By żyło się lepiej: kariera/studia/przekręty;)

Ja pierdolę, aż znajdę ten wpis, gdy Ci proponował, aby przyjść na jakąś konferencję, gdzie oferują praktyki i można nałapać kontaktów i ewentualnie Cię wkręcić.
Z tego co wiem, to konferencja dotyczyła obsługi programu Midas Civil Engineering, który jest używany w firmie w której Orest pracuje. Jeśli powodem rzekomego olania sprawy była moja nieobecność, to przepraszam bardzo. Jasno napisałem, że nie mogłem w wykładzie wziąć udziału, a nie widzę powodów, by się szczegółowo z tych powodów tłumaczyć.
 
Z tego co wiem, to konferencja dotyczyła obsługi programu Midas Civil Engineering, który jest używany w firmie w której Orest pracuje. Jeśli powodem rzekomego olania sprawy była moja nieobecność, to przepraszam bardzo. Jasno napisałem, że nie mogłem w wykładzie wziąć udziału, a nie widzę powodów, by się szczegółowo z tych powodów tłumaczyć.
Nie, to byla inna konferencja organizowana dla studentów, jedna dziewczyna i jeden chłopak załapali praktyki. No ale nic, powodzenia. Swoją drogą 7 października będę prezentował Midasa we Wrocławiu, zapraszam zainteresowanych.
 
Wewiurek to jest kwintesencja tracenia szansy przez zbyt dużą ilość myślenia. Jak coś usłyszę to dam znać.

U mnie zbliża się wóz albo przewóz-ogarnąłem inwestycję z pozwoleniem na budowę, ogarnąłem oferty budowlane, harmonogramy, plan marketingowy itp. Wszystko zamyka się w okolicy 4,5 mln za całość, to naprawde niedużo, a zwrot jest więcej niż zadowalający. Jak moi partnerzy nie podejmą szybko decyzji to inwestycja zniknie z rynku i 9 miesięcy pójdzie się jebać. Inne opcje albo mają wady prawne albo zwrot w procentach różni się nawet o 50%. Aż mnie telepie że szybkość decyzji nie zależy ode mnie. Dlatego przygotowuję sobie osobne zajęcie żeby nie być zależnym od jednego inwestora.
 
Nie straż wiejska, nie psiarnia i nie wojsko!:wink: w wojsku mam 3 bardzo dobrych ziomków, są po 3 kontrakcie i powoli szykują się do ewakuacji i myślą o innych służbach. Takie czasy piękne nastały w naszej armii. Gdyby nie te jebane kontrakty to bym pewnie myślał intensywnie o wojsku.
 
Nie straż wiejska, nie psiarnia i nie wojsko!:wink: w wojsku mam 3 bardzo dobrych ziomków, są po 3 kontrakcie i powoli szykują się do ewakuacji i myślą o innych służbach. Takie czasy piękne nastały w naszej armii. Gdyby nie te jebane kontrakty to bym pewnie myślał intensywnie o wojsku.
No to została Służba więzienna i Straż Pożarna :)
 
Nie mogę mówić na forum:bomb: to jest temat tabu jak sterydy w polskim MMA!:wink: nie wymieniliście jeszcze wszystkich służb mundurowych:wink: będę chciał szybko dostać się do oddziału specjalnego że tak to nazwę( broń, kominiary to mnie kręci:bomb:). Tymczasem spierdalam do zjebanej roboty na nockę:sad: @Masu dobry temat założyłeś!:beer:
 
Nie mogę mówić na forum:bomb: to jest temat tabu jak sterydy w polskim MMA!:wink: nie wymieniliście jeszcze wszystkich służb mundurowych:wink: będę chciał szybko dostać się do oddziału specjalnego że tak to nazwę( broń, kominiary to mnie kręci:bomb:). Tymczasem spierdalam do zjebanej roboty na nockę:sad: @Masu dobry temat założyłeś!:beer:

Opinii wiesz na zlocie. Mnie gdzieś tam, gdzieś tam nie chcieli. Ale to bez mundurów;)
 
Wewiurek to jest kwintesencja tracenia szansy przez zbyt dużą ilość myślenia. Jak coś usłyszę to dam znać.

U mnie zbliża się wóz albo przewóz-ogarnąłem inwestycję z pozwoleniem na budowę, ogarnąłem oferty budowlane, harmonogramy, plan marketingowy itp. Wszystko zamyka się w okolicy 4,5 mln za całość, to naprawde niedużo, a zwrot jest więcej niż zadowalający. Jak moi partnerzy nie podejmą szybko decyzji to inwestycja zniknie z rynku i 9 miesięcy pójdzie się jebać. Inne opcje albo mają wady prawne albo zwrot w procentach różni się nawet o 50%. Aż mnie telepie że szybkość decyzji nie zależy ode mnie. Dlatego przygotowuję sobie osobne zajęcie żeby nie być zależnym od jednego inwestora.
Można wiedzieć czym się zajmujesz? Jakieś kontakty z developerami? Macie już wszystkich podwykonawców ogarniętych?
 
Można wiedzieć czym się zajmujesz? Jakieś kontakty z developerami? Macie już wszystkich podwykonawców ogarniętych?
Jednym zdaniem: ogarniam założenie firmy deweloperskiej z irlandzkim kapitałem. Od początku roku szukałem działek z pozwoleniem na budowę(wymaganie inwestora, który nie chciał zacząć od przechodzenia całego procesu administracyjnego), z kilkoma właścicielami takich inwestycji prowadziłem negocjacje, mamy jedna wybraną. Bierzemy generalnego bo to pierwsza budowa a ja nigdy nie ogarniałem innego tematu niż obiekt handlów i to też zawsze z generalnym. To też jest ból bo przy takim temacie trzeba brać małą firmę a trudno znaleźć sprawdzoną. Najgorsze jest to że inwestor ma problem z podjęciem decyzji-chłop ma kilka firm, które zajmują jego czas a dodatkowo wprowadza nowy, inniwacyjny produkt do USA, Afryki i Europy Wschodniej-ja jestem na końcu tego łańcucha pokarmowego. Co konkretnie robisz?
 
Ktoś tu pisał o programistach są pilnie poszukiwani do pracy w wielu delegaturach CBA
 
Otaczaj sie ludzmi pozytywnie myślącymi,narzekaczy separuj, nawet jeżeli to będzie ktoś z najbliższego otoczenia.

Nie wybieraj sobe znajomych po linii poglądów politycznych,gustów muzycznych,światopoglądu.
Lojalność,odpowiedzialność,słowność są wartościami dużo więcej wartymi.

Pracę wykonuj rzetelnie.(jakakolwiek by nie była).

Ryzyko podejmuj,korzystaj z szans.
Nie analizuj sytuacji zbyt przesadnie bo zawsze doszukasz się negatywów które odwiodą Cię od decyzji.

Wybierając kobietę, patrz jak traktuje swoich rodziców i rodzeństwo.Z upływem czasu,kiedy motyle w brzuchu przeminą będziesz traktowany podobnie.

Ogólnie postępuj tak, aby goląc sie co rano nie mieć powodu aby pluć na lusterko.

Pozdrawiam
Szczęśliwy Trzydziestosześciolatek.

Dzisiaj skończon:lol::lol::lol:.
 
Rodzinna firma- wod-kan zew. zazwyczaj większe inwestycje-np. kompleks budynków mieszkalnych.Ale takie mniejsze -domki jednorodzinne też ogarniamy jak jest czas.Ogólnie znam trochę firm ogarniętych ale z zakresu sanitarki i duze firmy budowlane.Małych firm budowlanych nie znam niestety.
@herrflick wszystkiego najlepszego!
 
Rodzinna firma- wod-kan zew. zazwyczaj większe inwestycje-np. kompleks budynków mieszkalnych.Ale takie mniejsze -domki jednorodzinne też ogarniamy jak jest czas.Ogólnie znam trochę firm ogarniętych ale z zakresu sanitarki i duze firmy budowlane.Małych firm budowlanych nie znam niestety.

U nas będzie 4 budynki w sumie 1150 PUM. Jakbyś byl na zlocie to chetnie pogadam.
 
tatuaze to tez oplacalny biznes, jak ktos ma talent :lol:
obstawiam, ze z 1500zl dziennie bez wiekszego problemu mozna zarobic jak ktos jest juz troche lepszy, a jak cienki to i tak bedzie mogl spokojnie zyc
 
Otaczaj sie ludzmi pozytywnie myślącymi,narzekaczy separuj, nawet jeżeli to będzie ktoś z najbliższego otoczenia.

Nie wybieraj sobe znajomych po linii poglądów politycznych,gustów muzycznych,światopoglądu.
Lojalność,odpowiedzialność,słowność są wartościami dużo więcej wartymi.

Pracę wykonuj rzetelnie.(jakakolwiek by nie była).

Ryzyko podejmuj,korzystaj z szans.
Nie analizuj sytuacji zbyt przesadnie bo zawsze doszukasz się negatywów które odwiodą Cię od decyzji.

Wybierając kobietę, patrz jak traktuje swoich rodziców i rodzeństwo.Z upływem czasu,kiedy motyle w brzuchu przeminą będziesz traktowany podobnie.

Ogólnie postępuj tak, aby goląc sie co rano nie mieć powodu aby pluć na lusterko.

Pozdrawiam
Szczęśliwy Trzydziestosześciolatek.

Dzisiaj skończon:lol::lol::lol:.
Najlepszego!!
Mi lada dzień też stuknie 36, ale szczęśliwszy już w życiu bywałem:(
 
Co do tematu - moja branża, to psychoterapia, mediacje (mam nadzieję, że w "naszym światku" MMA też się przyjmą i będziemy oglądali mniej konfliktów, co przełoży sie na bardziej poważny wizerunek tego sportu) i - od niedawna - fundraising. Najważniejsze dla mnie jest to, że sprawia mi ta praca kawał radochy i satysfakcji. Nie jest to branża IT, ale żyć się da, chociaż z powodu przejścia na własna działalność w kiepskim okresie wakacyjnym, o mało co na zawał nie zszedłem. Mam nadzieję, że powoli będzie to szło w odpowiednim kierunku.
 
ProTip na przyszłość: zawsze zbierajcie kwity, zachowujcie protokoły, potwierdzenia odbioru, wszystko. Dzisiaj mam śmieszną sytuację bo napisał do mnie wspólnik firmy deweloperskiej, której działką z pozwoleniem się interesowałem. Żąda ode mnie zwrotu dokumentacji projektowej, którą podobno wypożyczyłem i nie oddałem. Bzdura bo mam na to kwit z jego podpisem. Ale wiem że on wie-ten mail tak naprawdę nie jest dla mnie a dla jego wspólnika, który chce dokończyć budowę z inwestorem, czego ten frajer nie chce bo go ograją i nie zarobi. Dlatego ściemnia im że ja mam dokumentację projektową, gdybym nie miał potwierdzenia odbioru mógłby nawet iść do sądu ciągnąc ten bajer i wykorzystując moją skromną osobę. Nigdy nie zadajcie się z bankrutami.
 
Popieram. Jak mozesz cos zalatwic mailowo lub za pismem to zalatwiaj - nic na gębę. Po drugie - kochajcie sie jak bracia ale liczcie sie jak Zydzi. Nie wazne jaki masz stosunek osobisty do kogos, zawsze pilnuj punktu pierwszego. Gdy zaczynaja sie klopoty ludzie zamieniaja sie w zwierzęta i potrafia usprawiedliwic przed sobą wszystko, a tym bardziej "rozpad waszej znajomosci".
 
Dwa lata temu postanowiłem z moim wspólnikiem porzucić polskie biura projektowe na zawsze i zacząć współpracę z firmą zagraniczną. Po pierwsze Polski grajdołek to syf, malaria, brud, słabo płacą, rynek niestabilny, dumpingowe ceny, wszędzie cwaniactwo chcące cię wydymać. Firmy działające na zagranicznych rynkach różnią się o 180deg od naszych i tutaj nawet nie ma co opowiadać, bo różnica jest w każdej małej rzeczy i w każdym aspekcie działania firmy. Dlatego udało się (z małymi problemami) zahaczyć w wielkiej angielskiej firmie, na dość dobrym stanowisku. Hajs dużo dużo lepszy niż w Polsce (na początku podobny, ale potem skaczę :)), robota spokojniejsza, rynki zagraniczne totalnie stabilne, jest płynność pracy. Wiadomo, trzeba się było multum rzeczy douczyć: poznać specyfikę rynku, poznać ichniejsze standardy, których mają duuuużo więcej niż my, poznać normy i sposoby wykonywania projektów, ocen nośności, ekspertyz, analiz. Przede wszystkim opanować w perfekcyjnym stopniu programy obliczeniowe różnej maści. Jednak gdy człowiek to już ogarnął to z górki. No i trzeba znać przyzwoicie angielski. Podczas pracy, jako główny obliczeniowiec w moim oddziale wraz z moim w/w wspólnikiem douczyliśmy się wszystkiego i ogarneliśmy co trzeba. Jakiś miesiąc temu pojawiła się okazja, ponieważ jedna z największych firm projektowych na świecie otwiera u nas oddział mostowy. Nie myśląc długo złożyliśmy nasze CV, portfolio, referencję na stanowisko, na które nie spełnialiśmy wymagań jeszcze, bo są one na prawdę kosmiczne i przejebane. Po 2 tygodniach od aplikacji, zadzwoniła do mnie angielka z HR, maglowała mnie 25 minut, ale na samym końcu ustawiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną, pomimo, że nie spełniam jeszcze wymagań formalnych. Sama rozmowa dosyć przejebana, babka z HR + anglik + hindus przepytywali mnie nawet o rozmiar fiuta przez 1,5h. Wypytywali o wszystko o co mogli, o problemy przy konkretnych projektach, o sposoby obliczeń, o normy znane tylko ludziom z rynku angielskiego, o kruczki w programach obliczeniowych. No, ale jakoś poszło i przetrwałem, podobnie jak mój kumpel. Wczoraj dostałem telefon od tej samej angielki z HR, że wypadliśmy najlepiej ze wszystkich kandydatów, że są bardzo zadowoleni z rozmowy i proponują nam pracę. Wynegocjowałem dużo lepsze stanowisko niż mam teraz, 2400 zł podwyżki w stosunku do obecnej pensji, oczywiście w pakiecie dają prywatną opiekę medyczną, kartę multisportu, do tego bonus co pół roku w postaci profitshare'a, cykliczne wyjazdy do Anglii w ramach projektów i możliwość zarządzania swoimi projektami.

Mało tego, wczoraj po prezentacji w rozmowach kuluarowych poznałem gościa, który zamierza rozkręcać swój własny bizness na rynku angielskim i myślę, że jak trochę szczęścia dopisze, to będzie się nam dobrze współpracować.

Także to tyle, nic nadzwyczajnego, ale jak dla mnie bomba, bo mam zajebistą możliwość dalszego rozwoju i zdobywania zagranicznych rynków, totalnie uniezależniając się od polskiego bagienka.
 
Dwa lata temu postanowiłem z moim wspólnikiem porzucić polskie biura projektowe na zawsze i zacząć współpracę z firmą zagraniczną. Po pierwsze Polski grajdołek to syf, malaria, brud, słabo płacą, rynek niestabilny, dumpingowe ceny, wszędzie cwaniactwo chcące cię wydymać. Firmy działające na zagranicznych rynkach różnią się o 180deg od naszych i tutaj nawet nie ma co opowiadać, bo różnica jest w każdej małej rzeczy i w każdym aspekcie działania firmy. Dlatego udało się (z małymi problemami) zahaczyć w wielkiej angielskiej firmie, na dość dobrym stanowisku. Hajs dużo dużo lepszy niż w Polsce (na początku podobny, ale potem skaczę :)), robota spokojniejsza, rynki zagraniczne totalnie stabilne, jest płynność pracy. Wiadomo, trzeba się było multum rzeczy douczyć: poznać specyfikę rynku, poznać ichniejsze standardy, których mają duuuużo więcej niż my, poznać normy i sposoby wykonywania projektów, ocen nośności, ekspertyz, analiz. Przede wszystkim opanować w perfekcyjnym stopniu programy obliczeniowe różnej maści. Jednak gdy człowiek to już ogarnął to z górki. No i trzeba znać przyzwoicie angielski. Podczas pracy, jako główny obliczeniowiec w moim oddziale wraz z moim w/w wspólnikiem douczyliśmy się wszystkiego i ogarneliśmy co trzeba. Jakiś miesiąc temu pojawiła się okazja, ponieważ jedna z największych firm projektowych na świecie otwiera u nas oddział mostowy. Nie myśląc długo złożyliśmy nasze CV, portfolio, referencję na stanowisko, na które nie spełnialiśmy wymagań jeszcze, bo są one na prawdę kosmiczne i przejebane. Po 2 tygodniach od aplikacji, zadzwoniła do mnie angielka z HR, maglowała mnie 25 minut, ale na samym końcu ustawiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną, pomimo, że nie spełniam jeszcze wymagań formalnych. Sama rozmowa dosyć przejebana, babka z HR + anglik + hindus przepytywali mnie nawet o rozmiar fiuta przez 1,5h. Wypytywali o wszystko o co mogli, o problemy przy konkretnych projektach, o sposoby obliczeń, o normy znane tylko ludziom z rynku angielskiego, o kruczki w programach obliczeniowych. No, ale jakoś poszło i przetrwałem, podobnie jak mój kumpel. Wczoraj dostałem telefon od tej samej angielki z HR, że wypadliśmy najlepiej ze wszystkich kandydatów, że są bardzo zadowoleni z rozmowy i proponują nam pracę. Wynegocjowałem dużo lepsze stanowisko niż mam teraz, 2400 zł podwyżki w stosunku do obecnej pensji, oczywiście w pakiecie dają prywatną opiekę medyczną, kartę multisportu, do tego bonus co pół roku w postaci profitshare'a, cykliczne wyjazdy do Anglii w ramach projektów i możliwość zarządzania swoimi projektami.

Mało tego, wczoraj po prezentacji w rozmowach kuluarowych poznałem gościa, który zamierza rozkręcać swój własny bizness na rynku angielskim i myślę, że jak trochę szczęścia dopisze, to będzie się nam dobrze współpracować.

Także to tyle, nic nadzwyczajnego, ale jak dla mnie bomba, bo mam zajebistą możliwość dalszego rozwoju i zdobywania zagranicznych rynków, totalnie uniezależniając się od polskiego bagienka.

Fajnie, ze Wam sie udało.
Moje gratulacje!
 
Dwa lata temu postanowiłem z moim wspólnikiem porzucić polskie biura projektowe na zawsze i zacząć współpracę z firmą zagraniczną. Po pierwsze Polski grajdołek to syf, malaria, brud, słabo płacą, rynek niestabilny, dumpingowe ceny, wszędzie cwaniactwo chcące cię wydymać. Firmy działające na zagranicznych rynkach różnią się o 180deg od naszych i tutaj nawet nie ma co opowiadać, bo różnica jest w każdej małej rzeczy i w każdym aspekcie działania firmy. Dlatego udało się (z małymi problemami) zahaczyć w wielkiej angielskiej firmie, na dość dobrym stanowisku. Hajs dużo dużo lepszy niż w Polsce (na początku podobny, ale potem skaczę :)), robota spokojniejsza, rynki zagraniczne totalnie stabilne, jest płynność pracy. Wiadomo, trzeba się było multum rzeczy douczyć: poznać specyfikę rynku, poznać ichniejsze standardy, których mają duuuużo więcej niż my, poznać normy i sposoby wykonywania projektów, ocen nośności, ekspertyz, analiz. Przede wszystkim opanować w perfekcyjnym stopniu programy obliczeniowe różnej maści. Jednak gdy człowiek to już ogarnął to z górki. No i trzeba znać przyzwoicie angielski. Podczas pracy, jako główny obliczeniowiec w moim oddziale wraz z moim w/w wspólnikiem douczyliśmy się wszystkiego i ogarneliśmy co trzeba. Jakiś miesiąc temu pojawiła się okazja, ponieważ jedna z największych firm projektowych na świecie otwiera u nas oddział mostowy. Nie myśląc długo złożyliśmy nasze CV, portfolio, referencję na stanowisko, na które nie spełnialiśmy wymagań jeszcze, bo są one na prawdę kosmiczne i przejebane. Po 2 tygodniach od aplikacji, zadzwoniła do mnie angielka z HR, maglowała mnie 25 minut, ale na samym końcu ustawiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną, pomimo, że nie spełniam jeszcze wymagań formalnych. Sama rozmowa dosyć przejebana, babka z HR + anglik + hindus przepytywali mnie nawet o rozmiar fiuta przez 1,5h. Wypytywali o wszystko o co mogli, o problemy przy konkretnych projektach, o sposoby obliczeń, o normy znane tylko ludziom z rynku angielskiego, o kruczki w programach obliczeniowych. No, ale jakoś poszło i przetrwałem, podobnie jak mój kumpel. Wczoraj dostałem telefon od tej samej angielki z HR, że wypadliśmy najlepiej ze wszystkich kandydatów, że są bardzo zadowoleni z rozmowy i proponują nam pracę. Wynegocjowałem dużo lepsze stanowisko niż mam teraz, 2400 zł podwyżki w stosunku do obecnej pensji, oczywiście w pakiecie dają prywatną opiekę medyczną, kartę multisportu, do tego bonus co pół roku w postaci profitshare'a, cykliczne wyjazdy do Anglii w ramach projektów i możliwość zarządzania swoimi projektami.

Mało tego, wczoraj po prezentacji w rozmowach kuluarowych poznałem gościa, który zamierza rozkręcać swój własny bizness na rynku angielskim i myślę, że jak trochę szczęścia dopisze, to będzie się nam dobrze współpracować.

Także to tyle, nic nadzwyczajnego, ale jak dla mnie bomba, bo mam zajebistą możliwość dalszego rozwoju i zdobywania zagranicznych rynków, totalnie uniezależniając się od polskiego bagienka.
Będzie pite! Gratulacje :)
 
Back
Top