Poniżej analiza kursów BetSafe. W które pojedynki można wejść by przyniosły nam zysk? Zapraszamy do lektury! A już jutro ostatnia kolejka Typera BetSafe w którym do wygrania łącznie 600 zł! Bądźcie z nami!
Borys Mańkowski - Jesse Taylor
Borys Mańkowski (MMA 17-5-1) został uznany za underdoga przez bukmacherów, którzy pierwsi wystawili kursy na KSW 32 w Londynie. Sporo się jednak pozmieniało w ciągu kliku dni i aktualnie mamy do czynienia z inną sytuacją. "Tasmański Diabeł" wyceniany jest przez Betsafe na 1.48, natomiast na jego najbliższego rywala, Jesse'ego Taylora (MMA 29-12) mamy kurs przekraczający 2.50. Uważam, że aktualny podział kursów odzwierciedla szanse zawodników na zwycięstwo.
Może to dziwnie zabrzmieć, ale Borys, mimo że od długiego czasu jest zawodnikiem KSW, nie będzie walczył u siebie. Przyzwyczailiśmy się do tego, że Mańkowski walczy w Polsce, a jego rywale muszą odbyć mniej lub bardziej długą podróż do kraju ze stolicą w Warszawie. Czy to będzie problem w najbliższej walce? Raczej nie, bo Wielka Brytania to nie Stany Zjednoczone - problem aklimatyzacji związany ze zmianą strefy czasowej nie powinien istnieć. Tyczy się się to również reszty Polaków z rozpiski KSW: Road To Wembley. "JT Money" przyjeżdża z USA i to on będzie musiał borykać się z tzw. "jet lagiem", ale jako zawodnik znany z brania walk w krótkim odstępie czasu powinien sobie z tym doskonale poradzić.
Przejdźmy do konkretów. Czym Taylor może zaskoczyć Mańkowskiego? Otóż, po przejrzeniu jego walk odpowiedź wydaje się prosta: niczym. Jesse jest schematyczny do bólu, walczy w ten sam sposób od lat, więc byłbym w niemałym szoku, gdyby Amerykanin zdecydował się zmienić swój standardowy gameplan. Zwyczajową taktyką Taylora jest obalanie, mielenie w parterze i szukanie poddań. Najczęściej próby przeniesienia pojedynku na ziemię możemy zaobserwować w jego wykonaniu już od pierwszych sekund starć. Niejednokrotnie jest to sygnalizowane, dzięki czemu rywale mają czas na sprawl:
Wymian w stójce w pojedynkach "JT Moneya" jest mało, a jak już wystąpią, to Amerykanin nie pokazuje nic nadzwyczajnego - jest równie przeciętny w defensywie, co w ofensywie. Jego najmocniejszą stroną są zapasy, najsłabszą - fatalny współczynnik obron przed poddaniami. To o tyle ciekawe, że na ziemi jest bardzo solidny i potrafi szybko złożyć się do duszenia, ale równie często sam bywa poddawany, co zresztą doskonale obrazują statystyki. Taylor w całej swojej zawodowej karierze przegrał 12 pojedynków, w tym aż 11 przez poddania! Najsmutniejsze jest to, że z biegiem lat niewiele się w tej materii poprawiło. Jesse aktualnie jest "na fali" dwóch zwycięstw z rzędu, jednak wcześniej - w ubiegłym roku i na początku bieżącego - trzy razy z rzędu przegrywał przez poddania... w pierwszych rundach.
Odklepał Brabo w boju z Davidem Branchem na WSOF 10:
Władował się w balachę założoną przez Traya Houstona:
Było Brabo, była balacha, no to czas na gilotynę:
Maiquel Falcao nie musiał nawet zapinać nóg na korpusie Taylora, by ten odklepał.
Powyższe przykłady doskonale pokazują, że "JT Money" jest jak najbardziej do przejścia przez Borysa Mańkowskiego. "Tasmański Diabeł" w ofensywie na ziemi jest bardzo sprawnym zawodnikiem, a ostatni raz przegrał przez poddanie pięć lat temu. Warto sobie przypomnieć, że boju o pas mistrza dywizji półśredniej KSW udusił trójkątem nie byle kogo, a samego Aslambeka Saidova, więc Jessego czeka ciężka przeprawa. Za Amerykaninem przemawiają warunki fizyczne - jest kilkanaście centymetrów wyższy od Borysa i ma większy zasięg ramion. Czy jednak będzie silniejszy? Jeśli już, to tylko nieznacznie. Mańkowski ma lepszą stójkę i tutaj mógłby sporo zdziałać gdyby nie ciągłe próby przeniesienia walki na ziemię uskuteczniane przez Taylora. Sęk w tym, że nawet jak defensywne zapasy Borysa nie zdadzą egzaminu, to jak najbardziej może zaskoczyć rywala czymś z pleców (patrz: walka z Saidovem). "Tasmański Diabeł" zawiódł kondycyjnie w ostatnim boju, ale w poprzednich z jego cardio nie było aż tak źle, więc nie wydaje mi się by Jesse na tym polu wypadł lepiej, bo również on nie był nigdy wydolnościowym mocarzem.
Polak ma więcej dróg do zwycięstwa i słusznie jest faworytem. Nie możemy jednak wykluczyć, że Taylor zapasami i kontrolą z góry utoruje sobie drogę do zwycięstwa na punkty, a może nawet uda mu się skutecznie zapiąć jakieś duszenie. Czy jednak kurs przy jego nazwisku jest kuszący? Dla mnie nie.
Marcin Różalski - James McSweeney
"Różal" jaki jest - każdy widzi. Bezkompromisowy stójkowicz, który idzie na wojnę i nie obchodzi go wynik. Wystarczy, że będą fajerwerki. A tych na pewno nie zabraknie, bo na przeciw Polaka stanie nie mniej efektownie walczący James McSweeney. Różalski jest underdogiem. Czy słusznie?
"The Hamer" wygrał w zawodowej karierze wygrał aż 14 pojedynków, ale też niemal tyle samo przegrał. Tylko jedna jego walka zakończyła się decyzją. Wbrew statystykom jednak Anglik potrafi walczyć spokojnie i nie zawsze idzie na żywioł. W boju z Rogerem Gracie ładnie punktował ciosami prostymi na głowę i korpus rywala. Od czasu do czasu zawodnik ten wyprowadza dynamiczny highkick.
Warto odnotować, że Anglik lubi markować ciosy rękami, by po chwili wyprowadzić wysokie kopnięcie:
W jego arsenale jest też sporo overhandów, które niosą ze sobą niszczycielską moc spustoszenia organizmów rywali.
Problemem 35-letniego Anglika jest zmęczenie organizmu. Po wielu latach walk wychodzą różne kontuzje i coraz ciężej wygrywać. W boju z Graciem uszkodził sobie kostkę. Ten moment Roger doskonale wykorzystał. Kopnął rywala na korpus i skończył w parterze:
McSweeney oczywiście nie tylko obrywa, ale też spektakularnie kończy pojedynki. Ostatnią swoją wygraną walkę zakończył potężnym soccerkickiem, dozwolonym w One Championship, nielegalnym w KSW:
W poprzedniej walce na One Anglik również zaprezentował się z dobrej strony. Chris Lokteff przetrwał z nim zaledwie dwie minuty. Potężne kolano odcięło Chrisowi zasilanie:
McSweeney bardzo często odwołuje się do kopnięć i głównie na nie powinien uważać "Różal" podczas pojedynku na KSW 32. Marcin, który zapewnia w wywiadach, że zaleczył wszystkie urazy na pewno nie będzie mieć łatwej przeprawy. Mimo to szanse na zwycięstwo ma dość spore. Nie będzie musiał obawiać się obaleń, gdyż jego rywal z reguły ich nawet nie próbuje, a w ręczno-nożnej szermierce na pewno pomoże tytanowa szczęka. Anglik jest znacznie mniej odporny na ciosy, ale też wydaje się bić mocniej od Różalskiego.
Paradoksalnie i wbrew statystykom nie zdziwię się, gdy walka potrwa pełne trzy rundy. A w takim wypadku wynik może iść w dwie strony. Na kogo w takim razie stawiać? Kurs na "Różala" na pierwszy rzut oka wydaje się ciekawszy, jednak niski mnożnik na jego rywala ma swoje podstawy. Osobiście w tym pojedynek nie mam zamiaru inwestować nawet złotówki.
Mariusz Pudzianowski - Peter Graham
"Mariusz cztery lata temu... To był Mariusz". Takie słowa padły z ust Pudzianowskiego w jednym z wywiadów. Czy Mariusz przez ostatnie lata zmienił się tak bardzo, że teraz mamy nowego, lepszego Mariusza?
Śmiem wątpić. Taktyka typu: "połóż i dołóż" zdawała do tej pory egzamin i ciężko mi sobie wyobrazić, by "Pudzian" kolejny raz z niej nie skorzystał. Ba, sam publicznie stwierdza, że będzie szukał parteru w boju z Peterem Grahamem. Oczywiście jest to jedyne i słuszne podejście zważywszy na fakt, że Australijczyk jest o co najmniej klasę lepszym stójkowiczem. No i właśnie wszystko się sprowadza do tego w jakiej płaszczyźnie będzie przebiegać walka. Nie wyobrażam sobie sztywnego w stójce Mariusza z tak zwinnym (jak nawagę ciężką oczywiście) rywalem jakim jest Graham. Peter potrafi robić doskonały użytek z rąk, czego zresztą słusznie powinno się oczekiwać do zawodnika, którego bazą są sporty uderzane. Jasne, Mariusz ostatnio ciekawie (nietechnicznie jednak) znokautował Rollesa Gracie, ale odporność szczęki tego ostatniego pozostawia wiele do życzenia.
Sęk w tym wszystkim, że mankamentem w grze Petera Grahama są defensywne zapasy. A "Pudzian", mimo że nie jest nawet w 10% tak dobrym zapaśnikiem jak Daniel Cormier, to obalić potrafi. Nie trzeba za bardzo wgłębiać się w umiejętności obu panów, by przewidzieć najbardziej prawdopodobne scenariusze na tę walkę:
I. Wygrywa Pudzianowski przez "wyleżenie" decyzji bądź skończenie rywala w pierwszej fazie pojedynku.
II. Wygrywa Graham przez nokaut na zmęczonym Mariuszu w późniejszej fazie pojedynku, albo wygrywa na punkty werdyktem 29-28.
Graham dysponuje lepszą kondycją i nawet jak wyraźnie przegra pierwszą rundę, to może przecież w kolejnych odwrócić losy pojedynku.
Jak spojrzę na kursy, to zaczynam się zastanawiać: "co tutaj nie gra?". Co zrobił Pudzianowski, żeby w boju z prawdopodobnie najtrudniejszym rywalem w całej karierze, być aż tak ogromnym faworytem. Magia nazwiska robi swoje, ale kurs na zwycięstwo Petera Grahama jest zdecydowanie warty uwagi.
Last edited by a moderator: