Ulica #BigCohones

Dzisiaj niestety, ale miałem taką sytuację, że można napisać - znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie. Kuuuuuurwa, na samą myśl, nie mogę. :no no:

Idę sobie na uczelnię, jak prawie każdego dnia, tą samą trasą co zawsze. Jest jakoś po 13:00. W pewnym momencie jest tzw. skrót. Czyli, że idę przez pewne osiedle, skręcam w taką boczną uliczkę, która prowadzi do głównej ulicy. A jest to trasa dość popularna... No i widzę z daleka, że przy płocie na tej uliczce, gdzieś tak na jej środku - stoi grupka 3 cwaniaczków i nie wyglądają na studentów. :no no: No to myślę sobie - patologia... I cóż poradzić. Jak na złość nikogo za mną, ani tez nikogo przede mną na horyzoncie oprócz tych balasów. No to się nie wycofam przecież, bo zaognię sytuację. Idę prosto na nich... 2 dresików sobie rozmawia, napierdoleni jak nie wiem co. Trzeci z nich, najstarszy i w sumie chyba najmniej pijany - od razu do mnie podszedł i mówi "Paaaanie, papieroska poprosimy" . :DC:

Na co ja "ja w ogóle nie palę, tak więc " i rozłożyłem ręce lekko się uśmiechając. Typek skwitował to "aaa, rozumiem, sportowiec ". A ja - "no tak". :joe: I koniec dyskusji. Ale na bezdechu cisnąłem jeszcze, jak przechodziłem obok jeszcze tych pozostałych, którzy mnie obczajali ze wszystkich kątów.

Kurwa, ja staram się wyglądać na w miarę zimnego typa, a nie ciepłego, a mimo to - czasami coś takiego się zdarzy. Wpierdol wisiał w powietrzu.

Hehe, to przypomniało mi o jednej sytuacji. Ileś lat temu idę sobie samotnie do jedynej knajpy na moim rodzinnym zadupiu. Kilkadziesiąt metrów przed nią natknąłem się na lokalnego watażkę. Skłamałbym gdybym powiedział, że to jakiś groźny, znany gangus, aczkolwiek dopiero co wyszedł z więzienia za coś związanego z przemytem fajek czy tam napierdalaniem swojej kobiety - nie pamiętam, no i chłop wielki jak cholera od kłucia się jakimś ruskim gównem a do tego ewidentnie był najebany. No i mówi do mnie "Ty, młody, dasz mi fajkę?". Odpowiedziałem że niestety nie palę. To on na to prosto z mostu "to daj mi na papierosy". Delikatnie zszokowany i zaskoczony tą bezpośredniością odpowiedziałem, zgodnie z prawdą z resztą, że gotówki też nie mam. Na to on odpowiedział "a to spoko" i poszedł w swoją stronę. Był tak najebany, że nie zauważył iż praktycznie stoję pod bankomatem z którego chciałem skorzystać przed wejściem do knajpy :DC:
 
Powiem wam szczerze, że jak byłem na swoim pierwszym treningu KM to prowadzący od razu powiedział co jest najlepszą techniką obronną. Tzw. spierdoling. Jak opanujesz do perfekcji to działa prawie zawsze. Mówił to gość, który nigdy nie spierdalał, bo nie miał do tego warunków :DC:. No i oczywiście od pierwszego treningu KM trenuje się kopnięcie w krocze na 74 sposoby.

Pamiętam też dobrze jednego niepozornego gościa. Prowadził seminarium. Był tam jakimś głównym rabinem, chyba z Poznania. Wyglądał trochę jak Roman Polko i tak na oko na lekko powyżej czterdziestki. Pokazywal obronę przed gościem z bejsbolem. Kończyło się obaleniem zza pleców i dźwignią na nadgarstek jak już gość leży twarzą na ziemi. Nie wiedziałem, ze da się być aż tak szybkim. Za pierwszym razem widziałem tylko ruch do przodu i potem jak typ siedział na tym gościu z kijem :joe: Przy walce na ulicy szybkość (+ zaskoczenie) połączona ze świadomością jak ją wykorzystać też daje sporą przewagę.

No i wiadomo, każdy kumaty trener powie, że najlepszą obroną jest 1. dyplomacja (lotny umysł) 2. spierdoling (szybkie nogi) 3. atak z zaskoczenia (przyczajony tygrys, ukryty smok).
 
Co do mnie to wszystkie przypadki w których mnie zaczepiono lub mógłbym się wtrącić i komuś pomóc zdarzyły się w autobusach tramwajach i metrze. Wiem, że są tam kamery więc nie za bardzo mam ochotę wyjebać komuś z partyzanta w krtań a potem skoczyć na głowę żeby się nie ruszał bo nie zamierzam potem ciągać się po sądach. Ponieważ jestem normalny a nie wariat i kotów nie zabijam to do kosy pod żebro też mi nie spieszno. Najbardziej bolesne jest to że jak odpuszczę i się wymigam od fajtu to potem mam takiego zajebistego moralniaka bo wiem , że taki cwaniak jeden z drugim czuje się moralnym zwycięzcą i jedzie dalej w przeświadczeniu co to nie z niego za kozak. i sobie myślę że wielu z moich kumpli co nie mają rozterek i szybciej działają niż myślą rozjebali by takiemu patusowi ryj i nikt by ich nie zatrzymał, nigdzie by się nie nagrało itd a ja zawsze muszę mieć wątpliwości . Oczywiście to dobrze że unikam konfrontacji ale czasem by sie przydało złamać jakąś rękę i wybić parę zębów.
 
Zobaczyłem temat i przypomniała mi się piękna akcja. Było to jakoś przed świętami. Poszedłem sobie z ziomkiem do klubu. Wiało chujem więc postanowiliśmy się zwijać. Na powrocie zahaczyliśmy o budkę z zapiekankami. Tam miała się rozegrać przepiękna scena pojedynku dwóch ludzi honoru. W oczekiwaniu na zapiekankę dwóch rycerzy na białych koniach rozpoczęło bój słowny. Szybko od słów przeszli do czynów. Spory tłum gapiów rozstąpił się jak Morze Czerwone by nasi bohaterowie mieli odpowiednią ilość miejsca by pokazać swoje umiejętności. Przebieg walki był prawdziwą gratką dla fanów sportów walki. Jeden z uczestników bójki niczym Conor McGregor walczył z bardzo nisko uniesioną gardą omijając ataki rywala swoją pracą nóg i ruchami głowy. Drugi niższy i bardziej krępej budowy(i chyba bardziej najebany) pruł powietrze wiatrakami. W końcu naśladowca irlandzkiego karła pięknie skontrował adwersarza i ten upadł po raz pierwszy. Nasz honorowy fajter oczywiście pozwolił rywalowi dojść do siebie i nastąpiło kolejne stracie. Skończyło się ono bardzo śmiesznie. Rozpędzony chłopak od wiatraków został zmylony pracą nóg przeciwnika i w niezwykle finezyjnym stylu wypierdolił się na schodach. Widać było, że to już koniec tego pojedynku. Zwycięski wojownik postanowił po walce kupić sobie fanów jak niegdyś Jon Jones i podszedł do pokonanego, pomógł mu wstać i podziękował za walkę. Tłum wiwatował, a gość odjebał coś co rzuciło mnie na kolana. Typek staną na środku ul. prostej w Olsztynie i zaczął się drzeć give me the belt i pokazując rękami, że chce mieć pas na swoich biodrach. Aż łezka mi się w oku zakręciła. Wspaniała walka i niezwykłe zachowanie obu śmiałków. Naprawdę byłem pod wrażeniem.
 
Co do mnie to wszystkie przypadki w których mnie zaczepiono lub mógłbym się wtrącić i komuś pomóc zdarzyły się w autobusach tramwajach i metrze. Wiem, że są tam kamery więc nie za bardzo mam ochotę wyjebać komuś z partyzanta w krtań a potem skoczyć na głowę żeby się nie ruszał bo nie zamierzam potem ciągać się po sądach. Ponieważ jestem normalny a nie wariat i kotów nie zabijam to do kosy pod żebro też mi nie spieszno. Najbardziej bolesne jest to że jak odpuszczę i się wymigam od fajtu to potem mam takiego zajebistego moralniaka bo wiem , że taki cwaniak jeden z drugim czuje się moralnym zwycięzcą i jedzie dalej w przeświadczeniu co to nie z niego za kozak. i sobie myślę że wielu z moich kumpli co nie mają rozterek i szybciej działają niż myślą rozjebali by takiemu patusowi ryj i nikt by ich nie zatrzymał, nigdzie by się nie nagrało itd a ja zawsze muszę mieć wątpliwości . Oczywiście to dobrze że unikam konfrontacji ale czasem by sie przydało złamać jakąś rękę i wybić parę zębów.
ja raz soccerem wyjebalem chłopu dwa zeby to 8k musialem pozniej placic. nie polecam.
 
Zobaczyłem temat i przypomniała mi się piękna akcja. Było to jakoś przed świętami. Poszedłem sobie z ziomkiem do klubu. Wiało chujem więc postanowiliśmy się zwijać. Na powrocie zahaczyliśmy o budkę z zapiekankami. Tam miała się rozegrać przepiękna scena pojedynku dwóch ludzi honoru. W oczekiwaniu na zapiekankę dwóch rycerzy na białych koniach rozpoczęło bój słowny. Szybko od słów przeszli do czynów. Spory tłum gapiów rozstąpił się jak Morze Czerwone by nasi bohaterowie mieli odpowiednią ilość miejsca by pokazać swoje umiejętności. Przebieg walki był prawdziwą gratką dla fanów sportów walki. Jeden z uczestników bójki niczym Conor McGregor walczył z bardzo nisko uniesioną gardą omijając ataki rywala swoją pracą nóg i ruchami głowy. Drugi niższy i bardziej krępej budowy(i chyba bardziej najebany) pruł powietrze wiatrakami. W końcu naśladowca irlandzkiego karła pięknie skontrował adwersarza i ten upadł po raz pierwszy. Nasz honorowy fajter oczywiście pozwolił rywalowi dojść do siebie i nastąpiło kolejne stracie. Skończyło się ono bardzo śmiesznie. Rozpędzony chłopak od wiatraków został zmylony pracą nóg przeciwnika i w niezwykle finezyjnym stylu wypierdolił się na schodach. Widać było, że to już koniec tego pojedynku. Zwycięski wojownik postanowił po walce kupić sobie fanów jak niegdyś Jon Jones i podszedł do pokonanego, pomógł mu wstać i podziękował za walkę. Tłum wiwatował, a gość odjebał coś co rzuciło mnie na kolana. Typek staną na środku ul. prostej w Olsztynie i zaczął się drzeć give me the belt i pokazując rękami, że chce mieć pas na swoich biodrach. Aż łezka mi się w oku zakręciła. Wspaniała walka i niezwykłe zachowanie obu śmiałków. Naprawdę byłem pod wrażeniem.
ja nie zapomnę jak dwóch bejów pod kebabem ćwiczyło ksw. Jeden próbował założyć dźwignię na nogę, a drugi co nad nim stał, krzyczał "zostaw moją nogę". Nie wiem jak sie skończyło, ale jak odchodziłem dalej skrecał mu sie na nodze.
 
ja nie zapomnę jak dwóch bejów pod kebabem ćwiczyło ksw. Jeden próbował założyć dźwignię na nogę, a drugi co nad nim stał, krzyczał "zostaw moją nogę". Nie wiem jak sie skończyło, ale jak odchodziłem dalej skrecał mu sie na nodze.
Prawie jak Bonus BGC podczas walki "Nie kop mnie".
 
Zobaczyłem temat i przypomniała mi się piękna akcja. Było to jakoś przed świętami. Poszedłem sobie z ziomkiem do klubu. Wiało chujem więc postanowiliśmy się zwijać. Na powrocie zahaczyliśmy o budkę z zapiekankami. Tam miała się rozegrać przepiękna scena pojedynku dwóch ludzi honoru. W oczekiwaniu na zapiekankę dwóch rycerzy na białych koniach rozpoczęło bój słowny. Szybko od słów przeszli do czynów. Spory tłum gapiów rozstąpił się jak Morze Czerwone by nasi bohaterowie mieli odpowiednią ilość miejsca by pokazać swoje umiejętności. Przebieg walki był prawdziwą gratką dla fanów sportów walki. Jeden z uczestników bójki niczym Conor McGregor walczył z bardzo nisko uniesioną gardą omijając ataki rywala swoją pracą nóg i ruchami głowy. Drugi niższy i bardziej krępej budowy(i chyba bardziej najebany) pruł powietrze wiatrakami. W końcu naśladowca irlandzkiego karła pięknie skontrował adwersarza i ten upadł po raz pierwszy. Nasz honorowy fajter oczywiście pozwolił rywalowi dojść do siebie i nastąpiło kolejne stracie. Skończyło się ono bardzo śmiesznie. Rozpędzony chłopak od wiatraków został zmylony pracą nóg przeciwnika i w niezwykle finezyjnym stylu wypierdolił się na schodach. Widać było, że to już koniec tego pojedynku. Zwycięski wojownik postanowił po walce kupić sobie fanów jak niegdyś Jon Jones i podszedł do pokonanego, pomógł mu wstać i podziękował za walkę. Tłum wiwatował, a gość odjebał coś co rzuciło mnie na kolana. Typek staną na środku ul. prostej w Olsztynie i zaczął się drzeć give me the belt i pokazując rękami, że chce mieć pas na swoich biodrach. Aż łezka mi się w oku zakręciła. Wspaniała walka i niezwykłe zachowanie obu śmiałków. Naprawdę byłem pod wrażeniem.
zajebisty post. :lol:
 
Tu w sumie też trochę pasuję to przekleje z hajdparku swój post> Licze na niemerytoryczną dyskusję. Hejty mile widziane.



Muszę wylać trochę swoich żali. Chyba HP to dobre miejsce na to. A już samo Cohones to najlepsze do tego miejsce w internecie sądząc po wpisach w ostatnim czasie.

Piłem sobie piwko i naszła mnie taka ciekawa rozkmina. Zaczęło się od, krótkiej dyskusji ze znajomym, który stwierdził, że K44 jest przehajpowany przez śmierć magika i w ogóle przeciętny rap to był. Raczyłem się z tym nie zgodzić. Raz, że Joka i Dab byli wg. mnie w tamtym czasie na tym samym poziomie co Mag. Dwa, K44 miało styl nie do podjebania i do tej pory całkowicie wyróżniający się w polskiej scenie hh. Trzy, nikt wtedy i mało kto do tej pory tyle emocji w rap nie wkładał. Czasem wielokrotnie (i tylko na słuchawkach) musiałem słuchać niektórych utworów, żeby się wczuć w ten ciezki, psychodekliczny klimat ale im bardziej rozumiałem te utwory tym bardziej włos na cohones mi się jeżył. Więc kurwa, wcale ich rap nie był przeciętny!






Ale to nie tego dotyczyła moja rozkmina, bo to wyżej to oczywista oczywistość. Tak se myślę, jeszcze 10-15 lat temu świat był trochę inny. U nas nie było neta, mało kto miał komórki (byłem wtedy dzieciakiem). Dzieci bawiły się na dworzu, jak chciałeś się z kimś ustawić to musiałeś zadzwonić przez domofon lub zagwizdać pod klatką. Na wsi jeździło się większą ekipą do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów klubu, po czym na miejscu okazywało sie najcześciej, że przybyła też ekipa z konkurencyjnej wsi i była kosa. Czasem okazywało się, że przybyła też ekipa ze wsi, z którą była zgoda, wtedy sytuacja się poprawiała. Tak czy inaczej dymy były prawie nieodłącznym elementem takich imprez. Połowę tych klubów pozamykali po jakimś czasie za dragi itp.

W ogóle jak jeździłem za dzieciaka na wieś to starszy kumpel opowiadał jak się napierdalali z jakąś zwaśnioną wsią. Nikt nie miał tak dobrych opowieści. Zawsze odnosiłem wrażenie, że tamta miejscowa ekipa (większość z nich była starsza ode mnie 7-10 lat) traktuje mnie z większym szacunkiem niż moich miejscowych rówieśników (i trochę starszych ode mnie tubylców). Dopiero po jakimś czasie domyśliłem się, że to z uwago na starszego brata (on siedział trochę w tematach kibicowskich, choć mógł mieć wtedy 17-18 lat). Do dziś pamiętam jedną z opowieści tego gościa: "Zawsze jak ktoś już miał zebrać wpierdol to mówił: Jestem za <tu wstaw nazwę odpowiedniego klubu>,a twój brat na to, ze dla mnie to możesz być nawet i za księżycem, a wpierdol i tak dostaniesz. Tutaj nie ma podziału na kluby". Zawsze mnie ta opowieść bawiła.

Wiadomi, że chęć poczucia przynależności do jakiejś grupy (najczęściej poprzez identyfikację z klubem sportowym) i poczucia związanej z tym siły (no i jej wyrażanie poprzez jakieś ustawki) była wtedy i jest nadal. I to się nie zmieni. Jednak wykształciło się jakieś dziwne pojęcie prawilności, gdzie w moim odczuciu system wartości moralnych został zaburzony. Teraz jak ktoś handluje dragami, bawi się w jakąś chuliganerkę, handel dragami, bieganie z kosą po mieście, krojenie jakiś przypadkowych studenciaków to jest spoko i w ogóle należy brać z niego przykład.
Może ja się dziwnie wychowywałem ale akcje gdzie ktoś wyskakiwał w grupie do jakiś przypadkowych leszczy (szczególnie jak ci byli z dupeczkami) nie były pochwalane. A moze byłem wtedy po prostu zbyt młody. No ale kurwa, nie zdarzały sie historie o jakich opowiadał mi ojciec, że jakiś dzieciak 1-516 lat wchodził do MPK i sie sapał do normalnych starszych ludzi mówiąc, ze jak coś sikę nie podoba to ma kosę w kieszeni. Mój brat siedział w klimatach kibicowskich i w ogóle dowalanie się do dpokojnych straszych ludzi czy studenciaków z dupeczkami w ogóle się nie zdarzało.

Ogólnie, życie odbywało się w nieco wolniejszym tempie. Starsi znajomi mówili, że jak w pracy robiłeś swoje to nikt Ci nikt się nie dopierdalał, nikt nie wchodził Ci na głowę, a teraz narzekają, ze to się zmieniło (domyślam się, że to przez ówczesny brak tylu korporacji na naszym rynku).
Na forum od MMA były merytoryczne dyskusje, a nie jakieś głupie komentarze i pociski na ciężko zapierdalających przez pół życia zawodników. Nie było fejsbuka i w związku z tym tego parcia na lajki.

Wiadomo, że człowiek się dostosowuje, szczególnie, że jednak wychował sę niejako w obecnych czasach ale taka mnie naszła rozkmina. Pozdro sześćset i prawilny zółwik :chuck:


EDIT: dodam, że cohones czytuję ledwie od kilku lat i przed pudzianem MMA oglądałem tylko gdzieś z odtworzenia. Walki typu Wand vs Cro Cop czy Pride Final Conflict Mirko vs Fedor sprawiały, że chodziłęm po ich obejrzeniu podjarany tygodniami.
 
Potwierdzam, co magik pisał: 193+120 zawsze dawało handicap i zazwyczaj nie było chętnych do tanga.
Teraz jest 104, era sztuk walki, a i ja mam już wyjebane na wszystko
 
Jestem wielkim i ciężkim chujem. Delikwent nie chciał wyjść(wcześniej siłą chciał zaciągnąć do kibla klientke, która była tez moją kolezanką, potem zaczął ją bić) - podchodzę do niego. Nie uderzę pierwszy, są kamery, mogę mieć przejebane. Lecz był taki moment, sekunda, że wiedziałem, ze za ułamek sekundy sprzeda mi luja. Wiecie o co mi chodzi - każdy miał pewnie taki moment, że na sekunde przed wyczulo sie u goscia ze chce przykurwic.
Ja nie jestem twardziel do bicia, nie umiem się bić wiec pewnie nie mialbym szans gdyby ten typ zaczął.
Więc uzylem swojej masy - nim mi wyjebal , złapałem go w ramiona, by nie mogl uzyć rąk, i wyniosłem dosłownie wyrzucając na ulice.
giphy.gif
 
Back
Top