas gdy SBG kolekcjonowała kolejne, lokalne tytuły a „Rowdy” Roddy rozpalał arenę po arenie. Kellie mówi, że dało się wyczuć nadciągające zmiany, nadciągało coś nowego. Obserwatorzy z Zachodu zaczęli zauważać, że coś się dzieje – marzenie o pierwszym zwycięstwie dla rodowitego Irlandczyka w UFC nie wydawało się już mrzonką. John Ferguson podjął się przeprowadzenia sprawdzianu dla Roddyego, testu, który pomógłby ukierunkować wznoszącą się, irlandzką falę oraz wykreować pierwszego znaczącego zawodnika z Zielonej Wyspy.

Przeciwnika odnalazł po drugiej stronie Świata.

Shannon Gugerty nawet nie zdawał sobie sprawy z przypisanej mu roli najeźdźcy Irlandii. Nie wiedział nawet, że ludzi wciąż to obchodzi, nie mówiąc nawet o fakcie, że uważany jest za kluczową postać momentu zwrotnego irlandzkiego MMA. W pewien sposób ma to sens. Jego rodzina ma korzenie w Dublinie, jego nazwisko wywodzi się z Irlandii. W innym życiu trenowałby u boku chłopaków z SBG, walcząc wraz z nimi o uznanie i podejmując wyzwania od gości z ulicy. Przypadek zadecydował, że wziął udział w najważniejszej dla kraju walce w formule MMA od czasu gali UFC 93. Przypadkiem znalazł się w centrum rewolucji, kiedy postawił stopę w kraju swoich prodków.

Rok wcześniej Gugerty natknął się na Matchmakera UFC, Seana Shelbyego w Las Vegas. Dopiero co utracił kontrakt z organizacją i Shelby powiedział Kalifornijczykowi, że po wygraniu trzech walk z rzędu może odzyskać swoje miejsce. Gugerty wykonał plan co do joty, na pomniejszych galach Zachodniego Wybrzeża USA odnotował trzy skończenia w pierwszej rundzie z rzędu. Ale telefon milczał, wciąż czegoś brakowało, jednego skalpu, który dopełniłby osiągnięć i otworzył ponownie drzwi UFC. Gugerty stał w narożniku swojego trenera podczas wiosennej gali Cage Contender i zgodził się na prozpozycję walki z lokalnym mistrzem, która wyszła od Johna Fergusona. Zanim zdążył dojechać na lotnisko, wieść się rozeszła. „Obskoczyli mnie reporterzy z pytaniami w stylu: Jak to jest walczyć z najlepszym zawodnikiem Irlandii?”.

Owen nie mógł uwierzyć swemu szczęściu.

Część druga w komentarzu, limit 40 000 znaków:(

owen-roddy-2-752x501.jpg
 
Weteran UFC z Ameryki? Takie rzeczy się nie wydarzały. Nikt w Irlandii nie bił się z weterenami UFC. Gugerty był „tam” wcześniej, był zawodnikiem, który zasmakował rywalizacji na najwyższym, światowym poziomie. Solidny czarny pas w BJJ, wywodzący się od świetnej linii instruktorów, który odnosił zwycięstwa w UFC i toczył wojny przeciwko nazwiskom, które znało się z telewizji. Cub Swanson. Spencer Fisher. Clay Guida. Nie mogło być lepiej. Od dawna Owen starał się przekonać świat, że jest wystarczająco dobry, że cała scena jest wystarczająco dobra, że cała wspólnota MMA w Irlandii wyrosła już z piwnic. Teraz dostał szansę udowodnienia swych racji.

Gala Cage Contender 14: Roddy vs. Gugerty miała odbyć się 21 czerwca 2012 roku na Narodowym Stadionie Koszykówki w Tallaght. Pas Owena w wadze piórkowej był stawką pojedynku.

Wszyscy mówili, że to była walka, która miała katapultować Irlandię do UFC i na scenę światową. Zapanowało ożywienie we wszystkich zespołach kraju. Wydawało się, że marzenia już za chwilę zostaną zrealizowane. Owen zmiażdżył europejską konkurencję, mógł pochwalić się sześcioma skończeniami w ciągu trzech lat bez porażki, ale złe przeczucia też dochodziły do głosu. Amerykanin był bardzo dużym piórkowym, nie przegrał ani jednej walki po odpadnięciu z UFC od kiedy zaczął współzawodniczyć w limicie 145 funtów, i, co najważniejsze – po prostu był dobry. Przed walką Gugerty objechał Irlandię, prowadząc seminaria wraz ze swoim instruktorem jiu-jitsu – Deanem Listerem. Wedle słów Carrolla, pierwsze wrażenia nie napawały optymizmem. „Pamiętam najlepszych grapplerów Irlandii, którzy mówili: ‘O Jezu, ten Shannon Gugerty jest niesamowity. Nawet się dobrze nie przygotowywał i powykręcał nas w precle.’

„Pamiętajmy, że w tym momencie w Irlandii były dwa czarne pasy, może trzy. Tak wysoki poziom jiu-jitsu dla większości był nowością, więc mówili: ‘O Boże, co za gość... Nigdy czegoś takiego nie widziałem.’ Pamiętam, że gdy rozmawiałem wtedy z Shannonem, wydawał się przejęty: ‘Okropne, że muszę pobić waszego kolegę. Okropne. Wszyscy jesteście tacy mili, ale... Będę musiał to zrobić.’ Myślałem wtedy: O, kurwa, to jest jakiś seryjny zabójca. Co tu się wyprawia?”.

Ceremonia ważenia tętniła od emocji. Prawie połowa Ballymun zwaliła się na Stację im. Connollyego, żeby wspierać swojego, tłocząc się hałaśliwei w centrum miasta i wywołując zamieszanie. Gugerty był o wiele większy, więc Roddy wychylił litr wody i zjadł banana oraz kanapkę przed wejściem na wagę, żeby końcowe pomiary wydawały się bliższe. Ale trójkolorowi maniacy i tak wierzyli w zwycięstwo. Stacja Connollyego nigdy nie była tak głośna.

Kellie nie jest w stanie opisać, jak było w Dublinie następnego wieczora. Trochę jak sen. Cztery tysiące ludzi upakowanych wewnątrz Narodowego Stadionu wypełnionych nadzieją, że ich reprezentant da radę, przeżywających wszystko razem. Osiemdziesiąt procent Ballymun sie tam pojawiło, większość pijana w sztok, każdy gotowy dać z siebie wszystko. „Dało się to wyczuć. Dało się wyczuć podkręconą atmosferę,” mówi Kellie. „Wszyscy byli podekscytowani i nabuzowani. Nigdy tego nie zapomnę. Wciąż mam gęsią skórkę, kiedy to wspominam.”

Paddy rozpoczął wieczór, łapiąc w trójkąt twardego Litwina przy akompaniamencie wybuchu radości tłumu.

Potem pojawił się „Rowdy” Roddy.

Roddy i John wyszli z za kulis, ubrani w czerń, w ich oczach błyszczała pewność siebie. Carroll żartował dawniej, że wyglądali jak dygnitarze Imperium ze świata Gwiezdnych Wojen.

Tłum kibiców z telefonami w górze, „O Fortuna” Carla Orffa wybrzmiewa z głośników, Irlandia wybucha dźwiękiem furii z Ballymun.

Owen wciąż nie ma pojęcia, jak to się stało.

Radził sobie dobrze, wyczuł dystans i... w jednym mgnieniu oka czarny pas wspinał się na jego plecy i zapinał trójkąt wokół jego ciała niczym pyton, zastawiający pułapkę. I oto Gugerty, Smok z UFC wślizgiwał rękę pod brodę Roddyego. Nie minęły dwie minuty walki i underdog mierzył się z najgorszym, możliwym scenariuszem – kolejny zawód dla Irlandii. Tego należy się spodziewać. Zawsze tak się kończy, gdy zbyt głdako nam idzie – czemu tym razem miałoby być inaczej? Po latach obecni wtedy na hali opisują dźwiękowe tło ataku Gugertyego jako coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyli. Ogłuszająca cisza czterech tysięcy złamanych serc.

„Pamiętam, że gapiłem się w sufit i myślałem: Jezu, Owen, nie możesz przegrać w ten sposób. Poważnie, walka ledwo się zaczęła. Spójrz na tych wszystkich kibiców,” mówi Owen.

„Duszenie było całkowicie zapięte pod brodą. Pamiętam, że osiągnąłem stadium niemal całkowitej ciemności, poza małym punkcikiem światła, starałem się obracać głową, żeby zwiększyć dopływ krwi do mózgu, myśląc: Trzymaj się, dobrze ci idzie, dobrze ci idzie – i wtedy zacieśnił uchwyt, poruszył biodrami i znowu widziałem ledwo światło w tunelu i... myślałem, że było po wszystkim. Myślałem, że odpływam.

Ludzie krzyczą. Nie chcą, żebyś się poddawał. Nie wolno ci się poddać.

Kellie mówi, że nie słyszała nigdy takiego hałasu, jak w tym legendarnym momencie, gdy „Rowdy” Owen Roddy otrząsnął się z próby duszenia i stanął ponownie na nogi.

„Wtedy” , mówi, „zaczęła się wojna.”

Oto on, moc Ballymun w ataku, kolana, pięści, kopnięcia, próby poddań. Nikt nie usłyszał gongu, jest na to zbyt głośno, nawet komentatorzy dołączają się do dopingu. Najeźdźca słąbnie, podczas, gdy nasz chłopak jest na wznoszącej fali. Chodzi o dumę. Chodzi o Irlandię. Nos wybucha krwią, tempo jest zabójcze, tłum się powiększa, a „Rowdy” Owen Roddy trafia cios za ciosem. Walka trwa przez trzy rundy – na koniec przewraca się w narożniku z wyczerpania. Dał z siebie wszystko. Nikt nie zna zwycięzcy.

Gugerty z pewnością wygrał pierwszą rundę, Roddy na pewno zwyciężył w trzeciej. Runda druga jest niewiadomą w rękach sędziów punktowych.

Owen przyznaje, że kiedy stał samotnie w centrum klatki, czekając na werdykt – napadły go wątpliwości. Może miał być kolejnym przegranym w historii Irlandii. „I nagle opadło mnie to przeświadczenie”, mówi. „Nie, wygrałeś. Dzisiaj jest twój wieczór, twoja chwila chwały. Od zawsze powtarzam, że każdy ma taki moment w swojej karierze, moment, który zawsze będzie pamiętał. Zanim ogłoszono wyniki, czułem, że to był mój moment.”

Uśmiecha się.

„I wtedy wszystkim odjebało.”

Narodowy Stadion Koszykówki w Tallagh trząsł się, jak gdyby szalała w nim burza tej nocy, kiedy „Rowdy” Owen Roddy podbił świat.

„Dosłownie zwaliło mnie z nóg”, wspomina Carroll. „Ludzi poniosło, hala kipiała od emocji. Koledzy z zespołu Roddyego zrobili taki młyn, że dosłownie rzuciło mnie dwa rzędy do tyłu. Wszyscy darli się do klatki. Conor McGregor, Cathal Pendred, cała reszta z Roddym w klatce. Wszystko to było dla nich bardzo ważne. Ci goście walczyli na kartach wstępnych, wpatrując się w Owena jak w obraz, doświadczając wsparcia tych samych kibiców, którzy czcili Roddyego.”

„Szaleństwo”, mówi Ryan. „Wszyscy wstali z miejsc, wyrzucali napoje w górę, krzyczeli. Niczego takiego wcześniej nie widziałem. Ja sam przewróciłem pracownika ochrony po ogłoszeniu wyniku, starając się dostać bliżej klatki. Pamiętam, że jeden z kolegów Owena, który bardzo się upił, wymachiwał w powietrzu całą barierką. Ta barierka miała ze trzy metry długości, a on machał nią, jakby to było krzesło. Szaleństwo.”

Owen Roddy Zabójca Smoków. Mistrz Owen Roddy. Wznosi pas nad głowę. Kellie przesyła mu całusa. Człowiek, który dokonał niemożliwego – to jest jego chwila, na zawsze. Z trudem łapiąc oddech mówi, że trzeba go odłączyć, żeby z nim wygrać. Mówi, że John jest najlepszym trenerem w najlepszym zespole świata. Mówi, że jest zawiedziony – pierwszy raz walka z jego udziałem skończyła się decyzją, a on decyzji nie lubi. Rozumie, co właśnie się wydarzyło – od zawsze irlandzkie środowisko MMA podziwiało nadludzi walczących w UFC, ale teraz poziomy umiejętności wyrównały się.

„Pora nas zauważyć!” – wykrzykuje.

Irlandczycy są u progu UFC.

No i wszystko, nie? Tak właśnie to działa? Owen zdał egzamin, pokonał Gugertyego, następne w kolejce było UFC. Nikt nie wiedział na pewno, ale wszyscy zgadywali. Ta naiwność również była częścią całej magii. „Kolejne wieczory były dziwaczne”, mówi Carroll. „Wszyscy żyliśmy wewnątrz mydlanej bańki, spekulując, jak potoczą się dalsze kariery naszych. Brakowało nam wiedzy i zrozumienia.”

„Członkowie środowiska nie zdawali sobie sprawy ze złożoności zagadnienia, nie rozumieli właściwej wagi wydarzeń. Wszystkim się wydawało, że robota została wykonana, irlandzkie MMA rozkręca się na dobre, wskakuje na scenę światową i będziemy odnosić zwycięstwa. Pokonaliśmy Gugertyego, możemy wygrywać w UFC. To była jedyna weryfikacja, jakiej potrzebowali kibice i krajowe media. Nawet nie pomyśleliśmy, jak to działa od strony UFC. Zakładaliśmy, że jakaś magiczna sieć chwyta zawodników, którzy wznieśli się na odpowiedni poziom umiejętności. Nie mieliśmy pojęcia, bo nikt wcześniej nie podpisał kontraktu z UFC.

Wyczekiwali zakończenia rodem z bajki, ranki i wieczory, wieczory i ranki, ale nic takiego się nie wydarzyło. Czas płynął leniwie. Dni się dłużyły, wiatry robiły się lodowate. Telefon nie zadzwonił. Siedem zwycięstw z rzędu dla Irlandii nie wystarczyło.

Owen szybko podpisał umowę na walkę z organizacją Cage Warriors. Pojedynek w limicie wagi koguciej z Wilsonem Reisem, posiadaczem czarnego pasa w jiu-jitsu, miał odbyć się w grudniu. Reis był odznaczającym się grapplerem, który pokazał się dobrze w kilku turniejach Bellatora – kolejny, szanowany weteran. Zabrzmiały kolędy, Owen wsiadł w samolot, by po raz kolejny udowodnić swoją wartość... ale tym razem atmosfera była inna. Nikt nie potrafi teraz tego wytłumaczyć, ale wszyscy mówią to samo. Gala odbywała się w szkockim Glasgow, po drugiej stronie Kanału Północnego, daleko na północ. Garstka kibiców z Ballymunn była w stanie tam dotrzeć. Kellie została w domu, żeby zająć się dziećmi. Większość członków SGB musiała zostać na miejscu.

„Rowdy” Owen Roddy nie sprawił zawodu. John i Conor darli się z narożnika, podczas gdy twardy skurczybyk przez jedenaście minut dawał szkołę zawodnikowi, który w przyszłości miał bić się o pas UFC. Niestety, w końcu nadział się na prawa pięść i oddał plecy w parterze. Reis zadusił Owena i było po walce. Kellie i cała ekipa oglądali na zimnym ekranie telewizora leżącego bez ruchu Roddyego. Historyczne drzwi zatrzasnęły się.

„Widok Roddyego dosłownie odpływającego w walce z Reisem uświadamiał, że to był jedyny sposób na pokonanie go w tamtym okresie. To nawet pasowało: trzeba było go po prostu unieruchomić, żeby mieć gwarancję, że nie będzie kontynuował walki.”

Kolo nie odklepał duszenia zza pleców, które zaaplikował Wilson Reis. Dotrzymał obietnicy, którą złożył cztery miesiące wcześniej – trzeba go było uśpić, żeby go pokonać.

Następna walka Reisa odbyła się w UFC. Otrzymał telefon, po czym wygrał sześć ze swoich pierwszych ośmiu pojedynków w Oktagonie. Dostał szansę walki o tytuł z najlepszym zawodnikiem wagi muszej w historii.

Co do Owena – nikt nie zdawał sobie wtedy sprawy z faktu, że to był koniec.

Następnego miesiąca, w styczniu roku 2013, z racji zbliżającej się trzydziestki Owen Roddy odwiedził lekarza, którego polecił mu znajomy. Przyjaciel zasugerował mu poddanie się kilku badaniom, rutynowym prześwietleniom, które dotychczas Owen zaniedbywał. Zgodził się głównie z ciekawości. W tamtym okresie nie było żadnego wymogu dla zawodników MMA w Irlandii, żeby poddawać się testom medycznym. Owen nie robił się młodszy, poza tym, nigdy nie jest za wcześnie, żeby zainteresować się własnym zdrowiem.

Badania wskazały na problem z rodzaju tych, co same nie przechodzą, pogarszają się natomiast w przypadku uczestnictwa w sportach walki.

Owen poddał się kolejnym badaniom, i wszyscy z kolei lekarze, których odwiedził, powiedzieli mu to samo: mógłby kontynuować karierę, ale oznaczałoby to narażenie zdrowia w późniejszym okresie życia. Owen stanął na rozdrożu w momencie, kiedy był boleśnie blisko do zrealizowania swojego marzenia, marzenia, które przyświecało mu od czasu, gdy ukończył siedemnaście lat. Kariera czy przyszłość? Kellie i dwie córki, pełna sala uczniów; team, który go kochał... wielu ludzi liczyło na niego. To była najtrudniejsza decyzja życia. Musiał wyzbyć się swojego ego i zrobić to, co było najlepsze dla innych.

Tak więc „Rowdy” Owen Roddy zawiesił rękawice na kołku.

Pierwsza gwiazda Irlandii przeszła na emeryturę w wieku 29 lat.

„Nikt nie rozmyślał o mojej karierze więcej ode mnie, i podjąłem właściwą decyzję”, mówi. „I ta decyzja była bolesna. Ustanowiłem sobie cel w wieku lat siedemnastu, żeby zbudować karierę, walczyc w UFC i zarabiać pieniądze. Oddałem temu celowi swoje życie. I zostało mi to odebrane, co jest skurwysyństwem. Od zawsze wierzyłem, że jeśli poświęci się wszystko celowi, odda się swoje życie, serce i duszę, to na końcu czega nagroda. Prawie mi się udało, ale nagroda mi umknęła.”

Owen swoją decyzję zachował początkowo w tajemnicy. Niemal przez rok nie ogłosił oficjalnie przejścia na emeryturę. Kiedy w końcu padło nieuniknione pytanie – Dlaczego odchodzisz u szczytu kariery, którą wspierał cały kraj? – odpowiedział, że po prostu nastał już czas. Coraz bardziej absorbowało go wychowywanie dwóch córek, trenowanie zawodników i prowadzenie własnego gymu. Cos musiało odpaść. Nie mógł poświęcać się wszystkim obowiązkom w pełni. Nie wspominał o prawdziwych powodach. MMA w Irlandii ciągle miało pod górę, ciągle zmagało się z negatywnymi stereotypami, rozpowszechnianymi przez wpływowe media. Posterboy nie mógł zrezygnować z powodów zdrowotnych – gazety rzuciłyby się na tę historię jak sępy.

Nie, prawdziwą przyczynę zachował dla siebie. Po wszystkim, co razem przeszli, po tym, jak daleko dotarli, po całym wsparciu, jakie otrzymał przez lata, zamknął się w sobie i nie dał sobie szansy wyjaśnienia.


„Nie chciałem, żeby nasz sport otrzymał kolejną porcję’złej prasy’, mówi Owen, wzdychając. „Wydaje mi się, że byłem znaczącą postacią w Irlandii, przed Conorem i resztą, nie chciałem, żeby ludzie myśleli, „Jezu, on był najlepszy, i co się z nim stało? Dlaczego pozwalamy na rozwój tego sportu?’. No i oczywiście wypadek śmiertelny (Joao Carvalho podczas lokalnej gali w Dublinie) kilka lat później też nie pomagał. W związku z tym nabrałem wody w usta, tłumaczą się przytłaczającymi obowiązkami.”


„Chciałbym żeby ludzie wiedzieli, że nie poddałem się ot tak, po prostu, bo zrobiło się trudno, bo nie radziłem sobie z rodziną i pracą. Jezu, kurwa... Wszystko bym zrobił, żeby znowu walczyć. Tego typu drobiazgi by mnie nie powstrzymały. Pracowałbym po 60 godzin w tygodniu i wciąż trenował, wciąż byłbym dobrym ojcem i mężem, bo ja mam po prostu taki ‘przerób’. Ale zostałem zmuszony do odejścia.”


Prawda zjadała Owena od środka. Zwalać zakończenie kariery na tych, których kochał oznaczało tchórzostwo. Wydawało mu się, że zawiódł wszystkich, którzy walczyli z nim ramie w ramię i poświęcili się, wspierając go na pionierskiej drodze. Ale, w Irlandii dzieje się coraz lepiej – mówi – trwa proces formowania oficjalnego ciał, zarządzającego krajowym MMA, istnienie naszego sportu zostanie przyjęte do wiadomości przez rząd. Wszystkie te stare capy w mediach wciąż jednak nie odpuszczają – i dlatego Owen wciąż trzyma pewne szczegóły na temat badań w tajemnicy. MMA jednakże wyszło z podziemia na dobre i nie da się tego odwrócić.


Los zaczął się odwracać trzy tygodnie po Glasgow, kiedy Conor zniszczył Ivana Buchingera pięknym ciosem lewej ręki i stał się pierwszym mistrzem dwóch dywizji organizacji Cage Warriors. To zwycięstwo przyciągnęło uwagę opinii światowej, i kilka miesięcy później Conor przeszedł do historii dzięki 67 oszałamiającym sekundom, kiedy stał się pierwszym, rodowitym Irlandczykiem, który odnotował zwycięstwo w UFC. Owen stał w narożniku, machając trójkolorową flagą i ponaglając Conora.


„Teraz się mówi: aha, UFC, nic wielkiego. Ale wtedy – to było coś”, mówi Ryan. „Wszyscy byli nakręceni faktem, że Owen rzekomo miałby podpisać kontrakt z UFC, chcieliśmy w to wierzyć, bo miał serię siedmiu czy ośmiu zwycięstw, bił się z prawdziwymi zabójcami. Gdyby walka z Shannonem Gugerty wydarzyła się dzisiaj, kontrakt miałby zapewniony. Wtedy, jak mi się wydaje, nie byli jeszcze zainteresowani Irlandią.”


„Byłem wkurzony”, wspomina Owen. „Byłem zawiedziony, bla, bla, bla, to niesprawiedliwe, zachowywałem się w sposób, jakiego mozna się domyślać. W końcu powiedziałem sobie: OK, przestań jęczeć jak sunia i poszukaj dla siebie nowej ścieżki. Dokąd mogłem się udać? Na zaplecze, żeby skupic się na pracy trenerskiej. Zamiast kariery zawodniczej w UFC, mogę pomagać innym dostać sie do UFC, bo to mi pozostało. I tego się podjąłem.”


Kiedy zdecydował o odwieszeniu rękawic, zapytał Kellie, czy nie chciałaby polecieć do Las Vegas i obejrzeć galę UFC na żywo z okazji jego trzydziestych urodzin. Sam nigdy wcześniej się tam nie wybrał i wydawało mu się, że mogło to byc oczyszczające przeżycie – zobaczyć życie, którego zawsze pragnęli. Skończyło się tak, że nie polecieli, ale dwa miesiące później i tak odbył tę podróż – jako sekundant Conora podczas walki z Dustinem Poirerem podczas gali UFC 178.


Przywitanie, jakie zgotowała chłopakom Ameryka było maniakalne, święto irlandzkiej dumy porównywalne z odległymi w czasie wieczorami w Tallaght. Rozpoczęło się „przejęcie”.


„Fenomen Owena wydarzył się za wcześnie,” mówi Cathal. „Powinien być w UFC razem z nami. Pojawił się za wcześnie, zanim nastąpiła eksplozja MMA w Irlandii. Najbardziej pechowe było to, że kiedy UFC pojawiło się w Irlandii w roku 2009, nie mieli jego kategorii wagowej. Nie było wtedy kategorii piórkowej ani koguciej w UFC, z założenia więc został wykluczony. Wiem na pewno, że szukali miejscowego zawodnika, który dopełniłby karty walk – i bez wątpienia ten zawodnik to byłby Owen Roddy, gdyby tylko mieli wtedy odpowiednie kategorie wagowe.”


„Dlatego też oglądanie go teraz jest takie piękne,” dodaje Cathal, „Załapał się jednak na tę przejażdżkę, Conor wziął go ze sobą na ‘największą walkę w historii.’ Roddy odbywa wraz z nami tę podróż. To budujące.”


Przed końcem roku 2014, kiedy jego emerytura była potwierdzona od dłuższego czasu, Owen Roddy stał się etatowym trenerem w SGB. Niemal cały skład miał juz kontrakty z UFC albo byli tuż, tuż. Cathal i Paddy debiutowali głośnymi zwycięstwami podczas sławnej gali Irish Fight Night w Dublinie; Chris i Aisling pojawili się kolejno w The Ultimate Fighter, programie telewizyjnym, w którym wkrótce miał pojawić się Artem; Conor... Conor miał zostać pierwszym posiadaczem dwóch pasów mistrzowskich w UFC, a także największą gwiazdą w historii mieszanych sztuk walki, a tę podróż miał odbyć ze swoim przyjacielem i trenerem stójki u boku.


Wspólnie dopięli celu, choć może nie w sposób, jakiego się spodziewali.


Owen się śmieje. Rechocze już od jakiegoś czasu, szczerze i od serca. Jest to typ śmiechu, który wprawia brzuch w drgania, a na linii telefonicznej wywołuje trzaski i szumy. Całe to zamieszanie jest nierealne. Jest pierwsza niedziela sierpnia. Za trzy tygodnie będzie po największej walce ich życia. Widowisko, które zdarza się raz w życiu pokolenia. Irlandia przeciwko rodzinie Mayweatherów – wciąż wydaję się to surrealistyczne, za każdym razem, kiedy wypowiada to głośno, gorączkowy sen, halucynacja, z której wybudzi sie następnego dnia, w starym mieszkaniu w Ballymunn aby sie przekonać, że nie, nic z tego nie było prawdą.


„Mam teraz masę wspomnień,” mówi Owen, łapiąc oddech,”na taemat rzeczy, które chciałem osiągnąć, ale osiągnąłem nawet więcej jako trener. To nie do wiary.”


Zespół aklimatyzuje się w Las Vegas, dom pełen jest bladych przybyszów, trenujących pośród skwaru pustyni. Owen przyleciał później, niż wszyscy, bo stał w narożniku Ryana podczas walki o lokalny tytuł w Dublinie. Poza tym, dopiero co urodziła mu się trzecia córka, która ma dopiero dziesięć tygodni. Rodzina się powiększa. Owen mówi, że rozłąka bywa ciężka, aletak naprawdę nigdy nie jest daleko od domu. Nie ma znaczenia pora dnia, data czy miejsce w świecie, gdzie właśnie przebywa, wystarczy zerknąć na Instagram, by zobaczyc zalew wiadomości... wszyscy jesteśmy z ciebie dumni, Owen... wierzymy w ciebie, Owen... całe Ballymunn cię wspiera, Owen. Mówi, że wszyscy są równi, czy chodzi o Conora z Crumlin, Ryana z Sheriff Street czy Chrisa ze Swords.


Wsparcie fanów nie zmalało na przetrzeni ostatnich pięciu lat. Scena, którą zbudowali krok po kroku, przetrwa juz na zawsze.


Irlandzka mentalność nigdy nie będzie już taka sama.


„Chodzi o syndrom Dużego Sąsiada”, mówi Chris. „Zdejmij czapkę, złóż ręce w proszącym geście, skłoń głowę i zachowuj się, jak przystało na underdoga. Wszyscy wychowywaliśmy się w tej atmosferze. Teraz dorasta nowe pokolenie Irlandczyków, które mówi: „Pierdolcie się! Jesteśmy najlepsi i będziemy robić, na co mamy ochotę.” Ma to swój urok, Irlandia nabiera pewności siebie. Przez długi czas staliśmy w cieniu na własne życzenie, skłanialiśmy pokornie głowy. Jechaliśmy np. na Mistrzostwa Świata i byliśmy szczęśliwi, że w ogóle uczestniczymy w imprezie, że bierzemy udział. Zaczyna sie to zmieniać.


Owen przyznaje, że czasem brakuje mu adrenaliny, związanej z występami w klatce, smaku krwi, spływającej w dół gardła i dźwięku hali, wypełnionej Dublińczykami.


Jakiś czas temu odbył rozmowę z Johnem. Rozważał wtedy możliwość powrotu, jedną z około piętnastu możliwości powrotu, które rozważał od przejścia na emeryturę. Spytał Johna, kiedy głód walki mija, to ciągłe ponaglenie z ‘gadziej’ strony mózgu. John był szczery: „To nigdy nie mija, po prostu uczysz się z tym żyć.” „Ciągle jest trudno”, mówi Owen. „Kellie się na mnie wkurwia, stoję w narożniku Conora, wracam do domu i pytam: ‘Jezu, może bym wrócił na jedną walkę?’ I chodzi to za mną przez tydzień, a ona rwie włosy z głowy.”


„Nigdy się nie zdecyduję na ten krok, ale głód nigdy nie odejdzie.”


Zabawne, jak szybko teraźniejszość przeistacza się w przeszłość. Owen przecierał niegdyś szlaki. Carroll mówi, że przeistoczył się teraz w postać kultową. W pewnym momencie, kiedy ‘janusze’ (bandwagoners J) wyroili sie w centrum Dublina, produkując internetowe memy i kopiując fryzury McGregora, znajomość dokonań Roddyego stała sie przepustką do autentyczności. „Walki Roddyego oglądało po kilka tysięcy kibiców,”, mówi Carroll, „A ja spotkałem osobiście z dziesięć tysięcy, którzy twierdzą, że byli w hali podczas pojedynku z Shannonem Gugerty. Takie rzeczy wychodzą. To jest niemal test, sprawdzian wiedzy na temat irlandzkiego MMA. ‘Pamiętasz Roddyego i Gugerty?’”.


„Jak nie pamiętają, no cóż... co można powiedzieć...”


Ucieleśnienie głosu ulicy. Co by powiedział na takie określenia? Zaśmiałby się nerwowo i odwróciłby wzrok... Co ja takiego zrobiłem? Niczego nie dokonałem... Po staremu. A jego dokonania są faktem. Młodzi Irlandczycy wznoszą się codziennie przez dziurę w suficie, którą wybił, zarówno dzięki swoim osiągnięciom, jak i temu, co zdecydował się poświęcić. Owen Roddy zrezygnował z własnych marzeń, ale przygotował pole gry dla pozostałych i podjął się roli ich przewodnika. Jego niezachwiana wiara zbudowała rusztowanie dla rewolucji. Szkielet nowego porządku podpisany jest jego imieniem.


Nawet, jeśli nigdy tego nie przyzna.


„Mówię Conorowi, że dał naszemu krajowi bohatera, którego mogą dopingować. Ostatnie sześć-osiem lat były ciężkie dla Irlandii. Panowała recesja. Nie było pracy. Całe to gówno. Kochamy sport, ale nigdy nie wygrywaliśmy, czy to w piłce nożnej, czy w boksie. Pojawił się Conor, a ludzie Irlandii potrzebowali kogoś, komu mogliby kibicować. Kogoś, kogo mogliby określić mianem ‘swojego’.


„I co się dzieje? Niewielki kraj, cztery – pięć milionów ludzi, i dostaliśmy bohatera. To jest bohater ludowy, który napełnia wszystkich dumą. Nie wiem, czy umiem nawet to właściwie teraz docenić, czy dotrze to do mnie, kiedy będę starszy. Coś takiego nie wydarzy sie już podczas mojego życia. W ciągu kolejnych dwudziestu lat coś takiego może się nie wydarzyć. Z mojego punktu widzenia fakt, że mogę być tego częścią, siedzieć w pierwszym rzędzie, dopełnia historii mojego życia.”


Kto by się domyślał?


Miał rację przez cały czas.

Trzy lata minęły od czasu zadymy w MGM Grand, kiedy windy zostały przejęte a irlandzkie ballady wybrzmiewały echem w salach kasyna, płynęły ponad pustynią Nevady i w poprzek szafirowych mórz, żeby ponieść się aż do Tallaght, niesione wiatrami z Południowego Dublinu – przez cały ten czas pijany chłopak miał rację.


„Rowdy” Owen Roddy jest legendą.
 
Kurwa czytam i czytam, a mówię sprawdzę jakie to długie, doczytałem niemal do połowy, to chyba wystarczająco żeby powiedzieć że dobra robota ? :lol:
 
Back
Top