W najbliższą niedzielę finał latynoamerykańskiego TUF-a. Na gali w Meksyku zawalczy Bartosz Fabiński oraz kilku innych ciekawych zawodników. Sprawdźcie nasze zdanie o trzech pojedynkach z tej gali!
Kelvin Gastelum vs. Neil Magny
Jeden lubi pojeść, drugi jest chudy i wysoki. Ten pierwszy jest faworyzowany przez bukmacherów. Który z nich wygra?
Kulinarne tematy zostawmy na bok i przejdźmy do oceny umiejętności. Kelvin Gastelum (MMA 11-1) powraca do dywizji półśredniej i obiecuje, że teraz na pewno zmieści się w limicie wagowym. Czy tak będzie, okaże się w piątek, ale chcącym postawić dolary na jego zwycięstwo już teraz radziłbym się wstrzymać do oficjalnego ważenia. Neil Magny (MMA 16-4) nigdy nie miał problemów z wypełnieniem zakontraktowanego limitu wagowego - jak na profesjonalistę przystało.
Gastelum jest zwycięzcą The Ultimate Fightera. W UFC ma oficjalnie sześć zwycięstw i jedną porażkę. Przegrał tylko z Tyronem Woodleyem i właśnie przed tą walką miał problemy ze zrobieniem wagi. Samo starcie nie było zbyt porywające w początkowej fazie - panowie wymieniali się ciosami z dystansu i przyspieszyli dopiero pod koniec drugiej rundy. Ostatecznie niejednogłośnie na punkty zwyciężył Woodley, który zrobił nieco więcej na przestrzeni całego pojedynku.
Z Kelvinem jest właśnie ten problem, że walczy nierówno. Zdarza mu się przesypiać pierwsze rundy (jak w boju z Nicholasem Musoke), ale też mieć świetny start, by później opaść sił i sporo przyjąć (jak w pojedynku z Rickiem Storym). Solidnie od początku do końca prezentował się za to w bojach z Jakiem Ellenbergerem i Natem Marquardtem, jednak obaj niestety są już daleko od czasów swojej świetności.
Neil Magny to niepozorny gość, który kolekcjonował kolejne zwycięstwa w UFC, aż dorobił się ich siedmiu z rzędu! Świetną passę przerwał Demian Maia, który pokazał młodszemu koledze, że musi jeszcze trochę się podszkolić w parterze. Magny pokonywał takie nazwiska jak Tim Means, Hyun Gyu Lim czy Erick Silva, więc na pewno nie można go lekceważyć. W klatce oferuje przede wszystkim solidność i wszechstronność. To rzemieślnik bardzo przyzwoity w każdej z płaszczyzn. Potrafi ładnie punktować w stójce przy użyciu nieskomplikowanych kombinacji ciosów. Skończył kilka walk przez techniczne nokauty, ale daleko mu do zawodnika z jednym, nokautującym uderzeniem - po prostu kolejnymi seriami rozbija oponentów i zabiera im chęci do kontynuowania pojedynków. Tak było w potyczce z Williamem Macario:
Zawodnik ten potrafił sobie poradzić z eksplozywnością Lima i Silvy, przechylając stopniowo szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Właśnie żelazna kondycja jest jednym z jego atutów. Od początku do końca nie zwalnia tempa. W ten sposób zmierzamy do jego potencjalnych szans na zwycięstwo w kolejnej walce. Otóż, Gastelum miewał w przeszłości przestoje, niepotrzebnie zwlekał z wyprowadzaniem ciosów i dodatkowo zdarzało mu się zwalniać obroty. Tak więc na przestrzeni trzech rund, Neil - nawet jak przegra pierwszą - w dwóch kolejnych może okazać się lepszy w oczach sędziów punktowych i ugrać niejednogłośną decyzję, jak w ostatnim boju z Erickiem Silvą. Pytanie, czy Kelvin podda się jego grze i będzie się chciał bawić w stójce. W to wątpię - jego celem będzie przede wszystkim szukanie klinczu i w dalszej kolejności sprowadzeń do parteru.
Gastelum grapplersko jest świetnie przygotowany, co widać na poniższej animacji, gdzie świetnie skontrował obalenie Jake'a Ellenbergera, by po chwili zajść mu za plecy i go poddać:
W brudnym boksie przy siatce oktagonu Kelvin jest bardzo dobry. Jeśli nie będzie popełniał (tak jak kiedyś) głupich błędów, to jest w stanie zmusić Magny'ego do grania w swoją grę, czyli go po prostu zgrindować. Neil ma całkiem mocne defensywne zapasy, ale daje się obalać, co pokazał w potyczkach z Alexem Garcią czy Demianem Maią. Sam też lubi miksować uderzenia w stójce z obaleniami i nie zdziwię się jak sprowadzi walkę do parteru raz czy dwa, ale jego rywal nie daje się zależeć i szybko wstaje.
Starcie Gasteluma z Magnym na papierze jest dużo bardziej wyrównane niż to sugerują kursy bukmacherskie. Magny często startował z pozycji underdoga i później zaskakiwał. Nie inaczej może być tym razem. Kelvin jest tutaj bez wątpienia przeceniany. Owszem, uważam go za minimalnego faworyta, ale po aktualnym kursie na pewno bym nie ryzykował stawiania pieniędzy na jego zwycięstwo.
Hector Urbina vs. Bartosz Fabiński
Już w ten weekend Bartosz Fabiński zmierzy się z Hectorem Urbiną. Kim jest Hector? Zawodnik o pseudonimie “El Toro” tylko raz walczył w największej na świecie organizacji MMA. Na UFC 180 pokonał innego debiutanta Edgara Garcię.
Wcześniej uczestniczył w reality show The Ultimate Fighter 19. W walce o wejście do domu TUF-a, poddał Adriana Milesa w pierwszej rundzie. Był ostatnim (czwartym) wybranym zawodnikiem przez Edgara i odpadł już w pierwszej walce z... Cathalem Pendredem.
W samej walce nie pokazał się od najlepszej strony. Tak właściwie to pokazał się z bardzo słabo. Po połowie pierwszej rundy już się spompował, a jego ciosy wyglądały tak:
Czyli były rzucane, bez mocy. To ten rodzaj ciosu, który nawet gdyby siadł czysto, to nie znokautuje – częsty rodzaj wyprowadzany na zmęczeniu. Możliwe, że adrenalina i stres wtedy zjadły Meksykanina (jak i Cathala, bo on też się spompował szybko), ale nie wyglądało to najlepiej. Im dłużej runda trwała tym wyglądało to gorzej:
A przypominam, że to cały czas runda 1. Urbina wygrał ją bo wychodził lepiej z “cepeliad” jakie obaj zawodnicy wyprowadzali. Dodatkowo punktował obaleniami czy próbami poddań, nie było to jednak nic poważnego. Później już nawet zrezygnował z gardy i rzucał "weselniakami" z linii bioder.
Cathal obalał go od drugiej rundy i to naprawdę nie wysilając się zbytnio:
Tak samo Garcia raz go sprowadził po przechwyceniu nogi:
Sam Urbina próbuje obalać, ale nie jest to poziom bliski do zapasów jakie reprezentuje Bartosz.
Urbina nie jest po prostu w stanie niczym zagrozić Bartkowi. Jedynie ma dobre duszenia. W swych walkach wielokrotnie straszył anakondami i gilotynami swych rywali, ale i tak mało co z tego naprawdę można brać na poważnie. Na 26 walk tylko 5 razy wygrał przez poddanie. Jeśli jednak Fabiński był w stanie zagrindować Garretha McLellana, to spokojnie będzie mógł to samo powtórzyć z Urbiną. Jednogłośna decyzja sędziowska dla Bartosza – tak obstawiam. To jest naprawdę dobry matchup dla Bartosza i jeśli tego nie wygra to łatwiej na pewno mieć już nie będzie.
Gabriel Benitez vs. Andre Fili
Nie dawałem szans Gabrielowi Benitezowi w starciu z Clayem Collardem. Dlaczego? Uznałem Beniteza za poprawnego stójkowicza i nic więcej. Jednak w walce z Clayem zaprezentował się zadziwiająco dobrze - mając na uwadze jego poprzednie występy (te w których nie poddawał szybko rywali). Jednak wpływ na dyspozycję Gabriela mogła mieć... niedyspozycja Claya. Oczywiście ciosy Beniteza się do tego przyczyniły, ale też trzeba wziąć pod uwagę ogromną wysokość na której rozgrywały się pojedynki w Meksyku. Wielu zawodnik umarło wtedy wydolnościowo zdecydowanie zbyt szybko.
Meksykanin w debiucie w UFC zwyciężył z Humbertem Morrisonem. Poddał go fantastyczną gilotyną. To właśnie gilotyny są jego specjalnościami. Potrafi wskoczyć na zawodnika i wciągnąć go do gardy tylko dlatego, że ma dobry chwyt w duszeniu gilotynowym. Również z Collardem próbował zarówno skok na rywala jak i zwykłych gilotyn.
Z Humbertem próbował jej trzy razy, dopóki nie poddał tą techniką rywala. Również Diasa Rivasa atakował w ten sposób, gdy ten próbował go obalać. Także Fili musi szczególnie na nią uważać - na jego szczęście, wywodzi się z klubu w którym gilotyny są na porządku dziennym.
Ma świetne kopnięcia. Na każdą płaszczyznę. Wewnętrznymi low kickami rozbił nogę Collarda. Tak samo jednak uszkodził go kopiąc w korpus. Clay co najmniej dwa razy był bardzo poważnie ranny po kopnięciu w żebra. Gabriel czasami też wyprowadza kopnięcie na głowę. Jest to więc bardzo dobry kickboxer i robi ze swych nóg znakomity użytek.
Zawodnik ten ma więc dobrą stójkę oraz mocną gilotynę, ale jego najsłabszą strona są defensywne zapasy. Sprowadzał go na matę Morrison oraz Rivas w The Ultimate Fighter: Latin America. Tak samo robił to Collard. Teoretycznie każdy więc jest go w stanie obalić.
Andre Fili podobnie jak Benitez jest również bardzo dobrym kickboxerem. Z uwagi na ostatni pojedynek Gabriela, to jemu dałbym przewagę w technikach nożnych. Jednak Fili jest o wiele bardziej wszechstronny od Meksykanina. Potrafi walczyć w każdej płaszczyźnie, a przede wszystkim obalać. W ostatnim boju z Felipe Arantesem, co chwilę obalał Brazylijczyka. Beniteza więc tym bardziej będzie w stanie przewracać. To jest właśnie decydujący czynnik, przez który trzeba rozpatrywać tę walkę.
Andre w drugiej walce w UFC trafił na Maxa Hollowaya. Nie był wtedy na niego gotów. Później stoczył świetny bój z Arantesem. W ostatnim pojedynku dał się złapać na niesamowity latający trójkąt Godofredo Pepeya. Pomimo 2-2 w UFC, jest to zawodnik, który jeszcze zajdzie daleko. Benitez mógł tak dominować Collarda bo ten wypompował się po pierwszej rundzie. To nie grozi Filiemu, który ma kondycję bardzo dobrą. Ani na minutę nie zwolnił w szaleńczym boju z Arantesem. Będzie ciągle nacierał i mieszał stójkę z obaleniami – przez trzy rundy. Zatem dlatego to w nim upatruję zwycięzcy. Gdyby walka toczyła się tylko na nogach to miałbym problem z typowaniem i postawiłbym raczej na Beniteza z racji, że jest underdogiem, jednak Fili z racji swych zapasów ma o wiele większe szanse to ugrać. O ile nie wpakuje się w jakąś gilotynę.
Last edited by a moderator: