Alexander „Storm” Shlemenko przygotowuje się do finału Bellatora w Kalifornii.
Na rosyjskim portalu valetudo.ru znów pojawił się rewelacyjny materiał. Dotyczy on, jak w tytule, przygotowań czołowego rosyjskiego średniego – Alexandra Shlemenko do walki finałowej w ramach turnieju Bellatora. Jest to bardzo świeży materiał. Poniekąd niezmiernie mnie cieszy taka współpraca między rosyjskim fighterem, jego teamem a tym serwisem (Shlemenko zawsze przesyła im relacje z wyjazdów i posiada tam swój blog). Ciekawe czy przyjęłaby się podobna rzecz na gruncie polskim? Poniżej tłumaczenie tekstu i filmy. Zapraszam!
Jak wiadomo po zwycięstwie nad Jaredem Hessem, Alexander Shlemenko pozostał w Stanach Zjednoczonych, tak aby nie tracić czasu na zbędne przeloty i aklimatyzację, a jednocześnie przygotowywać się w jednym z kalifornijskich gymów. O tym jak idą treningi opowiedział Aleksiej Żernakov – wiceprezes klubu „RusFighters”.
29 maja 2010 roku razem z Alexem dotarliśmy do Kalifornii, a konkretnie do miejscowości Huntington Beach w dystrykcie Orange County. Do USA leciałem z wielką radością, pomimo faktu, że Alexander do walki wychodził praktycznie sam (mnie obok, czego bardzo żałuję, nie było, ponieważ wizę otrzymałem dopiero 27 maja rano, tj. w dniu walki), bił się poprawnie i wygrał półfinał. Jako, że pojedynek finałowy Alexandra w turnieju Bellator ma odbyć się 24 czerwca, zdecydowaliśmy się nie wracać do Rosji, a pozostać w Stanach i tam zorganizować reżim treningowy. Po pierwsze dlatego, żeby się normalnie zaaklimatyzować, a po drugie, aby uczyć się od najlepszych amerykańskich teamów, rozgrywać sparingi z topowymi zawodnikami oraz zobaczyć jak funkcjonuje amerykańskie MMA od środka.
Zanim rozpoczęliśmy treningi, trzeba było oczywiście poradzić sobie z codziennymi problemami – kwestia zamieszkania, wyżywienia i transportu, itd. Tutaj nieocenioną pomocą służyli Nam moi koledzy z największej na świecie agencji – MMAagents. Razem z Sanią (zdrobniale o Alexandrze) zamieszkaliśmy w dwukondygnacyjnym apartamencie, położonym w jednym z najatrakcyjniejszych rejonów Kalifornii – Huntington Beach, w odległości 150 m od oceanu. Mieszkanie jest w pełni wyposażone we wszystko potrzebne do komfortowego życia, na stanie są m.in. dwa telewizory plazmowe, basen i jacuzzi. Od razu wyjaśnię, że kwaterę na czas zamieszkiwania opłaciliśmy sami. Do przemieszczania się na treningi i zakupy otrzymaliśmy od agencji samochód Lincoln Navigator. W pierwszym dniu pobytu pokazano nam - gdzie można dobrze i zdrowo zjeść, poznaliśmy właścicieli restauracji, tamtejsze menu i dostępne upusty, a także sklepy, które mogą nam się przydać. W mieszkaniu posiadamy stałe łącze internetowe i otrzymaliśmy telefon komórkowy z opłaconym miesięcznym abonamentem. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę jak wysokie ceny są w Rosji. Tak więc Black Berry z opłaconym za miesiąc pakietem usług kosztował ok. 99 dolarów. Przy czym pakiet ten zawierał nieograniczone rozmowy na terenie USA, nieograniczoną liczbę SMSów na cały świat oraz internet bez ograniczeń. Ponadto otrzymaliśmy cały zestaw suplementów firmy San Nutrition (aminokwasy, gainery, l-karnitynę, kreatynę i glukozaminę), który wystarczy na wiele dni. Była to „wypłata” od jednego ze sponsorów, z którego logo Alex wychodził do walki. W ten sposób wszystkie zagadnienia życia codziennego zostały rozwiązane i można było przejść do organizacji procesu szkoleniowego.
Dostaliśmy do wyboru pięć klubów, w których można przeprowadzać sparingi, każdy miał swoje plusy i minusy. Podjęliśmy decyzję, ażeby w pierwszym tygodniu odbyć treningi w każdym klubie, w ten sposób mieliśmy punkt odniesienia i mogliśmy porównać je ze sobą. Z kolei potem ułożyć szczegółowy plan dalszych zajęć. Należy podkreślić ważną rzecz. Do klubu tutaj można trafić na różne sposoby. Jeśli dla przykładu sportowiec przyjdzie „prosto z ulicy” jego treningi będą odbywać się daleko od najsilniejszych zawodników tego klubu, jednocześnie trener nie będzie poświęcać mu wystarczającej uwagi. Po naszej stronie była szanowana agencja, a ponadto na każdym z treningów towarzyszył nam któryś z moich amerykańskich kolegów, dlatego treningi szły gładko, a wszystkie problemy rozwiązywaliśmy na miejscu.
Pierwszym klubem do którego dotarliśmy było HB Ultimate Gym, którego właścicielem jest Tiki Ghosn, przyjaciel Tito Ortiza, Quintona Jacksona i innych sław. Na amerykańskie warunki to średniej klasy klub, jednakże posiadający wszystko co potrzebne do pełnego szkolenia zawodnika MMA. W chwili obecnej nie było tam wysokiej klasy profesjonalnych specjalistów, dlatego w późniejszym czasie wykorzystywaliśmy ten klub do treningu techniki, tym bardziej, że znajdował się on tylko pięć minut jazdy samochodem od naszego domu.
aFN9vVZSpG8[/media]
Drugim klubem był niedawno otwarty Reign, jednym z jego właścicieli jest znany fighter UFC - Mark Munoz. Nawiasem mówiąc, on na dzień dzisiejszy jest najbardziej utytułowanym zapaśnikiem stylu wolnego występującym w UFC (dwukrotny mistrz stanowy). To miejsce znajduje się 20 minut jazdy od Nas. Rozmiar całego kompleksu jest porażający. Można go porównać do Centrum Sportu w Petersburgu, gdzie trenuje wielu naszych zawodników. Praktycznie wszystko tutaj zostało stworzone do treningów wszechstylowej walki wręcz. Pierwsza sala mieściła metalową siatkę, ring, maty i worki treningowe. W drugiej znajdują się opony do przerzucania, liny do rozwoju siły rąk i inne gadżety, które zawsze oglądaliśmy na TUFie i UFC All Access. Trzecie pomieszczenie zajmowały ciężary. Jest również sala do treningu cardio. W pierwszy dzień, gdy przyjechaliśmy do Reign, zastaliśmy tam jedynie dwóch konkretnych zawodowców – Marka Munoza (miły facet, witał nas z uśmiechem na ustach) i Krzysztofa Soszyńskiego. Sania przeprowadził sparingi z obydwoma fighterami i dodatkowo zapasy z Munozem. Wspólnie ustaliliśmy, że na sparingi będziemy tam przyjeżdżać we wtorki i piątki w godzinach porannych. Kiedy przybyliśmy tam w piątek, ludzi było bardzo dużo. I tak spotkaliśmy znane sławy – oprócz wyżej wspominanych Munoza i Soszyńskiego, byli także King Mo, Mayhem Miller, Babalu, Werdum i inni.
[url=[media=youtube]cRnd-3SAdbk[/media]
[url=[media=youtube]KzN4nlaHboM[/media]
Jako trzeci wybraliśmy klub Bodyshop Fitness. Treningi tam prowadzi ekipa mistrza wagi lekkiej MFC – Antonio McKee. Bardzo dynamiczny trening i sparing-partnerzy na wysokim poziomie. Sam klub odbiega nieco trochę od amerykańskich standardów i jest położony daleko od naszego mieszkania. Jednakże dowiedzieliśmy się, że wielu chłopaków z tego teamu chodzi także na treningi do Munoza.
[url=[media=youtube]mY0CHQcz2pU[/media]
Czwarty klub – Affliction. Jechaliśmy do niego około 25 minut. Klub znajduje się na tyłach magazynu Affliction i podzielony jest na dwie części. W pierwszej są maty i trenażery. Natomiast w drugiej części, która rzeczywiście jest na terenie magazynu firmy, ustawiono klatkę i ring (właśnie ten sam w którym walczyli Fedor i Arlovski). Trenerem jest tam Rafael Cordeiro – legenda Chute Boxe. Również zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. Sasza od razu dobrał się w parę z Renato Babalu Sobralem (swoją drogą jego również czeka za dwa tygodnie pojedynek – z Robbiem Lawlerem na gali Strikeforce). Alex cały czas gruntownie pracował w lewostronnej stójce. Babalu gabarytowo przypomina Briana Bakera. Wzajemnie się uzupełniali jako sparingpartnerzy. Po pięciu rundach Babalu nie był w stanie już pracować, a Sania jeszcze parę rund przewalczył z innymi zawodnikami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na dwa kluby – Reign i Affliction – sparingi, dodatkowo do tego praca nad siłą i wytrzymałością. O tym napiszę w następnej części relacji.
Na rosyjskim portalu valetudo.ru znów pojawił się rewelacyjny materiał. Dotyczy on, jak w tytule, przygotowań czołowego rosyjskiego średniego – Alexandra Shlemenko do walki finałowej w ramach turnieju Bellatora. Jest to bardzo świeży materiał. Poniekąd niezmiernie mnie cieszy taka współpraca między rosyjskim fighterem, jego teamem a tym serwisem (Shlemenko zawsze przesyła im relacje z wyjazdów i posiada tam swój blog). Ciekawe czy przyjęłaby się podobna rzecz na gruncie polskim? Poniżej tłumaczenie tekstu i filmy. Zapraszam!
Jak wiadomo po zwycięstwie nad Jaredem Hessem, Alexander Shlemenko pozostał w Stanach Zjednoczonych, tak aby nie tracić czasu na zbędne przeloty i aklimatyzację, a jednocześnie przygotowywać się w jednym z kalifornijskich gymów. O tym jak idą treningi opowiedział Aleksiej Żernakov – wiceprezes klubu „RusFighters”.
29 maja 2010 roku razem z Alexem dotarliśmy do Kalifornii, a konkretnie do miejscowości Huntington Beach w dystrykcie Orange County. Do USA leciałem z wielką radością, pomimo faktu, że Alexander do walki wychodził praktycznie sam (mnie obok, czego bardzo żałuję, nie było, ponieważ wizę otrzymałem dopiero 27 maja rano, tj. w dniu walki), bił się poprawnie i wygrał półfinał. Jako, że pojedynek finałowy Alexandra w turnieju Bellator ma odbyć się 24 czerwca, zdecydowaliśmy się nie wracać do Rosji, a pozostać w Stanach i tam zorganizować reżim treningowy. Po pierwsze dlatego, żeby się normalnie zaaklimatyzować, a po drugie, aby uczyć się od najlepszych amerykańskich teamów, rozgrywać sparingi z topowymi zawodnikami oraz zobaczyć jak funkcjonuje amerykańskie MMA od środka.
Zanim rozpoczęliśmy treningi, trzeba było oczywiście poradzić sobie z codziennymi problemami – kwestia zamieszkania, wyżywienia i transportu, itd. Tutaj nieocenioną pomocą służyli Nam moi koledzy z największej na świecie agencji – MMAagents. Razem z Sanią (zdrobniale o Alexandrze) zamieszkaliśmy w dwukondygnacyjnym apartamencie, położonym w jednym z najatrakcyjniejszych rejonów Kalifornii – Huntington Beach, w odległości 150 m od oceanu. Mieszkanie jest w pełni wyposażone we wszystko potrzebne do komfortowego życia, na stanie są m.in. dwa telewizory plazmowe, basen i jacuzzi. Od razu wyjaśnię, że kwaterę na czas zamieszkiwania opłaciliśmy sami. Do przemieszczania się na treningi i zakupy otrzymaliśmy od agencji samochód Lincoln Navigator. W pierwszym dniu pobytu pokazano nam - gdzie można dobrze i zdrowo zjeść, poznaliśmy właścicieli restauracji, tamtejsze menu i dostępne upusty, a także sklepy, które mogą nam się przydać. W mieszkaniu posiadamy stałe łącze internetowe i otrzymaliśmy telefon komórkowy z opłaconym miesięcznym abonamentem. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę jak wysokie ceny są w Rosji. Tak więc Black Berry z opłaconym za miesiąc pakietem usług kosztował ok. 99 dolarów. Przy czym pakiet ten zawierał nieograniczone rozmowy na terenie USA, nieograniczoną liczbę SMSów na cały świat oraz internet bez ograniczeń. Ponadto otrzymaliśmy cały zestaw suplementów firmy San Nutrition (aminokwasy, gainery, l-karnitynę, kreatynę i glukozaminę), który wystarczy na wiele dni. Była to „wypłata” od jednego ze sponsorów, z którego logo Alex wychodził do walki. W ten sposób wszystkie zagadnienia życia codziennego zostały rozwiązane i można było przejść do organizacji procesu szkoleniowego.
Dostaliśmy do wyboru pięć klubów, w których można przeprowadzać sparingi, każdy miał swoje plusy i minusy. Podjęliśmy decyzję, ażeby w pierwszym tygodniu odbyć treningi w każdym klubie, w ten sposób mieliśmy punkt odniesienia i mogliśmy porównać je ze sobą. Z kolei potem ułożyć szczegółowy plan dalszych zajęć. Należy podkreślić ważną rzecz. Do klubu tutaj można trafić na różne sposoby. Jeśli dla przykładu sportowiec przyjdzie „prosto z ulicy” jego treningi będą odbywać się daleko od najsilniejszych zawodników tego klubu, jednocześnie trener nie będzie poświęcać mu wystarczającej uwagi. Po naszej stronie była szanowana agencja, a ponadto na każdym z treningów towarzyszył nam któryś z moich amerykańskich kolegów, dlatego treningi szły gładko, a wszystkie problemy rozwiązywaliśmy na miejscu.
Pierwszym klubem do którego dotarliśmy było HB Ultimate Gym, którego właścicielem jest Tiki Ghosn, przyjaciel Tito Ortiza, Quintona Jacksona i innych sław. Na amerykańskie warunki to średniej klasy klub, jednakże posiadający wszystko co potrzebne do pełnego szkolenia zawodnika MMA. W chwili obecnej nie było tam wysokiej klasy profesjonalnych specjalistów, dlatego w późniejszym czasie wykorzystywaliśmy ten klub do treningu techniki, tym bardziej, że znajdował się on tylko pięć minut jazdy samochodem od naszego domu.
aFN9vVZSpG8[/media]
Drugim klubem był niedawno otwarty Reign, jednym z jego właścicieli jest znany fighter UFC - Mark Munoz. Nawiasem mówiąc, on na dzień dzisiejszy jest najbardziej utytułowanym zapaśnikiem stylu wolnego występującym w UFC (dwukrotny mistrz stanowy). To miejsce znajduje się 20 minut jazdy od Nas. Rozmiar całego kompleksu jest porażający. Można go porównać do Centrum Sportu w Petersburgu, gdzie trenuje wielu naszych zawodników. Praktycznie wszystko tutaj zostało stworzone do treningów wszechstylowej walki wręcz. Pierwsza sala mieściła metalową siatkę, ring, maty i worki treningowe. W drugiej znajdują się opony do przerzucania, liny do rozwoju siły rąk i inne gadżety, które zawsze oglądaliśmy na TUFie i UFC All Access. Trzecie pomieszczenie zajmowały ciężary. Jest również sala do treningu cardio. W pierwszy dzień, gdy przyjechaliśmy do Reign, zastaliśmy tam jedynie dwóch konkretnych zawodowców – Marka Munoza (miły facet, witał nas z uśmiechem na ustach) i Krzysztofa Soszyńskiego. Sania przeprowadził sparingi z obydwoma fighterami i dodatkowo zapasy z Munozem. Wspólnie ustaliliśmy, że na sparingi będziemy tam przyjeżdżać we wtorki i piątki w godzinach porannych. Kiedy przybyliśmy tam w piątek, ludzi było bardzo dużo. I tak spotkaliśmy znane sławy – oprócz wyżej wspominanych Munoza i Soszyńskiego, byli także King Mo, Mayhem Miller, Babalu, Werdum i inni.
[url=[media=youtube]cRnd-3SAdbk[/media]
[url=[media=youtube]KzN4nlaHboM[/media]
Jako trzeci wybraliśmy klub Bodyshop Fitness. Treningi tam prowadzi ekipa mistrza wagi lekkiej MFC – Antonio McKee. Bardzo dynamiczny trening i sparing-partnerzy na wysokim poziomie. Sam klub odbiega nieco trochę od amerykańskich standardów i jest położony daleko od naszego mieszkania. Jednakże dowiedzieliśmy się, że wielu chłopaków z tego teamu chodzi także na treningi do Munoza.
[url=[media=youtube]mY0CHQcz2pU[/media]
Czwarty klub – Affliction. Jechaliśmy do niego około 25 minut. Klub znajduje się na tyłach magazynu Affliction i podzielony jest na dwie części. W pierwszej są maty i trenażery. Natomiast w drugiej części, która rzeczywiście jest na terenie magazynu firmy, ustawiono klatkę i ring (właśnie ten sam w którym walczyli Fedor i Arlovski). Trenerem jest tam Rafael Cordeiro – legenda Chute Boxe. Również zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. Sasza od razu dobrał się w parę z Renato Babalu Sobralem (swoją drogą jego również czeka za dwa tygodnie pojedynek – z Robbiem Lawlerem na gali Strikeforce). Alex cały czas gruntownie pracował w lewostronnej stójce. Babalu gabarytowo przypomina Briana Bakera. Wzajemnie się uzupełniali jako sparingpartnerzy. Po pięciu rundach Babalu nie był w stanie już pracować, a Sania jeszcze parę rund przewalczył z innymi zawodnikami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na dwa kluby – Reign i Affliction – sparingi, dodatkowo do tego praca nad siłą i wytrzymałością. O tym napiszę w następnej części relacji.