Trzynastozgłoskowcem...

KSIĘGA V - UNIFIKACJE i REWANŻE

W tej księdze się skieruje uwaga ma cała
na wagę lekką (co kiedyś kogucią się zwała).
Gdzie nie było lepszego z pasem wodzireja
od łysego Penna, inaczej - Baby Jay'a,
który najpierw w półśredniej jako mistrz był znany,
lecz musiał uciec gdy się pojawił wspominany
wcześniej St-Pierre z Kanady. BJ wagę zbijał
i już wkrótce rywali w lekkiej poobijał.
Jego ofiarą padł najpierw Pulver (z reality)
a już kolejna walka wejściem do elity
była dla BJ Penna. Wakat się pojawił,
Sherk poleciał za koksy, pas wolny zostawił.
Wówczas BJ udusił szybko Stevensona,
pas (drugi) wznosząc w górę. (jedyna persona,
która wcześniej w dwóch wagach tytuł posiadała,
to sam Randy "Natural", federacji chwała).
Penn się nie opierdzielał, był mistrzem walczącym,
równo z gongiem Sherka ubił latającym
kolanem. Wkrótce potem super walkę dostał,
i z tym się wiąże cała afera niewąska.
Penn w pierwszej rundzie przeważał, takedowny blokował,
może przez to zbyt szybko się chłop wypompował?
Grunt, że Żorż w rundzie drugiej z łatwością obalał,
a w trzeciej - jak Superman - nos Jayowi złamał.
Wreszcie narożnik Penna, w obawie o zdrowie,
zamiast do piątej rundy, to na pogotowie
BJ-a wysłał szybko. Ten na konferencję
nie zdążył, bo w szpitalu przeżywał demencję.
Podobno, mimo wysiłku i najszczerszych chęci
walki swej nie pamiętał. Miał dziurę w pamięci.
Jednak po wyzdrowieniu aferę rozpętał,
mówiąc, że już mu lepiej, i że zapamiętał,
że Żorż plecy olejem z rzepaku smarował
i dlatego w parterze go tak zdominował.
Burza się jeszcze toczyła przez kilka miesięcy,
Penn pozbawić chciał Żorża pasa i pieniędzy,
zawiesić obu trenerów i jego samego.
Lecz decyzją eNSACu gówno wyszło z tego.
Jak niepyszny powrócił walczyć w lekkiej wadze,
tutaj, na swoje szczęście, wciąż sprawował władzę.
Tu dwaj "czterowagowcy" pod rząd się trafili -
- od piórkowej do średniej w karierze walczyli
zarówno Kenny Florian, jak i Diego Sanchez.
Penn pierwszego udusił. Drugiego po walce
krwawej z ringu wyrzucił lokalny konował.
Dodać trzeba, że BJ rekord zanotował -
- żadne z obaleń Sancheza się nie zakończyło
sukcesem - a dwadzieścia siedem ich aż było!
Spodziewano się długiej ery panowania,
aż nagle młodszy rywal się z Jersey wyłania.
I cóż to - obie walki wygrywa decyzją.
(choć z mej strony nie wspomnieć będzie hipokryzją,
że w pierwszej walce sędziowie za Frankiem stanęli
choć niemal wszyscy Penna wygraną widzieli).
Edgar dał rewanż od razu, sytuacji chciał czystej.
Tym razem jego zwycięstwo było oczywiste.
W kolejnej walce trafił na pogromcę swego
(zapomnieć nie można, że wówczas - jedynego)
Gray Maynard był natenczas zapaśniczym chwatem
przez część walki Edgarem powycierał matę,
jednak sędziowskie karty tak się układały,
że walkę roku remisem świat zobaczył cały.
I jak to się Frankiemu już drzewiej zdarzało,
w rewanżu bez kalkulacji poszedł już na całość,
tak samo, jak z BJ Pennem. I znów pełen złości
wygrał, nie zostawiając żadnych wątpliwości.
Lecz nagle się pojawił Murzyn kędzierzawy,
który lubił decyzją pozałatwiać sprawy.
Nie był może geniuszem, lecz miał długie ręce.
Dwa razy zamęczył Edgara, ważąc dużo więcej.
(ta nauczka sprawiła, że Frankie chciał nowej
kariery zacząć szukać w dywizji piórkowej)
A Benson jeszcze zdążył pas zunifikować,
kiedy mu się się udało splitem umordować
Gilberta Melendeza. Lecz go z tronu zrzucił
chłopak, który właściwie pasa nie porzucił.
Były, ostatni mistrz z WECu, Tony Pettis młody,
ramię Bendo wykręcił - kończą się zawody.
Nie darmo więc ludowe przysłowie tak rzecze,
że to, co się odwlekło, nigdy nie uciecze.
Bo Pettis miał już wcześniej o pas stanąć w szranki,
lecz zawsze coś wypadło. To rywale szklanki,
to sam się kontuzjował. Gdy już siadł na tronie,
pierwszy skończył El Nino, nim brzmiał gong na koniec.
Lecz szybko się skończyła ta przygoda z pasem -
dos Anjos go obijał, jakby był balasem.
A sam Rafa kadencję swą rozpoczął śmiało,
niczym w masło wbijając kop w Kowboja ciało.
(mam nadzieję, że jednak nie wszystko stracone -
bo w lekkiej kategorii jestem za Cerrone).
Potem się jeden rudzielec na wizji zaplątał
i uwagę Brazola zbyt często zaprzątał.
Zamarzyło się chłopu (rudy - chytry, łasy)
że jednocześnie będzie posiadać dwa pasy.
Walka do skutku nie doszła - przez kostkę Rafała.
(Dla Conora to lepiej - choć i tak niemało
wstydu się najadł Rudy, kiedy go udusił
gruby chudy zawodnik, co z wakacji wrócił)
Kiedy dos Anjos wydobrzał, los przed nim postawił
Alvareza, co lekką pod ścianą ustawił
w Bellatorze. Któraż to już "unifikacja"?
(tutaj umowna tylko, co racja to racja,
ale w ostatnich latach wszak się potykali
wojowie, którzy różne pasy zdobywali).
A że niejeden już uległ zapaśniczej zmorze,
stawiam, że Eddie mistrzem zostać teraz może.
Lecz jeśli jednak hierarchia nie będzie ruszona,
nadejdzie wkrótce pora Cucuy Fergusona.
A jeśli Tony również dostanie po papie,
wtedy pewnie się Khabib do pasa dochrapie.
Są inni kandydaci - nie podważam tego -
jest Nate - ten sam co niedyś ośmieszył Rudego,
król obrotów Barboza, Diament i Blakiao.
Poważnych kandydatów w tym gronie niemało.
Dodajmy - jest tu także nasz pasek niebieski -
chłopak z Trójmiasta, "Wookie". Imć Łukasz Sajewski.
On, póki co, wygranej jeszcze nie smakował -
w najbliższej walce z Burnsem będę kibicował!
 
KSIĘGA V - UNIFIKACJE i REWANŻE

W tej księdze się skieruje uwaga ma cała
na wagę lekką (co kiedyś kogucią się zwała).
Gdzie nie było lepszego z pasem wodzireja
od łysego Penna, inaczej - Baby Jay'a,
który najpierw w półśredniej jako mistrz był znany,
lecz musiał uciec gdy się pojawił wspominany
wcześniej St-Pierre z Kanady. BJ wagę zbijał
i już wkrótce rywali w lekkiej poobijał.
Jego ofiarą padł najpierw Pulver (z reality)
a już kolejna walka wejściem do elity
była dla BJ Penna. Wakat się pojawił,
Sherk poleciał za koksy, pas wolny zostawił.
Wówczas BJ udusił szybko Stevensona,
pas (drugi) wznosząc w górę. (jedyna persona,
która wcześniej w dwóch wagach tytuł posiadała,
to sam Randy "Natural", federacji chwała).
Penn się nie opierdzielał, był mistrzem walczącym,
równo z gongiem Sherka ubił latającym
kolanem. Wkrótce potem super walkę dostał,
i z tym się wiąże cała afera niewąska.
Penn w pierwszej rundzie przeważał, takedowny blokował,
może przez to zbyt szybko się chłop wypompował?
Grunt, że Żorż w rundzie drugiej z łatwością obalał,
a w trzeciej - jak Superman - nos Jayowi złamał.
Wreszcie narożnik Penna, w obawie o zdrowie,
zamiast do piątej rundy, to na pogotowie
BJ-a wysłał szybko. Ten na konferencję
nie zdążył, bo w szpitalu przeżywał demencję.
Podobno, mimo wysiłku i najszczerszych chęci
walki swej nie pamiętał. Miał dziurę w pamięci.
Jednak po wyzdrowieniu aferę rozpętał,
mówiąc, że już mu lepiej, i że zapamiętał,
że Żorż plecy olejem z rzepaku smarował
i dlatego w parterze go tak zdominował.
Burza się jeszcze toczyła przez kilka miesięcy,
Penn pozbawić chciał Żorża pasa i pieniędzy,
zawiesić obu trenerów i jego samego.
Lecz decyzją eNSACu gówno wyszło z tego.
Jak niepyszny powrócił walczyć w lekkiej wadze,
tutaj, na swoje szczęście, wciąż sprawował władzę.
Tu dwaj "czterowagowcy" pod rząd się trafili -
- od piórkowej do średniej w karierze walczyli
zarówno Kenny Florian, jak i Diego Sanchez.
Penn pierwszego udusił. Drugiego po walce
krwawej z ringu wyrzucił lokalny konował.
Dodać trzeba, że BJ rekord zanotował -
- żadne z obaleń Sancheza się nie zakończyło
sukcesem - a dwadzieścia siedem ich aż było!
Spodziewano się długiej ery panowania,
aż nagle młodszy rywal się z Jersey wyłania.
I cóż to - obie walki wygrywa decyzją.
(choć z mej strony nie wspomnieć będzie hipokryzją,
że w pierwszej walce sędziowie za Frankiem stanęli
choć niemal wszyscy Penna wygraną widzieli).
Edgar dał rewanż od razu, sytuacji chciał czystej.
Tym razem jego zwycięstwo było oczywiste.
W kolejnej walce trafił na pogromcę swego
(zapomnieć nie można, że wówczas - jedynego)
Gray Maynard był natenczas zapaśniczym chwatem
przez część walki Edgarem powycierał matę,
jednak sędziowskie karty tak się układały,
że walkę roku remisem świat zobaczył cały.
I jak to się Frankiemu już drzewiej zdarzało,
w rewanżu bez kalkulacji poszedł już na całość,
tak samo, jak z BJ Pennem. I znów pełen złości
wygrał, nie zostawiając żadnych wątpliwości.
Lecz nagle się pojawił Murzyn kędzierzawy,
który lubił decyzją pozałatwiać sprawy.
Nie był może geniuszem, lecz miał długie ręce.
Dwa razy zamęczył Edgara, ważąc dużo więcej.
(ta nauczka sprawiła, że Frankie chciał nowej
kariery zacząć szukać w dywizji piórkowej)
A Benson jeszcze zdążył pas zunifikować,
kiedy mu się się udało splitem umordować
Gilberta Melendeza. Lecz go z tronu zrzucił
chłopak, który właściwie pasa nie porzucił.
Były, ostatni mistrz z WECu, Tony Pettis młody,
ramię Bendo wykręcił - kończą się zawody.
Nie darmo więc ludowe przysłowie tak rzecze,
że to, co się odwlekło, nigdy nie uciecze.
Bo Pettis miał już wcześniej o pas stanąć w szranki,
lecz zawsze coś wypadło. To rywale szklanki,
to sam się kontuzjował. Gdy już siadł na tronie,
pierwszy skończył El Nino, nim brzmiał gong na koniec.
Lecz szybko się skończyła ta przygoda z pasem -
dos Anjos go obijał, jakby był balasem.
A sam Rafa kadencję swą rozpoczął śmiało,
niczym w masło wbijając kop w Kowboja ciało.
(mam nadzieję, że jednak nie wszystko stracone -
bo w lekkiej kategorii jestem za Cerrone).
Potem się jeden rudzielec na wizji zaplątał
i uwagę Brazola zbyt często zaprzątał.
Zamarzyło się chłopu (rudy - chytry, łasy)
że jednocześnie będzie posiadać dwa pasy.
Walka do skutku nie doszła - przez kostkę Rafała.
(Dla Conora to lepiej - choć i tak niemało
wstydu się najadł Rudy, kiedy go udusił
gruby chudy zawodnik, co z wakacji wrócił)
Kiedy dos Anjos wydobrzał, los przed nim postawił
Alvareza, co lekką pod ścianą ustawił
w Bellatorze. Któraż to już "unifikacja"?
(tutaj umowna tylko, co racja to racja,
ale w ostatnich latach wszak się potykali
wojowie, którzy różne pasy zdobywali).
A że niejeden już uległ zapaśniczej zmorze,
stawiam, że Eddie mistrzem zostać teraz może.
Lecz jeśli jednak hierarchia nie będzie ruszona,
nadejdzie wkrótce pora Cucuy Fergusona.
A jeśli Tony również dostanie po papie,
wtedy pewnie się Khabib do pasa dochrapie.
Są inni kandydaci - nie podważam tego -
jest Nate - ten sam co niedyś ośmieszył Rudego,
król obrotów Barboza, Diament i Blakiao.
Poważnych kandydatów w tym gronie niemało.
Dodajmy - jest tu także nasz pasek niebieski -
chłopak z Trójmiasta, "Wookie". Imć Łukasz Sajewski.
On, póki co, wygranej jeszcze nie smakował -
w najbliższej walce z Burnsem będę kibicował!



Kozak w chuj.
 
Tym razem debiutuję w gatunku BALLADA:
Ballada – gatunek synkretyczny, łączący w sobie cechy liryki (nastrojowość, emocjonalność), epiki (fabuła, narrator) i dramatu (dialogi, akcja), którego tematem są niezwykłe wydarzenia. Jej nazwa pochodzi od włoskiego ballare (tańczyć), co wskazuje na włosko-prowansalskie początki. Romantyczna ballada nawiązuje jednak do ludowych pieśni, które między XII a XIV w. pojawiły się wDanii i Szkocji. Pod koniec XVIII w. odkryli je miłośnicy folkloru. Wkrótce ballada stała się ulubionym gatunkiem poetów. Jej romantyczna forma wyróżnia się śpiewnością wiersza, nastrojowością, tajemniczością niejasno zarysowanych zdarzeń z interwencją złowrogich sił nadzmysłowych. Uwydatnieniu sensacyjności sprzyja konstrukcja narratora – zdziwionego światem, który przedstawia.

Moja parafraza "Romantyczności" Adama Mickiewicza



FAVELICZNOŚĆ
Methinks, I feel... What?
- A pain in my butt.
Gadelhaeare
Zdaje mi się, że czuję... co?
Ból w mojej dupie.



Słuchaj, dzieweczko!
- Ona nie słucha -
To jest Vegas - nie miasteczko,
niemal wyzionęłaś ducha.
Po co gadasz, żeś wygrała?
Żeś trzy rundy wymiatała?
- Ona nie słucha -

To logika faveli,
Bodaj ją diabli wzięli,
To faktom nagle zaprzeczy,
To od rzeczy pierdoli,
To Szefowej złorzeczy.
Znowu dupa ją boli.

"Ja dziś wygrałam! Znowu sędziowie!
I znowu mnie tu okradli!
Nie słucham teraz, co Asia powie,
A niech ją wszyscy diabli!"

Niech sobie gada, głupia Klaudyna!
Pasa nie było i ni ma!
Znowu wtopiła? Niech nie pierdoli,
Nawet jej trener to przyznał!
Ach, znów ta gadka, znów dupa boli
Klaudiusza (bo to mężczyzna)!

Zamilcz, Gadelho, na chwilę,
Nadzieje twe pogrzebane!
Do dżungli kup sobie bilet,
Bo tu Joanna jest panem!

Ach, ile jeszcze trzeba nakopać
ci w mazak? Dwa, czy trzy razy?
Asia już topór chciała zakopać,
nie ma urazy!

To nie sędziowie, to ty nie rozumiesz!
Nie płacz, nie bądź balasem!
Jesteś jedyną w całym tym tłumie
Co widzi cię z pasem!

Śródręcze pękło? A tobie śniło
się, że to Asia się złamie.
Popatrz w lusterko - obite ryło.
Zamilknij, chamie!

Zrozum, to koniec. Ruiny, zgliszcza,
Bo ducha walki brakuje.
A bez kondycji nie będziesz mistrzem,
Lecz brazylijskim chujem.

Martwe nadzieje, miraż, ułuda,
Lecz widzę, że tobie mało
Za trzecim razem znów się nie uda -
Taki los Nova Koksao!


@J-Son
 
Last edited:
Tym razem debiutuję w gatunku BALLADA:
Ballada – gatunek synkretyczny, łączący w sobie cechy liryki (nastrojowość, emocjonalność), epiki (fabuła, narrator) i dramatu (dialogi, akcja), którego tematem są niezwykłe wydarzenia. Jej nazwa pochodzi od włoskiego ballare (tańczyć), co wskazuje na włosko-prowansalskie początki. Romantyczna ballada nawiązuje jednak do ludowych pieśni, które między XII a XIV w. pojawiły się wDanii i Szkocji. Pod koniec XVIII w. odkryli je miłośnicy folkloru. Wkrótce ballada stała się ulubionym gatunkiem poetów. Jej romantyczna forma wyróżnia się śpiewnością wiersza, nastrojowością, tajemniczością niejasno zarysowanych zdarzeń z interwencją złowrogich sił nadzmysłowych. Uwydatnieniu sensacyjności sprzyja konstrukcja narratora – zdziwionego światem, który przedstawia.

Moja parafraza "Romantyczności" Adama Mickiewicza



FAVELICZNOŚĆ
Methinks, I feel... What?
- A pain in my butt.
Gadelhaeare
Zdaje mi się, że czuję... co?
Ból w mojej dupie.



Słuchaj, dzieweczko!
- Ona nie słucha -
To jest Vegas - nie miasteczko,
niemal wyzionęłaś ducha.
Po co gadasz, żeś wygrała?
Żeś trzy rundy wymiatała?
- Ona nie słucha -

To logika faveli,
Bodaj ją diabli wzięli,
To faktom nagle zaprzeczy,
To od rzeczy pierdoli,
To Szefowej złorzeczy.
Znowu dupa ją boli.

"Ja dziś wygrałam! Znowu sędziowie!
I znowu mnie tu okradli!
Nie słucham teraz, co Asia powie,
A niech ją wszyscy diabli!"

Niech sobie gada, głupia Klaudyna!
Pasa nie było i ni ma!
Znowu wtopiła? Niech nie pierdoli,
Nawet jej trener to przyznał!
Ach, znów ta gadka, znów dupa boli
Klaudiusza (bo to mężczyzna)!

Zamilcz, Gadelho, na chwilę,
Nadzieje twe pogrzebane!
Do dżungli kup sobie bilet,
Bo tu Joanna jest panem!

Ach, ile jeszcze trzeba nakopać
ci w mazak? Dwa, czy trzy razy?
Asia już topór chciała zakopać,
nie ma urazy!

To nie sędziowie, to ty nie rozumiesz!
Nie płacz, nie bądź balasem!
Jesteś jedyną w całym tym tłumie
Co widzi cię z pasem!

Śródręcze pękło? A tobie śniło
się, że to Asia się złamie.
Popatrz w lusterko - obite ryło.
Zamilknij, chamie!

Zrozum, to koniec. Ruiny, zgliszcza,
Bo ducha walki brakuje.
A bez kondycji nie będziesz mistrzem,
Lecz brazylijskim chujem.

Martwe nadzieje, miraż, ułuda,
Lecz widzę, że tobie mało
Za trzecim razem znów się nie uda -
Taki los Nova Koksao!


@J-Son
giphy.gif
 
Tym razem debiutuję w gatunku BALLADA:
Ballada – gatunek synkretyczny, łączący w sobie cechy liryki (nastrojowość, emocjonalność), epiki (fabuła, narrator) i dramatu (dialogi, akcja), którego tematem są niezwykłe wydarzenia. Jej nazwa pochodzi od włoskiego ballare (tańczyć), co wskazuje na włosko-prowansalskie początki. Romantyczna ballada nawiązuje jednak do ludowych pieśni, które między XII a XIV w. pojawiły się wDanii i Szkocji. Pod koniec XVIII w. odkryli je miłośnicy folkloru. Wkrótce ballada stała się ulubionym gatunkiem poetów. Jej romantyczna forma wyróżnia się śpiewnością wiersza, nastrojowością, tajemniczością niejasno zarysowanych zdarzeń z interwencją złowrogich sił nadzmysłowych. Uwydatnieniu sensacyjności sprzyja konstrukcja narratora – zdziwionego światem, który przedstawia.

Moja parafraza "Romantyczności" Adama Mickiewicza



FAVELICZNOŚĆ
Methinks, I feel... What?
- A pain in my butt.
Gadelhaeare
Zdaje mi się, że czuję... co?
Ból w mojej dupie.



Słuchaj, dzieweczko!
- Ona nie słucha -
To jest Vegas - nie miasteczko,
niemal wyzionęłaś ducha.
Po co gadasz, żeś wygrała?
Żeś trzy rundy wymiatała?
- Ona nie słucha -

To logika faveli,
Bodaj ją diabli wzięli,
To faktom nagle zaprzeczy,
To od rzeczy pierdoli,
To Szefowej złorzeczy.
Znowu dupa ją boli.

"Ja dziś wygrałam! Znowu sędziowie!
I znowu mnie tu okradli!
Nie słucham teraz, co Asia powie,
A niech ją wszyscy diabli!"

Niech sobie gada, głupia Klaudyna!
Pasa nie było i ni ma!
Znowu wtopiła? Niech nie pierdoli,
Nawet jej trener to przyznał!
Ach, znów ta gadka, znów dupa boli
Klaudiusza (bo to mężczyzna)!

Zamilcz, Gadelho, na chwilę,
Nadzieje twe pogrzebane!
Do dżungli kup sobie bilet,
Bo tu Joanna jest panem!

Ach, ile jeszcze trzeba nakopać
ci w mazak? Dwa, czy trzy razy?
Asia już topór chciała zakopać,
nie ma urazy!

To nie sędziowie, to ty nie rozumiesz!
Nie płacz, nie bądź balasem!
Jesteś jedyną w całym tym tłumie
Co widzi cię z pasem!

Śródręcze pękło? A tobie śniło
się, że to Asia się złamie.
Popatrz w lusterko - obite ryło.
Zamilknij, chamie!

Zrozum, to koniec. Ruiny, zgliszcza,
Bo ducha walki brakuje.
A bez kondycji nie będziesz mistrzem,
Lecz brazylijskim chujem.

Martwe nadzieje, miraż, ułuda,
Lecz widzę, że tobie mało
Za trzecim razem znów się nie uda -
Taki los Nova Koksao!


@J-Son
ty to na trzeźwo tworzysz czy jak?
 
Back
Top